Polecam Państwu zapoznanie się ze stroną internetową http://www.numberofabortions.com/ , na której pokazywana jest w czasie rzeczywistym liczba aborcji rejestrowanych w placówkach aborcyjnych w USA i na całym świecie. Chociaż licznik nie uwzględnia aborcji nielegalnych i nierejestrowanych, to liczby, które tam zobaczycie i tak są PORAŻAJĄCE. W chwili gdy to pisałem, licznik pokazywał 21 308 787 (ponad dwadzieścia jeden milionów) aborcji dokonanych w tym roku na całym świecie i 573 930 aborcji dokonanych w tym roku w USA, z czego tylko 5 567 (mniej niż 1%) z powodu gwałtu lub kazirodztwa, a pamiętajmy, że te liczby dotyczą tylko pierwszego półrocza. Pokazuje także liczbę aborcji dokonanych na całym świecie od roku 1980, która wynosi 1 341 056 918 (ponad jeden miliard trzysta milionów).
W świetle sporu, który toczy się obecnie w naszym kraju wokół sprawy prof. Chazana, nie sposób jest pozostawić tych danych bez stosownego komentarza. Jak wiemy, propagatorzy aborcji na życzenie uzasadniają ją za pomocą właściwie tylko dwóch argumentów: płód (zygota, embrion) nie jest człowiekiem i kobieta ma prawo decydować o swoim ciele, z czego by wynikało, że płód jest integralną częścią ciała kobiety jak palec, piersi, albo wyrostek robaczkowy. Powołują się przy tym na naukę, bo wszak, jak sami twierdzą, są wyznawcami naukowego światopoglądu. Cóż więc na ten temat mówi nauka. Czy płód jest organizmem żywym? Tak. Czy jest to życie ludzkie, zwierzęce, czy może roślinne? Ludzkie. Czy jest to jakaś tkanka chorobowa, jak np. polip, albo nowotwór? Nie. Czy płód jest integralną częścią organizmu kobiety? Nie, jest osobnym organizmem o odmiennym kodzie genetycznym, a jedynie czasowo powiązanym fizjologicznie z organizmem matki. Nauka dowodzi, że życie człowieka jest procesem ciągłym od poczęcia, aż do śmierci, a płód jest tylko jedną z faz rozwojowych, takich jak dzieciństwo i starość. Nie ma zatem żadnej sprzeczności między ustaleniami nauki, a tym co o życiu człowieka twierdzi Kościół Katolicki. Natomiast argumenty aborcjonistów są w rzeczywistości antynaukowymi przesądami.
Jak widać, na naszych oczach, a nierzadko przy akceptacji i współudziale nas, katolików, dokonuje się największe ludobójstwo w dziejach ludzkości. Jak to możliwe? Jak do tego doszło?
Sama propaganda proaborcyjna jest pewnym typem manipulacji semantycznej. Ze zbioru wszystkich ludzi wyodrębnia się jakiś podzbiór, np. Żydów, Cyganów, Słowian, katolików, przedsiębiorców, właścicieli ziemskich, dzieci nienarodzone, mężczyzn, osoby niedołężne lub niepełnosprawne umysłowo itd. Następnie ludzi należących do takiego podzbioru opisuje się jako coś podrzędnego i szkodliwego, oraz używa się wobec nich określeń degradujących i odzierających ich z człowieczeństwa, np. pasożyty, robactwo, katole, zygoty, płody, elementy antysocjalistyczne, faszyści itp. Metodyczna powtarzalność takiego przekazu prowadzi do powstania stereotypu, a ten zapewnia społeczną akceptację dla eliminacji takich „szkodliwych elementów”. Dalej następuje maskowanie zbrodniczego charakteru tego procederu. Aparat propagandowy dba o to, by obrazy i opis kaźni, ani dane dotyczące liczby ofiar nie dotarły do opinii publicznej, a jeśli jakimś sposobem się tam dostały, by się tam na stałe nie zagnieździły. Tego typu obrazy i informacje nie docierały do zwykłych mieszkańców stalinowskiej Rosji, ani innych państw komunistycznych. Dla przeciętnych Niemców, zapędzonych przez aliantów do grzebania ciał więźniów wyzwolonych obozów koncentracyjnych, to co tam zobaczyli było szokiem. Podobnie jest z aborcją – blokowane są próby upublicznienia wszelkiego typu informacji, filmów i zdjęć pokazujących prawdę o aborcji i liczbie jej ofiar (dane, które przytoczyłem na wstępie, także dla mnie były zaskakujące i szokujące). Ludzie uwiedzeni tego typu ideologiczną propagandą, dostrzegali tylko znikanie z ich otoczenia „szkodliwych elementów”, a w przypadku aborcji nie dostrzegają nawet tego.
Opisana tu przeze mnie metodyka propagowania i maskowania zbrodni nie do końca tłumaczy jednak, dlaczego w kręgu cywilizacji łacińskiej, opartej na chrześcijańskich fundamentach etycznych i aksjologicznych, z chrześcijańskim uznaniem podmiotowości i godności każdego człowieka bez względu na wiek, rasę, stan zdrowia i status społeczny (wszyscy jesteśmy dziećmi Boga), tak łatwo i na tak masową skalę możliwa stała się akceptacja społeczna, nie tylko dla zanegowania podmiotowości części tegoż społeczeństwa, ale nawet jego człowieczeństwa?
Nietrudno zauważyć, że ostatnie stulecie to okres największych zbrodni ludobójstwa, których podstawą były/są ideologie negujące podmiotowość lub człowieczeństwo wybranej kategorii ludzi. Wszelkie podobieństwa i analogie między tymi ideologiami i ich zbrodniami są w pełni uzasadnione, bo źródłem ich wszystkich jest ATEIZM.
Ateizm, kategorycznie negując istnienie Boga, odrzuca równocześnie obiektywizm prawdy, prawa naturalnego i natury człowieka. Ten ateistyczny subiektywizm ma daleko idące konsekwencje, takie jak relatywizm moralny i względność wszelkich wartości, także ludzkiego życia, co w przypadku wszystkich ideologii wyrosłych z ateizmu zawsze skutkuje zbrodnią ludobójstwa. Dodatkowo ów subiektywizm, przenoszony na grunt nauki, skutkuje nadawaniem przesądom ideologicznym statusu dogmatów naukowych. Tak było w czasach komunizmu i nazizmu, i tak samo jest obecnie. Uznanie homoseksualizmu za coś normalnego i naturalnego, uznanie związków homoseksualnych za rodzinę, dziura ozonowa spowodowana przez emisję przez ludzi freonu do atmosfery (kto jeszcze o tym pamięta?), globalne ocieplenie wywołane przez człowieka, płód to nie człowiek, gender – to tylko niektóre z tego typu przesądów ideologicznych, którym nadano status dogmatu naukowego.
Niedawno córka zwróciła mi uwagę na ciekawy paradoks : w czasach „ciemnego”, chrześcijańskiego średniowiecza istniała większa wolność debaty naukowej, niż obecnie, w dobie ateistycznej „wolności, postępu i oświecenia”. To, co się dzieje wokół wyżej wymienionych przesądów/dogmatów, jest tego znakomitą ilustracją.
Lewackie ideologie się zużywają i przemijają, dezaktualizują się też przesądy ideologiczne, ale sam ateizm, który jest podstawą tych utopijnych, zbrodniczych ideologii, jest od czasów Oświecenia stale obecny w kulturze naszego kręgu cywilizacyjnego i metodycznie zatruwa umysły i dusze ludzkie swoim irracjonalnym subiektywizmem, relatywizmem i dogmatyzmem. Powiem więcej, z pokolenia na pokolenie ten toksyczny wpływ jest coraz większy. Tu warto zwrócić uwagę na ciekawą prawidłowość. Wśród aktywistów i propagatorów lewackich ideologii o ateistycznym rodowodzie, bardzo trudno jest znaleźć przedstawicieli nauk ścisłych – lewakami są prawie wyłącznie humaniści. Jest to zupełnie zrozumiałe, jeśli sobie uświadomimy, że dla ludzi codziennie zmagających się z obiektywnym w swej istocie prawem naturalnym, ateistyczny subiektywizm i dogmatyzm jest raczej nie do zaakceptowania, nawet jeśli nie wierzą w Boga. Humanistom jest łatwiej ulec zwodniczym iluzjom ateizmu, a to właśnie oni mają decydujący wpływ na kulturę. Mało tego, wychowują całe populacje swoich światopoglądowych następców, którzy sukcesywnie opanowują kulturę we wszystkich jej wymiarach.
Jednak nie tylko kultura jest obecnie narzędziem propagowania i utrwalania w świadomości społecznej ateistycznego subiektywizmu i relatywizmu. Powodzeniem zakończył się zapowiadany przez Gramsci’ego marsz przez instytucje, na skutek czego narzędziami ateistycznej indoktrynacji stał się także system państwowej edukacji, system prawny, oraz różnego typu instytucje publiczne, państwowe i ponadpaństwowe (np. ONZ, UE, a nawet komitet noblowski), a wszystko to jest maskowane fałszywie pojmowaną neutralnością światopoglądową (to dość rozległy i złożony temat, którym zajmę się niedługo w osobnym tekście).
Mam wrażenie, że nie do końca zdajemy sobie sprawę, jak wielkie spustoszenie czyni ta metodyczna, trwająca od wielu pokoleń indoktrynacja ateistyczna w świadomości współczesnego człowieka i jak bardzo wypacza jego postrzeganie rzeczywistości. Udało się utrwalić stereotyp, w którym synonimami ateizmu jest racjonalizm, postęp, nowoczesność i naukowość, chociaż jest to doktryna światopoglądowa fundamentalnie irracjonalna i antynaukowa, a ateistyczny postęp to zawsze postęp zła, kłamstwa, głupoty, ignorancji i zbrodni. Udało się także dość skutecznie podmienić właściwe kryteria wartościujące, jakimi są prawda i dobro, na bezprzedmiotowy postęp, nowoczesność i naukowość, chociaż poglądy naukowe często są imitowane przez przesądy ideologiczne, bezprzedmiotowy postęp może równie dobrze oznaczać postęp dobra, jak i zła (relatywizm moralny i aksjologiczny), a nowoczesne kłamstwo i zbrodnia są nadal kłamstwem i zbrodnią. W efekcie, współczesny człowiek z naszego kręgu cywilizacyjnego, jest gotów zaakceptować każdy absurd i każdą zbrodnię, jeśli będą opatrzone etykietkami „postępowe, nowoczesne, naukowe”, a nawet dla wielu (niestety, także chrześcijan) stają się one imperatywami moralnymi i intelektualnymi.
Warto sobie uświadomić, że żyjemy w czasach krwawej wojny cywilizacyjnej, której ofiary, w odróżnieniu od dawnych wojen religijnych, nie są już liczone w dziesiątkach, albo setkach tysięcy, lecz setkach milionów, a nawet miliardach istnień ludzkich. Jeśli nie pozbawimy ateistów wpływu na kulturę, edukację, oraz procesy decyzyjne w państwie i instytucjach ponadpaństwowych, to nie powstrzymamy cywilizacji śmierci i jej obłąkanego pędu ku samozagładzie.
Dziękuję! Świetny tekst. Liczby pokazujące masowe ludobójstwo są porażające. Mało ludzi jest w ogóle świadomych ile bezbronnych dzieci zabija się na świecie, albo tylko w samych USA, przez to ludobójstwo kojarzy im się głównie z Hitlerem i Stalinem. Argumentacja zwolenników aborcji, jak słusznie Pan zauważył, jest sprzeczna z wiedzą naukową i nauczaniem Kościoła. Ciekawe, że identyfikują się ze światopoglądem naukowym i oświeconym, a walczą tylko Kościołem, chociaż nauka też obala ich argumentację. Relatywizm to jest rak ludzkości i zabójca prawdy. W dyskusjach z bliskimi widzę, że prawie zawsze uciekają przed prawdą i argumentami w relatywizm.
Realatywizm, który Pan dostrzega w argumentacji swoich bliskich i znajomych, jest właśnie konsekwencją wielopokoleniowej, ateistycznej indoktrynacji, o której piszę w tekście. Niestety, ten relatywizm dostrzegam też u wielu konserwatywnych publicystów, którzy zbyt łatwo zastępują bezwzględne kryteria prawdy i dobra, relatywnymi kryteriami postępu i nowoczesności.
I to jest odpowiedź na największą zagadkę.
do relatywizmu nie trzeba indoktrynować. to jest skłonność upadłej ludzkiej natury.
Nie jesteśmy biomaszynami napędzanymi wyłącznie naszymi wrodzonymi popędami i skłonnościami. Mamy wolną wolę i świadomość, które w znacznej mierze możemy kształtować w procesie wychowawczym. Wychowanie kształtuje nasz system wartości, postawę moralną i nawyki, choćby takie jak nawyki poznawcze, czy nawyk bezrefleksyjnego ulegania naszym popędom i skłonnościom, albo panowania nad nimi. Cała antropologia potwierdza wpływ wychowania na nasze postawy życiowe i rolę kultury. Prawdę powiedziawszy, zdumiewa mnie, że muszę pisać tego typu komentarze i to na tym portalu.
insane mówił o ludziach którzy wyszli z dobrych domów, czyli z takich
w których nie ma poważnych słabości grzechowych i dzieci wychowuje się normalnie.
Nie upadnie ten, kto jest mocny po przodkach.
Ten zaś co jest słaby, choćby go wychowywać upadnie przy pierwszej okazji.
Tak mówi Kościół.
Tak, ale to są indywidualne, patologiczne przypadki i nie zjawiskiem powszechnym, jak by wynikało z komentarzu insane. Nie jesteśmy zdeterminowani przez zło. Gdyby tak było, to nasza wolna wola byłaby fikcją.
Skłonność to nie determinacja, ale słabość.
Czy skłonność do zła jest zjawiskiem powszechnym? Zależy jak duża słabość i do czego. Coś tam jeszcze dobrego w nas zostało, ale niewiele. Np. jeden upada za 100 zł, inny łamie się przy milionie.
A ”miłości” to mało który mężczyzna się oprze.
upaść, niestety każdy może, nawet bez “wielopokoleniowej, ateistycznej indoktrynacji”. tak też i w warunkach “wielopokoleniowej, ateistycznej indoktrynacji” można zostać świętym, albo przynajmniej porządnym.
A mnie nie :-)
Sam Pan wcześniej, w artykule, wspomniał o wątpliwości wobec naszej świadomości w jakim matriksie żyjemy, więc trudno teraz się zdumiewać, że trzeba objaśniać zaciemnione. Jest tu duża rola wychowawcza, pedagogiczna, par.exc. kulturotwórcza dla tych, co zechcą ten trud podejmować. Myslę, że warto się nie poddawać :-) i czekam na kolejny Pański, zapowiedziany, artykuł.
Nie wiem kto i jak tutaj właśnie potrafiłby odpowiedzieć na końcowe pytanie artykułu. Póki co, odpowiedź tutaj, mniej czy bardziej rzeczowa, nie padła. Jest nią oczywi ście miłośc, ponieważ atezim to odrzucenie miłości, zatem chąc zwalczyć atezim, wychowywać do miłości wystarczy zapewne kochać. Oczywiście nie na sposób humanizmu ateistycznego z jego pretensją do tolerencji dla jego własnego braku miłości, ale na sposób tego zwykłego, naturalnego, chrześcijanskiego. Kłopot w tym, że miłosć chrześcijańska sama w ciagu dziejów uwikłała się, lub dała się uwikłać, w niepoprawną identyfikację samej siebie. Nie potrafi już wieć sama byc sobą, lecz musi wobec innych jedynie się przejawiać. Zamiast więc być, co jest jej stanem rzeczywistym i faktycznym, reaguje na to wszystko, co nią nie jest. Zamiast wyznaczac bytowanie – uzasadnia swój byt, gdy jest tępiona. Czy jednak można to rozwiązać, więc przywrócić nalezne jej miejsce, z poziomu matriksu? W pewnym sensie chyba tak. Myślę, że warto więc poszukać tego sensu.
Pozdrawiam
Bardzo ciekawy i ważny komentarz. Widzę w nim bardzo skondensowaną diagnozę aktualnej sytuacji chrześcijaństwa, ale także – uniwersalny opis kondycji ludzkiej – zarówno w perspektywie historii zbawienia, jak i w kontekście pozaczasowym, metafizycznym.
Moim zdaniem powinieneś to trochę rozwinąć i zrobić z tego notkę.
>powinieneś to trochę rozwinąć i zrobić z tego notkę.
Dzięki za zachetę! :-)
…
http://img.answcdn.com/view:feature/getty/behavioral/177e7958/88621772.jpg?h=298&w=726