Nie udała się próba przywrócenia resztek nadziei przemysłowi nuklearnemu poprzez sztuczne windowanie cen uranu. Od katastrofy w Fukushimie w 2011 roku w dalszym ciągu obserwujemy spadek cen uranu.
Cena osiągnęła najniższy poziom $40 za funt na początku listopada 2012. Najwyższą cenę równą $60 za funt uran miał tuż przed katastrofa w Fukushimie. Cena ta nieco wzrosła ponad tę najniższą w związku z planami budowy elektrowni jądrowych w Chinach i wynosi obecnie $43 za funt.
Widoki na optymistyczny ciąg dalszy są zdecydowanie ryzykowne, więc maklerzy wolą trzymać siebie oraz pieniądze klientów z daleka od uranu .
Szczególnie marnie widoki te wyglądają w Europie i USA. Przyczyny tego stanu nie tylko nawzajem się zazębiają, ale i pogłębiają. Przede wszystkim energia nuklearna jest zbyt kapitałochłonna, a w dodatku wyrobiła sobie opinię, że na początku zawsze wymaga większych kosztów niż zakładane, natomiast koszty składowania odpadów, likwidacji elektrowni, czy utylizacji paliwa nie tylko że są wysokie, to w dodatku nie obejmują ryzyka i czasokresu, jaki jest potrzebny, aby ten proces zakończyć.
Głodne kawałki o tym, ze jest to energia nie wytwarzająca CO2, podobnie jak wiatrowa czy solarna, nie wywołują już niczyjego entuzjazmu, szczególnie od katastrofy w Fukushimie.
Nieliczne kontrakty na budowę elektrowni jądrowych w Europie, USA czy innych krajach OECD same mówią o klęsce. W Europie plany te skończyły się na dwóch: w Temelinie w Czechach oraz rządowych próbach wznowienia budowy elektrowni jądrowej w W. Brytanii w Hinckley Point.
Teoretycznie te dwa potencjalne kontrakty europejskie mogą mieć wartość ponad $30 mld, gdyby zostały zbudowane, co jest wątpliwe.
Katastrofa w Fukushimie jak na razie kosztowała rząd japoński ponad $500 mld. To przynagliło rząd niemiecki do podjęcia decyzji o wyłączeniu wszystkich reaktorów. Podobnie Włochy i Szwajcaria zarzuciła wszelkie plany budowy elektrowni jądrowych.
Jedyne europejskie plany ekspansji w tej branży mamy we Francji i Finlandii, gdzie wciąż trwa budowa elektrowni jądrowych, wciąż opóźniana i o wciąż rosnących kosztach.
Zarówno czeski jak i brytyjski projekt swego czasu były postrzegane jako inwestycje, które przywrócą wiarę w energię nuklearną – jednak obecnie należy wątpić, aby to osiągnęły.
Pomimo entuzjazmu z jakim wkroczono w myśl o prywatnych inwestycjach w przemysł nuklearny – globalny system finansowy zdecydowanie się z tego pomysłu wycofuje.
Zarówno analitycy, jak i doradcy finansowi z Banku J&T w Pradze otwarcie oznajmili, że projekt elektrowni jądrowej w Temelinie „nie ma żadnego sensu finansowego”.
Energia jądrowa jest obecnie traktowana jako finansowo „niewiarygodnie ryzykowna”, ilekroć właściciel czy operator elektrowni jądrowej bierze pod uwagę ryzyko i koszta.
W Czechach akcje producenta energii CEZ spadły od 1 stycznia br. O 22%.
Ryzyko jest też przyczyną, dla której jeden po drugim odpadają potencjalni chętni na budowę elektrowni jądrowej w W. Brytanii. Z prowadzonych przez rząd prób ponownego rozpoczęcia budowy elektrowni 3 lutego wycofała się formalnie Centrica, zaś 4 lutego Electricite de France (EDF) zagroziła, że zrobi to samo, jeśli nie otrzyma rządowych gwarancji taryfowych. Gwarancje owe miałyby sięgać 40 lat do przodu, podczas gdy gwarancje na energię solarną czy wiatrową sięgają najwyżej 15 lat. Owe gwarancje stanowiły warunek, bez którego EDF nie wyrażał zgody na wybudowanie i zarządzanie nowej elektrowni jądrowej w W. Brytanii. W rządowej nowomowie owe gwarancje noszą miano „”Contracts for Difference” (CfD)(„umowy dot. różnic”) – główną różnicę stanowi tam niewiarygodnie wysoka cena energii nuklearnej w porównaniu do innych alternatywnych.
Jeżeli projekt w czeskim Temelinie ma dojść do skutku również będzie wymagał owych “Contracts for Difference” (CfD) – CEZ uznał ten pomysł za znakomita „inspirację”.
Ostateczne gwarancje taryfowe nie zostały jeszcze ustalone w W. Brytanii, jednak mają wszelką szansę osiągnąć lub przekroczyć 100 GBP ($160) za 1000 kWh.
CEZ żąda od rządu, głównego akcjonariusza elektrowni jądrowej gwarancji przyszłych cen energii wyprodukowanej w Temelinie, tak aby inwestycja się zwróciła. Co oznacza bardzo wysoką cenę tejże.
Ekonomiczne ryzyko energii jądrowej zaczyna się od cen energii, na które to ceny w Europie nie tylko wpływa szybko rosnąca podaż energii pochodzenia nie kopalnego, co radykalnie zwiększa zróżnicowanie cen, lecz również skutki pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego.
W Niemczech w okresie od grudnia 2008 do grudnia 2012 ceny energii zmniejszyły się o połowę wskutek obniżenia popytu oraz zwiększenia podaży zielonej energii. Jednocześnie wielcy przemysłowi konsumenci energii – choćby producenci samochodów w Niemczech – ogłosili plany ostrego spadku popytu na energię oraz plany zwiększenia własnej produkcji energii lub z lokalnych źródeł nie wymagających linii przesyłowych.
Zależność energii nuklearnej od finansowania ze strony lobby ograniczającego emisję CO2 jest innym minusem w UE, gdyż ceny pozwoleń na emisję uległy znacznej obniżce, co również zmniejszyło rzekomą wyższość energii nuklearnej nad kopalną.
Wycofywanie się z energii nuklearnej w EU, powolny lub zerowy jej wzrost w USA, niepewność w związku ze wstrzymaniem lub zaniechaniem nuklearnych planów w Japonii, prawdopodobna kontynuacja polityki „zero energii nuklearnej” w Australii i Nowej Zelandii oraz możliwa gwałtowna redukcja nuklearnych planów Indii – znacznie to wszystko kontrastuje z Chinami, gdzie zaplanowano 26 reaktorów i Rosją z 12 reaktorami w budowie oraz Indiami, gdzie jest obecnie 7 elektrowni jądrowych w budowie. Również Tajwan i Południowa Korea są wciąż zainteresowane energią jądrową, jednak reszta świata po Fukushimie nie zgłasza na nią zapotrzebowania.
Wszystko teraz zależy od tego, czy energia nuklearna da radę wygrać ze swoim największym konkurentem – węglem.
Jeżeli bierzemy pod uwagę tylko koszta początkowe, zaś ignorowane czy „zapomniane” są koszta likwidacji inwestycji, a ubezpieczenie od wypadku traktowane jest jako „pomniejszy” element kosztów – energia nuklearna jawi się jako wciąż atrakcyjna alternatywa.
Rezygnacja EU z energii nuklearnej nie bez przyczyny ma miejsce w tej części świata, gdzie większość reaktorów jest stara – co przypieczętowuje tylko wagę kosztów końcowych inwestycji nuklearnych włączywszy w to rozbiórkę reaktora.
Stosunkowo nowe i dość zaskakujące kłopoty finansowe towarzystw energetycznych w wielu krajach, nie tylko zresztą europejskich, chociaż w większości ten problem dotyczy Europy – sygnalizowane są poprzez wyzbywanie się lub wyprzedawanie przez nie aktywów oraz redukcję inwestycji kapitałowych jako ryzykownych. Można więc już dziś zastanawiać się, czy za te 40 lat będą one jeszcze istniały, aby zapłacić miliardy celem likwidacji elektrowni jądrowych.
Nawet stosowane w Finlandii przemysłowe i handlowe korporacje zbierające fundusze, z zamiarem podziału kosztów inwestycji w zamian za akcje z zysku elektrowni zostały doprowadzone do granicy wytrzymałości finansowej rosnącymi kosztami , jakie Areva (Francja)winszuje sobie za budowę elektrowni jądrowej.
Dla większości energetycznych kompanii, które mogłyby kupić czy zarządzać elektrowniami jądrowymi koszty początkowe wymagają kredytowania – tymczasem banki i fundusze inwestorskie coraz niechętniej spoglądają na produkcję elektryczności, linie przesyłowe i ich rzeczywistą wartość
Jak wiemy z przypadku Tepco w Japonii, właściciela i operatora sześciu reaktorów elektrowni w Fukushimie, katastrofa nie tylko ujawniła marny stan finansowy Tepco, lecz niemal jednocześnie zdyskredytowała firmę jako „normalne przedsiębiorstwo”. Obecnie jest zarządzana i finansowana przez państwo, jako że okazała się niezdolna pokryć choćby ułamek kosztów spowodowanych katastrofą. Jedna gorsza awaria elektrowni jądrowej oznacza natychmiastowe bankructwo właściciela i operatora tejże.
Zwiększone ryzyko jest również skutkiem machinacji finansowych, które osłabiły stan Tepco na długo przed katastrofą. Zadłużając się i jednocześnie podejmując finansowe ryzyko nowych nuklearnych inwestycji – skończyli zarządzając firmą, wobec której analitycy nie byli w stanie orzec, czy kiedykolwiek jest szansa na spłatę inwestycji przez potencjalne zyski. Aby lokować coraz większe ilości gotówki celem uzyskania dodatniego bilansu w operacja hedżingowych, musieli się dalej zadłużać.
Dla wielkich, wielkokapitałowych projektów, takich jak elektrownie jądrowe stanowi to spore ryzyko i doradcy finansowi i dyrektorzy zarządu spółek obecnie odradzają takie działania.
Ryzyko dla konsumenta ze strony energii nuklearnej też jest spore. Zgodnie z prognozami Credit Suisse w Czechach ceny elektryczności będą musiały wzrosnąć o jakieś 50 euro ($65) za 1000kWh i pozostać na tym poziomie przez około 10 lat, aby elektrownia jądrowa w Temelinie w ogóle zaczęła działać.
W W. Brytanii również będzie trzeba wprowadzić niewiarygodnie wysokie ceny za elektryczność, by umożliwić zatwierdzenie kontraktu na elektrownię jądrową.
Inne przykłady ewentualnych elektrowni jądrowych w Europie, wszystkich zresztą forsowanych przez rząd, to dwie, których pomysł wybudowania chyba został zaniechany, a był zresztą od początku bardzo niechętnie widzianą polityczną inicjatywą we wschodniej Europie – oba projekty zostały zaniechane wskutek niemożności ich finansowania. Początkowo wspomagany przez Niemcy projekt elektrowni jądrowej w Rumunii jest zawieszony od końca 2011 roku, zaś propozycja litewskiego rządu, by zbudować nowy 1350 MW reaktor w Visaginas został odrzucony w referendum w październiku 2012.
By Andrew McKillop 2/20/2013
http://www.financialsense.com/contributors/andrew-mckillop/fatal-combination-for-nuclear
Ciekawa analiza sytuacji. Jak się zdaje złudzeń już nie ma, to ekonomiczny trup. Aczkolwiek, ciekawe jest na czym polega to, że Rosjanie i Chińczycy wciąż trzymają się EA? Jak oni to liczą? A może nie liczą?
Oni mają gdzieś problem likwidacji, składowania etc. Podczas katastrofy w Fukushimie USA zrobiło sateliterny monitoring rozprzestrzeniania się skażeń radioaktywnych. Proszę sobie wyobrazić, że najsilniejsze skażenia szły z akwenu Morza Arktycznego w zagłębieniu Półwyspu Kamczatka. a przecież i tak potężnie skażone zrzucaniem tam nuklearnego badziewia są okolice Sachalinu.
Bardzo interesujące. Ciekawe, co na to te nasze sprzedajne bęcwały w rządzie i sejmie.
@Sigma
Myślę, że te bęcwały przeputają kasę i wcale elektrowni ( na szczęście) nie zbudują. Będą ją projektować i przeprojektowywać tak jak inni cwaniacy zaporę w Niedzicy. Żyli z tej zapory 25 lat. A swoją drogą jeżeli pomyśleć o basenie narodowym i lotnisku w Modlinie,to przy tym poziomie technologicznym niech produkują lepiej lampki karbidowe, cepy i żarna.
Ano właśnie – polski wykon takiej jądrówki jeży włos na plecach! Jakie jaja za komuny /pełna kontrola!/ były z Żarnowcem! Rzeszoto, a nie płaszcz betonowy. Ale z żarnowieckiego cementu ile osiedli okolicznych pobudowano. Polak potrafi.
A ten tłuczeń wielokrotnego użytku, a zwłaszcza wielokrotnego przelotu na autostradach. A ta kulczykowa autostrada o połowę cieńsza.
Elektrownie budują sobie ci, którzy potrzebują odpadów z ich działalności do celów militarnych. Głównie z tego powodu rządy do tego interesu dokładają.
To świetna analiza ekonomiczna, do jakiej ja nie mam teoretycznych podstaw. Kiedy przekopywałem temat, natknąłem się na “koszty osierocone”. To bardzo ważne określenie ekonomiczno-prawne. W procesie projektowym mamy “koszty zapomniane”. Zapominamy o wielu elementach niezbędnych tylko i wyłącznie elektrowni, lub ze względu na elektrownię. Zapominamy że odpady będą chłodzone nawet po zamknięciu elektrowni. A teraz wracamy do naszych baranów : TEPCO nie zbankrutowało! TEPCO było operatorem elektrowni Fukushima, i to ona wraz z akcjonariuszami zbankrutowała. “Osierocone koszty” likwidacji katastrofy, odziedziczyło społeczeństwo.
“Zapominanie” w kalkulacjach faktu dotowania energii, fundowania zabezpieczeń, ochrony środowiska – jest podstawą optymistycznych wyliczeń kosztu energii z elektrowni jadrowej.
Świetnie sigmo!
Gdyby tylko swiat było stać na poważną i uczciwą debatę na temat energetyki jądrowej.
Lecz chyba na to sie nie zanosi.
Bardzo wysoko cenię Niemców pod wzgledem technologicznym i przemysłowym.
Likwidują elektrownie, więc mają silny powód.
Reszta świata to lokalne interesiki.
Jeżdżę do Sasina na pyszne obiady. I chciałbym to czynić do reszty moich dni.
A tu z jednej strony Żarnowiec, z drugiej Choczewo. Piękny kawałek Polski z latarnią Stilo pójdzie się walić.
Mam jednak za Izą taką nadzieję, że będą długo trwonić pieniądze na projektowanie i w końcu nic nie powstanie.
Lata są przełomowe. Dania już obłożyła się wiatrakami. Zimna fuzja wisi w powietrzu, a co jeszcze powstanie?
Projektuję właśnie instalację potężnego (wzglednie) UPSa (60 kVA). To tylko do jednej serwerowni. Zmienia się generalnie filozofia energetyczna.
Wszystkie bez wyjątku nowoczesne wycieczkowce to naped typu diesel-electric. Statki bez silników głównych.
Dreamlinery mają kłopoty z bateriami? Ano dlatego, że instaluje się w nich kompletnie nowatorskie rozwiazania.
Po Gdyni juz jeździ więcej autobusów napędzanych niekonwencjonalnie niz tych z klasycznym silnikiem diesla.
Bardzo dużo nowego dzieje się w energetyce (m.in. superkondensatory). A ty pieprzony upór w stosunku doczegoś co ma już pół wieku historii i to bardzo brzydkiej historii.
Durnota decydentów i drobnych krętaczy jest przeogromna.
Ps. Czy ktoś się pyta ewentualnych przyszłych przywódców (prof. Gliński) o ich stosunek do węgla?
dla nas jedna elektrownia atomowa nic nie zmienia a zagrożenie jest. w pomijanych kosztach będzie i wpływ na gospodarkę, budżet, środowisko, zawsze jest kosztem czegoś. i tak, ta część wizji z młodzieńczych lektur się nie realizuje, niech za to pojawi się czystsza i tańsza energia
Trzęsienie ziemi o sile 6,2 w skali Richtera w Japonii właśnie się skończyło. Podobno nie uszkodziło żadnej elektrowni jądrowej.
Cały rejon, w którym Chińczycy budują te swoje 26 reaktorów to nie tylko teren aktywny sejsmicznie, ale w dodatku znajdujący się w granicach fali tsunami, która wielokrotnie w historii tam doszła.
Podobnie zresztą jak teren budowy elektrowni jadrowych w Indiach.
We Francji działa 58 reaktorów. Jeżeli dobrze pamiętam dane, produkują niecałe 50% potrzebnej energii.
Ta jedna elektrownia jądrowa w Polsce – załóżmy że z 4 reaktorami – wyprodukuje najwyżej 10% potrzebnej energii,ale zagrożenie stworzy na setki lat. I wyobrażam sobie jak wzrosną ceny energii.
Świat odchodzi od dużych elektrowni wszelkiego typu, kosztownych linii przesyłowych etc.
cyborg
Posted Luty 25, 2013 at 2:58 AM
“Osierocone koszty” – piękne określenie. Nie znałam;)
No więc właśnie.
izabela brodacka falzmann
Posted Luty 25, 2013 at 12:43 AM
To że to stado durni dostaje w łapę od Arevy na konto uzyskania przez nią kontraktu – jest oczywiste. I to już od czasów Jacka Merkela.
Mam nadzieję, ze masz rację – nakradną sie, nakradną, a elektrowni i tak nie zbudują.
jazgdyni
Posted Luty 25, 2013 at 5:07 AM
To jest podstawowe pytanie – bo, jak widzę, prof.Gliński już ogłosił gabinet cieni i inne głupoty, ale żeby tak wypowiedział sie w sprawach istotnych – o, co to, to nie. Zresztą odkąd PIS głosował za energetyką jądrową (poza prof.Szyszko w charakterze jedynego sprawiedliwego) oraz za przymusowymi szczepieniami (bez wyjatku)- uważam tę partię za stado szkodników.
Jacek
Posted Luty 25, 2013 at 1:22 AM
I tu jest pies pogrzebany. UE i USA nie odchodzą od energetyki jądrowej z dobrego serca, tylko dlatego, że już im nie potrzebne takie ilości tego wzbogaconego plutonu – zmieniła się strategia wojskowa w kwestii budowania rakiet z głowicami jądrowymi – teraz są taktyczne, precyzyjne, wielosegmentowe.
KOSSOBOR
Posted Luty 25, 2013 at 12:54 AM
Ja bym tym głupkom nawet karbidowych lamp nie dała produkować. Wiesz, jak to potrafi eksplodować;)
Dodam, że PIS jest podobno za podatkiem katastralnym. Ręce opadają. Dakowski formułuje to bardziej dosadnie, ale nie wypada mi- jako panience z dobrego domu z pianinem- go cytować.
http://energetyka.wnp.pl/ceny-energii-z-atomu-moga-wzrosnac-dwukrotnie,191471_1_0_0.html
izabela brodacka falzmann
25 lutego 2013 godz. 13:31
No nie! I tak już mam ich za jełopów is przedawczyków, odkąd są za atomem i szczepieniami. Ale jeżeli są za katastralnym – to won z nimi na drzewo!Bandyci, psiakrew.
Mogłaś zcytować Profesora, co by Ci szkodziło;))))
Własnie o tym jest ten artykuł – że przyszły operator żąda dla siebie gwarancji cen na 40 lat do przodu, no i oczywiście odbioru energii.
@izabela brodacka falzmann
25 lutego 2013 godz. 13:31
To pewna informacja?
Z tego co wiem tendencja jest taka, że bogate kraje odchodzą od EJ, lub najwyżej zastępują wyłączane stare reaktory nowymi, a inwestują w nią te rozwijające się i biedniejsze (głównie Chiny i Indie). Dla Polski może najlepsze byłoby takie rozwiązanie, by zamiast elektrowni-molochów możliwie najszerzej rozwinąć sieć małych elektrowni wykorzystujących taki rodzaj surowca jaki jest dostępny lokalnie. Niektóre regiony mają warunki do rozwoju geotermii, inne hydro, wiatru, z przetworzonych śmieci. Pytanie czy to jest technologicznie możliwe i opłacalne, bo bezpieczeństwo energetyczne i miejsca pracy dawałoby na pewno.
Pozdrawiam.
sigma
25 lutego 2013 godz. 10:22
Piekny patent, nie?:))
Nie dosc, ze ludzie nie patrza czy kradna, to jeszcze wyrazaja nadzieje, ze nakradna i pojda!
Tak wyglada raj zlodzieja. Jak widac mozna doczekac raju na ziemi. Branzowego, ale zawsze ;p
Jeżeli porównujemy OZE do aktualnych cen energii u nas, 200zł/MWh, to są one drogie. Ale jak widać z linku mogą być tańsze od EJ
polak mały
27 lutego 2013 godz. 18:15
To jest technologicznie możliwe i opłacalne – zajrzyj na stronę prof.Dakowskiego, bo on się w temacie specjalizuje:)
http://www.dakowski.pl/
Torin
27 lutego 2013 godz. 18:17
Skoro jedyne, na co można liczyć, to indolencja rządzących nami złodziei i bandytów, to co ja Ci na to zrobię, że się cieszę choć z tego, że są za głupi, żeby cos zrobić, a w ogóle nie dostaną na to forsy.
@sigma
Kopalnia wiedzy, dzięki :-)
jazgdyni
25 lutego 2013 godz. 05:07
Ps. Czy ktoś się pyta ewentualnych przyszłych przywódców (prof. Gliński) o ich stosunek do węgla?
Szanowny OZu! W Katowicach była deficytowa kopalnia KWK Kleofas, więc w ramach Buzkowych i Steihoffowych działań przeznaczono ją do stopniowej likwidacji. Likwidację rozpoczęto od zatrzymywania, rozbierania i niszczenia podstawowych, a żywotnych dla życia kopalni elementów. W takcie tej operacji wzrosły ceny węgla na rynkach światowych i KWK Kleofas stała się kopalnią dochodową. Działania rozbiórkowe spowodowały, że zwiększenie wydobycia nie było możliwe, a odtworzenie stanu sprzed zbyt kosztowne. Od kilku lat kopalnia straszy w formie ruiny.
Schemat postępowania zawsze jaest taki sam, gdzie syndyk masy upadłościowej zawsze zaczyna od trzebienia istotnych elementów zakładu, po to by nikomu nie opłacało się ponowne uruchomienie go.
Podobnie było w zakładach Włókienniczych w Walimiu, gdzie protestowali robotnicy, którym próbowano wmawiać, że syndyk wyprzedaje jedynie mniej istotne dla produkcji działy fabryki.
izabela brodacka falzmann
25 lutego 2013 godz. 13:31
Dodam, że PIS jest podobno za podatkiem katastralnym. Ręce opadają. Dakowski formułuje to bardziej dosadnie, ale nie wypada mi- jako panience z dobrego domu z pianinem- go cytować.
W kontekście tego zupełnie inaczej wygląda chwalony przez ludzi PiSowski wykup spółdzielczego mieszkania lokatorskiego, często za mniej niż 1000 zł.
Po wprowadzeniu tego podatku państwo odbierze sobie sowitą prowizję za to przyzwolenie, a ludzie kolejny raz będą pluli sobie w brodę, że uwierzyli po raz nty władzy.