Kiedyś, przy okazji sprawiedliwej wojny, jaką miłujące pokój państwa rozpętały przeciwko złowrogiemu Irakowi pod pretekstem, że tamtejszy zbrodniarz wojenny Saddam Husajn nie tylko bezczelnie wyprodukował broń masowej zagłady, ale w dodatku jeszcze ją ukrywa, ówczesny sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej, Anioł kardynał Sodano powiedział, że od jednych narodów wymaga się czegoś, a od innych narodów nie wymaga się nic. Nawiasem mówiąc, kiedy wywiady całego miłującego pokój świata zachodziły w głowę, gdzież ten cały Saddam Husajn schował tę broń masowej zagłady, pan red. Bronisław Wildstein, nie ruszając się z Warszawy, od razu spenetrował prawdę, że Saddam Husajn schował tę broń „w miejscach niemożliwych do wykrycia”. Od razu wszystko się wyjaśniło, dzięki czemu opinia miłujących pokój krajów utwierdziła się w przekonaniu o sprawiedliwym charakterze wojny przeciwko znienawidzonemu Irakowi. „Nasze dieło prawoje – my pobiedili” – kazał napisać na medalu za „wojnę ojczyźnianą” Józef Stalin.
Kardynał Sodano mówiąc, iż od jednych narodów wymaga się czegoś, a od innych nie wymaga się nic, miał oczywiście rację, z tą poprawką, że nie od „innych” nic się nie wymaga, tylko od tego jednego, jedynego, mianowicie eksportowego narodu żydowskiego. Weźmy taką broń masowej zagłady. Wszystkie wróbelki ćwierkają od samego rana, że Izrael ma broń jądrową, ale oficjalnie jej „nie ma”, podobnie jak „nie ma” Wojskowych Służb Informacyjnych w naszym nieszczęśliwym kraju – i tak dalej. Skłoniło mnie to do sformułowania opinii, że oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. No dobrze – ale właściwie dlaczego od jednych narodów wymaga się czegoś podczas gdy od tego jednego, jedynego, nie wymaga się nic? Jak w każdym przypadku, tak i w tym, składa się na to szereg zagadkowych przyczyn. Po pierwsze dlatego, że w okresie II wojny światowej, a której – jak pamiętamy – zginęło ponad 50 mln ludzi, cześć tych ludzi stanowili Żydowie. Wprawdzie wydawałoby się, że skoro wśród tych, co zginęli, Żydowie stanowili stosunkowo niewielką część, to z tego powodu nie powinny wynikać dla nich żadne przywileje. Jednak – jak wyjaśniła to pani Barbara Engelking – śmierć głupiego goja to jest tylko zjawisko biologiczne, podczas gdy śmierć Żyda ma charakter głębokiego zjawiska mistycznego. W takiej sytuacji nie ma rady – trzeba ukorzyć zmysły i rozum swój, przyjmując do wiadomości, że skoro wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler prześladował Żydów, to mogą oni teraz obcinać od tego kupony aż do skończenia świata. Drugi powód jest taki – chociaż taka opinia jest przez Ligę Antydefamacyjną uznawana za „antysemicką” – że środowiska żydowskie w Ameryce mają nieproporcjonalnie duże wpływy w sektorze finansowym, w mediach i w przemyśle rozrywkowym. Na pierwszy rzut oka nie powinno to mieć znaczenia, ale na drugi rzut oka przekonujemy się, że ma. Otóż dzięki temu, że Żydowie trzymają amerykańskich twardzieli za cojones nie tylko jako finansiści, nie tylko jako dzierżyciele mediów, które z każdego w każdej chwili mogą zrobić marmoladę, ale w dodatku, jako „inżynierowie dusz”, co to za pomocą przemysłu rozrywkowego, a więc kina, czy estrady, kreują masowe nastroje, sympatię, antypatie i upodobania – to wskutek tej długoletniej tresury, amerykańscy twardziele nie tylko sami skaczą przed Żydami z gałęzi na gałąź, ale w dodatku przyjęli prawa, na podstawie których próbują zmuszać wszystkich innych, żeby też tak skakali. W przeciwnym razie mogą rozpocząć w ich sprawie sprawiedliwą operację pokojową, albo misję stabilizacyjną. Wszyscy amerykańscy wasale o tym wiedzą, więc jeśli nawet w skrytości zgrzytają z irytacji zębami, to oficjalnie nie tylko przyjmują nakazane zasady, ale nawet, pod pretekstem antysemitismusa, a w ostateczności – „mowy nienawiści” – zaczynają prześladować wszystkich opornych. Pozorów moralnego uzasadnienia tej operacji dostarczają przywódcy moralni. Antisemitismus w rezultacie staje się nie tylko myślozbrodnią, ale i grzechem śmiertelnym przeciwko samemu Stwórcy Wszechświata, który w Żydach dlaczegoś szczególnie sobie upodobał. Tak w każdym razie uważają Żydowie, którzy z zagadkowych powodów narzucili tę opinię znacznej części innych narodów świata, zwłaszcza tych, którzy są wasalami Stanów Zjednoczonych, o których Partyk Buchanan mówił, że to „terytorium okupowane przez Izrael”. Odnosił to co prawda tylko do Waszyngtonu, ale wiadomo, że Waszyngton nadaje ton całej reszcie Ameryki, no a Ameryka – swoim wasalom. W ten sposób Żydowie krok po kroku przybliżają się do stanu, który ponoć wynegocjowali ze Stwórcą Wszechświata – że będą panowali nad innymi narodami. Toteż w dniach ostatnich bezcenny Izrael, możliwe, że przy udziale konfidentów swojego wywiadu w Strefie Gazy, przystąpił do ostatecznego rozwiązywania kwestii palestyńskiej. Ponieważ akurat tak się złożyło, że ostateczne rozwiązywanie przeciągnęło się do roku wyborczego w Ameryce, tamtejszy twardziel w osobie prezydenta Józia Bidena, z jednej strony nie chciałby stracić wianuszka, że to niby przystaje na „ludobójstwo”, ale z drugiej – przecież nie ośmieli się stanąć dęba bezcennemu Izraelowi, bo i on wie i my wiemy, że wtedy Żydowie zrobią z niego marmoladę. Toteż o ile na początku przygalopował do Tel Avivu, żeby ucałować stopy Beniamina Netanjahu, to teraz, dla zmylenia swoich suwerenów, kręci nosem a to na to, a to na tamto. Beniamin Netanjahu oczywiście to wszystko rozumie, więc nie ma do Józia pretensji – ale oczywiście robi swoje tym bardziej, że dzięki zorganizowaniu tej operacji, z dnia na dzień został żydowskim bohaterem narodowym i premierem rządu jedności narodowej.
Tymczasem rozmaite humanitarne Schwein sypią piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów. Izraelowi udało się podgarnąć znienawidzonych Palestyńczyków na kupkę w Rafah, gdzie można będzie wytracić ich głodem i chorobami. Tymczasem wspomniane Schwein pod pretekstem humanitarnym dowożą im żywność, wodę i lekarstwa, w związku z czym operacja ostatecznego rozwiązania zaczyna się przeciągać. Toteż nic dziwnego, że rada w radę uradzono, by „przez pomyłkę” zbombardirować taki konwój – a potem się zobaczy. I tak się stało. I co Państwo powiecie? Organizacja World Central Kitchen, która te konwoje organizowała, od razu skapowała w czym rzecz i się wycofała. Znaczy – wszystko gra i koliduje – jak mówią gitowcy. Toteż śmierć w tym ataku Polaka Damiana Sobola postanowił wykorzystać również Książę-Małżonek i „uprzejmie zaprosił” izraelskiego ambasadora do złożenia wyjaśnień. Ten jednak zwymyślał pana wicemarszałka Bosaka od „antysemitników”, w związku z czym skonfundowany Książę-Małżonek doradził mu „więcej skromności”. Hi, hi! He, he!
Stanisław Michalkiewicz
Dodaj komentarz