Inwazja “mężów stanu”: guganie Bidena

Jak to możliwe, że kilkaset milionów nowoczesnego światłego społeczeństwa jednego z dwóch mocarstw świata godzi się na to, by “reprezentowała” ich taka ruina? Nie mówiąc o tej jego drapieżnej i głodnej władzy oficer politycznej sanhedrynu, Harris. Ten nieszczęśnik nie jest już w stanie dokończyć nawet krótkiego, zrozumiałego zdania. Prawdopodobnie cierpi na zaawansowaną chorobę niedokrwienną mózgu.

I to dzieje się w dobie przynajmniej dwóch śmiertelnie poważnych wojen grożących eskalacją nuklearną, w których to mocarstwo lub jego deep state pociąga za sznurki.  Wprawdzie wiadomo, że ta kukiełka jak i inne wstawiane na takie stanowiska, także  w Polsce, o niczym sama nie decyduje a tylko wykonuje polecenia szefów gangu. Jednak za to doszczętnie niszczy, ośmiesza image Ameryki i robi z  życia publicznego  coraz bardziej odrażający teatr karykatur.

Para mężyków stanu w miłosnym uścisku…

Nie można w to uwierzyć, podobnie jak kiedyś moi rodzice, gdy w ojczyźnie Goethego i Bacha wybrano sobie na wodza trzydziestoma pięcioma procentami głosów, rozwrzeszczanego malarzynę z Austrii. Niestety, piszę to ze smutkiem, bo jednocześnie mój naród CTC ZNZ (Czy To Co Z Niego Zostało) od lat wybiera sobie podobną menażerię pokurczów, od kwachów począwszy, przez kaczory po tfusków. Mój naród, który wydał Jana Pawła II, Chopina, Dmowskiego…  Choć “na pociechę” we Francji, której geniuszy minionych wieków długo by wymieniać, rządzi drugą już kadencję koleś o manierach,

...i jeszcze jedna… (karykatura)

urodzie i horyzontach intelektualnych naganiacza do seksklubów na Pigalle. Nie mówiąc o inwazji ciapatych na najwyższe urzędy w “dumnym Albionie” czy krwawym gej-pajacu zarządzającym Kanadą i drugim w Kijowie. I tak dalej. Jest to więc jakaś zmasowana implozja cywilizacyjna Zachodu. Pusta jak bęben “cywilizacja”, kiedyś  znana z budowy katedr i komponowania symfonii, leży dziś na boku śmiertelnie znużona niechcącym się zakończyć festiwalem swawoli, używkami i rozpustą, sapiąc, popierdując i nie umiejąc już nic więcej wydobyć z siebie, jak bekanie.

O autorze: pokutujący łotr