Opis mistycznego doświadczenia realnej obecności Boga przez libańskiego naukowca

Libański naukowiec Rajmund Nader przeżył mistyczne doświadczenie realnej obecności Boga. Miało to miejsce 10 listopada 1994 roku w pustelni św. Szarbela w Annai.

17 kwietnia 2015 roku, wieczorem, przed sanktuarium św. Szarbela w Annai Rajmund Nader opowiedział dla Czytelników „Miłujcie się!” o swoim niezwykłym doświadczeniu miłości i obecności Boga.

Urodziłem się w rodzinie chrześcijańskiej. Byłem wychowywany w duchu głębokiej wiary i praktykowania religii katolickiej. Od wczesnej młodości szukałem odpowiedzi na najważniejsze pytania. Chciałem wiedzieć coś więcej o Bogu: jak stworzył On wszechświat, jaki jest sens i cel ludzkiego życia, czy istnieje życie po śmierci.

Jednak najbardziej nurtowało mnie pytanie dotyczące Eucharystii. Chciałem się dowiedzieć, jak Stwórca całego wszechświata może być rzeczywiście obecny w drobinie białego chleba w Komunii św.

Jako dorastający chłopiec zapytałem o to swojego dziadka, który powiedział mi w kilku prostych zdaniach, że Bóg jest miłością, że zstąpił z nieba i stał się prawdziwym człowiekiem, ustanowił Eucharystię, aby ludzie przyjmowali Jego miłość i wzajemnie się kochali. I dodał:

„Jak dorośniesz, to będziesz więcej rozumiał”.

Nie była to odpowiedź, która w pełni mnie usatysfakcjonowała. Byłem jednym z najzdolniejszych uczniów w szkole. Zacząłem dużo czytać, szukając odpowiedzi na swoje pytania i wątpliwości.

W 1975 roku rozpoczęła się wieloletnia wojna w Libanie. Następnego roku, jako 14-letni chłopak, wstąpiłem do chrześcijańskiej formacji zbrojnej, aby walczyć z wojskami muzułmańskimi.

Podczas wojny na co dzień stykałem się ze śmiercią; miałem świadomość, że w każdej chwili mogę zostać zabity i zakończyć swoje ziemskie życie. Dramatyczne przeżycia w czasie wojny sprawiły, że dużo myślałem o życiu po śmierci.

Po skończeniu szkoły średniej rozpocząłem studia na wydziale inżynierskim w Bejrucie; otrzymałem stypendium na kontynuowanie nauki w Londynie, specjalizując się w inżynierii nuklearnej.

Studia uświadomiły mi, jak zachwycający jest cały wszechświat, zarówno w mikro-, jak i makrokosmosie, że jest on czytelnym znakiem wskazującym na istnienie Boga Stwórcy.

Wierzyłem w istnienie Boga, ale ponieważ mam umysł ścisły, chciałem poznawać Go także swoim rozumem.

Po studiach wróciłem do Bejrutu. Wojna jeszcze trwała, wstąpiłem więc do wojska i już jako oficer brałem udział w walkach o niepodległość Libanu.

Założyłem szkołę oficerską, gdzie wykładałem i przygotowywałem do służby w wojsku nowe kadry oficerów. Zajmowałem się jako naukowiec fizyką jądrową, ale nie zaniedbywałem swego życia duchowego. Codziennie czytałem i rozważałem teksty Pisma św.

Chciałem poznać Boga poprzez Pismo św., ale także przez naukowe badania.

Od dzieciństwa byłem zafascynowany Jezusem, bardzo Go kochałem, był dla mnie kimś naprawdę wyjątkowym. Przeczytałem wiele filozoficznych książek, zapoznałem się z historią życia najwybitniejszych ludzi i zrozumiałem, że żaden z nich nie dorównuje Jezusowi Chrystusowi.

Jest On jedyny i niepowtarzalny w historii całej ludzkości. Byłem zafascynowany osobą Jezusa Chrystusa, ale przyjęcie prawdy, że jest On prawdziwym Bogiem, było dla mnie bardzo trudne.

Pismo św. zacząłem czytać już w siódmym roku życia, czyli od kiedy przyjąłem Pierwszą Komunię św., i do dzisiaj czytam je codziennie.

Coraz bardziej i mocniej nawiązywałem relację miłości z Jezusem, ale w dalszym ciągu nie rozumiałem tajemnicy Eucharystii oraz sensu cierpienia i krzyża. Szukałem odpowiedzi na te trudne pytania. W tym celu zacząłem przyjeżdżać do pustelni św. Szarbela.

Ten święty jest wielką tajemnicą dla nas wszystkich, a szczególnie dla świata nauki. Jego ciało po śmierci przez 67 lat każdego dnia wydzielało krew i osocze. W tym okresie z martwego ciała św. Szarbela wysączyło się około 20 tysięcy litrów płynu. To jest naprawdę wielka tajemnica, niewytłumaczalna z naukowego punktu widzenia.

Bardzo wielu ludzi w Libanie i na całym świecie doświadczyło różnego rodzaju cudownych uzdrowień i nawróceń dzięki wstawiennictwu św. Szarbela. Szukałem odpowiedzi na pytanie o życie po śmierci.

Święty Szarbel w jakiś sposób dawał ją przez znaki i cuda, które Bóg działał poprzez jego wstawiennictwo. Chociaż umarł w 1898 roku, to jednak bardzo wielu ludzi doświadczyło i doświadcza prawdy, że on żyje i działa, a więc nasza śmierć nie jest końcem, lecz początkiem życia.

Od 1985 roku zacząłem każdego dnia przyjeżdżać do pustelni św. Szarbela, aby się modlić irozważać teksty Ewangelii. Przywoziłem ze sobą kilka świec oraz Pismo św. Czasami czytałem również to, co było konieczne w mojej pracy naukowej – o najnowszych odkryciach w dziedzinie fizyki.

Gdy miałem już żonę i trójkę dzieci, najpierw wypełniałem wszystkie swoje rodzinne obowiązki i późnym wieczorem, gdy dzieci już spały, jechałem do pustelni św. Szarbela.

Mistyczne spotkanie z Chrystusem

10 listopada 1994 roku otrzymałem od Boga nadzwyczajny znak. Było to w dniu moich urodzin, po 10 latach codziennej modlitwy w pustelni (nie mogłem tam dotrzeć tylko w niektóre zimowe dni, gdy były obfite opady śniegu).

Tego dnia, jak zwykle wieczorem, około godz. 22 przyjechałem samochodem do Annai i pieszo poszedłem do pustelni św. Szarbela. Miałem ustalony rytuał. Najpierw się modliłem, leżąc na wznak z rozłożonymi rękami i patrząc w rozgwieżdżone niebo. Trwało to około półtorej godziny.

Uświadamiałem sobie wówczas wielkość, wszechmoc i nieskończoność Boga, Stwórcy całego wszechświata. Następnie zapalałem świece i czytałem jeden rozdział z Ewangelii; rozważałem przeczytane słowa, modliłem się i wracałem do domu.

Tego dnia było bardzo zimno i, tak jak zwykle, modliłem się przez półtorej godziny, leżąc na wznak. Później uklęknąłem, zapaliłem pięć świec i zacząłem czytać z Ewangelii Przypowieść o talentach (Mt 25,14-30). Po tej lekturze rozważałem, jakie Pan Bóg dał mi talenty i jak je wykorzystuję dla dobra innych ludzi.

W pewnym momencie poczułem, że zaczął wiać bardzo ciepły wiatr, który stawał się coraz cieplejszy i silniejszy. Zrobiło się tak ciepło, że rozebrałem się do koszuli.

Zauważyłem, że pomimo gwałtownego wiatru płomienie palących się świec nie zgasły, ale były stałe jak w żarówkach. Byłem zdumiony tym wszystkim, co widziałem. Pytałem się siebie:

„Dlaczego zimą na wysokości ponad 1350 m wieje silny, ciepły wiatr i dlaczego nie gasi palących się świec?”.

Początkowo pomyślałem, że mam halucynacje, i aby się upewnić, chciałem dotknąć płomienia świecy. Wtedy znalazłem się w innym wymiarze rzeczywistości, zmysły mojego ciała przestały funkcjonować.

Nie czułem, że jest ciepło czy zimno, nie słyszałem szumu wiatru, wycia wilków ani odgłosów zwierząt z okolicznych lasów, nie widziałem pustelni, gór i tego wszystkiego, co mnie otaczało. Widziałem tylko niesamowite, przenikające wszystko światło, czyste, krystaliczne, całkowicie inne aniżeli to, które widzimy naszymi oczami.

Byłem zanurzony w świetle o niezwykłej mocy, czystości i sile, świetle bez koloru, przezroczystym, ale równocześnie łagodnym, nie drażniącym, nie zadającym żadnego bólu. Czułem osobową obecność Kogoś, kto mnie bezgranicznie kocha.

Najpierw pomyślałem, że to jest chyba sen. Otrzymałem natychmiastową odpowiedź, że to nie jest sen. Nie było to wyrażone w słowach czy w jakimś języku – to nie był głos, ale bardzo jasny i czytelny przekaz myśli.

Znowu pojawiła się wątpliwość, że chyba jestem nieprzytomny, i znowu dotarła do mnie jasna i czytelna odpowiedź:

„Jesteś bardziej świadomy i przytomny aniżeli kiedykolwiek w swoim życiu”.

Zacząłem stawiać sobie pytania:

„Kto do mnie mówi, gdzie ja jestem, co się ze mną dzieje?”.

Przyszła pewność, że to jest Jezus Chrystus. Wtedy Pan Jezus powiedział:

„To Ja jestem”.

Objawił mi siebie nie w fizyczny sposób, ale poprzez doświadczenie niesamowitej miłości, której nie można opisać i wyrazić ludzkim językiem, a także poprzez wewnętrzny pokój, siłę, moc, szczęście i nieopisaną radość.

Zapragnąłem całym sercem, aby być zawsze z Jezusem, i prosiłem Go, aby już nie odchodził, abym mógł trwać w tym stanie na zawsze. Odpowiedział mi, że On jest z nami zawsze, że nigdy nas nie opuszcza. Wtedy światło zniknęło.

Klęczałem na tym samym miejscu, widziałem pustelnię, rosnące obok drzewa oraz góry. Zacząłem odczuwać przenikliwe zimno, a świece całkowicie się wypaliły. Spojrzałem na zegarek – była 3.35 nad ranem. Zdziwiłem się, że minęło pięć godzin od mojego przyjścia do pustelni św. Szarbela.

Włożyłem sweter, zimową kurtkę, posprzątałem resztki wypalonych świec, zabrałem Pismo św. i poszedłem do samochodu. Wracając, myślałem o tych wszystkich nadzwyczajnych przeżyciach, których przed chwilą doświadczyłem. Byłem przepełniony radością, pokojem oraz pewnością czułej obecności kochającego Boga.

Chciałem krzyczeć z radości i mówić wszystkim ludziom, że istnieje Jeden Bóg w Trzech Osobach, że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem – Synem Bożym, który stał się prawdziwym człowiekiem, że umarł za nas i zmartwychwstał, że przebacza nam wszystkie grzechy w sakramencie pokuty i daje życie wieczne w Eucharystii.

Ręka św. Szarbela

Wracając do samochodu, na lewym ramieniu odczuwałem ciepło i lekki uścisk. Nie zwracałem jednak na to większej uwagi. Dopiero w samochodzie, po zdjęciu swetra, zobaczyłem, że na ramieniu mam odciśniętą rękę z pięcioma palcami, a z tego odbicia sączy się krew i woda.

To była rana, jakby po oparzeniu. Dotknąłem jej palcami, ale nie czułem żadnego bólu. Po powrocie do domu pokazałem tę ranę swojej żonie, aby się upewnić, że nie mam halucynacji.

Żona zapytała wtedy, czyje palce są odciśnięte na moim ramieniu. Już byłem pewny, że to nie są moje przywidzenia, lecz obiektywna rzeczywistość. Jestem przekonany, że jest to ręka św. Szarbela. W ten sposób święty pustelnik zapewnił mnie, że to moje doświadczenie obecności Boga przed jego pustelnią jest rzeczywiste, że nie jest ono halucynacją.

Opowiedziałem żonie w szczegółach o tym, co mi się przydarzyło na modlitwie w pustelni św. Szarbela. Takie samo mistyczne doświadczenie powtórzyło się później jeszcze 40 razy, również znamię odbicia dłoni z krwawiącą raną na moim ramieniu pojawiało się i trwało od pięciu do sześciu dni.

Po trzech dniach od tego pierwszego mistycznego doświadczenia obecności Boga spotkałem się kolejno z patriarchą, biskupem Bejrutu i przełożonym zakonu maronitów i opowiedziałem im wszystko o tym niezwykłym doświadczeniu.

Musiałem także poddać się szczegółowym badaniom lekarskim, aby stwierdzić, czy to przeżycie nie było spowodowane przez moją psychikę. Przeszedłem także próbny egzorcyzm, aby się upewnić, że nie jestem manipulowany przez działanie złych duchów.

Ewangelizacja

Po tym mistycznym doświadczeniu obecności Chrystusa zrezygnowałem z pracy naukowej, aby poświęcić się dziełu ewangelizacji. Zacząłem pracować w nowo powstałej katolickiej Telewizji Télé Lumière . Po kilku latach pracy zostałem jej menedżerem.

Stworzyliśmy także grupę modlitewną św. Szarbela. Spotykamy się w każdy piątek; mamy najpierw studium Pisma św., później o godz. 20 Mszę św. i różaniec. Grupa modlitewna istnieje już od 20 lat i cały czas rośnie liczba jej członków.

Należy do niej obecnie w Libanie ponad trzy tysiące osób. Powstały też wspólnoty w USA, a także w Australii oraz w Londynie. Wspólnoty te tworzą ludzie świeccy, podobnie jak trzeci zakon św. Franciszka.

Przed wstąpieniem do takiej wspólnoty konieczne jest przygotowanie się z zakresu nauczania Kościoła katolickiego oraz Pisma św. Jej członkowie mają być świadkami Jezusa w dzisiejszym świecie, w pewnym sensie takimi świeckimi zakonnikami, którzy pozostają w ścisłej jedności z Chrystusem. Jestem odpowiedzialny za wspólnotę św. Szarbela, która podlega bezpośrednio patriarsze.

Po pielgrzymce św. Jana Pawła II do Libanu powołałem także do istnienia nowy ruch o nazwie „Orędzie Libanu”. Inspiracją było dla mnie stwierdzenie św. Jana Pawła II, że Liban ma być orędziem Ewangelii dla całego Bliskiego Wschodu.

Jest to społeczno-polityczny ruch, którego celem jest wprowadzanie zasad Ewangelii do polityki i ekonomii. Działamy od ubiegłego roku i do Orędzia Libanu należy już ponad 1000 osób. Pragniemy być posłusznymi narzędziami w rękach Pana Boga.

Całe swoje życie oddałem na służbę Kościołowi; oczywiście troszczę się także o swoją żonę i dzieci. Świadczę o Chrystusie i służę Mu, aby poprzez moją posługę radosna prawda o zmartwychwstaniu Chrystusa i o Bożym miłosierdziu dotarła do wszystkich ludzi mieszkających w Libanie i na Bliskim Wschodzie.

Orędzia

24 lipca 1995 roku, w dniu liturgicznego wspomnienia św. Szarbela, podczas procesji w klasztorze Annaya obok Rajmunda Nadera pojawił się wiekowy mnich z kapturem na głowie. Nader nie widział jego twarzy, ale usłyszał wewnętrzny głos św. Szarbela, który przekazał mu pierwsze orędzie do zakomunikowania ludziom.

Po skończonym przekazie zakonnik zniknął, a Nader poczuł na swoim ramieniu ból. Pojawiło się tam oparzenie z odbitymi pięcioma palcami, takie samo jak to z 9 listopada 1994 roku. Raymond zrozumiał, że jest to znak od świętego pustelnika.

Od tej pory co pewien czas Nader otrzymuje od św. Szarbela orędzia. Oto niektóre ich fragmenty:

  1. Jest tylko jedna droga, która prowadzi do pełni szczęścia w niebie, a jest nią Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg, który stał się prawdziwym człowiekiem. Droga dojrzewania do miłości w niebie, którą prowadzi nas Jezus, jest trudną duchową wspinaczką. Idąc tą drogą z Jezusem, powinniśmy kochać się wzajemnie miłością bezinteresowną, bezwarunkową i nieograniczoną”.
  2. Aby mieć miłość w sercu, trzeba nieustannie czerpać z jej Źródła, którym jest Jezus Chrystus. Z tego jedynego Źródła mogą czerpać wszyscy bez wyjątku – przez codzienną, wytrwałą modlitwę oraz sakramenty pokuty i Eucharystii”.
  3. Tylko Jezus może uwolnić człowieka od wszystkich grzechów, problemów i zmartwień. On bardzo cierpi, gdy człowiek, odkupiony Jego krwią, upada w grzechu i nie przystępuje do sakramentu pokuty, nie ufa Jego nieskończonemu miłosierdziu”.
  4. Bóg pragnie, abyśmy byli wolni i szczęśliwi. Ludzie jednak szukają szczęścia tam, gdzie go nigdy nie znajdą, a więc na ziemi, w dobrach materialnych, karierze, władzy, zaspokajaniu zmysłów lub w innych ludziach. Pełnię szczęścia można odnaleźć tylko przez zjednoczenie się w miłości z Chrystusem”.
  5. Miłość jest jedynym skarbem, który możecie zdobyć w ciągu ziemskiego życia i który będzie trwał na wieki. Wszystkie bogactwa materialne, sława, władza, pozycja społeczna i najróżniejsze sukcesy wraz ze śmiercią pozostaną na tym świecie. W chwili śmierci będzie liczyła się tylko miłość”.
  6. Miłość powinna królować w Waszych sercach, a pokora w Waszych umysłach. Arogancja zawsze prowadzi do grzechu, a brak przebaczenia i nienawiść – do potępienia wiecznego. Módlcie się i nawracajcie”.
  7. Módlcie się z głębi serca, a Bóg Was wysłucha. Otwórzcie dla Chrystusa bramy swoich serc, aby mógł On tam zamieszkać i obdarzyć Was pokojem. Pamiętajcie: módlcie się sercem, szczerze i z ufnością, a nie tylko wargami. Szybciej do Boga dotrze dźwięk rechotu żab aniżeli puste słowa, które nie płyną z serca człowieka.

Na modlitwie wsłuchujcie się w głos Boga. Niestety, niewielu jest takich, którzy słuchają i rozumieją, a jeszcze mniej takich, którzy słuchając, rozumieją i wprowadzają w życie. Wsłuchujcie się więc w to, co nieustannie i w różnoraki sposób mówi do Was Bóg, starając się do końca wypełnić Jego świętą wolę”.

  1. Każdy człowiek jest jakby lampą Boga. Jego zadaniem jest rozświetlanie ciemności w świecie. Pan Bóg stworzył każdą lampę z jasnym i przezroczystym szkłem, aby umożliwić światłu przenikanie i oświecanie ciemności świata.

Ludzie jednak zapominają o świetle, a dbają tylko o szkło. Tak je kolorują i dekorują, aż staje się tak zaciemnione, że nie pozwala na przenikanie światła. I dlatego tak wielkie ciemności panują w świecie.

Szkło Waszych lamp powinno na nowo stać się przezroczyste, aby Wasze światło świeciło w świecie. Dlatego po każdym ciężkim grzechu natychmiast trzeba pójść do spowiedzi, aby zawsze trwać w stanie łaski uświęcającej – świecić światłem Bożej miłości”.

______________________________________________________________________________________________________________

źródło: milujciesie.org.pl/ks. Mieczysław Piotrowski/dl

O autorze: Redakcja