Prezydent Andrzej Duda, jako pierwszy polityk poważnie rozpoczął dyskusję na temat Konstytucji Rzeczpospolitej i konieczności zmiany obecnie obowiązującej, postkomunistycznej ustawy.
– Chcę, aby w sprawie Konstytucji Rzeczypospolitej odbyło się w naszym kraju w przyszłym roku, roku 100-lecia niepodległości, referendum – powiedział Andrzej Duda w czasie przemówienia z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3-go maja.
Uważam, że należy tę dyskusję podjąć. Zgadzam się z panem prezydentem, że stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę jest doskonałą okazją, by naród polski wypowiedział się w kwestii przyszłego ustroju Rzeczpospolitej. Nie ulega wątpliwości, że obecna Ustawa Zasadnicza jest wadliwa i powinna zostać zmieniona. Proces tworzenia nowej konstytucji będzie z całą pewnością długotrwały i przy dzisiejszym podziale mandatów w parlamencie, a zwłaszcza wobec destrukcyjnych działań totalnej opozycji, zapewne nie zakończy się sukcesem w tej kadencji Sejmu. Niemniej jednak, trzeba już dziś propagować te treści i zasady, które musza znaleźć się w ustawie. Chcę zacząć tę dyskusję, rozpoczynając od kwestii, która – moim zdaniem – jest jedną z najistotniejszych!
Spośród kilku praw, które powinna nam gwarantować konstytucja, niezwykle ważnym jest wolność słowa. Prawo do swobodnego wyrażania swych myśli nawet, jeśli te myśli są niepopularne, niepolityczne, nieprawomyślne, a nawet dla kogoś obraźliwe. Takie prawo jest warunkiem koniecznym dla istnienia demokracji. System demokratycznych rządów może funkcjonować tylko i wyłącznie wtedy, gdy każdy obywatel, w tym walczący o władzę polityk, kształtujący opinię publiczną publicysta, czy recenzujący władzę dziennikarz, może swobodnie wyrazić swe zdanie. Ostatnie dziesięciolecia pokazały nam jasno, jak wielkim zagrożeniem jest cenzura. Dzięki niej środowiska lewicowe i kulturowi marksiści doprowadzili do ograniczenia wolności słowa. Pod pozorem walki z bliżej niesprecyzowaną „mową nienawiści” nakładają kaganiec na wszystkich, których uważają za zagrożenie dla swej fałszywej i groźnej ideologii. Tymczasem pojęcie mowy nienawiści jest tak niejasne i tak trudne do zdefiniowania, że wielokrotnie zostało wykorzystane do zamykania ust przeciwnikom politycznym. Nie trzeba chyba nikogo na tych łamach przekonywać, że walka z mową nienawiści prowadzona przez lewaków i opanowane przez nich instytucje, jest wyjątkowo jednostronna. Wszelkie próby egzekwowania ich własnych zasad, kiedy są one łamane poprzez stosowanie mowy nienawiści w stosunku do prawej strony, a szczególnie w stosunku do katolików, są nieskuteczne.
Można w postawić temu postulatowi dwa zarzuty. Pierwszy z nich jest taki: dopuszczenie do głosu wszystkich, bez jakiejkolwiek kontroli, może spowodować skutki tragiczne. Przykładem może być zabójstwo Marka Rosiaka przez podjudzonego antypisowską propagandą Ryszarda Cybę, do którego doszło w 2010 roku. Istotnie jest takie ryzyko. Jednak należy rozróżnić wyraźnie słowa od czynów. Po zwycięstwie Donalda Trumpa, amerykańska piosenkarka Madonna kilkukrotnie mówiła publicznie, że myśli o wysadzeniu w powietrze Białego Domu. Wolno jej. Gwarantuje jej to amerykańska konstytucja. Ale gdyby ktoś przez nią podjudzony istotnie spróbował wysadzić Biały Dom, to i ten ktoś i Madonna trafili by przed oblicze sądu. Wolność słowa nie likwiduje odpowiedzialności za nie! To, co powinno być karane, to nie mowa nienawiści, ale przede wszystkim głoszenie nieprawdy.
Drugie niebezpieczeństwo to możliwość obrażania uczuć religijnych. Nasuwa się przykład spektaklu teatralnego, niesławnej „Klątwy”. Otóż uważam, że problem „Klątwy” to przede wszystkim problem finansowania tego spektaklu z pieniędzy publicznych, które nigdy nie powinno mieć miejsca. Obawiam się, że żadne ograniczenia administracyjne nie są równie skuteczne, jak zakaz finansowania takich przedsięwzięć z publicznych pieniędzy, o którym nawiasem mówiąc – również należało by pomyśleć.
Jest wszakże jeden podstawowy warunek, pod którym można znieść obrażanie naszych uczuć religijnych i podjąć ryzyko stania się obiektem ataku osoby niezrównoważonej. To warunek, który uważny czytelnik już pewnie potrafi sam wskazać. Wolność słowa musi zostać zagwarantowana wszystkim! W ramach tej wolności słowa musimy mieć prawo także do publikowania swych opinii! Zasadniczym celem gwarancji wolności słowa w nowej konstytucji musi być jasno sformułowana i niepodważalna zasada, wedle której żaden działający na terenie naszego kraju operator medialny nie może blokować wolności wypowiedzi ze względu na ich treść. Szczególnie dotyczyć to musi takich miejsc, jak media społecznościowe. Zapis musi nam zagwarantować, że o tym co w Polsce wolno mówić, a co nie, nie będą decydować inni, na przykład – jak to już miało miejsce – kanclerz Niemiec Angela Merkel, wraz z twórcą facebooka, Markiem Zuckerbergiem. Trzeba skończyć z sytuacją w której w mediach społecznościowych prawo do wolnej wypowiedzi mają tylko lewacy, obrażać można tylko katolików, a usuwa się wypowiedzi tylko patriotów! Musimy zapewnić sobie konstytucyjne prawo do wolności słowa! Polska musi się stać wyspą wolności słowa na tle zakłamanej Unii Europejskiej.
Lech Mucha
Dodałbym jeszcze jeden aspekt, a mianowicie: ciekaw jestem czy Polaków będzie stać na preambułę podobną do węgierskiej ze słynnym: Boże, błogosław Węgrów!
A może nie będziemy się kierować tylko motywem zagwarantowania wolności od lewackiej ingerencji, ale pójdziemy krok dalej? Lewacy doprowadzili do tego, że boimy się nawet wspomnieć o tym, że naszym fundamentem jest wiara katolicka.Przecież żeby państwo należycie funkcjonowało musi mieć solidny fundament. Nie ma solidniejszego fundamentu, a to właśnie na takim fundamencie nawet lewacy będą mogli czuć się bezpiecznie pod warunkiem przestrzegania prawa – elementarnych zasad etycznych.
To nie jest realistyczne ani sensowne. Zgodnie z tą zasadą musielibyśmy wpuszczać na portal każdy stek pomyj i bluźnierstw. Wyklucza ona prowadzenie jakiejkolwiek polityki redakcyjnej. Nie da się na skróty zastąpić czymś mądrości czytelników i użytkowników platform medialnych. To oni musza świadomie odrzucić zgniłe owoce – media, które zamiast poszukiwać prawdy lansują jakieś ideologie i manipulują informacją.
Nie dajmy się wpuścić w kanał masońskiego myślenia.
“Lepiej powiedzieć kurwa mać niż polityka pro-rodzinna.”
Tutaj będziemy dyskryminować i ograniczać wolność słowa: bluźniercom, kłamcom i wrogom Polski.
A czy teraz jesteśmy w stanie powstrzymać stek bluźnierstw? Czy jesteśmy w stanie powstrzymać Hołdysa i Lisa przed pluciem? No, może tutaj tak, ale w ogóle nie. A za to, na mocy przepisów o mowie nienawiści my sami jesteśmy wycinani w pień z mediów, które są w rękach lewactwa. Co z tego, że pracę redakcyjną na najwyższym poziomie odwali redaktor portalu ekspedyt.org, co z tego, że tu mogę pisać prawdę i tylko prawdę, skoro największe portale społecznościowe są w rękach marksistów? Ci, którzy słuchają Lisów i Hołdysów, mają do ich jadu dostęp i tak, a my się – na popularnym forum nie możemy odgryźć, bo nas pod byle pozorem Zuckenberg załatwi na cacy… Dlatego z całą odpowiedzialnością mówię, jestem za wolnością słowa, z odpowiedzialnością za kłamstwa i z poszanowaniem prawa własności. Ponieważ w zamian za czytanie reklam dostaję swoje miejsce na portalu, np. na facebooku, muszę mieć po pierwsze prawo do publikowania tam tego co chcę i również do cenzurowania treści, bo to jest moje miejsce. Ale nie może być żadnych odgórnych prób ingerencji w moją wolność słowa ze strony władz portali społecznościowych. Bo taka ingerencja – jak widać dzisiaj – obraca się przeciw nam.
Trzeba doprowadzić do delegalizacji marksizmu, ale nie można stosować marksistowskich metod walki ideologicznej.
Zmuszenie wszystkich, aby publikowali wszystko jak leci to przysłowiowe wylanie dziecka z kąpielą. Proszę sobie wyobrazić wolność słowa przez którą będziemy ciągani po sądach jeśli odmówimy publikacji bluźnierczych filmów albo anonsów usług seksualnych.
Nikt nie musi, a nawet nie może publikować treści pedofilskich dlatego, że ich propagowanie jest uznane za przestępstwo. Tak samo polityka redakcyjna (np. Facebooka) służąca promocji marksizmu kulturowego powinna być zakwalifikowana jako działanie na szkodę Narodu, dobra publicznego itp. itd. – i zakazana, a odmowa zaprzestania takich praktyk powinna skutkować zakazem prowadzenia działalności na terenie naszego kraju.
Ależ likwidacja cenzury, z jednoczesnym poszanowaniem własności i praw z niej wynikających jest zaprzeczeniem marksizmu!
Nie zmuszamy wszystkich do publikowania wszystkiego. Prywatny właściciel może robić co mu się podoba, w tym cenzurować. Ale jeśli taki np. twitter, na podstawie umowy, w zamian za oglądanie reklam, udostępni część przestrzeni mnie i Hołdysowi, to i ja i Hołdys musimy mieć prawo do zarządzania ta przestrzenią. Nie wierzę w skuteczność administracyjnego zlikwidowania marksizmu…
Ale Twitter jest takim samym przedsięwzięciem prywatnym jak Ekspedyt.org!
Czy jeśli dopuścimy reklamy, to będziemy musieli publikować tu teksty Hołdysa?
A jeśli przestaniemy być non-profit, to gdy zagości tu Tomasz Lis, nie wolno będzie grzecznie wskazać mu wyjścia (“proszę łaskawie przejść na tvn.pl”)?
Przepraszam, ale boję się takiej wolności słowa.
Obecność reklam i konieczność ich czytania to tylko substytut zapłaty, czyli zwykłego wynajmu fragmentu przestrzeni.
Jeśli wynająłem przestrzeń, muszę mieć możliwość jej organizowania.
Ja się nie boję ani Lisa, ani Hodłysa, nie boję się tego co mówią. Boję się tego, że ja nie mogę mówić wszystkiego. Jeśli zakazalibyśmy cenzury, to istotnie, musielibyśmy przyjąć tu Lisa i pozwolić mu pisać to co myśli – na swoim koncie! I tylko tam! W zamian za to my moglibyśmy bez ogródek napisać prawdę o wszystkim na facebooku i twitterze itp. My mówimy prawdę, on manipuluje. Manipulacje lemingów, ubeków, lisów, hołdysów, owsiaków, siła tej manipulacji wynika nie z siły ich przekazu, tylko z cenzury naszego przekazu i niemożności dotarcia do czytelników z Prawdą.
Jest oczywiste, że taka wolność ma swoją cenę. Ja po prostu uważam, że trzeba ja zapłacić.
Siła zasięgu manipulacji lewactwa nie bierze się tylko z nierównych warunków publikowania, ale przede wszystkim – z finansowania.
Dopóki osoby i banki prywatne, a nie naród są zarządcą i beneficjentem emisji pieniądza, dopóty manipulacje będą zwyciężać nad prawdą.
Wracamy więc do postulatu wprowadzenia suwerennego, narodowego pieniądza (wyeliminowania prawa banków prywatnych do kreacji pieniądza ex nihilo).
To prawda! Pieniądz ma znaczenie. Ale gdyby tylko o pieniądz chodziło, to marksiści nie musieli by przeznaczać sporych sił i środków na utrzymywanie poprawności politycznej w mediach społecznościowych, czyż nie?
Finansowanie mediów to problem powiązany z tematem dyskusji. Ja jestem za suwerennym pieniądzem i za zakazem finansowania mediów przez obce pieniądze.
Uznając oczywiście szczytne cele wolnosci słowa, odniosę się tylko do meritum, czyli zapowiedzi p.Prezydenta Dudy.
Otóż mamy w referendum wypowiadać sie na temat NASZEJ konstytucji, a nie konstytucji Unii Europejskiej, czy jak sie nazywa nadrzędne nad krajowymi prawo unijne. Pan Prezydent Duda nie zapowiada referendum na temat wystapienia z Unii, a tylko wtedy moglibyśmy ustanowic suwerenną, zgodna z naszymi oczekiwaniami konstytucję.
Dopóki prawo unijne jest nadrzędnym nad naszym prawem i dopoki każdą kwestie może rozstrzygnąć Trybunał Europejski zgodnie z interesem Unii, zapowiedzi referendum konstytucyjnego, to tylko demagogiczny populizm.
Tak jak na straży właściwej wersji historii stoją paragrafy Kodeksu Karnego, tak na straży wolności słowa dla marksizmu kulturowego stoi całe prawodawstwo unijne.
Nie jestem pewien, czy dobrze się rozumiemy.
Według mnie pieniądz jest dla lewaków środkiem do celu. Celem jest “rząd dusz”, wytworzenie “nowego człowieka”, posłusznej plasteliny ludzkiej, której będzie można nadać dowolny kształt – zgodnie z inwencją i fantazją klasy rządzącej (awangardy ludzkości). Utrzymywanie poprawności politycznej to po prostu tresura, abyśmy w końcu zapytani czy kartka jest biała czy czarna odpowiedzieli z własnej woli tak, jak tego oczekuje wódz (w sensie ogólnym, może to być “wódz” kolektywny) – niezależnie od stanu faktycznego.
Oczywiście, że celem lewaków jest rząd dusz a pieniądze są celem. Ale twierdzę, że ich propaganda się sama nie obroni przed naszą prawdą i dlatego są zmuszeni do cenzurowania nas, a to kosztuje.
Dowód w sprawie:
http://janmak.salon24.pl/778945,jest-zle-i-bedzie-jeszcze-gorzej-czyli-linia-programowa-mediow-antyrzadowych
Stanowczo jestem za cenzurą dla manipulacji i kłamstwa, a nie za obowiązkową wolnością słowa (czytaj nie wolno nikomu zabronić publikowania czegokolwiek).
W tym sensie, to ja też jestem przeciw manipulacji i kłamstwom! Zdecydowanie musi być odpowiedzialność za słowo. Kłamstwo musi być po prostu karane. Ale nie da się działać prewencyjnie. To znaczy da się, oczywiście, ale my, “prawacy” poniesiemy, a właściwie już ponosimy wysokie koszty takiej cenzury. Zadajmy proste pytanie: kto ma cenzurować manipulację i kłamstwa
Jeśli tekst z salonu24 jest dowodem na to, że kłamstwa są stosowane, to zapytam po pierwsze, kto miałby ocenzurować te łżemedia? I po drugie: na jakiej podstawie prawnej? Da się znaleźć zapewne jakiś paragraf na kłamstwo, ale jaki paragraf pozwala ich ocenzurować? Ale najważniejsze jest pytanie, kto ma to robić? I jaką mamy gwarancję, że ocenzuruje ich kłamstwa, a nie naszą niewygodną prawdę?
1. Czytelnicy. Ludzie muszą zacząć szanować samych siebie i bojkotować kłamliwe media.
2. Redakcje – jeśli np. bloger pisze nieprawdę, trzeba to wyeksponować albo zablokować mu możliwość publikacji. Oczywiście tylko wtedy, gdy chodzi o kłamstwa i manipulacje, a nie – podawanie informacji lub komentowanie niezgodne z linią redakcyjną. Za blokowanie z powodów ideologicznych powinny być wysokie kary (tak jak i za łgarstwo).
3. W takich przypadkach jak opisany w S24, dotyczący Facebooka – sądy. Uczciwe, obiektywne sądy. Aby Państwo Polskie miało takie sądy potrzebna jest oczywiście rewolucja (w sensie radykalnej zmiany, nie – w sensie krwawej jatki sterowanej przez loże i służby).
Czy dojście do tego jest możliwe?
Jeśli nie, czy jest realistycznym oczekiwanie, że w państwie zniewolonym przez masonerię , finansjerę, grupy przestępcze mające często powiązania z komuchami i obce służby uda się ukrócić nieuczciwość w mediach?
Ad 1- ok. Ale to nie cenzura, tylko bojkot. Aby do niego doszło, najpierw musi być wolność słowa.
Ad 3- ok. Ale to nie cenzura, tylko kara za kłamstwo itp. Aby do niej doszło, najpierw musi być wolność słowa.
Ad 2- Redakcja ma prawo ingerować w teksty, nie tylko ze względu na kłamstwo ale i z innych powodów. Ale na moim blogu, to ja jestem redaktorem. Na twitterze to ja jestem redaktorem. Na ambonie w kościele – ksiądz jest redaktorem i musi to co mówi uzgodnić nie z GieWu, tylko z własnym proboszczem. I – oczywiście – ani na blogu, ani z ambony nie można bezkarnie kłamać. To znaczy – trzeba ponosić konsekwencję, ale za udowodnione kłamstwo, a nie za obrażanie uczuć, za mowę nienawiści itp.
Pyta Pan czy w państwie zniewolonym przez masonerię , finansjerę, grupy przestępcze mające często powiązania z komuchami i obce służby uda się ukrócić nieuczciwość w mediach?
Właśnie po to, by uwolnić nasz kraj spod tych wszystkich wpływów – właśnie po to (!), musi być wolność słowa, musi być poszanowanie własności prywatnej, musi być odpowiedzialność za słowo i musi być odpowiedzialność za posiadaną własność.
Ja muszę mieć prawo do mówienia, że w mojej ojczyźnie jest tak, czy tak. Ograniczanie prawa do wolności słowa i do publikacji moich opinii (z poszanowanie prawa własności, oczywiście) jest szkodliwe bardziej dla mnie i dla Pana, niż dla masonerii, finansjery i grup przestępczych powiązanych z marksistami i obcymi służbami.
W zakresie ograniczonym przez właściciela platformy. Np. decydując się na publikowanie wpisów na Facebook.com godzimy się na regulamin, którego jeden z punktów mówi, że “Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia dowolnej treści lub informacji opublikowanej na Facebooku przez użytkownika, jeśli uznamy, że jest ona sprzeczna z niniejszym Oświadczeniem lub naszymi zasadami” (patrz także https://www.facebook.com/communitystandards).
Czy dobrze rozumiem, że według Pana takie zapisy powinny być zabronione?
Taka “przymusowa wolność słowa” chyba jednak jest bardziej ograniczeniem wolności, niż jej zapewnieniem.
W przypadku cytowanego zapisu można byłoby za to domagać się, by brzmiał on w taki sposób: “Zastrzegamy sobie prawo do usunięcia według naszego uznania dowolnej treści lub informacji opublikowanej na Facebooku przez użytkownika”. Takie sformułowanie jest uczciwe w przeciwieństwie do oryginalnego, w którym najwyraźniej próbowano zakamuflować pełną swobodę i uznaniowość ingerowania w publikacje użytkowników.
Mimo uporu z jakim bronię swojego zdania (tak, jestem go świadom ;-) – uważam za godne odnotowania, że w gruncie rzeczy chodzi nam o to samo: o ukrócenie lewackich manipulacji w mediach.
Mnie się jednak wydaje, że bardzo trudno byłoby zabronić nierównego traktowania różnych poglądów w kontekście zasady wolności słowa, bez doprowadzenia do kolejnych problemów i faktycznego ograniczenia wolności w ogóle.
A może dyskutujemy zbyt abstrakcyjnie?
Czy podjął by się Pan próby skonstruowania zapisu, który gwarantowałby zbawienną – Pańskim zdaniem – wolność słowa?
Ale prawo do kształtowania polityki redakcyjnej nie jest ograniczeniem wolności słowa!
Wolność słowa polega na tym, że może Pan stworzyć medium i pisać w nim cokolwiek uważa Pan za ważne i słuszne, a nie na tym, że każdy kto takie medium posiada musi umożliwić Panu nieskrępowaną twórczość.
Prawo wydawcy do polityki wydawniczej jest święte i nie napisałem nigdzie, że zamierzam z nim walczyć. Natomiast inna sytuacja jest w mediach społecznościowych. Tutaj właśnie należy walczyć ustawowo, konstytucyjnie, z zapisami ograniczającymi wolność słowa. Mark Zuckenberg dostarcza korporacjom mnóstwo wiedzy o mnie, w zamian dając mi możliwość wypowiedzi na forum publicznym. Jest to odpowiednik Hyde Parku. I chcę, żeby moje państwo mi zwróciło stan równowagi między mną, a korporacjami, mną a Zuckenbergiem. Tu jest właśnie zasadnicza różnica między Gazetą wyborczą, która może mi odmówić publikacji tekstu, bo jest czyjaś. Nie mogę od Sorosa żądać niczego, bo to jest jego medium. Inaczej musi być w medium społecznościowym.To nie jest takie samo typowe medium, to nie jest ściśle środek masowego przekazu. To jest medium społecznościowe.
Ja nie jestem prawnikiem, ale myślę, że zapis w Konstytucji powinien być jak najprostszy, mniej więcej taki jak poprawka do konstytucji USA, która gwarantuje wolność słowa. A reszta to – stety i niestety – wykładnia sądów.
Czy manipulacje w mediach społecznościowych nie są po prostu formą dezinformacji i kłamstwa?
Dlaczego wolałbym zakaz kłamania niż nakaz wolności słowa?
Uważam, że hasło wolność we współczesnym słowniku funkcjonującym na obszarze zdominowanym (w każdym razie do niedawna) przez kulturę europejską ma konotację pochodzącą raczej z ideologii masońskiej, przenikającej do haseł Rewolucji Francuskiej i marksistowskiej oraz obecnie – do postmodernizmu, czyli ideologicznego fundamentu kołchozu europejskiego zwanego UE.
Nakazywanie wolności i praw do różnych dóbr przez konstytucje i ustawy jest pełne sprzeczności:
– wolność głoszenia dowolnych poglądów może być rozumiana jako wolność do głoszenia nieprawdy oraz jako obowiązek udostępnienia przez państwo mediów, w których te treści byłyby swobodnie głoszone
– prawo np. do bezpłatnej edukacji i opieki zdrowotnej jest w istocie ustanowieniem obowiązku fundowania tych dóbr przez ludzi pracujących tym, którzy nie pracują (nie zawsze z powodów od nich niezależnych
– itd. itd.
W odróżnieniu od powyższych, zakaz dezinformowania (także przez prowadzenie selektywnej, niejawnej cenzury w mediach społecznościowych) jest prosty, zgodny z Ewangelią i dużo trudniej (jeśli w ogóle to możliwe) jest wypaczyć jego sens, niż w przypadku “wolności słowa”, zaś jego efekt – przy uczciwych sądach będzie chyba tym, o co nam chodzi.
Zakaz kłamania – też sądzę, że jest to znacznie lepsze od tzw. wolności słowa. Jeżeli bowiem nie kłamię (nie mówię świadomie nieprawdy) to zakaz taki mnie nie dotyka. Jeżeli się pomylę i nieświadomie napiszę nieprawdę, wówczas zakaz kłamania mnie teoretycznie nie dotyczy (bo kłamstwo jest działaniem świadomym). Ale tylko teoretycznie, gdyż dowiedziawszy się, że nie piszę prawdy, wówczas już staje się to kłamstwem. Tyle w ogólności, bo w szczegółach to może ukazać się skomplikowana i trudna droga dochodzenia do prawdy, argumentacja etc… ale nie ma sensu teraz brnąć w szczegóły.
Tylko… Cóż to jest prawda…..
I to jest zasadnicze dla omawianej sprawy zagadnienie. Jeżeli bowiem uznamy, że prawda jest jedna i niezależna od obserwatora, wówczas możemy do tej prawdy dochodzić.
Niestety, aktualnie w kwestii prawdy panuje “pośrodkizm” (prawda leży pośrodku) czyli wyznaczanie prawdy bądź ze średniej wszystkich opinii, bądź średniej ważonej, gdzie wagą jest liczba człowieków popierających daną “wersję” prawdy (sondażyzm, numerokracja).
Ale nawet odrzucając “pośrodkizm” liberalizm stanął na stanowisku (fałszywym oczywiście), że prawda, jako jedna dla wszystkich nie istnieje, stąd pojawić się musi wolność w ogóle, a wolność słowa w szczególe, bo nie ma możliwości dowiedzenia kłamstwa jest tylko “Twoja prawda, a taka jest moja prawda”, nie ma więc kłamstwa, na jakiej więc podstawie zakazywać komuś wypowiadania “jego prawdy”. jeśli ja chcę wypowiadać swoją.
Przepraszam Pana Lecha Muchę, że posłużę się tendencyjnie zestawionymi cytatami z Pańskich wypowiedzi, bo zapewne nie odzwierciedlają Pańskich myśli.
Proszę zwrócić uwagę na sformułowania (podkreślenia moje):
Jaki więc widzę haczyk. Otóż domagając się wolności słowa, chodzi mi wyłącznie o to, że nikt nie ma prawa mnie zabronić mówić, to moja wolność, czyli ja staje się najważniejszy, nie zaś prawda.
Zatem pierwszy krok, jaki trzeba zrobić to przyznać, że prawda jest poznawalna, niezależna od obserwatora. – tutaj oczywiście pomijam mechanizm udowadniania, albo dochodzenia do prawdy.
Krok drugi: Kiedy już wiemy, co to jest prawda, ogłosić możemy zakaz kłamania, skoro potrafimy udowodnić kłamstwo.
I teraz możemy dojść do kroku trzeciego, czyli odpowiedzialności za kłamstwo, to znaczy za jakie kłamstwo jak karać, ale to już temat na inną okazję.
A jak zapobiegać? nie jest to na pewno w 100% możliwe, bo oczywiście nie wyznaję naiwnej wiary, że ustanowienie kar wyeliminować może wszystkie kłamstwa.
Ale bojkot to jest chyba za mało, chyba notorycznym kłamcom trzeba zakazać wypowiadania się publicznie i karać za każde otworzenie ust, bo sofistyka ma długą przeszłość i nie zawsze łatwo ją rozpoznać.
Przypomniał mi Pan ważne słowa ks. Guza: “każdy, kto mówi ‘istnieje prawda obiektywna’ odnosi małe zwycięstwo nad komunizmem i jego nowoczesnym rozwinięciem – postmodernizmem.”
Mogłem przekręcić jakieś słowo, ale sens oddałem wiernie.
Bez uznania prawdy obiektywnej wszystko: dobro, wolność, miłość, sprawiedliwość – zatraca swoje znaczenie.