Myśl dnia
[…] nie należy nikogo uszczęśliwiać wbrew jego woli.
Gustaw Herling-Grudziński, Inny świat
(…) bo poddawanie się marazmowi jest zgodą na to co przyniesie nam świat. A to my mamy być tymi,
którzy ten świat współtworzą.
Mariusz Han SJ
Bóg jest dla nas kopalnią wiedzy o nas samych.
Mieczysław Łusiak SJ
Pragnę jak Natanael wyznać moją wiarę: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym!”. I chcę jak Filip dzielić się tą wiarą z napotkanymi ludźmi. Panie, umocnij mnie w tym postanowieniu.
************************************************************************************************************************
ŚW. BARTŁOMIEJA APOSTOŁA – ŚWIĘTO
PIERWSZE CZYTANIE (Ap 21,9b-14)
Kościół zbudowany na fundamencie Apostołów
Czytanie z Księgi Apokalipsy świętego Jana Apostoła.
Anioł tak się do mnie odezwał: „Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka”.
I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte, Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. Źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do jaspisu o przejrzystości kryształu.
Miało ono mur wielki a wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach dwunastu aniołów i wypisane imiona, które są imionami dwunastu pokoleń synów Izraela.
Od wschodu trzy bramy i od północy trzy bramy, i od południa trzy bramy, i od zachodu trzy bramy. A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu apostołów Baranka.
Oto słowo Boże.
W kościołach, w których obchodzi się uroczystość powyższe pierwsze czytanie (Ap 21,9b-14) staje się drugim, a za pierwsze czytanie służy poniższe (Iz 49,1-6). W innych kościołach, gdzie obchodzi się tylko święto odczytujemy jedno czytanie (powyższe – Ap 21,9b-14), a poniższe opuszczamy.
PIERWSZE CZYTANIE (Iz 49, 1-6)
Ustanowię Cię światłością dla pogan.
Czytanie z Księgi proroka Izajasza.
Wyspy, posłuchajcie Mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki Mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: „Tyś Sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię”.
Ja zaś mówiłem: „Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą”.
A teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego Sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela.
I rzekł mi: „To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 145,10-11.12-13ab.17-18)
Refren: Niech wierni Twoi sławią Twe królestwo.
Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła *
i niech Cię błogosławią Twoi święci.
Niech mówią o chwale Twojego królestwa *
i niech głoszą Twoją potęgę.
Aby synom ludzkim oznajmić Twoją potęgę *
i wspaniałość chwały Twojego królestwa.
Królestwo Twoje królestwem wszystkich wieków, *
przez wszystkie pokolenia Twoje panowanie.
Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych drogach *
i łaskawy we wszystkich swoich dziełach.
Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, *
wszystkich wzywających Go szczerze.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 1,49b)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Nauczycielu, Ty jesteś Synem Bożym,
Ty jesteś Królem Izraela.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (J 1,45-51)
Prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu
Słowa Ewangelii według świętego Jana.
Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu”.
Rzekł do niego Natanael: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”
Odpowiedział mu Filip: „Chodź i zobacz”.
Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: „Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”.
Powiedział do Niego Natanael: „Skąd mnie znasz?”
Odrzekł mu Jezus: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym”.
Odpowiedział Mu Natanael: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!”
Odparł mu Jezus: „Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: «Widziałem cię pod drzewem figowym»? Zobaczysz jeszcze więcej niż to”.
Potem powiedział do niego: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego”.
Oto słowo Pańskie.
**********************************************************************************************************************
KOMENTARZ
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
Na dobranoc i dzień dobry – J 1, 45-51
Mariusz Han SJ
Idź tam, gdzie chcesz…
Świadectwo uczniów
Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy – Jezusa, syna Józefa z Nazaretu.
Rzekł do niego Natanael: Czyż może być co dobrego z Nazaretu? Odpowiedział mu Filip: Chodź i zobacz. Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu.
Powiedział do Niego Natanael: Skąd mnie znasz? Odrzekł mu Jezus: Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym. Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela!
Odparł mu Jezus: Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to. Potem powiedział do niego: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego.
Opowiadanie pt. “O jeźdźcu i chłopie”
Stare indyjskie opowiadanie rysuje (jakże aktualny i dziś) upiorny obraz: Polną drogą galopuje jeździec…
Chłop pracujący na polu, słysząc tętent kopyt, podnosi głowę i trochę z ciekawości, trochę ze zdziwieniem pyta: – A dokąd to kawalerze?
Kawalerzysta nie przystając nawet, odwraca tylko głowę przez ramię i krzyczy na cały głos: – Nie pytaj mnie, pytaj konia!
Refleksja
To my powinniśmy wiedzieć czego chcemy i systematycznie realizować swój plan działania. Aby zdobyć szczęście potrzebny jest zatem cel i środki, dzięki którym będziemy mogli osiągnąć upragniony cel. Nie jest to łatwe, zwłaszcza teraz, gdzie wielość problemów może zrujnować nie tylko te ambitne, ale też podstawowe plany. Nie mniej nie należy się poddawać, bo poddawanie się marazmowi jest zgodą na to co przyniesie nam świat. A to my mamy być tymi, którzy ten świat współtworzą. To my jesteśmy “kowalami” swojego losu…
Jezus uczy nas, abyśmy swoją oryginalnością wprowadzali w życie plan Boga. Naszym zadaniem jest współpraca z Tym, który dał nam życie. Nie tylko pójście za Nim, ale naśladowanie w codzienności jest bardzo ważne. To On daje nam pewność końcowego sukcesu, ale tylko wtedy, gdy będziemy współpracować z innymi ludźmi…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak rozeznać wolę Boga wobec nas?
2. Jak odkrywać siebie w zmieniającym się świecie?
3. Jak współtworzyć świat?
I tak na koniec…
[…] nie należy nikogo uszczęśliwiać wbrew jego woli (Gustaw Herling-Grudziński, Inny świat)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,362,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-1-45-51.html
**********
#Ewangelia: Poznać siebie? Tylko z Jezusem
Mieczysław Łusiak SJ
Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: “Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu”. Rzekł do niego Natanael: “Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” Odpowiedział mu Filip: “Chodź i zobacz”.
Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: “Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”. Powiedział do Niego Natanael: “Skąd mnie znasz?” Odrzekł mu Jezus: “Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym”.
Odpowiedział Mu Natanael: “Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!” Odparł mu Jezus: “Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: “Widziałem cię pod drzewem figowym”? Zobaczysz jeszcze więcej niż to”.
Potem powiedział do niego: “Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego”. (J 1, 45-51)
Rozważanie do Ewangelii
Jednym z przymiotów Boga jest to, że wie o wszystkim – zna doskonale każdego z nas. Zna nasze błędy i złe czyny, nawet te najbardziej ukryte. Zna jednak także całe dobro, które w nas jest. Jednym słowem: Bóg jest dla nas kopalnią wiedzy o nas samych. Bez pomocy Boga nie poznamy siebie do końca, a bez tego nie dokona się pełny rozwój naszego człowieczeństwa. Abyśmy mogli wzrastać, musimy znać siebie, zwłaszcza poznać dobro, które w nas jest. A tak trudno to dobro dostrzec, bo najpierw rzuca nam się w oczy zło, które pasuje do nas jak pięść do nosa. Dlatego idźmy do Jezusa, by nam mówił o nas.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2540,ewangelia-poznac-siebie-tylko-z-jezusem.html
*********
Benedykt XVI, papież od 2005 do 2013
Audiencja generalna z 04/10/2006
Ewangelista Jan opowiada nam, że Jezus, widząc zbliżającego się Natanaela, woła: „Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”. Jest to pochwała, przywodząca na pamięć tekst Psalmu: «Szczęśliwy człowiek, (…) w którego duszy nie kryje się podstęp» (Ps 32 [31], 2); Słowa te budzą ciekawość Natanaela, który odpowiada ze zdumieniem: „Skąd mnie znasz?” Odpowiedź Jezusa nie od razu jest zrozumiała. Mówi On: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod figowcem”. Nie wiemy, co zdarzyło się pod tym drzewem figowym. Jest rzeczą oczywistą, że chodzi o decydujący moment w życiu Natanaela. Czuje on, że te słowa Jezusa poruszają jego serce, czuje się zrozumiany i pojmuje: ten Człowiek wie o mnie wszystko, On zna drogę życia, temu Człowiekowi mogę rzeczywiście zawierzyć. A zatem jego odpowiedzią jest przejrzyste i piękne wyznanie wiary: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela!”
To jego wyznanie jest pierwszym, ważnym krokiem na drodze przylgnięcia do Jezusa. Słowa Natanaela uwydatniają dwa uzupełniające się aspekty tożsamości Jezusa: zostaje uznana zarówno Jego szczególna więź z Bogiem Ojcem, którego jest Jednorodzonym Synem, jak i więź z ludem Izraela, którego królem jest ogłoszony, a tytuł ten odnosił się do oczekiwanego Mesjasza. Nie powinniśmy nigdy tracić z pola widzenia żadnego z tych dwóch aspektów, ponieważ gdy głosimy Jezusa, ukazując tylko Jego wymiar niebieski, istnieje niebezpieczeństwo, że uczynimy z Niego niematerialną i nieziemską postać, a jeśli — na odwrót — uznajemy tylko Jego konkretne miejsce w historii, pomijamy Jego wymiar Boski, który naprawdę Go określa.
************
Nowe Jeruzalem jest komunią, wspólnotą osobową (24 sierpnia 2015)
Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu (J 1,47).
Ta wypowiedź Pana Jezusa należy do nielicznych pozytywnych ocen dotyczących ludzi, jakich spotkał. Apostoł Bartłomiej jest według tradycji tożsamy z Natanaelem z dzisiejszej Ewangelii. W listach apostołów zawsze występuje zaraz po Filipie, który go przyprowadził do Jezusa.
Scena z dzisiejszej Ewangelii jest bardzo wymowna. Wskazuje na to, kim był Pan Jezus: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! (J 1,49). Charakterystyczne jest, że to stwierdzenie pada u początku działalności Jezusa. Może nie dziwić podobna wypowiedź na końcu Ewangelii w ustach św. Tomasza, który spotkał Zmartwychwstałego. Zdumiewa natomiast na samym początku, kiedy Pan Jezus dopiero wybierał uczniów i jeszcze nie rozpoczął działalności. W kontekście oceny samej osoby Natanaela przypomina się wypowiedziane przez Niego błogosławieństwo: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8). Ale to jeszcze nie wszystko:
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego (J 1,51).
Ze scen ewangelijnych, wydawałoby się, najbardziej realizowałaby tę zapowiedź epifania na Górze Tabor. Tam jednak Natanaela-Bartłomieja nie było, a ponadto św. Jan nie opisuje tej sceny w swojej Ewangelii. Nie o tym widzeniu zatem Pan Jezus mówił. Zatem o czym mówił?
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Ap 21, 9b-14; J 1, 45-51
Aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba zrozumieć, co ta wypowiedź oznaczała. „Niebiosa otwarte i aniołowie Boży wstępujący i zstępujący” wyraźnie przypominają sen Jakuba, w którym ujrzał: drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół (Rdz 28,12). Jakub w reakcji na to powiedział:
Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem. I zdjęty trwogą rzekł: O, jakże miejsce to przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama do nieba! (Rdz 28,16n).
W najstarszej tradycji religijnej ludzkości oznacza to styk nieba i ziemi, oś świata, a jednocześnie środek świata. Ludzie, wędrując z miejsca na miejsce, przy nowym osiedleniu odnajdywali taką oś świata i dopiero wokół niej jako punktu odniesienia budowali przestrzeń swojego zamieszkania. Dla Izraela takim stykiem nieba i ziemi była świątynia jerozolimska. Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii wskazuje na siebie jako na taki styk, jako na oś świata. Sytuacja o tyle się zmienia, że w tradycji religijnej osią świata było miejsce, w tym przypadku jest nią Osoba. Później w Ewangelii według św. Jana Pan Jezus powie wyraźnie: Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę (J 10,9). Jeszcze dobitniej powie:
Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich (J 8,24).
Oznacza to, że On sam jest tożsamy z Bogiem Jahwe, który się objawił Mojżeszowi. Nie tylko jest miejscem styku nieba z ziemią, ale zawiera w sobie całą tajemnicę Boga w Jego miłości do nas, co w objawieniu Mojżeszowi streściło się w imieniu Jahwe.
Pierwsze czytanie z Apokalipsy ukazuje nowe Jeruzalem zbudowane na fundamentach dwunastu Apostołów Baranka. To Jeruzalem jest miejscem pełnego spotkania Boga z Jego ludem. Spotkaniem, kiedy nie będzie już żadnej ciemności, niepewności, niejasności, bo światłem będzie Bóg i Baranek. I znowu nie jest to miejsce w sensie przestrzennym, ale przestrzeń osobowego spotkania. Apostołowie jako fundamenty są tymi, którzy nas wprowadzają w osobistą więź z Bogiem przez udział we wspólnocie. Nowe Jeruzalem jest komunią, wspólnotą osobową, w której wszystko jest wspólne, i to poczynając od najgłębszego wymiaru, od samego istnienia, które nie jest byciem sobie, ale współistnieniem. To miejsce spotkania jest naszym prawdziwym domem.
W Eucharystii wchodzimy sakramentalnie właśnie w taką komunię. Niech się ona urzeczywistnia w naszym życiu na świecie w postaci wzajemnej miłości.
Włodzimierz Zatorski OSB
http://ps-po.pl/2015/08/23/nowe-jeruzalem-jest-komunia-wspolnota-osobowa-24-sierpnia-2015/
*********
*********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
24 SIERPNIA
************
Święty Bartłomiej jest jednym z dwunastu Apostołów, których wybrał sobie Jezus spośród kilkudziesięciu uczniów.
W Ewangeliach spotykamy dwa imiona: Bartłomiej i Natanael. Synoptycy (Mateusz, Łukasz i Marek) używają nazwy pierwszej, natomiast Jan posługuje się imieniem drugim. Jednak według krytyki biblijnej i tradycji chodzi w tym wypadku o jedną i tę samą osobę. Jan pisze o Natanaelu jako o Apostole (J 1, 35-51; 21, 2). Ponadto akcentuje wyraźnie, że Natanaela łączyła przyjaźń z Filipem Apostołem, a synoptycy umieszczają Bartłomieja zawsze właśnie przy Filipie w katalogach Apostołów (Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 14). Co więcej, są oni nawet wymienieni ze spójnikiem “i”: “Filip i Bartłomiej”.
Aramejskie słowo Bartolmaj znaczy tyle, co “syn Tolmaja”. Z tym imieniem spotykamy się w Biblii kilka razy (Joz 15, 14; 2 Sm 3, 3). Wyraz Natanael jest imieniem hebrajskim i znaczy tyle, co “Bóg dał” – byłby więc odpowiednikiem greckiego imienia Teodoros czy łacińskiego Deusdedit oraz polskiego Bogdan. Z imieniem Natanael spotykamy się w Piśmie świętym znacznie częściej (Lb 1, 8; 2, 5; 7, 18; 10, 15; 1 Krn 2, 14; 15, 24; 24, 6 i in.). Jeśli Bartłomiej jest tożsamy z Natanaelem, to jego imię brzmiałoby poprawnie: Natanael, bar Tholmai (Natanael, syn Tolmaja).
Synoptycy wymieniają imię św. Bartłomieja jedynie w katalogach Apostołów. Św. Jan podaje, że pochodził z Kany Galilejskiej. Szczegółowo zaś opisuje pierwsze spotkanie Natanaela z Chrystusem (J 1, 35-51), którego był naocznym świadkiem. To Filip, uczeń Pana Jezusa, późniejszy Apostoł, przyprowadził Natanaela do Chrystusa i dlatego zawsze w wykazie Apostołów Natanael znajduje się tuż za Filipem. Niektórzy uważają, że to właśnie na weselu Natanaela w Kanie był Chrystus z uczniami i Matką, gdzie na Jej prośbę dokonał pierwszego cudu.
Z opisu pierwszego spotkania wynika, że Natanael nie był zbyt pozytywnie nastawiony do mieszkańców Nazaretu. Kiedy jednak usłyszał słowa Chrystusa i poznał, że Chrystus przeniknął głębię jego wnętrza, serce i duszę, od razu zdecydowanie w Niego i Jemu uwierzył. Świadczy to o wielkiej prawości jego serca i otwarciu na działanie łaski Bożej. Odtąd już na zawsze pozostał przy Chrystusie. O Natanaelu św. Jan Ewangelista wspomina jeszcze raz – brał on udział w cudownym połowie ryb na jeziorze Genezaret po zmartwychwstaniu Chrystusa (J 21, 2-6).
Tradycja chrześcijańska ma niewiele do powiedzenia o św. Bartłomieju. Zainteresowanie innymi Apostołami jest znacznie większe, postać św. Bartłomieja jest raczej w cieniu. Pierwszy historyk Kościoła, św. Euzebiusz, pisze, że ok. roku 200 Pantenus znalazł w Indiach Ewangelię św. Mateusza. Wyraża przy tym przekonanie, że zaniósł ją tam właśnie św. Bartłomiej. Podobną wersję podaje św. Hieronim. Natomiast św. Rufin i Mojżesz z Horezmu są zdania, że św. Bartłomiej głosił naukę Chrystusa w Etiopii. Pseudo-Hieronim zaś twierdzi, że św. Bartłomiej apostołował w Arabii Saudyjskiej. Jeszcze inni są zdania, że św. Bartłomiej pracował wśród Partów i w Mezopotamii. Ta rozbieżność pokazuje, jak mało wiemy o losach Apostoła po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa.
Z apokryfów o św. Bartłomieju zachowały się Ewangelia Bartłomieja i Apokalipsa Bartłomieja. Znamy je jednak w dość drobnych fragmentach. Zachował się również obszerniejszy apokryf Męka Bartłomieja Apostoła. Według niego Bartłomiej miał głosić Ewangelię w Armenii. Tam miał nawet nawrócić brata królewskiego – Polimniusza. Na rozkaz króla Armenii, Astiagesa, został pojmany w mieście Albanopolis, ukrzyżowany, a w końcu ścięty. Od św. Izydora (+ 636), biskupa Sewilli, rozpowszechniła się pogłoska, że św. Bartłomiej został odarty ze skóry. Stąd też został uznany za patrona rzeźników, garbarzy i introligatorów. Jako przypuszczalną datę śmierci Apostoła podaje się rok 70.
Zaraz po śmierci Bartłomiej odbierał cześć jako męczennik za wiarę Chrystusową. Dlatego i jego relikwie chroniono przed zniszczeniem. Około roku 410 biskup Maruta miał je przenieść z Albanopolis do Majafarquin, skąd przeniesiono je niedługo do Dare w Mezopotamii. Stamtąd zaś relikwie umieszczono w Anastazjopolis we Frygii w Azji Mniejszej ok. roku 507. Kiedy jednak najazdy barbarzyńców groziły zniszczeniem i profanacją, w roku 580 przewieziono je na Wyspy Liparyjskie, a w roku 838 do Benewentu. Obecnie znajdują się pod mensą głównego ołtarza tamtejszej katedry. Część tych relikwii została przeniesiona za panowania cesarza Ottona III do Rzymu. Władca ten wystawił bazylikę na Wyspie Tyberyjskiej (dla przechowania relikwii św. Wojciecha), do której to bazyliki sprowadzono potem relikwie Apostoła, zmieniając jej tytuł.
Kult św. Bartłomieja datuje się od V w. Grecy obchodzą jego uroczystość 11 czerwca, Ormianie 8 grudnia i 25 lutego, Etiopczycy 18 lipca i 20 listopada. Kościół łaciński święto Apostoła od wieku VIII obchodzi 24 sierpnia. W VI w. spotykamy już pierwszy kościół wzniesiony ku jego czci na wyspie Eolia. Piza, Wenecja, Pistoia i Foligno wystawiły mu okazałe świątynie. W Polsce kult św. Bartłomieja był niegdyś bardzo żywy – wystawiono ku jego czci na naszych ziemiach ponad 150 kościołów. Miał on nawet w Polsce swoje sanktuaria, np. w Polskich Łąkach koło Świecia, gdzie na odpust ściągały tłumy z daleka.
W ikonografii św. Bartłomiej jest przedstawiany w długiej tunice, przepasanej paskiem, czasami z anatomiczną precyzją jako muskularny mężczyzna. Bywa ukazywany ze ściągniętą z niego skórą. Jego atrybutami są: księga, nóż, zwój.
Święty Bartłomiej Apostoł
dodane 2005-06-19 01:33
Człowiek bez podstępu
Zaginiony Apostoł
Ks. Artur Malina
„Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu” (J 1,47). Rozmówcą Jezusa, który otrzymał tak wyjątkową pochwałę, był Natanael. Niewiele osób spotkało takie wyróżnienie.
Jak do tego doszło?
O życiu i działalności tego ucznia Jezusa niewiele można dowiedzieć się z tekstów biblijnych. Natanael jest wzmiankowany tylko w jednej księdze Nowego Testamentu. Imię to nie pojawia się poza Ewangelią św. Jana. Musiał zajmować ważną pozycję wśród innych uczniów, ponieważ był zarówno wśród pierwszych powołanych, jak i wśród świadków ostatniego ukazania się Zmartwychwstałego nad Jeziorem Tyberiadzkim.
Pochodził z Kany Galilejskiej (J 21,2). Miasto to sąsiadowało z Nazaretem. Nie dziwi zatem sceptyczna reakcja Natanaela, a może także niechęć – często charakteryzująca mieszkańców miejscowości położnych blisko siebie – wyrażona pod adresem Jezusa: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” (J 1,46). Galilejski Nazaret jako miejsce pochodzenia proroka lub Mesjasza? Wątpliwości mogły mieć uzasadnienie teologiczne. Uczone autorytety w Jerozolimie przypomniały pewnemu zwolennikowi Jezusa: „Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei” (J 7,52).
Sceptyczny kandydat na ucznia
spotkał się jednak nie z naganą, lecz pochwałą. Chociaż powitania na Starożytnym Wschodzie często polegały na przesadnych pochwałach, wyrażanych przez nieznajomych widzących się po raz pierwszy, słowa uznania skierowane do Natanaela nie były grzecznościowym zwrotem. Jezus nie prawił tanich komplementów, a kiedy trzeba było, nawet ganił swoich rozmówców: „wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga” (J 5,42). Zarówno wyrazy uznania, jak i słowa nagany pochodziły bowiem od Tego, który „wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje” (J 2,25). Trafne było zatem pytanie Natanaela: „Skąd mnie znasz?”.
Dlaczego Natanael został
natychmiast przekonany
przez odpowiedź: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym” (J 1,48)? To tajemnicze zdarzenie stało się przedmiotem wielu interpretacji.
Rabini nauczali uczniów w cieniu drzew. Niektórzy tłumaczą, że Filip powiedział o Mesjaszu, kiedy Natanael nauczał lub studiował Pismo Święte pod drzewem figowym, poświęcając się zajęciu prawdziwego Izraelity, a więc zasługiwał na pochwałę Jezusa. Według innych interpretacji, chodziło o osobiste praktyki lub przeżycia religijne. Drzewo rajskie poznania dobra i zła identyfikowano z drzewem figowym (na podstawie opisu w Rdz 3,6–7).
Natanael pod drzewem figowym wyznał Bogu swoje grzechy. Stąd słowa Jezusa o braku jakiegokolwiek podstępu, odpowiadające biblijnemu błogosławieństwu: „szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość, którego grzech został puszczony w niepamięć. Szczęśliwy człowiek, któremu Pan nie poczytuje winy, w którego duszy nie kryje się podstęp” (Ps 32,1–2). Przebywanie pod drzewem figowym było też symbolem pokoju i szczęścia Izraela, a więc obrazem czasów mesjańskich: „Przez wszystkie dni Salomona Juda i Izrael mieszkali bezpiecznie, każdy pod swoją winoroślą i pod swoim drzewem figowym” (1 Krl 5,5); „Naród przeciwko narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny, lecz każdy będzie siadywał pod swą winoroślą i pod swym drzewem figowym” (Mi 4,4; podobnie w Za 3,10).
W każdym razie chodziło o przeżycia pod drzewem figowym znane tylko Natanaelowi. Jezus zatem mu objawił, że posiada Boską wiedzę uzasadniającą wyjątkową pochwałę. Na tym się nie skończyło jego wyróżnienie: „Zobaczysz jeszcze więcej niż to. […] Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego” (J 1,50–51). Natanael miał stać się świadkiem całego życia Jezusa, od początku Jego działalności w Galilei aż do śmierci, zmartwychwstania i wniebowstąpienia.
Czy był zatem apostołem?
Pozostałe trzy Ewangelie nie wymieniają apostoła o tym imieniu, kiedy podają listę dwunastu najbliższych uczniów Jezusa (Mt 10,2–4; Mk 3,16–19; Łk 6,3–16). Brak wzmianki o nim także w Dziejach Apostolskich, chociaż ta druga księga św. Łukasza wylicza imiennie zgromadzonych na modlitwie w Wieczerniku (Dz 1,13–14). W ewangelicznych wykazach kolejność jest stała, a w Ewangelii Mateusza i Łukasza apostołowie wymienieni są parami. Zwraca uwagę trzecia para, w której pojawia się imię towarzysza Natanaela, a zamiast jego samego występuje inne imię: „Filip i Bartłomiej”. Nieobecność Natanaela i wzmiankowanie Bartłomieja zastanawiają. Rodzi się pytanie:
Kim był Bartłomiej?
Imię to pojawia się tylko w katalogach apostołów. Pisma Nowego Testamentu nie przypisują mu żadnej wyróżnionej roli ani w ziemskiej działalności Jezusa, ani w misji pierwotnego Kościoła. Mateusz, Marek i Łukasz wymieniają go jednak na wysokim, szóstym miejscu.
W historii chrześcijaństwa próbowano dopowiedzieć coś o Bartłomieju. Z pierwszych wieków pochodzi tradycja o jego działalności w odległych krajach Wschodu, aż po Indie, gdzie miał być torturowany i zabity. Euzebiusz z Cezarei, jeden z pierwszych historyków Kościoła, opowiada, że w Indiach przechowywano hebrajski tekst Ewangelii Mateusza, którą miał tam głosić Bartłomiej. To połączenie Bartłomieja z Mateuszem odpowiada wykazowi z Dziejów Apostolskich, w którym ci dwaj apostołowie są razem wymienieni (Dz 1,13).
Na marginesie ortodoksji chrześcijańskiej powstawały też pisma, które pretendowały do rangi Ewangelii (tzw. apokryfy), podające rzekomo tajemne nauczanie Jezusa. W ostatnich wiekach odkryto rękopisy greckie, łacińskie, koptyjskie i starosłowiańskie, które zawierają różne wersje długiego dialogu Bartłomieja z Jezusem. Chociaż te apokryfy nazwano Ewangeliami Bartłomieja, rzeczywisty czas ich powstania datowany jest najwcześniej na dwa wieki po śmierci Bartłomieja.
W średniowieczu rozpowszechniła się inna interpretacja tożsamości Apostoła. Nie szukano o nim informacji w apokryfach i legendach, lecz czytano razem cztery Ewangelie, wzajemnie uzupełniając i harmonizując ich dane. Jeśli w Ewangelii św. Jana Filip występuje z Natanaelem, a w trzech innych Ewangeliach obok Filipa wymieniany jest Bartłomiej, zatem towarzysz Filipa mógł mieć dwa imiona: imię własne – Natanael (w języku hebrajskim znaczy „Bóg dał”) oraz imię wskazujące na ojca, czyli określenie patronomiczne – Bartłomiej (w aramejskim Bar Tholmai oznacza „syn Tolmaja”). Liturgia święta Bartłomieja przyjmuje właśnie takie rozwiązanie kwestii tożsamości Bartłomieja. Ewangelia Mszy świętej tego dnia mówi o spotkaniu Natanaela z Jezusem.
W rękach oprawców
dodane 2008-12-29 14:00
Leszek Śliwa
Giovanni Battista Tiepolo, “Męczeństwo św. Bartłomieja”, olej na płótnie, 1722, kościół San Stae, Wenecja.
Święty Bartłomiej Apostoł po wniebowstąpieniu Chrystusa głosił Ewangelię w krajach Wschodu. Podobno dotarł aż do Arabii Saudyjskiej, Etiopii, a nawet Indii. Według św. Jana Chryzostoma, zaniósł Dobrą Nowinę ludom Likaonii, natomiast św. Grzegorz podaje, że działał w Mezopotamii.
Bartłomiej zmarł śmiercią męczeńską prawdopodobnie w 70 roku. Stało się to albo w Armenii, w mieście Albanopolis (dzisiaj Emanstahat), albo w Mezopotamii. Został ścięty, a wcześniej – według tradycji – żywcem odarty ze skóry.
Artyści stosunkowo rzadko decydowali się malować drastyczną scenę męczeństwa Apostoła. Woleli jego mękę tylko zasygnalizować, umieszczając na obrazie nóż rzeźnicki – narzędzie oprawców.
Wenecki artysta Giovanni Battista Tiepolo postanowił pokazać dramatyczną chwilę tuż przed rozpoczęciem tortur.
Cierpiący święty próbuje się wyrwać katom, ale jego twarz zwrócona jest już w stronę nieba. Jego ciało oświetla nadnaturalne światło, postacie oprawców pozostawione są w mroku.
Niezwykłą dynamikę sceny artysta uzyskał przez typowe dla malarstwa barokowego ukośne ułożenie sylwetki św. Bartłomieja, a zwłaszcza skierowanej ku niebu lewej ręki. W centrum kompozycji znajduje się nóż – narzędzie męki, a jednocześnie atrybut świętego.
http://kosciol.wiara.pl/doc/489366.W-rekach-oprawcow
**********
• Błogosławiona Maria od Wcielenia (Vincenta Rosal), dziewica
• Błogosławiony Mirosław Bulesić, prezbiter i męczennik
• Błogosławiona Poznańska Piątka, męczennicy
**********************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
*********
……. jeszcze jeden komentarz do wczorajszej Ewangelii …..
Ja i mój dom
Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu. Joz 24
Te słowa mnie dziś zatrzymały w tym pytaniu, czy ja też tak chcę. Ja i mój dom, czyli to wszystko, co mi jest najbliższe, najdroższe, najbardziej kochane. Czy to wszystko kim jestem, co mnie stanowi – chce służyć Panu? Mówiąc inaczej, czy chcę oddać Panu całego siebie na służbę. A służyć Panu to nie wymyślać sobie rzeczy, prace, itp., które chciałbym Bogu ofiarować, lecz to naśladować Go, iść za Nim aż do końca, aż po kres – tam gdzie On, tam ja. Jak Rut Moabitka, która w ten sam sposób idzie za swoją teściową.
W ewangelii zaś zastanawia mnie postawa uczniów, którzy mowę Jezusa uważają za trudną i odchodzą od Niego. Jezus daje im za pokarm Ciało i Krew, tzn. całego siebie. Czy ja chcę Go przyjąć i Nim się karmić? Bo tylko stąd będę miał siłę, bym z całym moim „domem” Mu służyć. I nie chodzi tu tylko o przyjmowanie komunii św., lecz o karmienie się Chrystusem, którego szukam i znajduję we wszystkich rzeczach – jak mi to przekazał św. Ojciec Ignacy.
Ale wracając do odejścia uczniów od Jezusa… (J 6, 60-69). Ewangelista mówiąc o Ciele Jezusa używa greckiego słowa „sarx”, które oznacza ciało słabe, grzeszne, podlegające chorobom. Może trudno im było przyjąć słabość ludzi, słabość Kościoła? Wielu ludzi dziś tak właśnie żyje: Bóg tak, Kościół nie. Bo uważają, że nie mogą być z ludźmi, którzy są słabi i grzeszni (jakby sami byli inni), że trudno im wytrzymać z tymi, którzy są na Mszy a zaraz potem bliźnich obgadują, którzy codziennie się modlą, a potrafią czynić wielkie podłości. Tylko że Chrystus jest zawieszony na krzyżu pomiędzy dwoma łotrami i może to jest dobry obraz Kościoła, który z przebitego serca Jezusa się rodzi. W Kościele jest świętość Boga i podłość łotrów (ludzi), a Bóg właśnie taką wspólnotę założył i pokochał. Pójście za Chrystusem to zgoda także na swoją słabość i słabość moich bliźnich, choć wcale to nie jest łatwe.
I właśnie dlatego, że tak jest ja i mój dom chcemy służyć Panu…
http://ginter.sj.deon.pl/ja-i-moj-dom/
*********
Poddana i kochający
Czy dziś po latach emancypacji kobiet, w czasach równouprawnienia św. Paweł powiedziałby tak samo?
Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu,
bo mąż jest głową żony,
jak i Chrystus Głową Kościoła.
Pewnie i moja żona byłaby oburzona, gdybym jej powiedział, że ma mi być poddana.
Myślę, że też wiele zależy od tego, jak rozumieć słowo „poddana”. Z pewnością pejoratywnie brzmi w kontekście niewolnictwa, ubezwłasnowolnienia, traktowania drugiej osoby przedmiotowo.
Można jednak być „poddanym”, bo zdaję się na twoją wolę, bo mam do ciebie całkowite zaufanie. Jestem pewna, że z tobą i z twojej strony nie grozi mi nic złego. Mam w tobie pewne oparcie. Ty mnie nigdy nie zawiedziesz.
Tak, to jest możliwe pod warunkiem, że wsłuchamy się też w kolejne słowa św. Pawła:
Mężowie, miłujcie żony,
bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie.
Bo co to znaczy kochać żonę? Oddawać siebie dla niej. Chcieć jej dobra. Wyzbywać się egoizmu.
Wielkie słowa! A w praktyce, czy to jest możliwe?
Mnie nie pytajcie, ja jestem po ślubie dopiero 22 lata.
Może więcej na ten temat powiedzieliby Jubilaci, za których była odprawiana Msza Św., z której właśnie wróciłem – 60 wspólnych lat.
http://andrzej-aci.blog.deon.pl/2015/08/23/poddana-i-kochajacy/
********
ZWĄTPIENIE
by Grzegorz Kramer SJ
Dopóki Jahwe szedł na czele wojsk izraelskich i czynił cuda na pustyni, oni szli za Nim. Dopóki Jezus uzdrawiał i dawał chleb głodnym, oni szli za Nim. W momencie, kiedy Izrael musiał ponieść konsekwencje swojego wyboru i wiary, Jozue musiał postawić im pytanie: idziecie za bożkami, czy idziecie trudną drogą Pana? Gdy Jezus zaczął mówić rzeczy trudne, które wymagały osobistej decyzji, pojawili się tacy, którzy powiedzieli: trudna jest ta mowa, i odeszli.
W życiu wiele razy mówiłem: mam dość, dam sobie spokój, za trudna dla mnie ta mowa i ta droga. Trudno mi iść za Nim zawsze wtedy, kiedy muszę zrezygnować z siebie, swoich pragnień i doświadczeń, a wydawałoby się, że znajduję się już na takim etapie, że sam dam radę. Izraelici już wyszli z Egiptu, już weszli do Ziemi Obiecanej; współcześni Jezusowi już doświadczyli Jego mocy, a jednak przychodzi do ich serc zwątpienie. Może już wystarczy? Tyle lat jestem chrześcijaninem, tyle lat już idę tą drogą, może już sobie poluzować, choć przez chwilę zdjąć z siebie balast Bożego gadania?
Przychodzi taki moment, i to nie tylko w relacji z Bogiem, kiedy dotychczasowa droga wydaje się po prostu nudna. Owszem, ubieramy ową nudę w różne świecidełka, nazywając je: postępem, szukaniem nowych doświadczeń, otwieraniem się na nowe sytuacje, jednak w głębi czujemy, że to prawdziwa nuda – nic więcej, i że jest ona konsekwencją ucieczki od wierności. Ten moment jest dla nas weryfikacją dotychczasowych wyborów, na ile potrafimy im być wierni, a na ile rzeczywiście jesteśmy tymi, co krzyczą: trudna jest ta mowa, któż jej może słuchać, i dodajemy: może obiektywnie to, co mówisz Boże jest OK., ale dla innych, ja jestem za słaby.
Kiedy patrzę na siebie, na swoje doświadczenia, to widzę, że jest we mnie tendencja do nowomowy, która ma usprawiedliwić moje grzechy. Jezus w Ewangelii mówi wprost, bez ogródek, dlatego reakcją na Jego mówienie jest tekst: trudna jest ta mowa. Tymczasem ja potrafię sobie wmawiać, że mam prawo do uczuć, do przygód, do odkrywania nowych przestrzeni, a grzech i odejście jest jakoś w to wpisane – swoiste ryzyko zawodowe. Wiedzą, że Bóg jest miłosierny, stawiam wobec Boga oczekiwanie, by zmniejszył wymagania, by zmienił moją drogę, by po prostu dostosował to do mnie, albo raczej do moich słabości. Pojawia się klasyczne użalanie się nad sobą.
Jednak dość przewrotną byłaby Ewangelia, gdyby kończyła się na możliwości odejścia i tyle, gdyby wymagała od nas, i tylko od nas, jakiejś heroicznej decyzji. Myślę, że każdy, kto pomimo zobaczenia i doświadczenia osobistych trudności i barier zechce pójść dalej, a nie odchodzić, może wpisać się w to, co wydarzyło się później. Jezus pyta wprost swoich najbliższych: czy i wy chcecie odejść, zostawić to wszystko co wam dałem i pokazałem; czy to, co wydaje się bardziej kuszącą propozycją od Mojej, jest tego warte? Reakcją na to pytanie Jezusa był rozpaczliwy krzyk Piotra: Panie, do kogo pójdziemy, tylko Ty masz słowa, które są żywe, które nie są plastikowe, sztuczne, politycznie poprawne. Tak naprawdę nie mamy gdzie pójść, tak naprawdę wszystko, co wkoło, choć ładne i przyjemne, nie da nam tego, co Ty dać możesz – wolności, trudnej, bo ciągle tęskniącej, niezaspokojonej, ale jednak wolności.
Dzisiejsze czytania są wylaniem na nas kubła zimnej wody. Jeśli gdzieś w sercu, a może i w czynach pojawiła się w nas myśl o zakombinowaniu, o zostawieniu na moment Boga w jakiejś części swojego życia, to w nich jest siła. Ale to nie jest magiczna siła, to jest siła oparta na naszej decyzji, wyborze i Jego obecności. Bo On ma słowa życia wiecznego, ten zwrot: życia wiecznego, to nie jakaś mrzonka na przyszłość, ale intuicja, że Bóg nas zaprasza do czegoś więcej niż życie na poziomie patrzenia tylko na swoje potrzeby, choćby były one jak najbardziej wzniosłe.
Dostajemy konkretną propozycję, polegającą na tym, by zechcieć słuchać Jego słów, choćby w modlitwie, czyli codziennym trudnym rozmawianiu z Nim, a później w codziennych, znów trudnych decyzjach, jak choćby w takich, o jakich mówi Paweł w II czytaniu – w wierności naszym ślubom, postanowieniom, małżeństwom, relacjom.
http://kramer.blog.deon.pl/2015/08/23/6769/
*********
Lefebryści – koń trojański
Janusz Poniewierski
Lefebryści notorycznie relatywizują i pomniejszają znaczenie ostatniego soboru, bo ich zdaniem nie miał on charakteru doktrynalnego, tylko duszpasterski, a więc: niewiążący. Warto zatem sobie i im uświadomić, że odrzucenie Vaticanum II oznacza zanegowanie czegoś z samej istoty Kościoła.
Podjętą kilka lat temu decyzję Benedykta XVI, żeby znieść ekskomunikę nałożoną niegdyś na biskupów-lefebrystów, przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Jednym z nich była, oczywiście, radość – czuję się bowiem dzieckiem i uczniem II Soboru Watykańskiego i rozumiem w związku z tym konieczność otwierania się Kościoła nie tylko na tzw. synów marnotrawnych, ale i na “starszych braci” z ewangelicznej przypowieści o miłosiernym Ojcu. Był jednak także i lęk oraz jakieś poczucie niezrozumienia. Przyznaję: nie pojmowałem, dlaczego Biskup Rzymu w tej akurat sprawie okazuje aż taką wielkoduszność, nie oczekując żadnego aktu skruchy. Bałem się też, że lefebryści potraktują ów papieski gest dobrej woli czysto instrumentalnie. Co więcej: że zniesienie ekskomuniki stanie się dla nich dowodem na to, iż od początku racja leżała po ich stronie, zaś tym, kto pobłądził i teraz się z błędu “okrakiem” wycofuje, jest Stolica Apostolska i w ogóle “Kościół przesiąknięty modernizmem” (tak właśnie brzmi tytuł głośnej książki abp. Lefebvre’a).
Niestety, moje ówczesne przewidywania okazały się trafne. Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X – pomimo trwających dwa lata rozmów, których celem miało być uzgodnienie stanowisk – nie tylko ostatecznie odmówiło podpisania preambuły doktrynalnej uznającej ostatni sobór, ale wręcz domaga się prawa do “obrony, poprawiania i krytykowania (także publicznego) zwolenników błędów i innowacji modernizmu, liberalizmu II Soboru Watykańskiego oraz ich konsekwencji”. Swoją drogą, trudno się temu dziwić. Przecież lefebryści zawsze uważali się za obrońców “prawdziwej wiary katolickiej”, którzy muszą jej dziś bronić przed papiestwem i całym posoborowym Kościołem. Z kolei dla Kościoła rzymskokatolickiego zgoda na postawione przez nich warunki oznaczałaby wpuszczenie do swego wnętrza konia trojańskiego albo też (przepraszam za porównanie) groźnego wirusa zagrażającego odkrytemu tak niedawno – dzięki Soborowi właśnie – fundamentowi Kościoła, za jaki uważam ekumeniczność, otwartość i gotowość do dialogu.
Lefebryści, notorycznie relatywizując i pomniejszając znaczenie ostatniego soboru (bo ich zdaniem nie miał on charakteru doktrynalnego, tylko duszpasterski, a więc: niewiążący), kwestionują – jak mi się zdaje – asystencję Ducha Świętego podczas soborowych obrad. Warto zatem sobie i im uświadomić, że – jak całkiem niedawno na łamach “L’Osservatore Romano” przypomniał ks. Fernando Ocáriz (żaden tam modernista czy liberał, tylko przełożony Opus Dei) – “odrzucenie Vaticanum II byłoby zanegowaniem czegoś z samej istoty Kościoła”. Są bowiem takie elementy nauczania Soboru (np. kolegialność biskupów, kwestia wolności religijnej, teologia relacji chrześcijańsko-żydowskich), które mają wyraźne implikacje dogmatyczne i nie da się ich odrzucić bez szkody dla wiary katolickiej. To z kolei opinia nowego prefekta Kongregacji Nauki Wiary abp. Gerharda L. Müllera.
Taka jest moja wiara, taka jest wiara Kościoła – stopniowo odkrywana i formułowana na soborach powszechnych (włącznie z Vaticanum II). I głoszona przez papieży – także ostatnich, którzy wcale nie ocierali się o herezję, jak mówią o nich zwolennicy Lefebvre’a, ale z woli Kościoła zostali już ogłoszeni błogosławionymi (Jan XXIII i Jan Paweł II) bądź sługami Bożymi czekającymi na beatyfikację (Paweł VI i Jan Paweł I).
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,783,lefebrysci-kon-trojanski.html
***********
Wciąż nic straconego
ks. Tomasz Horak
Tam to przynajmniej kobiety pokiwały głowami i westchnęły „o mój Boże, ale świnia” – co już było jakimś poziomem oceny.
Wklejam newsy z wczorajszych doniesień internetowych. „Nie żyje dziewczynka zaatakowana siekierą”. I z innego źródła: „Policja zatrzymała 15-letniego mieszkańca (…) podejrzewanego o gwałt”. Swego wyczynu dokonał w kościele, ofiara miała 60 lat. Obrzydliwe, straszne, zatrważające. Podobnych doniesień można by cytować więcej. Nawet poważne (?) portale nie mogą się oprzeć modzie nie tylko na rozpowszechnianie takich newsów, ale i na pozostawianie ich bez komentarza bądź oceny.
Prezentowanie faktów z pomijaniem komentarza, a nawet bez cienia osobistego zaangażowania piszącego dziennikarza wydaje się powszechnym oczekiwaniem wydawców mediów zarówno elektronicznych, jak i papierowych. Tylko pytam: czy dziennikarstwo ma się zrównać z przysłowiowym maglem? Zrównać… Często nie dorasta do poziomu plotek w maglu powtarzanych. Tam to przynajmniej kobiety pokiwały głowami i westchnęły „o mój Boże, ale świnia” – co już było jakimś poziomem oceny.
Inny temat wyłania się spoza przytoczonych i podobnych wiadomości. Pytanie, czy takie straszne i obrzydliwe wydarzenia są specjalnością naszych czasów, czy były i kiedyś. Jasne, że były. Zarówno historyczne źródła, jak i nie wybielające przeszłości historyczne opracowania nie pozostawiają złudzeń. Ziemia nie była rajem. Ale równocześnie zawsze istniała zdecydowana ocena istotnych wartości ludzkiego świata. Zdaję sobie sprawę z przedziwnych, a nieraz przewrotnych interpretacji tychże wartości. Na przykład: życie. Inną wagę miało życie człowieka „urodzonego”, inną wiejskiego pachołka (dziś użylibyśmy innych słów, ale interpretacja wciąż ta sama). Niemniej jednak ośmielam się twierdzić, że powszechna była świadomość fundamentalnych wartości człowieczego świata. I mimo nierównego traktowania ludzi różnych stanów, kary za targnięcie się na fundamentalne zasady moralnego ładu były surowe. Nieraz bardzo surowe.
Jeszcze jeden wątek się nasuwa. Natrętne pytanie, czy możemy mieć nadzieję, na odwrócenie złych tendencji moralnych postaw, definiowania moralnych zachowań, rozmywania moralnego wartościowania? Czytelnicy znają mnie jako felietonistę nadziei. Jak odpowiem na postawioną przez samego siebie kwestię? Mam nadzieję! Wszelako nie obejdzie się bez terapii szokowej. Skończyła się w roku 1648 wojna zwana trzydziestoletnią. W centralnej części Europy nią ogarniętej zostało przy życiu ok. 30% mieszkańców. Zabijała wojna, głód, epidemie z tego wynikłe, grasujące bandy wojaków bez żołdu i bez zasad – a wszystko w atmosferze zniszczenia struktury aksjologiczno–moralnej. Sto lat z okładem później, w małej podgórskiej parafii na pograniczu czesko – kłodzkim proboszcz Václav Tomášek z grabarzem i kościelnym zbierają po polach i lasach ludzkie szczątki, zwożą w jedno miejsce, wygotowują kości (genialna intuicja dezynfekcji!), chowają w ogromnym dole przy kościele. Nad tym grobem stawiają kaplicę wyłożoną czaszkami i piszczelami – widok jest makabryczny, ale było to tylko odtworzenie rzeczywistości. Szczątków ludzkich doliczyli się blisko 30 tysięcy osób. Pojedźcie to zobaczyć, istnieje do dziś – Kudowa w Ziemi Kłodzkiej, wioska Czermna…
Wstrząs wojny przeżyli nieliczni, coś zasadniczego pękło w tych ludziach, niektórzy potrafili to wypowiedzieć zgoła niekonwencjonalnie. W roku 1914 dodano trójjęzyczny napis: „Ofiarom wojen ku upamiętnieniu, a żywym ku przestrodze”. Nie, nie czekam na powtórkę tamtych czasów. Ale jakiś wstrząs wydaje się nieunikniony. Oby Europejczycy na czas zrozumieli znaki czasu, oby otrząsnęli się z moralnego obłędu. Każdy z rozumiejących dramatyzm chwili powinien w swoim małym kręgu jakąś ostrzegawczą „kapliczkę” postawić. Czasu niewiele. Ale wciąż nic straconego. I nie jesteśmy sami – jest Bóg, gwarant moralnego, ludzkiego ładu.
http://kosciol.wiara.pl/doc/2656518.Wciaz-nic-straconego
***********
Majątek Kościoła ma służyć jego dziełom
dodane 2015-08-23 17:18
KAI |
To, co robimy w Watykanie, ma być wzorem dla całego Kościoła – stwierdził kard. George Pell. Prefekt Sekretariatu Ekonomicznego, który od półtora roku porządkuje watykańskie finanse, wziął udział w Mityngu Przyjaźni w Rimini. Przedstawił tam obszerny referat na temat „Kościół i pieniądze”.
Wychodząc od Ewangelii pokazał, jak rozwijało się katolickie postrzeganie spraw ekonomicznych, w tym na przykład pożyczania na procent. Jeśli Kościół posiada majątek czy inwestycje, to obowiązkiem władz kościelnych jest zapewnienie, że będą one przynosić odpowiedni dochód. Jeśli tak się nie dzieje, zazwyczaj korzysta na tym ktoś inny – stwierdził kard. Pell.
Australijski purpurat zaznaczył, że majątek Kościoła ma służyć dziełom przez niego prowadzonym. Przypomniał on, że nie należy on do jednego tylko pokolenia, i, z wyjątkiem przypadków skrajnych, jak wojna czy głód, to, co zostało odziedziczone, powinno być przekazane przyszłym pokoleniom.
Szef watykańskiej dykasterii podkreślił, że w Kościół musi zrobić porządek w swoich finansach. Współczesne metody kontroli finansowej są dobre, gwarantują uczciwość i wydajność, choć wymagają pomocy ekspertów.
Kard. Pell podkreślił, że duchowni nie mogą się tłumaczyć tym, że nie znają się na finansach, bo z takiej postawy korzystają oszuści. Przełożeni kościelni nie muszą być ekspertami od ekonomii, ale muszą być w stanie stwierdzić, że istnieją nieprawidłowości – podkreślił prefekt Sekretariatu Ekonomicznego w Watykanie.
http://kosciol.wiara.pl/doc/2661263.Majatek-Kosciola-ma-sluzyc-jego-dzielom
**********
Wzorem mądrych małp?
Andrzej Macura
Nie widzieć, nie słyszeć, nie mówić. A potem?
O “in vitro” Episkopat Polski mówi jednym głosem z papieżem Franciszkiem i biskupami Europy – przypomniało dziś biuro prasowe Konferencji Episkopatu Polski, publikując zbiór dokumentów na ten temat. Szczerze? Gdybym na własne oczy nie widział, jak zarzuca się naszym biskupom, że ich stanowisko w tej sprawie to wynik jakiegoś ich zaangażowania w polityczne przepychanki, to bym dziwił się, że coś takiego w ogóle trzeba przypominać. Że wielu nie pamięta Donum vitae, instrukcji Kongregacji Nauki Wiary z 1987 mogę zrozumieć. To czasy dość zamierzchłe. Ale że tak wielu z pamięci zdążyło już wykasować opublikowaną przez tę samą watykańską kongregację przed niespełna siedmiu laty instrukcję Dignitas personae? Przecież to czasy nie tak odległe. A wywołała ona wtedy, także w mediach, sporą burzę. Skleroza?
Sądząc po poziomie argumentów dotyczących in vitro, niewielu się z nią przez te lata zdążyło zapoznać. Kto czytał, rozumie pewnie o czym mówię: o uproszczaniu problemu do granic bezmyślności. No ale czyja to wina, że się nie chciało poznać argumentacji Kościoła? Sytuacja o tyle kuriozalna, że po drodze mieliśmy jeszcze głośną sprawę tzw. „projektu Gowina”. Jak w ogóle stanowisko episkopatu w sprawie in vitro może zaskakiwać? I kogo?
W sumie to mniej więcej wiem o co chodzi. To trochę jak z tym gadaniem „Kościół nigdy”. Kogoś nie zrehabilitował, innych nie przeprosił, na coś jeszcze innego nie zareagował. Ależ zrehabilitował, przeprosił i zareagował, tylko trzeba jeszcze chcieć to zauważyć! Jak ktoś zatyka uszy i woła „nie słyszę” albo zakrywa oczy i krzyczy „nie widzę” to bardzo trudno o rzeczową dyskusję.
Nie podoba mi się, gdy ksiądz albo katolicki publicysta próbuje swoją miłość (najczęściej ślepą) do jakiejś partii politycznej czy jej przywódcy przedstawić jako Ewangelię. Wiem jednak, że jako uczniowie Chrystusa musimy wszystko oddawać pod osąd Jego nauczania. Bez tego tracimy swoją tożsamość. Jesteśmy jak lampy schowane pod korcem albo już zwietrzała, bez smaku sól. I moim zdaniem problemem Kościoła wcale nie jest to, że robi to zbyt często. Moim zdaniem zbyt rzadko. I zbyt wiele aspektów codzienności pomijając.
Tumi-1983 /PD Nie słyszę, nie widzę, nie mówię…
http://kosciol.wiara.pl/doc/2656199.Wzorem-madrych-malp
**********
Dodaj komentarz