Przypominam swój tekst sprzed pięciu lat, który został uzupełniony o wątek dotyczący “sprawy Skripalów”.
Nowiczok” (ros. Новичок – nowinka, ewentualnie nowicjusz, żółtodziób, ang. Newcomer – nowoprzybyły), to ogólne określenie rodziny fosforoorganicznych substancji trujących (FOS) o działaniu nerwowo-paralitycznym. Efekt trujący polega przede wszystkim na opóźnianiu działania enzymu acetylocholinoesterazy (AChE). W organizmie ludzkim funkcją tego enzymu jest hydroliza acetylocholiny w połączeniach nerwowo-mięśniowych. Opóźnienie powoduje gwałtowną blokadę neuroprzekaźników, a jako skutek finalny paraliż wszystkich narządów wewnętrznych i śmierć organizmu.
Głównym źródłem informacji o tej substancji i metodzie jej produkcji były publikacje Wiła Mirzajanowa (ros. Вила Мирзаянова) po jego emigracji do USA w 1995 roku. (Вил Султáнович Мирзаянов, urodzony w 1935 r., w Baszkirii jako Vil Soltan uğlı Mirzacanov). Przed wyemigrowaniem ze Związku Sowieckiego pracował on przez ok. 30 lat w moskiewskim ośrodku zajmującym się zagadnieniami broni chemicznej tj. w Państwowym Instytucie Badawczym Organicznej Chemii i Technologii (ГocНИИОХТ ), jakkolwiek osobiście nie miał do czynienia z tworzeniem receptur tego rodzaju substancji, gdyż zajmował się nadzorem i monitorowaniem kwestii, czy jakieś trujące substancje nie zostały uwolnione na zewnątrz (do atmosfery) z laboratoriów instytutu. Natomiast będąc na emigracji nagłośnił sprawę takiej broni, być może pod wpływem sugestii czy zamówienia od mediów lub od podmiotów instytucjonalnych (jakkolwiek jedno nie wyklucza drugiego). W swoich publikacjach zawarł wiele nieścisłości i tzw. fałszywych tropów, pewnie po to, żeby „terroryści” nie wykorzystali zawartych w nich informacji dla swoich celów. Być może to była bariera dla terrorystów, ale nie dla speców z technologicznie wysoko zaawansowanych laboratoriów, którym przecież „dość dwie słowie”.
Faktycznym wynalazcą receptury „nowiczoka” był Piotr Piotrowicz Kirpiczow. Pod jego kierownictwem prowadzone były prace nad wynalezieniem analogów do gazu bojowego o symbolu VX, zsyntetyzowanego w 1952 r. w Anglii w laboratoriach ośrodka Chemical Weapons Research Centre w miejscowości Winterbourne Gunner (wieś w Anglii, w hrabstwie Wiltshire), który znajduje się w odległości kilku kilometrów na północny wschód od miasta Salisbury w Anglii (UK).
Obecnie: Defence Chemical Biological Radiological and Nuclear Centre, Winterbourne Gunner, Salisbury-Wiltshire, SP4 0ES, United Kingdom.
https://en.wikipedia.org/wiki/VX_(nerve_agent)
Przypomnę, że lokalizacja operacji specjalnej ze Skripalami w roli głównej miała miejsce w mieście Salisbury.
Program badań zespołu Kirpiczowa pod nazwą Foliant był kontynuowany w okresie od 1970 do 1990 roku, zarówno w wymienionym wcześniej moskiewskim instytucie , jak też w zamkniętej dla osób postronnych miejscowości Szichany k/Wołska w rejonie saratowskim, gdzie ulokowana została filia ww. instytutu w której syntetyzowano odmiany „nowiczoka”. W ich efekcie powstała duża rodzina trujących substancji, której ilość przekroczyła sto odmian. Z punktu widzenia zastosowań stricte militarnych za najbardziej perspektywiczny wariant został uznany środek o symbolu A-232 (z odmianą A-234), czyli Nowiczok – 5.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szychany
Wił Mirzajanow ogłosił w publikacji z 2008 r., że nowiczok był wyprodukowany w 1989 r. w miejscowości Nukus w Uzbekistanie i przetestowany na tamtejszym poligonie, a po zaliczeniu testów został przyjęty na uzbrojenie Armii Czerwonej. Ponadto stwierdził, iż już od dawna tajniki jego produkcji stały się dostępne dla krajów zaawansowanych technologicznie. Poza ww. publikacją nie istnieją „materialne” dowody na to, że ten konkretny środek, którego działanie jest ok. 10-cio krotnie silniejsze od wspomnianego VX, znalazł się w arsenale wojsk byłego Związku Sowieckiego. Nie należy jednak ulegać złudzeniu, że formuła recepturowa oraz technologia produkcji tak wydajnej „broni” poszła w zapomnienie.
Ciekawym aspektem sprawy „nowiczoka” jest okoliczność, iż po roku 1990 wyemigrowała z Rosji na Zachód spora grupa badaczy, w tym również wybitnych specjalistów dotychczas zajmujących się rozwojem broni chemicznej. Oto bowiem w roku 1998 r. w Bibliotece Spektralnej Narodowego Biura Standardów USA rosyjscy specjaliści przypadkowo natrafili na zapis dotyczący formuły chemicznej struktury molekularnej nowiczoka-5 (kod A-234). Kontrolerzy rosyjscy nie zdołali ustalić, od jak dawna receptura produkcji „nowiczoka” znajdowała się w bazie danych Centrum Badań i Rozwoju Chemicznego Armii USA.
Nowiczok należy do substancji binarnych, czyli skomponowanych z dwóch nietoksycznych składników, które dopiero w połączeniu i po dołączeniu wyzwalacza (aktywatora) przeradzają się w groźną broń. Oznacza to dwie rzeczy. Jedna jest taka, że przystosować taką broń zdatną do użycia może tylko wysoko kwalifikowany specjalista obeznany z takimi substancjami (a nie jest ich zbyt wielu na tzw. wolnym rynku, gdzie najmuje się rozmaitych “fachowców”, ponieważ wszyscy, którzy „czują bluesa”, są monitorowani przez spec służby, albo najprościej wzięci są przez nie na „etat), a druga, że aktywacja tego trującego środka musi być dokonana w pobliżu miejsca przeznaczenia (celu). Nie można zatem wykonać tej broni metodą “chałupniczą”. Można natomiast przekazać gotowy do użycia produkt “na miejscu” komuś, kto wykona zlecenie w krótkim odstępie czasowym od momentu zaktywowania “nowiczoka”.
Zakład produkcyjny oraz poligon w Nukusie (Uzbekistan) zostały w ramach likwidacji broni chemicznej zamknięte w roku 2000, a znajdujące się w magazynach zakładu produkcyjnego zapasy broni chemicznej były sukcesywnie niszczone pod nadzorem, między innymi, specjalistów amerykańskich i kontrolerów z Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej, za fundusze przyznane dla Uzbekistanu na ten cel przez Kongres USA. Operację niszczenia tych zapasów definitywnie zakończono w roku 2017.
Szwajcarskie laboratorium potwierdziło obecność we krwi Skripalów substancji BZ używanej przez państwa NATO do celów wojskowych, np. w celu czasowego unieruchomienia obiektu (tj. człowieka, ludzi, także zwierząt, choćby np. psów wartowniczych). BZ zaczyna działać po godzinie od momentu kontaktu z organizmem, co wyjaśnia kwestię, że po kontakcie z tym preparatem Skripalowie nadal spacerowali. Objawy otrucia wspomnianą substancją są podobne do objawów odnotowanych u ww. w rodzaju zaczerwienienia skóry, rozszerzonych źrenic, niepewnych ruchów, utraty orientacji, halucynacji. Gdyby bowiem użyto nowiczoka wówczas w ciągu 60 sekund byliby martwi, gdyż nie istnieje skuteczne antidotum na ten środek. A nawet gdyby takowe istniało to, technicznie rzecz biorąc, nie jest wykonalne podanie na czas antidotum. Natomiast działanie substancji BZ jest odwracalne, o ile stosowne antidotum zostanie zaaplikowane. Specjaliści z czołowych krajów NATO znają zatem sposoby neutralizacji, skoro je stosują. A to z kolei tłumaczy szybki powrót do zdrowia przez poszkodowaną parę uchodźców (ojca i córkę) w Salisbury.
https://pl.wikipedia.org/wiki/3-Chinuklidynobenzylan
Po prostu Skripalowie to ludzie z żelaza, Nowiczokowi się nie kłaniają.
Jeszcze oszust z afery Yves Rocher Alexei nowiczoki się nie kłaniał.
Ale już zakrzepicy (poszczepiennej AstraZeneca Oxford-Pfizer-BioNTech ?) Nawalny rady nie dał.
Ciekawym watkiem dotyczącym zsyntetyzowania gazu BZ w brytyjskim centrum broni chemicznej w Porton k/Salisbury w UK, jest tzw. polsk ślad, czyli prace polskich chemików (m.in. Adam Sporzyński, Jakub Wnuk i Eustachy Gryszkiewicz-Trochimowski), które zapoczątkowały szeregi analogowe zwiazku fluorooctanowometylowych. Oczywiście, Angole skrzętnie pomijają udział polskich chemików wymienionych w zsyntetyzowaniu rodziny gazów BZ.
Tak więc nie tylko matematycy-deszyfranci od ENIGMY.
Ale to temat na odrębny tekst, który ewentualnie zamieszczę dopiero po najbliższych Świętach.
Polska Enigma,
Polskie tj Amerykańskie Wyrzutnie Baterie Patriot
Polaka generała WP inż. Zdzisława Juliana Starosteckiego
a tak naprawdę generała inżyniera WAT Ludowego Wojska Polskiego Bolińskiego ze Sterławek
Cóż, Fałszywy jak Anglik
pies szczeka
kot miauczy
a Anglik kłamie
o Angolach czytałem taką oto maksymę, że lepiej być ich wrogiem niż przyjacielem.
Bo oni wroga wolą kupić, a przyjaciela sprzedać.
Oczywiście, trzeba pominąć znane realia, że Anglia nie ma wrogów, ani przyjaciół, ale ma wyłącznie interesy (czytaj: partnerów w interesach).
Mnie osobiście najbardziej zapadła w pamięć opinia Polaka, który pozostał po wojnie na emigracji w Londynie. Rozmawiałem z nim dawno temu, bo w grudniu 1989 r. w jego mieszkanku w dzielnicy Lambeth. On był z tych od Andersa, czyli typowy szlak od łagrów około albo zauralskich. Otóz to był już staruszek (niedługo, pare m-cy po naszej rozmowie zmarł), który żył w tej zachodniej demokracji niemal pół wieku.
I tenże Polak powiedział, co następuje:
gdybym miał wybierać, to i tak wolałbym pocałować “ruska” w d..ę, niż Anglika w rękę.
A dał przykłady konkretnych zachowań Anglików wobec niego?
Anglicy są również niesławni z brytyjskiej sodomii “buggering” wojskowo-koledżowo-uniwersytecki.
Choćby ich bohater od polskiej Enigmy Alan Turing.
Jakoś to imperium musi być musztrowane.
Sławomir Nitras, minister sportu i turystyki usprawiedliwia rasizm angielski wobec Polaków
przy okazji meczu Aston Villa — Legia Warszawa
W ten sposób powstała historia o Dariuszu Mioduskim, właścicielu Legii Warszawa, którą wygłosił podczas wywiadu w “Kanale Sportowym”.
– Byliście kiedyś w Anglii? W pubie w Anglii? Ja byłem wiele razy i nikt mnie nigdy nie wyprosił. Ale jakby mnie wyprosił, a byłbym osobą publiczną, to bym się tym nie chwalił. Państwo polskie ma płacić za taki wizerunek, że wszystkie gazety brytyjskie piszą, że nie kibice, ale wręcz prezesi prawie się biją z władzami?
Trzeba przyznać, że Nitras w dość luźny sposób zrelacjonował wizytę Polaka prezesa Legii w Anglii Birmingham.
W rzeczywistości Polak Dariusz Mioduski w angielskim pubie wylądował w wyniku “problemów z wejściem kibiców Polaków na stadion Anglików”.
Nie tylko tych, w sektorze gości, bo na Villa Park w Anglii Birmingham nie wpuszczono nawet zaproszonych na lożę Polaków VIP sponsorów i partnerów biznesowych klubu polskiego Legia.
Z lokalu w Anglii wyproszono Polaka prezesa Legii natomiast wyłącznie dlatego, że… mówił po polsku.
Żadnych burd, bójek i awantur nie było.
Chyba że w Holandii, tylko tam też nie bił się Mioduski, tylko Mioduskiego bili Holendrzy , co stanowi dość dużą różnicę w opisie przebiegu wydarzeń.
Gdy Tomasz Smokowski zwrócił na to uwagę, minister PO KO Nistras szedł jednak w zaparte.
– Nie, nie, nie! Jak rozmawiamy o kibicu z Żylety, to mogę się zgodzić, że wolno mu więcej niż prezesowi klubu. Można krzyknąć coś, czego prezesowi nie wypada.
Sugeruję jednak, że jeżeli ktoś jest w Anglii, to powinien uważać, że policja angielska zna prawo brytyjskie lepiej od niego?!
Po drugie, jeżeli ktoś bierze pieniądze za promocję Polski za granicą, to oczekuję, że nie będzie się tam prał z policją. A jeżeli będzie, to ja te pieniądze zabiorę.
Sławomir Nitras i kłamstwa o Legii oraz Dariuszu Mioduskim
Minister sportu Sławomir Nitras był w poniedziałek gościem Kanału Sportowego. Niespodziewanie, przy rozmowie o programie “Poland Travel”, do którego dołączyły polskie kluby — m.in. piłkarskie — reprezentujące nasz kraj w europejskich pucharach, ostro oberwało się prezesowi i właścicielowi Legii Dariuszowi Mioduskiemu.
Minister sportu uderzył w Mioduskiego. “Mamy płacić za taką promocję, że prezesi prawie się leją?”
— Tam był regulamin, że wizerunek Polski się poprawia. A potem widzę to, co się dzieje w Holandii z Legią. Byliście kiedyś w pubie w Anglii? Ja też byłem i nikt mnie nigdy nie wyprosił. Ale gdyby tak się stało, a byłbym osobą publiczną, to nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby się tym publicznie chwalić. I teraz jest pytanie: państwo polskie za taką promocję ma płacić? Za to, że wszystkie gazety brytyjskie piszą o tym, że nawet nie kibice, ale wręcz prezesi się prawie leją — grzmiał minister sportu.
Problem w tym, że połączył w jeden wątek dwa mecze. W Birmingham faktycznie wyproszono władze klubu z restauracji, gdzie oglądali mecz, bo w ramach protestu nie pojawili się na stadionie (organizatorzy zadecydowali bowiem, że nie wpuszczą na trybuny wszystkich kibiców Legii). Zawinili tym, że… ucieszyli się po golu Ernesta Muciego.
Parada w Londynie w maju 1946 roku
(za: Silva rerum („Wiadomości” londyńskie, Nr 1070 z 1966 r.)
W Polsce niektórzy są przekonani, iż na paradę zwycięstwa, która odbyła się w Londynie 8 maja 1946 r., nie zaproszono oddziałów reprezentujących sojuszniczą armię polską podległą rządowi Rzeczpospolitej Polskiej na Uchodźstwie. Oczywiście, znakomita większość nie zaprząta sobie głowy podobnymi „starociami”, bo temat znajduje się poza horyzontem jej zainteresowań. A zatem treść notki przeznaczona jest dla tych nielicznych, którzy uważają, że z jakichś, mało konkretnych względów, wypadałoby coś niecoś o tym wiedzieć.
Wzmiankowane na wstępie przekonanie jest błędne, gdyż oddziały te otrzymały zaproszenie, ale dopiero na 24 godziny przed paradą, a więc w terminie nie praktykowanym w relacjach pomiędzy cywilizowanymi krajami. Oczywiście, ze względu na drastyczną specyficzność formy wystosowanego zaproszenia, oddziały polskie z niego nie skorzystały. W ramach solidarności w paradzie nie wzięli również udziału zaproszeni wcześniej polscy generałowie oraz lotnicy.
Termin wystosowania zaproszenia już w samym zamierzeniu był upokarzający dla polskich żołnierzy na wychodźstwie, gdyż na paradzie Polska miała być reprezentowana przez j formację wojskową ze składu I Armii WP, a to z racji nieformalnego zapytania wystosowanego do gen. Michała Łyżwińskiego, (znanego szerzej jako Rola-Żymirski), o to czy takie formacje zechciałyby być reprezentowane na paradzie. Ponieważ dowództwo tej armii nie udzieliło odpowiedzi, toteż ówczesny rząd labourzystowski , który do ostatniej chwili czekał na deklarację ze strony Warszawy, zdecydował się na zaproszenie „faszystowskiego” segmentu polskich wojsk, pozostającego pod dowództwem gen. Władysława Andersa.
Cynizm i podłość rządu JKM okazana w sprawie defilady 1946 r., powtórzyła się dwadzieścia lat później przy okazji pogrzebu gen. Tadeusza „Bora” Komorowskiego, dowódcy AK i ostatniego Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Postawa zademonstrowana w 1946 r., miała przynajmniej za podstawę określone rachuby polityczne, gdyż w Londynie liczono najwyraźniej na owocną współprace z Sowietami w ramach hasła „Anglik – Moskal dwa bratanki”. Zapewne nie oczekiwano czegoś na kształt idylli, ale wyraźnie stawiano na przyszłe, wysoce korzystne interesy z imperium Stalina.
W roku 1966 r. mogłoby się wydać, że względy, którymi kierowano się dwie dekady wcześniej, już zdążyły się zdezaktualizować. Ale akurat nie w kwestii ostentacyjnego lekceważenia Polaków przez rząd brytyjski, tym razem w formie basowania warszawskiemu rządowi Gomułki. Było to jaskrawym dowodem na to, że Whitehall całkowicie sobie lekceważy opinię polskich środowisk antykomunistycznych, jednakowo tych emigracyjnych jak i krajowych. Oto bowiem przedstawiciele rządu brytyjskiego oświadczyli, że decyzję o nieuczestniczeniu w pogrzebie gen. Tadeusza „Bora” Komorowskiego powzięto po dokładnym rozważeniu sprawy, po czym dodali uzasadnienie, że skoro generał zmarł 20 po wojnie, to w chwili śmierci przebywał w Anglii już jako człowiek prywatny. W tej sytuacji nie można rościć sobie prawa do oficjalnych honorów wojskowych, pomimo iż władze brytyjskie doceniają jego zalety żołnierskie. No i te władze nie przysłały na pogrzeb żadnego z oficjeli, bodaj nawet pośledniego stopnia.
Obłuda i cynizm takiego stanowiska zwyczajnie szokuje. Przecież w 20 lat po zakończeniu wojny wszyscy generałowie w stanie spoczynku umierają jako osoby prywatne, o ile nie pełnią w chwili śmierci funkcji państwowych. Podobne traktowanie zazwyczaj bywa określane jako bezinteresowne świństwo.
dotyczy gen. “Bora” Komorowskioego – zmarł 20 lat po zakończeniu II wojny światowej..