Żadna firma ani instytucja na całym wielkim świecie nie cieszy się nigdy taką renomą jak własna babcia. Konfitury, swetry, opowieści z przeszłości, fenomenalna opieka nad wnukami to tylko niektóre z dziedzin, w których babcie są po prostu najlepsze, wprost niezastąpione.
Rozmawiałem ostatnio z pewną bardzo radosną starszą panią, a jednocześnie babcią, która mówiła: „Tworzenie i pielęgnowanie jedności w rodzinie jest moim ulubionym zajęciem”.
No właśnie, bo przecież babcie są niezwykle zajęte. Wszystko, co robią składa się na wielogodzinny dzień pracy. Na pierwszym miejscu zawsze znajduje się modlitwa za całą swoją rodzinę. Ileż osób zastanawia się – dlaczego udało się to, albo to? Jak poradziłem sobie z problemem? Odpowiedź jest prosta – dzięki modlitwie babci. Babcie nieustannie się krzątają, pomagają, gotują. Krzątają się więc w domu pracując, ale są też niezwykle zajęte w życiu duchowym. Nieraz tylko one wiedzą jak duża odpowiedzialność na nich ciąży. Babcie po prostu są w rodzinach i czasami to po prostu wystarczy. Znaczenie ich obecności, która wnosi pokój serca, doświadczenie życiowe, staje się czasami dopiero wtedy widoczne z wielką wyrazistością, gdy babci już z nami nie ma.
Tymczasem dzięki temu, że małe dzieci przebywają ze swoimi babciami tworzy się jakaś przedziwna harmonia pomiędzy starszym wiekiem a dzieciństwem, wchodzeniem w życie, a czasem zbierania jego owoców. Tak Pan Bóg zaplanował człowieczy los, że na każdym etapie życia czeka na nas coś wspaniałego. Bo przecież babcie to są najbardziej zakochane kobiety świata. Jak wielka i cudowna jest miłość babć, które z radością pielęgnują owoce swojej miłości – wnuki, prawnuki, dzieci. Babcie świetnie wiedzą, że mają do wykonania wielką misję. Nieraz wręcz muszą ratować swoich najbliższych, gdy widzą jak młodzi przeżywają różne problemy, tarapaty.
Dlatego też dzisiejszy dzień, Dzień Babci jest dla nas wszystkich naglącym przypomnieniem o tych cudownych, najbliższych sercu osobach. Świat pędzi, a my razem z nim. Nieraz być może przez długie lata zabrakło słowa „dziękuję” skierowanego wobec babci, bo „przecież wszystko jest tak zupełnie oczywiste”. Dzisiejszy dzień nie jest liturgicznym świętem, ale może stać się wspaniałą okazją do modlitwy za nasze babcie, również za te, które odeszły do wieczności. Powinien to być też dzień wspomnień i jednocześnie dzień odwiedzin. Gdy wnuk niespodziewanie staje w drzwiach, babcia wówczas najczęściej mówi: „nie, nie trzeba było, przecież masz tyle pracy”, ale tak naprawdę bardzo, bardzo się cieszy, że najbliżsi o niej pamiętają. Nie tylko dzieci, którym pani w szkole przypomniała o Dniu Babci, ale także dorośli, którym być może przypomniał o tym kalendarz stojący na biurku, albo informacja w radiu, powinni dziś koniecznie złożyć babciom życzenia i jeszcze raz uświadomić sobie, jakim wielkim skarbem są nasze babcie.
Dzięki babciom wnukowie wciąż mają bezpieczną przystań, do której mogą wracać.
Dzięki babciom w naszej kulturze i w naszych rodzinach może przetrwać, to, co najpiękniejsze.
Dzięki babciom w świecie jest wciąż przeciwwaga dla tego wszystkiego, co nas dziwi i przeraża.
Dzięki babciom możemy zrozumieć na czym polega prawdziwy sens życia.
Dzięki babciom wciąż pomiędzy niebem a ziemią przepływa nieustająca, gorliwa modlitwa, której owoców nieustannie doświadczamy.
ks. Grzegorz Bartko/RIR
http://www.radiomaryja.pl/informacje/podziekujmy-swoim-babciom-2/
Wiersz Tatarki
KROSNA I KOMUNIKATORY
Część 1.
Mówiłam im babciu,
Że tkałaś na krosnach
Życie z osnową szorstką a dumną.
Tkałaś dzień w tęczowe pasiaki,
W uśmiechy, w sąsiedzką pomoc.
Mówiłam im, że sierpem ścinałaś gniew,
Śpiewałaś choć łzy zamiast grochu
Wypełniały wiklinowy kosz.
Schylona nad studziennym żurawiem
Widziałaś w drewnianym cebrzyku –
Łąki chmur i niebieski klucz ptaków.
Schwytana w siatkę zmarszczek,
W wianuszek różańca –
Czekałaś z pokorą na boży dzień.
Część 2.
A dzisiaj babciu,
Komunikatory internetowe
Łączą mnie z wirtualnym dniem.
Pstryk, klik, wiesz i masz.
Chcesz zmienić twarz czy płeć?
Co tylko chcesz!
Wirtualna szkoła, państwo i Bóg,
Wirtualny przyjaciel…
Niknie ślad dotyku i pocałunku.
Tam podnieca się wirtualny men.
Może roboty widzą i słyszą,
Ale, czy czują zapach
Twojej kapusty z grochem,
Koszteli z jabłonki zza stodoły?
Czy zapach mleka? Nalewałaś
Prosto z wiadra wracając z udoju.
Moduły – wykrywacze, babciu!
Czy ty wiesz, co to jest?
Wirtualni ludzie?
Kłamliwe mają uśmiechy, babciu, brzydkie.
Dopowiedzenie do wiersza:
“Może roboty widzą i słyszą,
Ale, czy czują zapach
Twojej kapusty z grochem,
Koszteli z jabłonki zza stodoły?
Czy zapach mleka? Nalewałaś
Prosto z wiadra wracając z udoju”
I pajdy chleba, który upiekłaś
w starym piecu kaflowym,
z masełkiem, które sam kręciłem
w maśniczce, bo i tego mnie nauczyłaś
I kaszy z chłodnym zsiadłym mlekiem
w upalny dzień
AJAMIQUEST
NAVIGO
Moja wszystko widząca babcia przesuwająca wieczorem paciorki różańca, czytająca wiersze Mickiewicza do snu, ucieczka dziecięcych lęków z przepaścistymi jak namioty fałdami fartucha, brzemienna w tajemnice trzech wojen, utraconych dzieci, wiecznych ucieczek, uległa jak góra, którą można przesunąć aż do nieba.
Dziadkowie i wnuki
Anna Lipska / slo
Dziadkowie są niezastąpieni jako sygnał trwałości wobec upływającego czasu, ale także stwarzają możliwość oswojenia się z przemijalnością.
Bez mojego ukochanego Dziadka nie byłabym tą osobą, którą jestem. Większość rzeczy które w sobie cenię i lubię to właśnie Jego zasługa. Może dlatego poruszając temat relacji dziadków i wnuków nie chcę pisać o osobach, które nie chcą być dziadkami i babciami, więc nie interesują się wnukami, ale o tych, którzy w różnym stylu ale z równą miłością wchodzą w te funkcje i pełnią je z miłością i chętnie, a nie z presji społecznej.
Dlaczego w “różnym stylu”? Bo ludzie są różni pod względem temperamentu, upodobań i sił życiowych, a dziadkowie to też ludzie. Jeden dziadek będzie dystyngowanym starszym panem kroczącym z laską, a inny biegającym za piłką kumplem wnuczka. Jedna babcia będzie prostą wiejską kobieciną piekącą ciasta i dającą wylizać garnki po kremie, a inna to zapracowana businesswoman z dopracowanymi paznokciami i stopniem naukowym. Ale bez względu na inność stylu babciowania i dziadkowania oboje są wnukom potrzebni i mogą świetnie spełnić się w roli kochających i dbających dziadków.
Nie można od nich oczywiście wymagać, by się idealnie dostosowali do wymagań swoich dzieci i wnuków, zaniedbując własne życie i robiąc za opiekunkę, sprzątaczkę, praczkę, kucharkę i służących. To nie ich rola. Nie ich zadaniem jest też wchodzenie w role rodziców, realizowanie swoich instynktów i planów względem wnuka, wyręczanie rodziców w wychowaniu dziecka i opiece nad nim, zdejmowanie odpowiedzialności z rodziców, emocjonalne konkurowanie z nimi o pierwsze miejsca w sercu dziecka, czy bojkotowanie rodzicielskich ustaleń wychowawczych i zasad domowych. Mądrzy dziadkowie są pomocą i wsparciem rodziców. Uzupełniają życie dziecka tym, na co rodzice nie mają sił, pomysłów lub doświadczenia. Wzmacniają kompetencje wychowawcze rodziców, wspierają ich w byciu na pierwszym miejscu w “porządku władzy i praw”. Nie narzucają się i nie dają się wykorzystywać.
Dziadkowie są niezastąpieni jako sygnał trwałości wobec upływającego czasu, ale także stwarzają możliwość oswojenia się z przemijalnością. To istnienie rodziców naszych rodziców daje świadomość tożsamości rodzinnej w wymiarze wielopokoleniowym, ciągłości rodu, a wraz z nią – korzeni kolejnych pokoleń. U dziadków są pamiątki rodzinne, obrazy i zdjęcia, przedmioty z własną historią, albumy i wspomnienia – te spisane i te żywe, wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie. Po dziadkach mamy imiona i pierścionki. Dziadkowie mówią o przeszłości, o swoich rodzicach i dziadkach, przybliżają historie rodzinne, pokazują wnuczkom że nie wzięły się znikąd. Dla małego człowieka świadomość, że jest częścią trwającej całości (bez względu na to czy hrabiowskiej czy młynarskiej), daje poczucie bezpieczeństwa i wagi istnienia, i jest ogromną pomocą w budowaniu zrębów swej osobowości. Wiedza o przeszłości pomaga żyć w przyszłości.
Dziadkowie są też najczęściej tymi osobami w życiu dziecka, które przekazują mu zasady moralne i religijność. Samo ich istnienie i ograniczenia możliwości choćby ze względu na wiek, uczą postaw wobec drugiego człowieka – poczucia obowiązku, szacunku dla innych i dla ich słabszych stron, tolerancji, dostrzegania różnych potrzeb innych ludzi. Już poukładani, ze świadomością konieczności rozliczenia się ze swojego życia, mają w sobie więcej skupienia na wieczności i na Bogu, niż żyjący tu i teraz dorośli w pełni sił. To babcie zabierają wnuki na majowe i na czuwania, uczą znaku krzyża, rozmawiają o Bogu. Częściej je widać modlące się, w ich pokojach jest więcej dewocjonaliów.
Zwykle też dziadkowie przekazują dalej tradycje rodzinne i zwyczaje domowe, pilnują rytuałów, nawet tych najprostszych – robienia palemek, malowania pisanek, sianka pod obrusem, tataraku na Zielone Święta, zapalenia znicza na grobie kogoś bliskiego, wspólnego śpiewania czy spacerów. Uczą celebrowania, świętowania, obrzędowości. Częściej niż rodzice żyją nie tyle tupotem codziennej gonitwy, ile rytmem roku liturgicznego, kalendarzowego, dostosowania się do zmienności pór roku, akceptacji pewnej powtarzalności w życiu. Dziadkowie nadają styl rodzinie i tworzą atmosferę domową. Każdy kto tęskni za wakacjami na wsi, zapachem babcinego ciasta i widokiem fartucha, albo klimatem dziadkowego mieszkania ze starymi meblami, stojącymi na baczność książkami ze znakiem ex libris, oraz za opowieściami “o dawnych czasach”, wie co mam na myśli.
Dziadkowie jednoczą rodzinę i budują relacje rodzinne. Wzmacniają więzi międzypokoleniowe. To u nich spotyka się dalekich kuzynów, u nich na święta gromadzi się rodzina, do nich zjeżdżają dzieciaki na wakacje lub całe rodziny na imieniny i jubileusze. Dziadkowie wiedzą kto jest kim, kto kiedy ma urodziny i z kim wziął ślub. Pamiętają o rocznicach i Dniu Dziecka. Dzięki nim młodsze pokolenia mają kontakt z szerszą rodziną, z dalszymi krewnymi i poczucie wspólnoty. W rodzinach w których wciąż są obecni i szanowani dziadkowie, są silniejsze związki emocjonalne.
Dziadkowie uzupełniają wzorce męskości i kobiecości dane przez rodziców, nadają tym wzorcom większą uniwersalność, niezależną od wieku, stanu zdrowia czy potencjału sił fizycznych. Widać po nich wyraźniej te cechy, które umykają wnukom w obserwacji własnych rodziców, jak serdeczność, czułość, delikatność. Są też ostoją cech czasem już niemodnych, zgubionych gdzieś przez młodsze pokolenia, nawet o archaicznych nazwach – galanterii, bogobojności, honoru i dumy, szlachetności, prawości, poświęcenia, subtelności. W przypadku, gdy rodzice nie mogą być wzorem kobiecości i męskości, dziadkowie są najbliższymi osobami, które wchodzą w to miejsce automatycznie.
Na wielu płaszczyznach dziadkowie uzupełniają rodziców. Poszerzają wnukom horyzonty, bo mają więcej doświadczeń życiowych niż rodzice, a te doświadczenia choćby z racji odmienności czasów są inne. Mimo czasem “przestarzałych” założeń wychowawczych dziadkowie często mają zgromadzoną przez lata wiedzę i intuicję jak podchodzić do młodego człowieka. Wiele już widzieli, nie poddają się tak względności, często mają więc więcej uniwersalności wartości, spokoju, luzu i wyrozumiałości. Często nauczyli się na własnych błędach wychowawczych i są wobec wnuków lepszymi dziadkami, niż byli rodzicami dla swoich dzieci. Stać ich już na gesty miłości. U dziadków wnuczek może szukać utulenia, czułości, a przede wszystkim bezwarunkowej akceptacji i tego, czego rodzicom brakuje – obecności i czasu dla dzieci. Dziadków stać na ciszę, cierpliwość, łagodność. Mają czas, dają uwagę, wysłuchają bo się nie spieszą. Można mieć do nich zaufanie, można przy nich odpocząć, zatrzymać się w biegu, wyciszyć.
To rodzice wymagają, stawiają granice, denerwują się i karcą kiedy trzeba. Dziadkowie, o ile nie rozpuszczają i nie przekupują dziecka, mogą sobie pozwolić na trochę więcej łagodności. Dają prezenty, czasem z powodu wieku nadmiernie chronią dziecko, boją się ryzyka, ograniczają ruchliwość. W zamian dają poczucie bezpieczeństwa, bo są przewidywalni. Stymulują rozwój emocjonalny i intelektualny wnuków, przez pokazywanie świata, opisywanie go, wycieczki, odkrywanie szczegółów codzienności, opowiadanie, rozmowy i słuchanie. Można przy nich posłuchać bajek, pofilozofować, poteoretyzować, być sobą. A przede wszystkim są.
Więź może być tym silniejsza, im wcześniej dziadkowie zostali wciągnięci w bezpośrednią opiekę nad wnukiem, gdy jego mama wróciła do pracy. Jest to niestety ryzyko, że wiodącą emocjonalnie osobą w życiu dziecka nie będzie mama, a np. babcia, zajmująca się nim w okresie największej aktywności, poznawania świata i tworzenia więzi z innymi. I to nie dlatego, że babcia uzurpuje sobie pierwsze miejsce w sercu wnuka, bo mądra babcia nie konkuruje nigdy z rodzicami. Ale w naturalny sposób dziecko widzi jej twarz gdy się budzi, gdy bawi się w trakcie dnia, gdy się przewróci i szuka oparcia. I babcia też, widząc wnuczka w jego przełomowych momentach (pierwszy krok, uśmiech, spotkanie z żabą lub wyrwanie wiaderka koleżance) poznaje dziecko z tych stron, z których nie widzą go rodzice.
Gdy babcia daje jeść, babcia odpowiada na pytania, idzie z dzieckiem na spacer i pozwala wylizać miskę po robieniu ciasta, a mama wraca wieczorem zmęczona po pracy i właściwie ma bezpośrednio dla dziecka tylko weekendy, to im młodsze jest dziecko i im więcej spędza z babcią czasu w godzinach swego poznawania świata (a nie wtedy gdy zmęczone już mało co rozumie), tym ważniejsza jest dla niego babcia, osiągając często numer 1, przed rodzicami. Dlatego mądrzy dziadkowie muszą współpracować z rodzicami, być z nimi w zgodzie i stymulować miłość dzieci do nich. Nie wolno im działać wbrew rodzicom, bo w tym przypadku relacje z wnukami mimo że silne, nie będą zdrowe.
No dobrze, to o dziadkach, ale co o wnukach? Cóż, rolą wnuków jest w tej relacji przede wszystkim branie. Kontynuowanie tradycji, słuchanie opowieści, uczenie się i obserwacja. No i oczywiście obecność. Odwiedziny, pamięć, okazanie troski i czułości osobom zwykle już czującym samotność. Żywotność wnuka ożywia dziadków, jego obecność wprowadza urozmaicenie w życie, a to, że ich kocha i potrzebuje, umacnia sens tak dojrzałego życia. Tego dziadkowie potrzebują najbardziej i to jest dla nich cenniejsze, niż jakże z czasem potrzebna funkcja opiekuńcza i pielęgnacja. W pewnym momencie przyjdzie czas na to, by wnuk robił dziadkom zakupy, mył okna, wyszedł z nimi na spacer i służył jako podpora dla zmęczonych życiem, trzęsących się rąk. Ale żadne przyniesienie leków i smarowanie pleców nie działa tak leczniczo, jak uśmiech wnuka i jego uścisk. Skąd to wiem? Po moim Dziadku :)
Mój Dziadek ma już 99 lat i jest dla mnie najważniejszą, najbardziej stabilną i kochającą mnie bezwarunkowo osobą na świecie. Jest dobrym duchem i ostoją mojego dzieciństwa. Stary szlachcic zawsze szanujący innych, pogodny, otwarty na świat, uśmiechnięty i dobrze wychowany, o wielkiej kulturze osobistej. Osobowość wysokiej klasy. Deklamował mi “Ballady i romanse” i “Pana Tadeusza” zamiast bajek, podśpiewywał stare ludowe i patriotyczne piosenki, zawsze znalazł ciekawy temat do miłej rozmowy ze mną jako pięciolatką, czy do konwersacji przy stole. Jest wzorem spokoju i uczciwości, cieszenia się życiem i pogodzenia z rzeczami niemożliwymi do ominięcia. A przecież przeszedł w życiu piekło – od hitlerowskiego obozu pracy, po czasy komunizmu, podczas których jemu i jego rodzinie groziło zdemaskowanie i prześladowanie.
Ale to Dziadek uczył mnie radości i zaufania ludziom. Dzięki niemu chciałam poznawać świat i pokochałam czytanie książek. Przez swoją osobowość i swoją miłość sprawił, że chciałam wiedzieć, rozumieć, słuchać, być z ludźmi i z nadzieją czekać na to, co mnie jeszcze spotka w życiu. Pokazywał mi świat, opowiadał o przyrodzie, rozpoznawał ptaki po głosie. Z Dziadkiem przy boku widziałam żywego jelenia i siedziałam w wykrocie gdzieś w Karkonoszach. Gdy się denerwowałam i płakałam nie pouczał, nie mówił nic, tylko kiwał głową i siadał obok. Krzyżyk z modeliny, który zrobiłam w przedszkolu, do tej pory powykrzywiany i zakurzony wisi nad Dziadkowym łóżkiem. Teraz już Dziadek mało co słyszy, nie ma sił na długogodzinne wędrówki, a kanapki trzeba mu kroić na mniejsze części. Ale ma ten sam uśmiech i ten sam spokój. To wciąż mój najukochańszy, niezastąpiony Dziadek, do którego chce się tłuc pociągiem przez 8 godzin w jedną stronę, żeby posiedzieć razem przez pół dnia i położyć głowę na Dziadka ramieniu.
Kilka lat temu widząc mnie z Dziadkiem na spacerze, jedna z pań w parku zachwyciła się, jaka dobra ze mnie wnuczka. Ale to nie tak. Ja po prostu mam dobrego Dziadka :)
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/wychowanie-dziecka/art,420,dziadkowie-i-wnuki.html
(fot. j bouzas / flickr.com)
Metoda na starość tygodnik Niedziela
Katarzyna Woynarowska / slo
Kiedy kończy się młodość, a zaczyna starość? Według wyników CBOS, większość z nas za koniec młodości uznaje ukończenie 37. roku życia. Wiek dojrzały trwa do ok. 68. roku życia. Dalej jest już starość…
Czy Polacy boją się starości? Bardziej niż inne nacje? Okazuje się, że tak. Nie wiemy bowiem, czy reforma emerytalna nie zmniejszy i tak już małych emerytur, czy dotrwamy do 67. roku życia w jakiej takiej kondycji, wreszcie – czy starzejący się naród udźwignie ciężar opieki nad nami.
Boimy się chorób, zniedołężnienia, ale chyba najbardziej samotności…
Kiepsko ocenia swoją przyszłość jakieś ľ Polaków – wynika z badań CBOS. Obawa o to, jaka starość nas czeka, pojawia się jednak dopiero u osób dojrzałych. Młodość, co zrozumiałe, nie dostrzega tego, co nieuchronne. A szkoda, bo właśnie wtedy podejmujemy decyzje, które “ustawiają” nas na resztę czasu, przesądzają o kierunku i jakości życia, także gdy posiwieją już skronie.
Ludzie dojrzali, którzy opiekują się zarówno starzejącymi się rodzicami, jak i dorastającymi dziećmi, o tym, co będą robić za lat 10, myślą już zupełnie na serio. W mediach obiecuje się nam starość biedną, w stanie porzucenia, marginalizacji i społecznego odtrącenia. Nie chcemy życia, które skazuje nas na łaskę innych, na korzystanie z pomocy. Póki da się uniknąć stanu bezradności, chcemy radzić sobie sami.
Lekarstwo na starość
Po pierwsze – zdrowie. Polacy – choć ciągle nie jest to większość narodu – zaczynają o siebie dbać. Sport, witaminy, regularne kontrolne badania medyczne. Samodzielność oznacza bowiem nie tylko sprawność fizyczną, ale i umysłową. Stąd też zapewne ogromna popularność uniwersytetów trzeciego wieku. W sklepach sportowych osoby starsze wykupują kije do nordic walking (norweskiego chodzenia) – sportu, który przy niewielkim wysiłku gwarantuje zachowanie tężyzny na długo.
– Nie chcesz dać zarobić swojemu lekarzowi, kup kije i chodź marszowym krokiem w systemie 3 razy 30 (3 razy w tygodniu po 30 min) – przekonuje pan Zbigniew, emerytowany nauczyciel fizyki, który dla ćwiczenia umysłu rozwiązuje krzyżówki, a dla sprawnych nóg poleca chodzenie z kijami.
Po drugie – mamy swoje życie. Chcemy mieszkać oddzielnie i możliwie jak najdłużej być samodzielni, a jedynie sporadycznie korzystać z opieki bliskich. Coraz mniej osób dojrzałych marzy o tym, by zamieszkać u dzieci. Tę możliwość zostawiamy sobie na naprawdę późną starość. O ile pozwalają na to finanse, wolimy wykupić płatne usługi pielęgniarskie niż zawracać głowę dzieciom.
Nowym pomysłem jest zamieszkanie pod jednym dachem kilku seniorów, by wspierać się nawzajem i zmniejszać koszty utrzymania.
– Znamy się z sąsiadką od młodości. Zamieszkałyśmy w tym bloku w latach 50., jako młode mężatki. Zaprzyjaźniłyśmy się, jesteśmy taką rodziną niespokrewnioną. Razem też spędzamy starość, widzimy się codziennie. W praktyce stanowimy dla siebie jedyne towarzystwo, bo nasze dzieci mieszkają daleko i mają własne życie i problemy. Żyje się nam jednak coraz biedniej. “Zabijają” wysokie czynsze, drogie jedzenie. I to zastanawianie się, czy człowieka stać na wykupienie kolejnej recepty. W jakimś babskim piśmie przeczytałyśmy reportaż o starszych paniach, które zamieszkały razem, żeby zmniejszyć koszty utrzymania. Naszym dzieciom pomysł się spodobał. I tak od kilku miesięcy mieszkamy razem. To był strzał w dziesiątkę… Moje mieszkanie wynajmujemy, jest dodatkowy grosz. Bo moje lokum odziedziczy kiedyś wnuczek.
Jak radzą sobie inni
– Moja babcia mieszkała w małym miasteczku na południu Niemiec – opowiada Anna. – Jako dziecko jeździłam do niej na wakacje. Z pozoru dziwne miejsce, bo spotykałam tam tylko emerytów. W różnym wieku zresztą – od dziadeczków po zupełnie sprawnych i czerstwych ludzi. Tylko obsługa miała mniej niż 60 lat. Na ulicy, w sklepach, kawiarni, kościele, na ławeczkach w parku – dosłownie wszędzie widziało się starsze osoby. Moja babcia jeździła po mieście na rowerze, nie rezygnując przy tym z ukochanych kapeluszy. To była zupełnie inna jakościowo starość. Pamiętam, że ci ludzie świetnie się dogadywali, chodzili na wycieczki, umawiali się na tańce, na karty. Mieli własną przychodnię czy nawet niewielki szpital. Obsługa medyczna całodobowa. Pewnie, że to byli bogaci niemieccy emeryci, ale sam pomysł wydawał mi się zawsze ciekawy. Czy u nas nie można pomyśleć o takim rozwiązaniu?
Przykład Zawichostu
Już pomyśleli – w Zawichoście, miasteczku położonym niedaleko Sandomierza. Tamtejsze władze gminne zapisały w planie gospodarczym na najbliższe lata powstanie osiedla dla seniora. W strategii rozwoju na lata 2012-20 czytamy: “Gmina Zawichost, jako Arkadia dobrego życia, stwarza warunki do aktywizacji osób trzeciego wieku i niepełnosprawnych, jest przyjazna i dostępna dla tych wszystkich, którzy po osiągnięciu stabilizacji życiowej lub zawodowej marzą o życiu w czystym, bezpiecznym i spokojnym miejscu”.
Większość wielkich miast chce przyciągać młodych ludzi, w nich widzi swoją przyszłość. Natomiast zgiełk i harmider aglomeracji dokuczają starszym, dla których najpiękniejszym dźwiękiem bywa… cisza. I tu pojawia się propozycja z Zawichostu. Na początek 50-60 mieszkań o podwyższonym standardzie, przystosowanych do potrzeb ludzi starszych.
Tylko co ma sprawić, że emeryt z Lublina, Krakowa czy Łodzi zechce porzucić stare śmieci i zamieszkać w Zawichoście? To, co jest wadą u jednych, u innych może stać się zaletą. Klucz stanowi słowo “kameralnie”.
Zawichost jest niewielki, liczy niecałe 2 tys. mieszkańców. Wokoło radujące oczy widoki, poniżej płynąca malowniczo Wisła, kojąca cisza i piękne zabytkowe kościoły, skłaniające do modlitwy i duchowego wyciszenia. Na dodatek minimalna przestępczość, a tutejsi ludzie – jak to na wschodniej ścianie – gościnni i przyjaźni. Zalety te wyliczał dziennikarzom burmistrz Zawichostu Tomasz Siwek, dodając, że widzi w seniorach nie tylko przyszłość miasta, ale także sposób na bezrobocie, bo opieka nad emerytami będzie generować nowe miejsca pracy. Trwa szukanie inwestorów, a pierwsi zainteresowani seniorzy już pytają o szczegóły.
Jaka starość…
Starzejemy się jako społeczeństwo. Specjaliści od demografii alarmują, że za dekadę państwo będzie miało kłopot z utrzymaniem emerytów. Wieści się nawet demograficzny krach. Niełatwa więc czeka nas starość, stąd naturalny lęk przed przemijaniem musi zostać zdominowany przez rozsądne planowanie przyszłości. Chyba że ktoś liczy na spadek po nieznanym krewnym albo na worek pieniędzy podrzucony na wycieraczkę. W pozostałych sytuacjach zainteresowanie się innymi możliwościami zapewnienia sobie spokojnej starości jest konieczne. A najstarszą z nich jest posiadanie dużej rodziny. Jeśli jednak nie mieliśmy tyle szczęścia…
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/lifestyle/art,378,metoda-na-starosc.html
Czy można gdzieś znaleźć chwyty do tego albo jakieś nagranie