Uwarunkowania kryzysu uniwersytetu w Polsce
Kryzys uniwersytetu mimo rozwoju ?
W mediach, o nauce i szkolnictwie wyższym, na ogół przedstawiane są opinie środowisk decydenckich, a każdym razie beneficjentów systemu, co moim zdaniem jest wyrazem nieprofesjonalnego podejścia do problemu, ale typowego dla elit medialnych w tym chorym systemie uformowanych.
Niemal nikogo, z nielicznymi wyjątkami mediów ‚niszowych’, nie interesuje punkt widzenia tych co przez system zostali odrzuceni, wykluczeni i są dysydentami akademickimi.
Trzeba przypomnieć o tym, że u schyłku PRL, w czasie Wielkiej Czystki Akademickiej odeszły z systemu akademickiego tysiące aktywnych ‚akademików’ i miało to – o czym nie chce się mówić – ogromny wpływ na fatalne tendencje prowadzące do kryzysu uniwersytetu w III RP.
O kryzysie uniwersytetu w III RP mówią już decydenci, oczywiście pomijający swoją twórczą rolę w doprowadzeniu do kryzysu.
Mówi się, że nauka w Polsce jest chora. Jednocześnie w III RP ilość uniwersytetów wzrosła, sejm często zajmował się podwyższaniem kategorii uczelni, przekształcaniem szkół wyższych w akademie, a akademii w uniwersytety. Nieruchomości akademickie mimo niżu demograficznego i kryzysu rosną jak grzyby po deszczu, a mury uniwersyteckie bywają już na poziomie europejskim, a nawet światowym.
Więc dlaczego mówimy o kryzysie, o zapaści, o stanie chorobowym ?
Jak wygląda zapaść przemysłu stoczniowego, czy innych gałęzi przemysłu wystarczy zobaczyć tam gdzie kiedyś coś produkowano – ruina, bieda, bezrobocie.
A z uczelniami jest całkiem inaczej – mury rosną -niemal w każdym większym mieście, produkcja dyplomów/tytułów idzie pełną parą, uczelnie bywają największymi pracodawcami w regionach, Polska bije rekordy ‚udyplomowienia’, ‚utytułowania’ społeczeństwa – a tu takie głosy ? Może żyjemy w kraju wielkiej mistyfikacji ? Może te rosnące mury uczelniane to takie współczesne, polskie, potiomkinowskie wsie ?
Uniwersytet miał kształcić elity potrzebne dla zarządzania państwem, a obecnie produktem funkcjonowania uniwersytetu są ogromne zastępy posiadaczy dyplomów/tytułów – a elit brak – są natomiast lumpen-elity, niby-elity, pseudo-elity, łże- elity – polityczne, gospodarcze, medialne, także elity akademickie, reprodukujące sobie podobnych.
Jednakże, co zdumiewa, zawód (tak, tak – zawód) profesora uniwersytetu należy do najbardziej prestiżowych zawodów w Polsce. Czyli ludzie sądzą, że profesorowie mimo wszystko są pożyteczni.
Ale zobaczmy zatem co o uniwersytecie sądzą sami profesorowie, decydenci akademiccy, którzy na 650 rocznicę powstania Matki Rodzicielki wszystkich pozostałych uczelni zorganizowali w nowych murach Audytorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego Kongres Kultury Akademickiej. A pokłosiem tego kongresu było sformułowanie fatalnych tendencji prowadzących do kryzysu uniwersytetu. (Po Kongresie Kultury Akademickiej NAUKA 2/2014 • 19-25 -PIOTR SZTOMPKA, Józef Wieczorek – KRYZYS UNIWERSYTETU w ujęciu polemicznym z prof. Piotrem Sztompką – https://jubileusz650uj.wordpress.com/2014/11/17/jozef-wieczorek-kryzys-uniwersytetu-w-ujeciu-polemicznym-z-prof-piotrem-sztompka/). Widać, że kryzys nie jest wymysłem jakiś malkontentów, nieudaczników akademickich, lecz problemem oczywistym – także dla decydentów.
Ja te tendencje zauważyłem znacznie wcześniej, przed laty, ale wtedy ci decydenci odsądzali mnie od czci i wiary. (Jasełka akademickie z rektorem UW w roli Heroda – https://blogjw.wordpress.com/2008/12/20/jaselka-akademickie-z-rektorem-uw-w-roli-heroda/).
Niestety wyszło na moje, a przecież, gdyby podjęto działania terapeutyczne wcześniej, zamiast rozprawiać się z niewygodnym – szansa na powstrzymanie tych tendencji byłaby znaczna.
Oczywiście w analizie kryzysowych tendencji decydenci -ze skromności (?) – pomijają swój twórczy udział w rozwijaniu tych tendencji, nie podjęli nawet próby stworzenia ‚historii – karty choroby’ i nieśmiało zasygnalizowali postulat monitorowania tendencji, co mogę traktować jako nawiązanie do mojego postulaty sprzed lat utworzenia
Polskiego Ośrodka Monitoringu Patologii Akademickich – POMPA (https://nfaetyka.wordpress.com/2010/03/13/postulat-organizacji-osrodka-monitoringu-patologii-akademickich/) potrzebnego dla ‚wypompowania’ z systemu nauki wielu patologii.
Z przykrością jednak podkreślę, że moja polemika z taką wizją kryzysu uniwersytetu (https://jubileusz650uj.wordpress.com/2014/11/17/jozef-wieczorek-kryzys-uniwersytetu-w-ujeciu-polemicznym-z-prof-piotrem-sztompka/) pozostała bez reakcji, merytorycznej krytyki.
Skoro uniwersytet jest chory do sprawy kryzysu uniwersytetu zastosujmy podejście lekarskie. Trzeba rozpoznać na co naprawdę choruje, poznać przebieg choroby i wpisać to do kartoteki pacjenta i zastanowić się nad możliwościami uleczenia i podjąć terapię.
Lekarz musi wiedzieć, czy chory jest tylko jakiś jeden organ, czy cały organizm jest w stanie choroby, czy choroba nastąpiła nagle, czy jej oznaki miały miejsce znacznie wcześniej, z jakimi okolicznościami można wiązać powstanie stanu chorobowego. Czy lekarstwo przepisane na uleczenie pacjentowi nie zaszkodzi.
Takiego podejścia w stosunku do choroby nauki jakoś nie widać, ani w ministerstwie, ani na uniwersytetach, ani w ‚rewolucyjnych’ komitetach postulujących reformy systemu. Nie podają wykazu chorób uniwersyteckich, ani nie prowadzą żadnego monitoringu, może z wyjątkiem monitoringu finansowego. Jakiekolwiek próby udokumentowania, wyjaśnienia historii chorób uniwersytetu napotykają na potężny opór środowisk uniwersyteckich. Odpowiedzialny lekarz bez takiej znajomości rzeczy terapii się nie podejmuje, lekarstwa nie przepisze, bo może pacjentowi jeszcze zaszkodzić.
Lekarze akademiccy stają więc przed niezwykle trudnym problemem, bowiem karty choroby trzeba znać. Lekarze winni mieć na uwadze, że najważniejszym elementem potencjału naukowego są ludzie a nie budynki i winni wiedzieć – skąd się wzięły obecne kadry akademickie.
Zdarzają się przy tym niefrasobliwi ‚lekarze’ akademiccy (postulatorzy reform), którzy diagnozują, że mamy do czynienia ze stanem agonalnym nauki, ale postulują zmiany kosmetyczne. Czyli zamiast umieścić takiego pacjenta na oddziale intensywnej terapii/reanimacji, proponują przewiezienie umierającego pacjenta do zakładu kosmetycznego ? No to cóż – pacjent umrze piękniejszy ! ale umrze. Na taki sposób leczenia uniwersytetu/nauki nikt odpowiedzialny za kraj nie powinien się zgodzić.
Identyfikacja chorób uniwersytetu
Identyfikację chorób opieram na wieloletnim monitorowaniu patologii akademickich prowadzonym na platformach Niezależnego Forum Akademickiego:
NIEZALEŻNE FORUM AKADEMICKIE – http://www.nfa.pl/
LUSTRACJA I WERYFIKACJA NAUKOWCÓW PRL- http://lustronauki.wordpress.com/
ETYKA I PATOLOGIE POLSKIEGO ŚRODOWISKA AKADEMICKIEGO – http://nfaetyka.wordpress.com/
MEDIA POD LUPĄ NFA – http://nfajw.wordpress.com/
NIEZALEŻNE FORUM AKADEMICKIE – SPRAWY LUDZI NAUKI – http://nfapat.wordpress.com/
MOBBING AKADEMICKI – MEDIATOR AKADEMICKI –http://nfamob.wordpress.com/
BLOG AKADEMICKIEGO NONKONFORMISTY https://blogjw.wordpress.com/
opisanych częściowo także w książkach:
Drogi i bezdroża nauki w Polsce. Analiza zasadności wprowadzenia w Polsce zaleceń Europejskiej Karty Naukowca i Kodeksu postępowania przy rekrutacji naukowców (2008)
Mediator akademicki jako przeciwdziałanie mobbingowi w środowisku akademickim (2009)
Etyka i patologie polskiego środowiska akademickiego (2010)
Patologie akademickie pod lupą NFA (2011)
Patologie akademickie po reformach (2012)
dostępnych także w internecie na stronie http://www.nfa.pl/
Brak pieniędzy – przyczyna pozostałych chorób ? – Niemal powszechnie za podstawową chorobę polskiego systemu akademickiego uważa się niedostatek pieniędzy wydawanych na naukę (raczej księgowanych po stronie wydatków na naukę). Niedostatek pieniędzy jest oczywisty, jak i oczywista jest konieczność wielokrotnego zwiększenia finansowania nauki, ale na ogół nie podnosi się kwestii zmniejszenia marnotrawstwa obecnych, niedostatecznych środków, ani powiązania finansowania z efektami naukowymi i edukacyjnymi.
Nie ma też jasnego określenia jaki poziom finansowania nauki spowoduje ustąpienie chorób pozostałych, podobno spowodowanych brakiem pieniędzy.
Niedofinansowanie nauki jest stanem chronicznym, ale (niemal) nikt nie protestuje/ protestował przeciwko finansowaniu pozoranctwa naukowego, „badań” pasjansów, czy wręcz niszczenia nauki/naukowców.
Jaka gwarancja, że podniesienie w obecnym patologicznym systemie wydatków księgowanych po stronie wydatków na naukę do 2 % PKB zwiększy efekty nauki, a nie zwiększy marnotrawstwa, czy niszczenia potencjału intelektualnego przy obecnym stanie choroby nauki ?
Jaka gwarancja, że podniesienie np. uposażenia profesorów do 3 średnich krajowej, a dr do 2 średnich spowoduje ustąpienie tej ‚finansowej’ choroby ?
Umierającemu często pieniądze nie pomagają !
„Konający” humaniści UJ nie są w stanie zidentyfikować w historii systemu komunistycznego, ani stanu wojennego ! O ile trzeba im podwyższyć uposażenie i finansowanie badań aby zdołali go zidentyfikować ?
Podobno poziom nauki w III RP spadł poniżej poziomu w PRL, gdy wtedy poziom wynagrodzenia pracowników nauki był niższy (wielokrotnie niższy w stosunku do naukowców z krajów Zachodnich), a do prowadzenia badań musiał często wystarczyć tylko niski dodatek delegacyjny. Podwyższenie finansowania naukowców w patologicznym systemie III RP na ogół nie podwyższyło efektów nauki.
Wieloetatowość – standardowo uważana za skutek niedofinansowania kadr naukowych. Podobno związana z niedoborem kadr akademickich przy zwiększonej wielokrotnie ilości studentów. Natomiast niedobór kadr, luka pokoleniowa, to miałby być wynik niskich płac i niechęci do zatrudniania się na uczelniach? Pomija się fakty, że najczęściej wieloetatowcami są najlepiej zarabiający na pierwszym etacie (profesorowie, rektorzy, dziekani), a niedobory kadrowe są związane z Wielką Czystką Akademicką pod koniec PRLu i „wilczymi biletami” dla wykluczonych z systemu, obowiązującymi także w III RP, a ponadto z barierami prawnymi i środowiskowymi dla Polonii akademickiej.
Z wieloetatowością związana jest fikcja naukowa i edukacyjna. Rekordziści w III RP byli zatrudnieni na 17 etatach. Mimo ustawowego ograniczenia wieloetatowość nadal jest powszechna, szczególnie wieloetatowość decydentów (nie tylko akademickich) i posłusznych, a studenci/doktoranci narzekają na brak kontaktu z kadrą akademicką.
Brak mobilności kadr akademickich spędzających cały swój żywot akademicki na tej samej uczelni, czyli „chów wsobny”. Ideał polskiego ‚akademika’ to kariera od studenta do rektora na tej samej uczelni. To silny argument przy wybieraniu rektorów na uczelniach spośród samych swoich. Konieczność przypisania do jednej uczelni podobno jest związana z brakiem pieniędzy, mimo że na ogół migruje się ‚za chlebem’, kiedy pieniędzy nie ma. (por. Nomadyzm niemobilnych http://forumakad.pl/archiwum/2004/12/17-za-nomadyzm_niemobilnych.htm). W Polsce nie ma nawet mobilności ‚wewnętrznej ‚ tzn. między uczelniami/placówkami naukowymi w tym samym mieście (a nawet przy tej samej ulicy), a tego nie da się uzasadnić kosztami przejazdów, czy koniecznością zmiany zamieszkania.
Choroby powiązane: rekrutacja kadr na podstawie ustawianych konkursów na etaty ‚dla swoich’ z dominacją kryteriów genetyczno-towarzyskich nad merytorycznymi, nepotyzm, pajęczyna akademicka (sitwy akademickie, klany rodzinne).
Są to choroby mile widziane w środowisku akademickim ! Jest niemal powszechna aprobata dla ustawianych konkursów na każde stanowisko uczelniane. Nikt ‚na górze’ nie nakazuje ustawiać konkursów, ale niestety nikt też za ustawienia nie karze ! To są bardzo przyjazne warunki dla rekrutacji kadr nie najlepszych.
Klany rodzinne na uczelniach są często spotykane, a ustawy antynepotyczne były oprotestowane w obronie jedności rodziny. Nie brano pod uwagę zasady, że rodzina nie powinna być wiązana siłami służbowymi – tylko uczuciowymi.
Niemerytoryczne oceny są spotykane na każdym szczeblu ‚kariery’ akademickiej. Każdą karierę można utrącić bez względu na wartość dorobku naukowego. Na każdą pracę można napisać 2 różne, przeciwstawne recenzje, aby dostosować je do potrzeb chwili, jak pokazuje „system Drewsa” (System Drewsa, czyli nauka polska w podręcznej strusiówce – https://blogjw.wordpress.com/2009/01/17/system-drewsa/). W efekcie mamy do czynienia z negatywną selekcją kadr.
Chorobliwy nadmiar – Nadmiar szkół z nazwy wyższych (ponad 400) to poważna i kosztowna choroba. Jakość wykształcenia zdecydowanie spada – kadra nie jest w stanie zapewnić wysokiego poziomu wykształcenia, ani prowadzić badań na wysokim poziomie. Trzeba mieć na uwadze poważne koszty utrzymania nieruchomości uczelnianych i całej infrastruktury badawczo-edukacyjnej. Mamy też do czynienia z nadmiarem często egzotycznych kierunków studiów. Niektóre tworzone są tylko po to aby utrzymać i awansować kadrę.
Plagiaty – Poważna choroba na wszystkich szczeblach – od rektora do studenta. Zły przykład idzie od góry. Kadra niezdolna do wychwytywania plagiatów, sama popełnia plagiaty, lekceważy ujawniane plagiaty. Kosztowne programy antyplagiatowe nie wyręczą promotora. Mój program walki z plagiatami poprzez karanie plagiatofilii i nagradzanie plagiatofobii (Darmowy program antyplagiatowy, czyli karanie plagiatofilii i nagradzanie plagiatofobii-https://wobjw.wordpress.com/2009/12/31/darmowy-program-antyplagiatowy/) nie jest wdrażany w życie, chociaż byłby bardziej skuteczny od programów antyplagiatowych. Spora część (kilkadziesiąt % ?) prac dyplomowych to plagiaty, lub prace zakupione w firmach piszących/sprzedających prace dyplomowe (nie tylko licencjackie i magisterskie) na zamówienie. Mimo kryzysu takie firmy – prosperują !
Mobbing – to powszechna choroba w polskim systemie akademickim, szczególnie dotykająca niekompetentnych kierowników. Silniej ogranicza potencjał intelektualny niż brak pieniędzy, a protestów przeciwko mobbingowi, w obronie mobbingowanych – brak, także ze strony związków zawodowych. Monitoring mobbingu i poradnik dla mobbingowanych prowadzony jest społecznie przez dysydenta akademickiego ! (MOBBING AKADEMICKI – MEDIATOR AKADEMICKI –https://nfamob.wordpress.com/).
Upolitycznienie nauki – Nauka w Polsce jest systemowo upolityczniona. Najwyższy tytuł naukowy w Polsce – tytuł profesora zwanego popularnie ‚belwederskim’ nadaje prezydent na wniosek urzędników/biurokratów Centralnej Komisji. Tytuł uczelnianego profesora nie jest tak ceniony – zwany jest nieraz ‚profesorem podwórkowym’. Widać środowisko akademickie nie ma do siebie zaufania, choć to środowisko naukowe winno decydować kto może, a kto nie może być profesorem. Np. w USA nie ma profesorów ‚białodomowych’ a tylko uczelniani (czyli ‚podwórkowi’ w polskiej nomenklaturze) a nauka jest i to na innym niż u nas poziomie.
Nie jest tajemnicą, że tak jak w PRLu, tak i w III RP kariery naukowe są w niemałym stopniu uwarunkowane politycznie i to zarówno na etapie finansowania tematów naukowych, jak i ich oceniania i awansowania naukowców. Bez trudu można zauważyć ‚obstawę polityczną’ przewodów doktorskich i wyższych, i utrącanie naukowców o nieodpowiedniej orientacji politycznej. Charakterystyczne jest przyspieszanie karier naukowych po zdobyciu władzy politycznej (trzeba się spieszyć z habilitacją nim się straci stołek).
Konformizm – jest jedną z najpoważniejszych chorób polskiego środowiska naukowego, które z istoty rzeczy winno być nonkonformistyczne. Nonkonformistów jednak w PRLu wyrzucano z uczelni, bo stanowili zagrożenie dla konformistycznego systemu, stąd na uczelniach pozostali konformistyczni beneficjenci czystek. Cechą charakterystyczną nauki uprawianej w Polsce jest brak (bezkarnej) krytyki naukowej – a trzeba mieć na uwadze, że tam się kończy nauka gdzie kończy się możliwość krytyki. „Akademicy” boją się podejmować ‚trefnych’ tematów, wyrażać opinie, ujawniać patologie …..przynajmniej do emerytury.
Choroba tytularna – celem uprawiania nauki w Polsce jest zdobycie tytułu i ten cel uświęca środki. Wszystko jest podporządkowane temu celowi, a nie jakości badań naukowych i edukacji. Ich jakość od tytułów jest jakby niezależna. Jednak to według tytułów wynagradza się pracowników, ocenia uczelnie. System tytularny, czyli zarządzanie nauką przez tytuły (habilitację, profesurę) przypomina kolonizację w wiekach wcześniejszych za pomocą koralików i różnych świecidełek.
Polskie społeczeństwo zostało skolonizowane tytularnie i utytułowani (politycznie umocowani) mogą z nim zrobić co tylko zechcą. Profesor może pisać/mówić największe brednie i nie można tego bezkarnie podważać.
System nastawiony jest na produkcję dyplomów, tytułów – a jaki z tego pożytek dla nauki, dla kraju ? Po co jest uniwersytet ?
Nawet decydenci akademiccy zaczynają mówić, że nikogo (niemal) nie interesuje to co zawierają prace dyplomowe, doktorskie, habilitacyjne i czego uczy się studentów. Ale system tytularny nadal trwa i uwielbienie dla tytułów nadal rośnie, choć jesteśmy potęgą tytularną, ale mizerią naukową.
Strach środowiska akademickiego przed ‚obcymi’ – zamknięcie systemu przed Polonią akademicką, przed wykluczonymi z systemu w PRL, przed uformowanymi w innych środowiskach.
Schizofrenia akademicka – misją uniwersytetu jest poszukiwanie prawdy, ale niewygodnej prawdy ‚akademicy’ nie chcą szukać. Prawdę o samych uniwersytetach utajniają, niszczą, boją się poznać historię choroby (bunt antylustracyjny !), heroicznie wręcz walczą aby nie poznać tego co badają. (Jak badacze walczą aby nie poznać tego co badają –https://blogjw.wordpress.com/2013/03/25/jak-badacze-walcza-aby-nie-poznac-tego-co-badaja/
Choroba moralna – widoczna jest zapaść moralna polskiego środowiska akademickiego, upadek etosu nauki, tolerowanie oszustów, kłamców, a usuwanie ze środowiska osób walczących z patologiami. Mamy do czynienia z produkcją rozlicznych kodeksów etycznych przy upadku etyki środowiska akademickiego. Na straży etyki, dobrych praktyk akademickich stoją przy tym ludzie o kiepskich kwalifikacjach etycznych (czy ich pozbawieni).
Uwarunkowania historyczne kryzysu
Uniwersytet III RP jest spadkobiercą uniwersytetu PRL, tak prawnym, intelektualnym, jak i moralnym – uniwersytetu funkcjonującego w systemie totalitarnym, w systemie kłamstwa. Ciągłość nie została przerwana – uniwersytet pozostał skansenem nie do końca upadłego systemu komunistycznego, tak w aspekcie instytucjonalnym, jak i personalnym. Odziedziczył choroby akademickie tego systemu.
W Polsce Ludowej trwało zarządzanie nauką przez scentralizowaną habilitację i profesurę belwederską (narzędzie dyscyplinowanie kadr), a na straży tytułów stała nomenklaturowa Centralna Komisja Kwalifikacyjna. Zarządzanie uniwersytetami odbywało się przez nomenklaturę akademicką, jawnych współpracowników systemu (członkowie PZPR często pozostają tajni w III RP). Uniwersytety „ochraniała” SB i tajni współpracownicy, częściowo ujawniani w III RP, ale zwykle nie pozbawiani pracy, w przeciwieństwie do ich ofiar. (LUSTRACJA I WERYFIKACJA NAUKOWCÓW PRL –http://lustronauki.wordpress.com/)
W systemie komunistycznym, od początku jego instalacji, trwało oczyszczanie kadr uniwersytetu z elementu ‚wstecznego’, nieprzyjaznego dla nowego systemu, z nauczycieli akademickich, którzy by mogli ‚negatywnie’ wpływać na młodzież akademicką. Przyspieszano kariery dla budowniczych nowego systemu, konformistów i oportunistów. Po 56 r. miała miejsce odwilż i część profesorów wróciła na uczelnie, ale po r. 68 przyspieszano wymianę kadr akademickich. Zastępowano kadry uformowane jeszcze w II RP kadrami z epoki ZMP i była to katastrofa dla uniwersytetów zauważalna w latach 70-80 tych. W stanie wojennym i po-wojennym przeprowadzono b. liczne awanse profesorskie dla kadr posłusznych i Wielką Czystkę Akademicką wśród kadr nieposłusznych. Tym samym uformowano (co prawda nie bez oporów) zupełnie inną niż w II RP – elitę akademicką – prawdziwych peerelczyków.
Złamanie kręgosłupa moralnego środowiska akademickiego jest przyczyną wielu chorób uniwersytetu, tak w PRL, jak i w III RP, z tym, że niektóre choroby ujawniały się w PRL na mniejszą skalę, bo wtedy była jeszcze, choć coraz mniej liczna – kadra uformowana w II RP. System akademicki był ponadto wielokrotnie mniej liczny – studiowało kilka % społeczeństwa i było wiele mniej uczelni.
Na uczelniach po 1989 r. nie było odwilży !
W czasie transformacji nie wyrejestrowano z systemu tajnych, ani jawnych współpracowników systemu zła, zwykle ludzi bez twarzy i kręgosłupa. Co więcej wielu z nich nie tylko pozostało na publicznych uczelniach, ale zasiliło/czy potworzyło uczelnie niepubliczne, gdzie nadal swoim przykładem negatywnie wpływali na młodzież akademicką ! Natomiast wykluczeni z systemu zła nadal pozostali wykluczeni, gdyż ocalały mimo transformacji system zła nadal ich odrzucał.
„Wilcze bilety” z czasów PRLu zachowały ważność w III RP !
W III RP utrzymano system tytularny przez lata nadal kompatybilny z systemem b. bloku komunistycznego, a nie przystający do bloku zachodniego. Skutkowało to częstym uzyskiwaniem tytułów, niewiele zresztą wartych, za wschodnią granicą (turystyka habilitacyjna) i blokadą powrotów do Polski naukowców pracujących na Zachodzie. Naukowcy z obywatelstwem polskim nie mieli szans na zatrudnienie np. na stanowiskach profesora, bo nie mieli habilitacji nieznanej w większości krajów zachodnich. (Akcje Niezależnego Forum Akademickiego –https://nfawww.wordpress.com/2008/07/23/akcje-niezaleznego-forum-akademickiego/)
Skutkiem tego dla naszego samozadowolenia mamy największą liczbę ‚udyplomowionej’ młodzieży, mamy coraz większą liczbę doktorów i to habilitowanych, oraz profesorów belwederskich, a jesteśmy mizerią naukową i kraj nie ma z tego większego pożytku.
I tego systemu nikt tak naprawdę nie chciał zmienić w III RP. Reformatorzy tak ‚reformowali’ system, aby utrzymać patologiczne status quo.
_____________________________
Grafika w ikonie wpisu: fot. Polskapresse
Oprócz tych szczegółowych przyczyn odziedziczonych z PRL, które Pan wymienił, mam nieco ogólniejszą refleksję. Moim zdaniem wszystkie bezbożne ideologie (komunizm, liberalizm) atakujące Boga i Kościół siłą rzeczy atakują uniwersytet i doprowadzają do jego kryzysu. Uniwersytet to przecież wspólnota nauczających i studiujących, miejsce uprawiania nauki i sztuki, poznawania prawdy o rzeczywistości i doskonalenia stosowanych metod. Wszystkie te elementy tworzące uniwersytet są dzisiaj niszczone.
Atak na Boga niszczy prawdę i miarę rzeczywistości, czyli cel i przedmiot działania uniwersytetu. Atak na Kościół i chrześcijaństwo jest zabójstwem Matki, która zrodziła uniwersytet. Również zabójstwem etyki. Dewaluacja autorytetu a nawet jawna walka z nim niszczy relacje osobowe między nauczającymi i słuchaczami, czyli niszczy wspólnotę, która jest tkanką duchową uniwersytetu. Atak na tezę o Bożym autorstwie Wszechświata musi prowadzić do upierania się przy bezrozumnym powstaniu wszystkiego, a więc negowania rozumowych racji istnienia każdego bytu. Nie da się poznać prawdy, negując rozum i konieczność jego zgodności z rzeczywistością. Pozostaje wtedy tylko fantazjowanie i debatowanie o fantazjach, uczenie co kto uważa, relatywizm. Bez Boga ani do proga, również do proga uniwersytetu. Akademia Krakowska ufundowana przez Władysława Jagiełłę chyba nie mogła być nazywana Uniwersytetem ponieważ nie miała wydziału teologicznego, a dzisiaj – czy teologia jest urzędnikom potrzebna do nazwania szkoły wyższej uniwersytetem?
W nowożytności Hegel oderwał prawdę od bytu, rzeczywistość zastąpił ideą. Marks ducha zastąpił materią. Niemieccy neomarksiści zastępują dzisiaj wszystko nicością, łącznie z materią (np. gender neguje podmiotowość kobiety i mężczyzny). Zatem dla lewicowych naukowców, których zrodził w Polsce głównie marksizm i współczesny liberalizm, rzeczywistość i prawda nie ma wartości. Wartość ma osobista korzyść lub idea, nawet absurdalna i szatańska.
Skoro wg Marksa materia sama z siebie stworzyła człowieka to nie dziwi, że spadkobiercy marksizmu bardziej inwestują w uniwersyteckie budynki niż w ludzi, bo wydaje im się, że ta materialna infrastruktura sama z siebie coś stworzy.
Zgadzam się, że konieczna jest lustracja i dekomunizacja, a właściwie deideologizacja, przywrócenie uniwersytetom średniowiecznego chrześcijańskiego ducha szukania prawdy o Bogu, człowieku i całym Wszechświecie.