Sierpień i wrzesień to w Polsce czas patriotów. W tym roku jeszcze bardziej niż zwykle. Kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, pogrzeb Inki i Zagończyka, rocznica wybuchu II Wojny Światowej dały nam okazję zarówno do manifestowania przywiązania do ojczyzny, jak i do głębszego poznawania naszej historii. Mimo żałosnych prowokacji ze strony KOD-u, TVN-u i Gazety Wyborczej, mających zniechęcić nas do świętowania, mimo chybionych prób odebrania nam prawa do noszenia symboli patriotycznych, w rodzaju kuriozalnej akcji Upamiętniaj godnie, widać wyraźnie, że coraz więcej Polaków opowiada się jednoznacznie po stronie prawdziwej historii Polski i jej prawdziwych bohaterów. Rodacy coraz więcej wiedzą i są coraz bardziej dumni z tego, że są z krwi i z kości tych, którzy za wolność i ojczyznę oddawali życie, których mordowali Niemcy, a potem komuniści sowieccy i ich poplecznicy w Polsce. Tych, którym próbowano odebrać godność i skazać na zapomnienie wrzucając ich umęczone ciała do dołów pod chodnikami. Ale mamy jeszcze jeden powód do dumy. Jako jeden z niewielu krajów w naszym rejonie świata nie musimy wybielać historii. My nie musimy tworzyć mitów założycielskich.
Nie musimy – jak Ukraińcy – wynosić na pomniki zbrodniarzy, by wokół nich budować propaństwowy zapał. Oni muszą – zapewne z braku lepszych bohaterów – czcić pamięć Bandery, człowieka mającego hektolitry krwi na rękach i dziesiątki tysięcy istnień na sumieniu.
A my mamy rotmistrza Pileckiego, Inkę, pułkownika Kuklińskiego…
Niemcy muszą – z dużą trudnością – wyszukiwać pojedynczych wrogów Hitlera i organizować na ich cześć uroczystości. Tak jak to jest z Clausem von Stauffenbergiem, uczestnikiem nieudanego zamachu na Hitlera, którego honorował na jednej z rocznic niesławnej pamięci Strażnik Żyrandola, były prezydent Bronisław Komorowski. Prawda jest taka, że większość Niemców wspierała nazistów, a tylko pojedyncze jednostki, teraz oczywiście wychwalane pod niebiosa, były przeciwko. Organizacja antynazistowska Biała Róża, działająca w latach 1942-1943 liczyła sobie sześcioro (!) członków!
A my Powstańców Warszawskich, żołnierzy armii generała Andersa, żołnierzy Armii Krajowej, harcerzy z Szarych Szeregów, Żołnierzy Niezłomnych, możemy liczyć w dziesiątkach, jeśli nie w setkach tysięcy.
To my stworzyliśmy Państwo Podziemne, organizację bez żadnego porównania większą i skuteczniejszą niż połączone “ruchy oporów” z krajów Europy Zachodniej, które mogą najwyżej posłużyć za kanwę seriali komediowych w stylu “Allo, allo”.
My możemy robić filmy o bohaterach! Oni – co najwyżej komedie.
Niemcy muszą się wybielać, tworzyć historię alternatywną, bo to jest dla nich korzystne. Ale muszą przy tym historię fałszować. Po opublikowaniu tekstu Problem Rzezi Wołyńskiej, a polska racja stanu, spotkałem się z zarzutem, że namawiam do narzucania przez Polskę, wschodniemu sąsiadowi, naszej narracji historycznej. Ten zarzut został poparty argumentem, że przecież buntujemy się, kiedy Niemcy postępują tak wobec nas. Mój krytyk nie zauważył przy tym zasadniczej różnicy, że my – wchodząc w oczywisty spór dotyczący wspólnej historii, zarówno z Rosją, Niemcami, jak i Ukraińcami – mamy za sobą prawdę. Niemcy muszą kłamać, a Ukraińcy honorować bandytów!
Poparcie dla idei patriotycznych i narodowych, okazywane publicznie ma duże znaczenie praktyczne. Zostanie zauważone poza granicami Polski. Stanie się wsparciem dla działań, jakie podejmuje polska dyplomacja w Europie i w świecie. Po sukcesie szczytu NATO, Światowych Dni Młodzieży, na skutek konsekwentnego postępowania polskiego rządu, które zaczęło się od wystąpienia pani premier Beaty Szydło w Parlamencie Europejskim, zaczynamy być postrzegani w prasie zachodniej jako poważny gracz na scenie politycznej Europy. Zacieśnieniu ulega współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej, do Polski przyjeżdżają kolejni politycy, między innymi Angela Merkel, czy premier Wielkiej Brytanii Theresa May. Polski minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski jest coraz uważniej słuchany za granicą. Brednie o nieuchronnej izolacji, w jaką miała popaść Polska po tym, jak PO straciła władzę, wrogowie zmian mogą sobie wydrukować na grubym papierze i włożyć w buty, będzie im cieplej, gdy będą zimą działali w “państwie podziemnym”, zapowiadanym przez Mateusza Kijowskiego.
Opozycja jest w każdej demokracji niezbędna. Niezbędni są dziennikarze, patrzący władzy na ręce. Dlatego należy przyjmować do wiadomości krytykę, płynącą ze trony normalnej opozycji – do której niestety, nie można zaliczyć ani Platformy Obywatelskiej, ani KOD-u i Nowoczesnej. Dlatego nie wolno wieszać psów na każdym dziennikarzu, który odważy się zakwestionować działania rządu, ale – z drugiej strony – trudno ufać dziennikarzom takich mediów jak TVN, Gazeta Wyborcza, Onet, itp., skompromitowanych tym, co mówili i pisali przez całe lata. Największym zagrożeniem ze strony totalnej, antypolskiej opozycji jest to, że są tam środowiska przeciwstawiające idei Polski i w ogóle idei państw narodowych – ideę Unii i to raczej w jej wizji lewicowej.
Tymczasem, dla wspólnego dobra, pomiędzy rządem, a opozycją musi być pewna zgoda co do kierunku marszu!
Wspólna praca na arenie międzynarodowej, jaka powinna łączyć i rząd i opozycję, jest o tyle ważna, że wydaje się, iż otwiera się dla nas “okienko”, kombinacja pewnych okoliczności, jednych mniej, innych bardziej dla Polski korzystnych, które musimy jak najlepiej wykorzystać. Jest to nasz obowiązek wobec przyszłych pokoleń! Państwa, które zawsze były dla nas największym zagrożeniem, mają swoje poważne problemy (Niemcy z imigrantami, Rosja z wojną, którą już toczy na dwóch frontach) i jakkolwiek nie wolno pod żadnym pozorem spuszczać ich z oka ani na moment, to należy jak najlepiej ten czas wykorzystać.
Droga Opozycjo, ale nie ta totalna, tylko ta normalna, Szanowni Państwo Dziennikarze, najbliższa lata będą czasem patriotów. Jeśli staniemy wszyscy po właściwiej stronie – wierzę, że nic nas nie powstrzyma!
Lech Mucha
Tekst ukazał się drukiem w tygodniku Polska Niepodległa
______________________________________________________________________________________________________________
Fot. drapieżniki.pl/banzaj.pl
Bardzo chętnie zjednoczyłbym się z patriotami z PiS, lecz obawiam się, że jest to niemożliwie. Niedawno w radiu Zet minister Błaszczak nazwał ONR “marginesem marginesów” i postawił ich na jednej płaszczyźnie z KOD.
Myślę, że pan Błaszczak również nazwałby marginesem wielu patriotów spoza ONR, dlatego czas na następny krok. Pierwszym było odsunięcie od władzy ludzi związanych z KOD-em, drugim krokiem powinna być dobra zmiana w samym PiS-ie lub odsunięcie PiS-u od władzy. Na razie nie ma silnej i skonsolidowanej alternatywy, bo opozycja prawicowa również od czasu do czasu szwankuje na umyśle.
Jednym z najważniejszych zadań naszych nieprzyjaciół jest niedopuszczenie do zjednoczenia prawicy – prawicy realnej. Chcą utrzymać fałszywy podział: PIS quasi prawica versus KOD.
Jak najbardziej. Mam nadzieję, że normalna opozycja powstanie na prawo od PiS. Zresztą PiS jest partią lewicową i to nie ulega wątpliwości. Moje poparcie dla PiS wyrażone kartą do głosowania i niektórymi tekstami jest w oczywisty sposób “mądrością etapu”. Niebezpieczeństwem dla Polski są targowiczanie spod znaku KODu, ale i zagrożenia zewnętrzne. I dlatego niezwykle ważne jest, by w polityce zagranicznej zaistniało porozumienie. A KODem i PO – niemożliwe.