Tytuł ten pożyczyłam od znanego afroamerykańskiego pisarza Jamesa Baldwina, który w latach 60-tych XX wieku opublikował tak zatytułowany zbiór esejów. Przestrzegał w nich przed skutkami dyskryminacji rasowej Murzynów, która doprowadzi w końcu do krwawych zamieszek. Tak zresztą się stało. Płonęły dzielnice amerykańskich miast, zradykalizowani Murzyni walczyli z policją – lała się krew. Przypomniałam sobie tę historię, gdy zobaczyłam zdjęcia z ostatniego weekendu w Zakopanem [13-14.02.2021].
Cóż tam się stało? Zjechały tam tłumy turystów i kibiców skoków narciarskich, którzy chcieli się trochę zabawić. Tańczyli na ulicach i śpiewali “Miłość w Zakopanem”. Zostali zaatakowani przez policję, która ganiała ich po ulicach i wlepiła kilkadziesiąt mandatów. Oskarżała ona bawiących się o burdy, ale była w stanie wymienić tylko jednego faceta, który zdemolował sklep oraz innego, który uciekał samochodem przed policją. Na zdjęciach widać było pokaz siły policji w postaci kolumn radiowozów.
No cóż – nie ma w Polsce prawa, które zakazywało by śpiewania na ulicy. Oskarżenia o łamanie reżimu sanitarnego też wydają się być przesadzone.. Prawdziwie niepokojące są jednak dzisiejsze [15.02.2021] wypowiedzi władz. Minister Kraska opowiada kocopały o rzekomej nieodpowiedzialności turystów, a Dworczyk dziwi się bardzo, że ludzie chcieli się bawić w Walentynki. Fanatyzm i zaślepienie tych przedstawicieli władz bije w oczy. Można je wytłumaczyć tym, że nie potrafią oni zapewnić regularnych dostaw szczepionek, ani też zmniejszyć ilości zgonów na COVID, więc prześladują obywateli.
Histeria władz nasiliła się już do tego stopnia, iż wcale mnie nie zdziwi – jeśli nakażą one strzelać do ludzi na ulicy w imię walki z pandemią. Wtedy krwawe zamieszki oczywiście wybuchną.
Dodaj komentarz