MOTTO
- “Prawdziwa „wieczna wojna” jest tym, co Niels Harrit nazywa wojną pionową, toczoną przez samą górę przeciwko wszystkim pod nimi.”
- “[…] pożar Reichstagu w nazistowskich Niemczech, ten zainscenizowany „atak” miał na celu stworzenie mentalności wojennej, aby ludzie uwierzyli, że są zagrożeni i miał służyć jako podstawa dla nowych „tymczasowych uprawnień nadzwyczajnych” dla rządu.”
[K. Knightly]
Żyjemy w filmie wojennym. Jak nie ludzie. Jak osobniki z jednego ze zwierzęcych stad szczutych na siebie. Przez chytrych podżegaczy.
Skąd ta militaryzacja mentalności, świata, języka? Kto ją sieje? Ten, co sieje, nigdy nie stanie na polu walki. Jego buty nieskażone glinianą ziemią będą zawsze błyszczały pełnym blaskiem. Stojąc na naszej twarzy…
Wojna jako źródło kokosów dla koncernów i tychże koncernów macierzy, czyli przeróżnych Blackrocków. Wojna jako źródło narządów dla miliarderów i elit podżegaczy wojennych. Narządy to współczesne złoto. Kojące transhumanistyczną obsesję wiecznego życia.
Handel bronią, handel narządami, handel szczującą informacją. A co jest używane, by ludzie się nie ocknęli z militarystycznie nakręcanego amoku? Alkohol, narkotyki i ekscytujące emocje walk wewnątrz duopolów partyjnych…
Trik wiecznej wojny. Trik (trick) to «zabieg mający na celu osiągnięcie specjalnego efektu, stosowany zwłaszcza w filmie». Tak. Żyjemy w filmie. Ciekawe doświadczenie. Wcześniej, owszem, zdarzało się, że żyliśmy w projekcjach. Projekcja patriotyczna „porozumienia sierpniowe”, projekcja ekonomiczna „transformacja ustrojowa”. I wiele innych projekcji („brukselska”, „dobrozmianowa”). Polityka wieków XX i XXI zaczęła występować jako dziedzina sztuki. Tak wyrafinowana, że prezentuje się nam nawet „projekcje w projekcji” (coś jak „antypowieść” w beletrystyce).
Wymyślają nam świat, udające realność dekoracje, inscenizacje – a my w nie wchodzimy, jak w magicznej regresji do łona matki. Ze zdjętą z nas odpowiedzialnością za wybór siebie. Siebie rozumnego, siebie odważnego, siebie czujnego i walecznego. Wymyślają nam ekstazy, wyprawy krzyżowe, marzenia, kary, nagrody i ekwilibrystyczne układy treserskie. Wymyślają nam emocje a my w nie… wchodzimy. Jak do pociągu na peronie – i zajmujemy miejsce przy oknie opalizującym na niebiesko.
Nawet dopisujemy do ich scenariusza „swoje” autorskie kwestie, które wygłaszamy z autentyczną pasją zapominając, że gramy w obcym przedstawieniu, cudzym scenariuszu. Niedawno widziałem psa chwytającego gębą w locie bańki mydlane puszczane mu przez jego pana. Pies był zachwycony sobą i ilością pochwyconych „paszczą” baniek. Tu jesteśmy. Tym jesteśmy. Najlepszym przyjacielem swojego pana. Dmuchającego pianę. Wojenną.
Ciągła walka, wojna – jak to słusznie podkreślał Spengler – jest wyróżnikiem świata zwierząt. A z kolei mafiozi lubią walki zagryzających się psów. Lewicy z prawicą. Tak miło trzymać projektor… A bijący się? Oni biją się o projekcje swoich panów wyświetlane im 24 h na dobę. Nieziemski ubaw… za projektorem. Ubaw z dziobiących się kogucików. Ale to tylko wojna wewnętrzna. Ona jest wtórna. Pierwotną jest WOJNA Z IDEĄ WROGA.
Idea “wiecznego wroga” to ni mniej, ni więcej tylko idea s z a t a n a . Militaryzm to pseudoreligia dysponująca potężnymi funduszami, co daje mu możliwości bezprecedensowego monopolu informacyjnego. Dewastującego ludzką psyche do jednopoziomowego świata zwierząt. Wysoce zorganizowane pseudoreligie, tzw. religie zastępcze (die Ersatzreligionen) zaczęły się w XIX w. (marksizm, progresywizm Comte`a, maczyzm Nietzschego), kroczyły poprzez XX w. (europeizm, holokaustianizm, tolerancjonizm frankfurcki, “humanitaryzm”) i rozkwitają po II wojnie: planetyzm, klimatyzm, sanitaryzm (zob. analizy T. Szasza), pandemizm (zob. analizy G. Atzmona i T. Gabisia), dewiatyzm (zob. analizy E. Michael Jonesa) i militaryzm judaizujących neokonów (zob. analizy J. Bartyzela).
Wojna musi być GLOBALNA a wróg musi być fikcyjny, czy też mówiąc precyzyjniej – płynny, redefiniowany w trakcie wojny, niewidzialny, niekonkretny a jednak w każdej sekundzie grożący śmiercią, by mobilizować stado i jego okrzyki. Wojna z ideą wroga, czyli z terroryzmem, zmianami klimatu i wirusem. Ważne jest tylko, by wszystkich zmobilizować trzymając bicz treserski i magnes przyciągający klucze do skarbców a samodzielnie myślących napiętnować, a następnie zneutralizować. Na wojnie wszak samodzielne myślenie dezorganizuje żołnierza, wytrąca mu broń z ręki. Oni marzą o nas jako armii. Mianowani przez naszą małość, naiwność i tchórzostwo pseudo-Napoleonowie. Dają nam UNIFORMY, póki co jeszcze za darmo – niedługo będziemy umundurowanie i broń na te wymyślane nam przez nich wojny – kupować za swoje oszczędności dziękując za tę możliwość pocałunkami w rękę (w pilota TV). A ludzie zmobilizowani do fikcyjnej wojny? Są w pełnej gotowości by przejść już do całkiem realnej agresji. W zwartym szyku.
Kiedy żył Orwell już można było przewidzieć tę najbardziej wyuzdaną formę tyranii. Jednak uruchomienie projektu wymagało skrupulatnej logistyki na kilku planach. Przygotowania musiały potrwać. Jednak łudzenie się, że projekt TAK KUSZĄCY nie zostanie uruchomiony – było infantylne. Natomiast oczekiwanie, że będą wystawione na widok publiczny ogony i rogi organizatorów diabelskiego teatru – jest już nie tylko naiwnością, lecz zbrodnią przeciwko rozumowi. Pragmatycznie rzecz ujmując jest oczywiste, że organizatorzy czarciego spektaklu muszą wyjść w śnieżnobiałych, anielskich szatach. Po czym więc ich rozpoznać? Po owocach!
Głosiciele WIECZNEJ WOJNY obiecują wieczne zdrowie i wieczne… powracanie do tego, co zrabowali, czyli do normalności. Jeden jest tylko warunek: trzeba złożyć swój podpis i pokłonić się. (Oczywiście, WIECZNE POWRACANIE – jak sama nazwa wskazuje – nigdy nie kończy się powrotem. Circulus vitiosus. A trick of the tail…
Kto ogłasza wojnę nie musi rządzić. On tylko zarządza zasobami walczącymi, menażką i grochówką (chociaż dzisiaj grochówka by nie przeszła z powodu… nadmiernego śladu węglowego) oraz kolejnością okrzyków wznoszonych nad rozległą mapą sztabową.
A wojna z cieniem? Wojna z ideą wroga, z wrogiem abstrakcyjnym, dowolnie malowanym, definiowanym i wyświetlanym podekscytowanym tłumom, tak jak to było w kowidowym WHOllywood.
Wojna z fikcją, wojna jako symalkrum, w takich czasach przyszło nam żyć i musimy uzbroić nasze umysły w nowe, nieznane wcześniej filtry (por. Jean Baudrillard, Wojny w Zatoce nie było (La Guerre du Golfe n’a pas eu lieu), przeł. Sławomir Królak, Sic!, Warszawa 2006, 120 s.). Jak pisze Sz.Kostek:
“Wojna w Zatoce była swoją własną symulacją, zakładniczką informacji, ochłapem rzeczywistości dla środków masowego przekazu […] Baudrillard udowadnia, że Wojna w Zatoce, która nigdy się nie wydarzyła, przeprowadziła udany zamach na rzeczywistość. Przestrzega nas także, byśmy nie dawali się wodzić za nos cwanym obrazom, które skrywają pozór pod maską rzeczywistości i zawzięcie pchają się z ekranów w nasze umysły, zachęcając do uczestnictwa w pozorach, iluzjach, symulacjach.”
Owszem bedzie globalna wojna ale wrog nie bedzie fikcyjny.Nigdy nie byl fikcyjny,nie jest i nie bedzie.Od wiekow,od stworenia swiata,ludzie musza sie bic miedzy soba,nie wazne o co byle by sie bili.Dopiero gdy spojrzymy na historie,terazniejszosc,przyszlosc przez powyzsze zdanie to zrozumiemy kto jest naszym wrogiem,a nie jest on fikcyjny i nigdy ne byl.Na stan niedaleki.Bedzie podzial Ukrainy wzdluz Dniepru przy czym Kijow i Odessa zostana po zachodniej stronie a Rosje i panstwa Zachodnie “pogodzi” islam,coraz potezniejszy i coraz bardziej uzbrojony,coraz bardziej zjednoczony pod haslami szariatu