Po upływie pewnego czasu od nieudanej próby zakłócenia obrad parlamentu nadszedł dobry moment na pewne podsumowania. Z perspektywy widać wyraźnie, że była to zaplanowana z góry próba obalenia legalnej władzy, pod pozorem troski o wolne media i obronę demokracji. Totalna opozycja przeprowadziła działania mające na celu przejęcie władzy. Z kilkudniowym wyprzedzeniem zgłoszono manifestacje przed Sejmem. Zgromadzono odpowiednie środki techniczne, takie jak podwyższenie dla mówców i nagłośnienie. Później opozycja doprowadziła do awantury w parlamencie, a w tym czasie zwołani pod sejm działacze PO, Nowoczesnej i KOD-u już byli w drodze na “spontaniczną” demonstrację. Przynajmniej niektórzy! Wśród “spontanicznych” demonstrantów największą grupę stanowili działacze opozycji. Równie przypadkowo wszystko zostało zgrane w czasie z przyjazdem do Polski Donalda Tuska. Najzupełniej przypadkowo (!?) w czasie tej awantury doszło do zaniku sygnału TV na trzech czwartych obszaru Polski, co uniemożliwiło oglądanie telewizji państwowej, skazując większość Polaków na TVN i Polsat!
Jeśli jeszcze dziś ktoś daje wiarę twierdzeniu, że to wszystko wina obu stron sceny politycznej, to proszę o rozsądne rozważenie faktów. Skoro cała akcja była zaplanowana, to jest oczywiste, że opozycja doprowadziłaby do zamieszania zupełnie niezależnie od tego, co zrobiłby marszałek Kuchciński. Oskarżanie PiS-u o współudział, a nawet tylko o bycie winnym czemukolwiek, jest nieporozumieniem. To jest jak oskarżanie zgwałconej kobiety, że – głupia – poszła wieczorem do parku, a przecież wiadomo, że tam czasem gwałcą. Właściwie to, żeby analogia była pełna, trzeba by jeszcze dodać, że na tę zgwałconą kobietę gwałciciel czekał na każdej z możliwych dróg. Czegokolwiek by politycy PiS-u nie zrobili, do tego co się stało, doszło by i tak. Politycy Prawa i Sprawiedliwości popełniają masę błędów, bo są ludźmi! Ale to co robią, to tylko błędy. Często głupie, spowodowane różnymi przyczynami. Ale błędy. Natomiast to, co robi totalna opozycja to zdrada stanu. Działanie na szkodę państwa polskiego i Polaków. Nasuwa się jednakże pytanie: czy byli aż tak naiwni, żeby myśleć, iż są w stanie w ten sposób coś zdziałać? Przyjrzyjmy się jeszcze innemu wydarzeniu: zamachowi terrorystycznemu w Berlinie, w którym w niejasnych okolicznościach zginął polski kierowca.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zamachowiec odpowiedzialny za zamach w Berlinie nie działał sam. Należy uznać, że była to akcja zaplanowana, przygotowana. A jeśli tak, to niech mi ktoś wyjaśni dlaczego porywacz musiał się uczyć prowadzić porwanego TIR-a?! A tak wynika – według doniesień medialnych – z zapisów GPS. Każdy organizator takiej akcji albo wybrałby zamachowca, który umie prowadzić TIR-y, albo do zamachu wybrałby samochód łatwy w prowadzeniu. Żaden zamachowiec nie ryzykowałby obecności kierowcy w kabinie ciężarówki. Jeżeli nie zabił go od razu – musiał mieć po temu dobry powód! A jeżeli potrzebny był i ten konkretny samochód i jego kierowca, to prawdopodobieństwo, że to wszystko jest dziełem przypadku maleje. Możemy z dużym prawdopodobieństwem założyć, że chcieli porwać ciężarówkę z polskimi tablicami, kierowaną przez Polaka. Kolejny dziwny zbieg okoliczności: teren targów był tak źle zabezpieczony, że nie tylko dało się wjechać TIRem na miejsce jarmarku, ale jeszcze ochrona tam była tak kiepska, że pozwoliła uciec terroryście. I to pomimo tego, że służby niemieckie były ostrzegane o możliwości zamachu! Pomimo tego, że w innych krajach, jak Francja, Belgia, czy Wielka Brytania podobne miejsca ochraniane były znacznie lepiej! Trzeci zbieg okoliczności? Wątpię.
Moim zdaniem wszystko wskazuje na to, że komuś chodziło o tak zwaną “operację pod fałszywą flagą”, czyli przeprowadzenie akcji terrorystycznej i zwalenie winy na Polaka! Ale po co? Myślicie Szanowni Czytelnicy, że mam paranoję? Poczekajcie chwilę. Jedziemy dalej!
Moment zamachu wydaje się nieprzypadkowy. Okres Świąt Bożego Narodzenia to czas, w którym narażenie na ataki terrorystyczne ze strony islamistów jest większe. Oczywiście! Tak by było, gdyby to miał być istotnie zamach organizowany przez islamistów, a to nie jest już takie pewne, prawda? Przecież, jeżeli w tym wypadku chodziło o zwalenie winy na Polaków, to może chodziło nie o to, co działo się w Niemczech, a o to, co działo się w tym czasie w Polsce?
A w Polsce w tym czasie przygotowano zamach stanu…
Na szczęście coś się nie udało. Dzięki dwójce posłów z Kukiz’15 udało się zebrać quorum i dokończyć głosowanie nad budżetem i ustawą dezubekizacyjną. Nie udało się zwołać pod parlament wystarczającej ilości manifestantów. Dzięki powściągliwości i rozsądnym reakcjom władzy w stosowaniu przymusu bezpośredniego (nawet w obliczu ataków na posłów) nie doszło do jakichś dramatycznych, albo tragicznych wydarzeń przed sejmem. Wszystko skończyło się na jednym pajacu, który sam położył się na asfalcie, ale go nagrano komórką. Zapewne dzięki odwadze i heroicznej walce z napastnikiem i dzięki temu, że ktoś ze świadków widział, jak złapał za kierownicę i zmienił trasę TIR-a, nie udało się zwalić winy za zamach terrorystyczny na Polaka!! Nie udało się tym samym zwrócić międzynarodowej opinii przeciw Polsce! W USA wybory przegrała zdecydowanie antypolska Hillary Clinton, co nie jest bez znaczenia, a było trudne do przewidzenia w momencie planowania operacji w Polce i zamachu w Berlinie! Mieliśmy naprawdę bardzo dużo szczęścia.
Moim zdaniem, nie jest wykluczone, że były takie siły – poza Polską, które korzystając z pomocy obywateli polskich, bo przecież nie można ich nazwać Polakami, a także osób innych narodowości, a kto wie czy nie służb i agentury innych krajów, zaplanowały i przeprowadziły próbę obalenia rządu PiS-u. Nieprzypadkowo został wybrany taki termin. Gdyby cała akcja się udała, to wtedy politycy partii rządzącej znaleźli by się w sytuacji, że w okresie świątecznym muszą atakować i próbować poruszyć opinię publiczną w obronie utraconej władzy! Ze względu na “awarię” przekaźników, legalny rząd Polski nie mógłby zwrócić się do Polaków za pośrednictwem państwowej telewizji! Gdyby udało się wszcząć na tyle duże zamieszki na ulicach, że polała by się jakaś krew, gdyby w tym czasie w sejmie znajdowali się posłowie opozycji, gdyby udało się jednocześnie wrobić Polaka w zamach w Berlinie, żeby skompromitować nas na arenie międzynarodowej, gdyby prezydentem przejmującym władzę w USA nie był Trump, tylko Clinton…
Całą sprawą niewątpliwie powinien zająć sie kontrwywiad. Powinno się sprawdzić źródła finansowania, ustalić międzynarodowe powiązania i to skąd idzie inspiracja do wszczynania rokoszy przeciw demokratycznie wybranej władzy! Polskie służby powinny dotrzeć do wszystkich możliwych danych dotyczących zamachu w Berlinie. Obawiam się, że jeśli we wszystko były zamieszane służby niemieckie, a musiało tak być, to sekcja zwłok wykonana w Niemczech zatarła pewnie mnóstwo śladów. Ale należy zrobić wszystko, by ustalić najwięcej jak się tylko da. Trzeba znaleźć winnych zaniku sygnału TV! Należy też wyjaśnić, którzy z polskich polityków spotkali się z Donaldem Tuskiem, w czasie jego wizyty we Wrocławiu i jaki był temat ich rozmów!
Jeżeli ktoś z Szanownych Czytelników nadal uważa, że mam paranoję, odpowiem: chciałbym. Wolałbym, żeby moją reputację psi zjedli. Bo jeśli to wszystko nie było zbiegiem okoliczności, to zabawa dopiero się zaczyna.
Lech Mucha
P.S.
Blokada trybuny sejmowej i fotela marszałka dobiegła końca. Harcownicy spod znaku totalnej opozycji, zrozumiawszy, że są już tylko śmieszni, poszli do domów. Ale nie wierzmy w to, że na tym koniec. Nie dajmy się zwieść. Oni – a mam tu na myśli nie tę grupę pajaców, których wystawiono na pierwszą linię, ale tych, którzy nimi sterują – nie odpuszczą.
I już na sam koniec chciałbym ostatnie słowa skierować do lidera Platformy Obywatelskiej, Grzegorza Schetyny. A będzie to parafraza znanego fragmentu z Wesela Wyspiańskiego.
Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie, czapkę z piór:
chciałeś, chamie, wygrać z PiS-em,
ostał ci się Michnik z Lisem.
Tekst ukazał się drukiem w tygodniku Polska Niepodległa
Największa zagadka dla mnie brzmi: dlaczego Targowica odpuściła właściwie walkowerem? Może przeszła do planu B, po nieudanej próbie puczu i uznała, że czas na wymianę ich skompromitowanych liderów? Bo przyznam, że gdyby tak wielki zbieg okoliczności w jednym czasie, jak pasztet na Wigilię, śpiewy Muchy, wyjazd Petru, czy faktury Kijowskiego były tylko przypadkiem, jest co najmniej zastanawiający…
Największą zaletą tego Muppet Show był fakt, że od kilku pisożerców usłyszałem słowa typu, “nie cierpię Kaczora, ale niech wreszcie te PO przestanie pajacować” :)
Moim zdaniem poddali się wobec braku pomocy z zewnątrz i wsparcia ulicy. Ale chyba trudno to nazwać “walkowerem”.
@ Lech
Nie masz paranoi. Nie wiem, czy Polacy prowadzą śledztwo w sprawie zamachu, bo coś ostatnio nic nie słychać na ten temat. Być może już jest “pozamiatane”.
Mam uwagę techniczną do deklarujących się jako polskie, mediów. Uważam, że nie należy powielać narracji KOD w sensie używania zbitki: “opozycja polityczna“, bo jest to bardzo mylące.
“Polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza” używa żywych tarcz KOD-u i korzysta ze wsparcia finansowego, logistycznego, propagandowego z zagranicy. Są to przestępcy działający na szkodę państwa polskiego.
KOD zwraca się o pomoc do RKW. Orzeł: “Dla mnie to polityczny żart roku, coś takiego nie przyszłoby mi do głowy w najśmielszym śnie”
Nie ma potrzeby, żeby koordynator olsztyńskiego RKW pytał nas, koordynatorów krajowych, wśród których jestem m. in. ja, Hania Dobrowolska, Ewa Stankiewicz czy Radę Koordynatorów Wojewódzkich kierowaną przez Pawła Zduna o poradę czy zgodę co maja zrobić z prośbą KOD. To będzie ich samodzielna decyzja, bardzo jestem ciekaw jak postąpią
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Krajowy Koordynator Ruchu Kontroli Wyborów Józef Orzeł.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kuriozum! Olsztyński oddział KOD zwrócił się o skontrolowanie wewnętrznych wyborów w Komitecie do… Ruchu Kontroli Wyborów
wPolityce.pl: Olsztyński Komitet Obrony Demokracji zwrócił się z prośbą o skontrolowanie wewnętrznych wyborów do Ruchu Kontroli Wyborów. To dość nieoczekiwana propozycja.
Józef Orzeł: To zdumiewające, co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego, że KOD sobie sam nie daje rady ze sobą. Nie jest demokratyczną instytucją, jeżeli potrzebuje zewnętrznej kontroli do wewnętrznych wyborów. A po drugie, zwrócił się do Ruchu Kontroli Wyborów, który jest uznawany za bardzo radykalny prawicowy ruch, chociaż nie oddaje to rzeczywistości. Przy kontrolowaniu wyborów pracowaliśmy z ludźmi ze strony PiSu, Ruchu Kukiza, Kornela Morawieckiego, narodowców, mniejszych prawicowych organizacji i części kandydatów w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Ruch Kontroli Wyborów nie jest jednak ruchem partyjnym, wysuwa dużo ostrzejsze postulaty zmiany procesu wyborczego niż PiS. Jeżeli do RKW z prośbą o kontrolę wyborów zwracają się ludzie z regionalnego KODu to jest to bardzo zabawne i ciekawe. Dla mnie to polityczny żart roku, coś takiego nie przyszłoby mi do głowy w najśmielszym śnie.
Może to wyraz ich zaufania do Ruchu Kontroli Wyborów?
(…)