Napisałem ostatnio o tajemniczej karierze pana Mateusz Kijowskiego, który ledwie związał się z redakcją Studia Opinii, a już parę miesięcy później wyprowadził na ulice 50 tysięcy ludzi, jako lider Komitetu Obrony Demokracji. Wyraziłem wtedy swoją wątpliwość co do spontaniczności i oddolności owego ruchu, a także co do autentyczności samego lidera, który moim zdaniem nie jest człowiekiem przypadkowym, mającym szczęście znaleźć się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Dziś nie jesteśmy wiele mądrzejsi, niż przed tygodniem, kiedy pisałem swój tekst, ale myślę że można pokusić się o znaczne uzupełnienie wiedzy zarówno o samym Kijowskim, jak i naturze jego ruchu.
Zacznę jednak od tego, że równie co postać Kijowskiego zastanawiająca jest postawa mediów “prawicowych” wobec jego osoby. Wydawałoby się, że stanowi on doskonały “żer” dla dziennikarzy chcących zabłysnąć jako pochodnia rozjaśniająca mroki niewiedzy, którymi spowity jest lider KODu, że nie ma dziś ciekawszego i bardziej palącego pytania, niż to, kim właściwie jest ten człowiek. Jak dotąd jednak uraczeni zostaliśmy jakimiś ochłapami – że Kijowski zalega z alimentami i że był informatykiem w PZPN, a obecnie pozostaje na utrzymaniu żony. I to własciwie wszystko. Informacje te miały go chyba ostatecznie skompromitować, na takiej zasadzie, że poszanowania prawa domaga się facet zalegający z alimentami na sumę 100 tysięcy złotych. Gdzieś nawet przeczytałem opinię, że redaktor Super Ekspresu, który podał informację o alimentach, “zaorał Kijowskiego”, a wręcz, że go “zmasakrował”, ale pozwolę sobie zwątpić w jedno i drugie. To są nieważne bzdury, stawiające pod sporym znakiem zapytania szczerość misji “prawicowych” dziennikarzy, ich zawodowe umiejętności, poważne traktowanie odbiorców, albo wręcz to wszystko na raz. Na portalu wpolityce.pl wyciągnięto Kijowskiemu, że śpiewał kolędę “Bóg się rodzi”, choć parę dni wcześniej przyznał, że “Kościół od niego odszedł” i to też miało chyba być “pozamiataniem” i “masakrą”. Albo nawet “zaoraniem”, nie wiem. Dla mnie jest to dziennikarska tandeta, albo wręcz sama tandeta, nie mająca z dziennikarstwem nic wspólnego. Stety lub niestety, więcej od “zawodowców” w kwestii prześwietlania KODu Kijowskiego zrobili internauci, np. Pink Panther, czy Wawel, obydwaj piszący na salonie24. Osoby piszące na portalu wpolityce.pl o “aferze kolędowej” skompromitowali się chyba najbardziej, ponieważ podparli się wywiadem, jekiego pan Kijowski udzielił Agnieszce Kublik z “wyborczej” i wyciągnęli z niego rzecz najmniej interesującą, z dziwną obojętnością przechodząc obok rzeczy najważniejszej. Obok tej “rzeczy najważniejszej” z równie dziwną obojętnością przeszli także ludzie, którzy umieścili wreszcie w wikipedii hasło “Mateusz Kijowski“, ale muszę nieskromnie przyznać, że osobiście tę informację dziś uzupełniłem.
Chodzi o to, że pan Kijowski w 1990 roku zakładał ROAD, czyli Ruch Obywatelski Akcję Demokratyczną – coś, co od dawna już nie istnieje, ale w mojej ocenie stanowi ten ostatni klocek układanki, który spaja wszystkie mniej lub bardziej zaskakujące fakty związane z KODem, w jedną całość. Przede wszystkim – czym w ogóle był ten ROAD? Wikipedia jest tu wyjątkowo oszczędna w wyjaśnieniach:
Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna (ROAD) – polska partia polityczna działająca w latach 1990–1991, utworzona przez działaczy „Solidarności”. Ugrupowanie zostało założone 16 lipca 1990 m.in. przez Zbigniewa Bujaka i Władysława Frasyniuka w odpowiedzi na powstanie Porozumienia Centrum. Wśród przywódców partii byli także Adam Michnik, Jan Lityński, Henryk Wujec i Zofia Kuratowska, zaś ponadto przystąpili do niej m.in. Jacek Kuroń, Barbara Labuda, Bronisław Geremek i Marek Edelman. W wyborach prezydenckich w 1990 popierał kandydaturę Tadeusza Mazowieckiego. W maju 1991 wszedł w skład Unii Demokratycznej (przeciw zjednoczeniu protestowali m.in. Zbigniew Bujak, Adam Michnik i Andrzej Celiński). Grupa skupiona wokół Zbigniewa Bujaka 20 kwietnia 1991 powołała nowe stronnictwo pod nazwą Ruch Demokratyczno-Społeczny o socjaldemokratycznym charakterze.
Nawet jednak w tej krótkiej notce mamy przynajmniej dwie informacje kluczowe – po pierwsze, widzimy że ROAD powstał w jakiejś opozycji do Porozumienia Centrum, założonego przecież przez Jarosława Kaczyńskiego, a po drugie widzimy te wszystkie nazwiska, które mówią same za siebie. Wikipedia w powyższym haśle niestety nie odsyła nas do niesławnej “Wojny na górze“, która doprowadziła do powstania zarówno PC, jak i ROADu, warto więc zacytować sysntetyczną informację z wiki:
Wojna na górze była efektem ogniskującego w Solidarności konfliktu wewnętrznego pomiędzy solidarnościową lewicą i jej głównym ideologiem Adamem Michnikiem a prawicą z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Pomiędzy zwaśnionymi stronami był lider Solidarności Lech Wałęsa.
Nie jest moją ambicją rozstrzyganie prawdziwego podłoża rozpadu “strony solidarnościowej” na dwie zwaśnione frakcje, warto natomiat przpomnieć sobie, że właśnie to ukształtowało scenę polityczną III RP i determinuje ten kształt aż do dnia dzisiejszego, a także po prostu “rozbraja” KOD, który nie może już być określany jako “apolityczny”, czy “metapolityczny”, ponieważ jest w sposób ewidentny emanacją “solidarnościowej lewicy” – jednej ze stron “wojny polsko-polskiej”.
Związek pana Kijowskiego z ROAD wyjaśnia nam przy okazji wiele drobnijeszych spraw, takich jak m.in.:
- zadziwiająca niechęć Kijowskiego do Jarosława Kaczyńskiego i PiS w ogólności, okazywana od momentu debiutu na portalu studioopinii.pl;
- pojawienie się KOD akurat na studioopinii.pl;
- pojawienie się potrzeby “bronienia demokracji” akurat po dojściu PiS do władzy, choć “już PO przekraczała granice”;
- zaangażowanie “wyborczej” w pompowanie KODu;
- ochrzczenie klubów dyskusyjnych KOD imieniem Tadeusza Mazowieckiego;
- angażowanie Zbigniewa Bujaka w KOD;
- wysunięcie przez Ernesta Skalskiego ze studioopinii.pl kandydatury Władysława Frasyniuka na prezydenta;
- obecność Ryszarda Petru, “człowieka Leszka Balcerowica”, obok Kijowskiego na wiecach KOD;
- zaangażowanie ludzi związanych z demokratami.pl w KOD (np. p. Magdaleny Netzel, byłej asystentki nieżyjącego już posła Jana Kułakowskiego z Partii Demokratycznej, dziś administartorki fejsbukowej grupy KOD_EU, czy p. Marcina Mycielskiego, regionalnego kierownika kampanii parlamentarnej PD w 2005 roku, a dziś organizatora brukselskiej manifestacji KODu);
- ogólny ideowy klimat całej tej akcji i przegląd “znanych twarzy” uczestniczących w demonstracjach;
- itp., itd.
W podsumowaniu pragnę złożyć Szanownym Czytelnikow życzenia wejścia w Nowy Rok ze spokojem i dystansem, a przede wszystkim – z Wiarą i Nadzieją, że nadchodząca w 2016 erupacja “wojny polsko-polskiej” zakończy się dla nas dobrze.
Nierozbrajalne fakty.