Na trwającej prawie godzinę poniedziałkowej konferencji prasowej naukowcy NASA opowiadali o odkryciu na powierzchni Marsa słonej wody w stanie ciekłym. Woda pojawia się tylko podczas letnich miesięcy, spływając w formie strumyków zboczami kraterów.
Pomimo minusowej temperatury na planecie, woda nie zamarza z powodu nasączenia solą i nadchloranami /solami kwasu nadchlorowego/, obniżającymi temperaturę zamarzania. Po zmieszaniu z nadchloranem wapnia ciekła woda może występować aż do około -70 ° C.
Według naukowców trzy miliardy lat temu Mars miał atmosferę, a na powierzchni duży ocean płynnej wody.
Woda na Marsie w formie „solanki” nie przesądza, lecz jedynie zwiększa prawdopodobieństwo występowania form życia. Naukowcy nadal uważają, że prawdopodobieństwo występowania życia na planecie jest małe ze względu na panujące warunki. Temperatura na powierzchni planety waha się w zakresie od około 20 °C w południe, na równiku, do około -153°C na biegunach.
Woda została odkryta również w glebie drobnoziarnistej na powierzchni Marsa. Potwierdzili to naukowcy z NASA w artykule opublikowanym w czasopiśmie Science.
_____________________________________
Źródło: theguardian.com
Grafika: Illustration: 1) Stocktrek Images, 2) Foto: NASA / JPL-Caltech / PA
Więcej informacji: tutaj
Badacze Marsa wychodzą pewnie z analogii, że woda=życie. Odnoszę wrażenie, że istnieje owczy pęd w tym środowisku, żeby udowodnić istnienie życia poza Ziemią. Ja się zawsze zastanawiam, dlaczego tak tęgie umysły badające kosmos, brną w takie dziwne tezy typu, jakieś poszukiwania “bliźniaka Ziemi” w odległej galaktyce, by tego życia szukać? Na mój rozum: dlaczego oni twierdzą, że życie miliardy lat świetlnych dalej może zaistnieć tylko przy ziemskich warunkach? Czyli z atmosferą, magnetosferą, odległością od gwiazdy, szybkością obrotu planety, wodą, warstwą ozonową itd. Zapomnieli, że wszystko w przyrodzie jest względne? Że to co oni widzą przez szkiełko i oko, to tylko ułamek całości, być może tylko jeden z wymiarów?
Czyż gdzieś tam daleko wręcz odwrotne warunki do ziemskich nie są przypadkiem dla kogoś przyjazne? Może tam działają inne prawa fizyki pozwalające na to, by pewien zlepek chemiczny (wsparty przez Pana Boga) poruszał się, jadł, trawił i wydalał? Zawsze takie dywagacje mnie ciekawiły.
Dwa, czy Wszechświat naprawdę jest nieskończenie wielki? To dlaczego zamiast jasnego nieba w nocy, widzimy ledwie pojedyncze gwiazdy, a nie ich gęsty, zlewający się zlepek?
A może tego kosmosu tak naprawdę to nie ma i to tylko wytwór naszej wyobraźni :)
To nie jest żaden owczy pęd i wcale nie wszystko jest względne. Jeśli nie dostrzegamy jakichś wymiarów, to jaki byłby sens poszukiwania w nich życia?
Obserwowalny Kosmos jest ogromny i mamy obecnie imponujący zasięg obserwacji, cóż w tym dziwnego, że z wielkim zainteresowaniem przyglądamy się odkrywanym światom? To, co widzimy podlega tym samym prawom fizyki, jakie mamy w tej części Wszechświata, bo gdyby tak nie było, to w różnych kierunkach widzielibyśmy zupełnie inne kosmosy, tymczasem średnie parametry materii są do tego stopnia identyczne w całym widzianym przez nas obszarze, że spowodowało to powstanie teorii inflacyjnego rozszerzania się Wszechświata w pewnym etapie jego istnienia – bez tego obserwowalibyśmy większe nieregularności rozkładu materii i energii.
Oczywiście, że pytanie, które jawnie lub milcząco tkwi w tych poszukiwaniach dotyka kwestii religijnych i filozoficznych (dyskutowanych także tutaj – pod notką o ewolucji): czy w podobnych warunkach rozwinęłoby się znane nam życie organiczne? Czy powstanie życia jest “zapisane” w prawach fizyki, czy wymaga jakiejś dodatkowej, zewnętrznej interwencji?
Ja nie widzę tu żadnego “brnięcia”, po prostu wykorzystujemy możliwości, jakie posiadamy, aby badać to, co jesteśmy w stanie zobaczyć.
Twoje pytanie o wielkość Wszechświata (https://pl.wikipedia.org/wiki/Paradoks_Olbersa) było jednym z przyczynków do dysputy kosmologicznej, która z różnym natężeniem rozpoczęła się już w XIX w. i trwa do dziś.
Polecam lekturę popularnonaukowych książek o kosmologii, szczególnie – “Kosmiczna Inflacja” Alana Gutha, lista dobrych pozycji jest np. na http://www.astronomia.biz.pl/ksiazki.html, a bardzo ciekawe wykłady ks. prof. Michała Hellera można znaleźć na YouTubie.
Ale można dostrzec pewne niebezpieczeństwa takiego poszukiwania. W szczególności wyobrazić sobie, że suponuje się nam, że życie rozwinęło się na Marsie 3mld lat temu, a wszyscy “Bogowie”, “aniołowie”, o jakich mówimy są tylko rozwiniętymi cywilizacjami, na co mnóstwo “dowodów” znajdziemy w starożytnych zapisach, w tym – w Biblii. Wówczas w żaden sposób prawdy tak objawione przez te cywilizacje nie są bardziej obiektywne niż prawdy uznane ogólnie przez Ludzkość, gdyż można się spodziewać że i te cywilizacje kierują się przede wszystkim zasadą własnej korzyści – jak Ludzkość sama. Tylko rozum oświecony Duchem Świętym dostrzeże w Pismach warstwę duchową, potwierdzającą, że takie sugestie są niewystarczającym wytłumaczeniem tych rzeczywistości, w które wierzymy i których oczekujemy. Tymczasem dla niewierzących może być to podłożem (wymówką) do odrzucenia Chrystusa, gdy ponownie pojawi się na Ziemi i do walki z Jego ludem, co z pewnością jest na rękę Parszywemu.
Strasznie kombinujesz :)
Jeśli dobrze rozumiem, uważasz, że dobrze byłoby ograniczać pewne kierunki badań lub trzymać zdobytą przez nie wiedzę w ukryciu, ponieważ może zaszkodzić to Wierze?
Taka wiara, która karmiła by się niewiedzą, nie miałby nic wspólnego z Wiarą Katolicką, tylko z mitami lewactwa na temat “wieków ciemnych”.
W przekonaniu, że prawda może być w konflikcie z religią widzę małą wiarę, a nie – wielką (choćby jak pyłek, bo przy rozmiarze ziarnka gorczycy wiadomo – góry byśmy przenosili).
To nie ja kombinuję, tylko diabeł! Źle mnie zrozumiałeś. Niebezpieczeństwa poszukiwania nie oznaczają, że mamy ich zaprzestać. Dlatego mówiłem o “wymówkach” a nie prawdziwych powodach. Chodzi o to, by badając, być świadomym takich i innych niebezpieczeństw i dobrze się na nie przygotować. Chodzi o to, żeby z takiej konfrontacji wiedzy z wiarą, czy jak to nazwałeś “konfliktu” – wiedząc, że to konflikt pozorny – umysł wychodził zwycięski: wzmocniony i utwierdzony w Prawdzie. Powinniśmy mieć przygotowany oręż i zbroję dla maluczkich (czyli i dla nas). Myślę, że niełatwo byłoby bez argumentów z wiary obalać tezy, że pojawiające się znaki są manifestacjami sił pozaziemskich, które chcą przejąć nad nami kontrolę, poczynając od kontroli umysłow, i dlatego – przykładowo – potrzeba wielkiego zjednoczenia pod wspólnym rządem, aby walczyć z kosmitami. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, jakikolwiek będzie przebieg tych dramatycznych wydarzeń, kiedy przyjdzie ponownie Pan, nie spotka się Jego panowanie z powszechnym uznaniem! Trudno to sobie wyobrazić, ale chyba można się spodziewać i tego, co zarysowałem. Ja w każdym razie na miejscu Złego w ostateczności uciekłbym się na przykład do takiego fortelu, ale on nie udałby się bez wcześniejszego długotrwałego przygotowania świadomości ludu poprzez popkulturę, newsy, ideologów, naukawców, Danikenów itp. Trzeba najpierw urobić masy, aby zaczęły wyobrażać sobie, że kosmici istnieją, a później im ich podstawić jako wytłumaczenie na czas zdarzeń ostatecznych.
To nie jest żaden owczy pęd i wcale nie wszystko jest względne. Jeśli nie dostrzegamy jakichś wymiarów, to jaki byłby sens poszukiwania w nich życia?
Może niezbyt precyzyjnie się wyraziłem. Poszukiwać, owszem. Ale dziwią mnie teksty niektórych badaczy, że jeśli gdzieś w namacalnym obecnie przez człowieka kosmosie może znajdować się życie, to tylko na jakimś jednym z “ziemskich bliźniaków”, bo jest do nas podobny, jako planeta. Bo gdzie indziej nie ma atmosfery, piorunów, dobrej temperatury czy tam dajmy na to.. wody pitnej. A gdyby Pan Bóg powołał do życia kogoś z innej galaktyki, oprócz nas? Czyż potrzebowałby do tego misternej układanki planet z naszego układu słonecznego, gdzie nawet niewielka odchyłka od normy może nas unicestwić? Czy wręcz odwrotnie: to on dyktowałby warunki i np. stworzyłby istoty myślące nawet i z kawałka ołowiu, opalające się w temperaturze zera bezwględnego i gaszące pragnienie cyjankiem potasu? Wiem, że to głupie, ale skąd mamy pewność, że to jest wykluczone?
Bo właśnie wymagałoby to innych praw fizyki.
Choć te znane nam nie tłumaczą, jak doszło do powstania życia, to są z nim “kompatybilne”. Zupełnie nie wiadomo, jak mogłoby funkcjonować życie oparte tylko na ołowiu. Co oznaczałoby opalanie się takich ołowianych osób? Czy byłyby jasne i by brązowiały? Dlaczego ich ołów miałby inny kolor, niż nasz? Czy można w ogóle stworzyć tak inne prawa fizyki, by ołów ciągle był w nich ołowiem, a jednocześnie mógł stanowić materię ożywioną?
Z drugiej strony mamy jakieś 10^22 gwiazd, ponieważ ich rozmiar zawiera się w pewnym zakresie, musi być wiele takich, które są podobne do słońca. Nie umiem tego dokładnej porachować, ale przypuszczam, że istnienie planety o warunkach bardzo podobnych do ziemskich jest całkiem prawdopodobne. I jeśli powstanie życia zależy tylko od warunków, to powinno ono na niej istnieć. Mając sporo szczęścia można by było na taką trafić (przynajmniej – naszymi teleskopami). Gdyby odkryto na niej jakieś organizmy, to byłby to ważny wkład do udowodnienia hipotezy, że powstanie życia nie jest niczym niezwykłym – nadprzyrodzonym, że jest uwarunkowane (w nieznany dotąd sposób) prawami fizyki.
Można jeszcze inaczej na to spojrzeć: nauki przyrodnicze mogą badać to, co występuje powtarzalnie i zgodnie z prawami. Jeśli prawa byłyby zmienne, to znaczy, że ich w ogóle nie ma. Jeśli coś zależy od warunków początkowych, które z niepoznawalnych przyczyn były, jakie były – to nauka musi bezradnie rozłożyć ręce. Dlatego przyrodnicy zwracają swoją uwagę w stronę takich hipotez i teorii, które nadają się do “naukowej obróbki”. “Ołowiane życie” do takich nie należy.
W tym sensie np. kreacjonizm – rozumiany jako badanie ewolucji gatunków, przy założeniu, że była ona “ręcznie sterowana” przez inteligentną istotę – jest nienaukowy. To tak, jakby chcieć wyjaśnić powstanie zamków z piasku, przychodząc na plażę tylko wieczorami, kiedy już nikogo poza nami nie ma. Są takie formacje piasku, które można wyjaśnić za pomocą wiatru i fal morskich. Trzymając się tej analogii można powiedzieć, że przyrodnicy mają nadzieję, że żywe organizmy są jak ślady wiatru na plaży, tymczasem kreacjoniści mówią: “to są przecież zamki z wieżyczkami, fosą i śladami stópek zabawkowych ludzików. Musicie je wyjaśnić odwołując się do hipotezy kreacji zamków przez dzieci na plaży“.
Przyszło mi do głowy jeszcze jedno porównanie: mógłbyś się zapytać, dlaczego kowale stukają młotkami w kawałki żelaza, a nie np. w ciastka? Skąd wiedzą, że z żadnego ciastka nie da się zrobić podkowy? To nic, że tysiące prób skończyły się tylko bałaganem, ale przecież w końcu może trafią na jakieś specjalne ciastko, które będzie kowalne?
Asadow, ale przyznasz, że co do świata niewidzialnego i innych wymiarów, to one na pewno być muszą. Bo na podstawie obecnie dostępnej wiedzy nie umiemy wytłumaczyć jaka jest fizyczna istota Boga. Ja np. mam takie rozterki, patrząc przez pryzmat naszego świata. Że skoro Bóg stworzył kosmos, to kto stworzył Boga? Ale wiem, że to głupie pytanie, bo tą sferą rządzą inne prawa fizyki, których nie jesteśmy w stanie odkryć. A skoro są te inne wymiary, to niewykluczone, że żyją tam jakieś inne istoty myślące.
Inne pytanie, jakie mnie dręczy, to takie; Co się fizycznie znajduje poza Wszechświatem? Jeśli wierzyć teorii inflacji, coś tam być musiało. I dwa, jak wygląda granica fizyczna między tym co jest wszechświatem, a tym co nim nie jest? Ściana, pudełko, słup graniczny, czarna dziura..?