W swoich wspomnieniach Adam Grzymała-Siedlecki pisze o ziemianinie Ludwiku Perskim, zaprzysięgłym starym kawalerze, którego sama myśl o współżyciu z kobietą napawała przerażeniem. Przytrafiła mu się jednak taka przygoda, że pewnego razu w karnawale został zaproszony do zaprzyjaźnionego dworu na bal, a tam, już w dobrym chmielu, oświadczył się jakiejś panience. Następnego dnia wprawdzie pamiętał o oświadczynach, ale za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć, co to była za panienka. Poprosił tedy gospodarzy balu o listę wszystkich obecnych tam panien, po czym wsiadł w sanki i odwiedzał wszystkie po kolei. Za którymś razem, gdy dyplomatycznie zapytał kolejną rozmówczynię, czy to przypadkiem nie jej się oświadczył, ta odpowiedziała: owszem, uczynił mi pan ten zaszczyt, ja jednak od razu odpowiedziałam odmownie. Uszczęśliwiony wrócił tedy do domu, a potem nawet odbył pielgrzymkę do Częstochowy „na intencję cudownego ocalenia”.
Przypomnijmy, że działo się to jeszcze przed pierwszą wojną światową, kiedy wprawdzie kobiety były już oprymowane przez męskie szowinistyczne świnie, ale do tej opresji władze państwowe w zasadzie jeszcze się nie wtrącały. Zresztą chyba nie tylko męskie szowinistyczne świnie znęcały się nad kobietami. Musiało też bywać odwrotnie, skoro Honoriusz Balzac, niewątpliwy znawca ówczesnych obyczajów napisał, że „małżeństwo jest walką aż do śmierci”. Cóż by napisał teraz, kiedy pod rosnącą presją dam, które marszałek Piłsudski podejrzewał o – jak to nazywał – „rozdziwaczoną płeć” – a które zrzeszają się w bojowych organizacjach feministycznych, do tej małżeńskiej, a właściwie nie tylko małżeńskiej, ale w ogóle – wojny domowej, włączyły się władze publiczne, z całą przemocą państwa?
A właśnie Sejm znowelizował był ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, którą po tym zabiegu przyjęła nazwę ustawy o przeciwdziałaniu „przemocy domowej”. Tutaj, jak w soczewce, skupia się cała schizofrenia obecnego życia publicznego, które przenika stopniowo również do życia prywatnego. Zresztą jakże mówić o jakiejkolwiek prywatności w epoce totalnej inwigilacji? Na to oczywiście żadnego wpływu nie mamy, chociaż wiadomo, że gdy ktoś ma w domu telewizor, komputer i telefon komórkowy, to ma trzech szpiegów. Zapewnił mnie o tym pewien mój rozmówca, biegły w technikach inwigilacji, którego chciałem trochę pociągnąć za język. Był jednak nieugięty, a kiedy już znudziło go molestowanie z mojej strony, na odczepnego powiedział mi właśnie o tych trzech szpiegach. Wróćmy jednak do wspomnianej schizofrenii. Otóż nie tylko w naszym nieszczęśliwym kraju, ale również w innych nieszczęśliwych krajach, które pod wpływem obłąkanych doktrynerów lekkomyślnie uznały, że wszyscy ludzie są równi, mamy do czynienia z postępującym kryzysem demograficznym, który dlaczegoś nie dotyka krajów, gdzie bigoteria równościowa jeszcze nie dotarła. Więc rządy pozostające pod wpływem obłąkańców z jednej strony pogrążają swoje kraje w równościowej bigoterii, a jednocześnie z drugiej podejmują starania mające na celu przeciwdziałanie wspomnianemu kryzysowi demograficznemu. Inna sprawa, że te przedsięwzięcia, jak na przykład program „500 plus” prawdopodobnie mają charakter pozorny, za czym przemawiałyby dwie okoliczności. Po pierwsze, nie doprowadził on do żadnej, zauważalnej poprawy w dziedzinie demograficznej, a po drugie – nakierowany on jest i to w sposób widoczny, na rozrost aparatu biurokratycznego, podobnie zresztą, jak i wspomniana nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy – tym razem już „domowej”.
Nowelizacja ta roztacza przed nami rozległy obszar straszliwej wiedzy, która najwidoczniej musi rozszerzać się z szybkością światła. Przede wszystkim dowiadujemy się stamtąd, co to właściwie jest, ta cała przemoc domowa. Okazuje się tedy, że chodzi o jednorazowe, albo powtarzające się umyślne działanie lub zaniechanie, wykorzystujące przewagę fizyczną, psychiczną lub ekonomiczną, naruszające prawa lub dobra osobiste osoby doznającej przemocy domowej. Chodzi tu między innymi o działania lub zaniechania powodujące szkody na zdrowiu fizycznym lub psychicznym osoby doznającej przemocy, wywołujące u tej osoby cierpienia lub krzywdy moralne. Ciekawe są tu zwłaszcza „cierpienia” i „krzywdy moralne”, tym bardziej, że ustawa wprowadza pojęcie „przemocy ekonomicznej” a jednym z objawów przemocy jest ograniczenie dostępu do środków finansowych. Ciekawe, że ustawa nie precyzuje, czy chodzi o środki finansowe będące własnością osoby doznającej przemocy ekonomicznej, czy też – o środki cudze – na przykład będące własnością osoby stosującej przemoc domową lub w ogóle – osoby trzeciej.
Wyobraźmy sobie tedy sytuację, gdy żona, albo jeszcze lepiej – utrzymanka jakiegoś jegomościa, który dostarcza jej środków finansowych w zamian za udostępnianie mu słodyczy jej płci, zaczyna cierpieć na tak zwane „migreny”, ale jej zapotrzebowanie na „środki finansowe” mimo to wcale nie maleje. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku Stanisława Augusta, którego ukochana Francuzeczka zapragnęła brylantów, będących – jak wiadomo – prawdziwymi przyjaciółmi kobiet. Kiedy pewnego razu król – a był to akurat Wielki Czwartek – chciał wziąć ją w ramiona, a przynajmniej – trochę pokaresować – odepchnęła go mówiąc: „Ty rozpustniku! W Wielki Czwartek?! Gdybyś przynajmniej miał brylanty!” Król, któremu akurat nie udało się uzyskać pożyczki u żadnego lichwiarza, zgrzytnął tylko zębami i opuścił buduar. Ale w tamtej epoce panowały trochę inne obyczaje, niż dzisiaj. Cóż jednak miałby zrobić jegomość, gdy jego utrzymanka odmawia mu słodyczy swojej płci pod pretekstem, że jej przyjaciółka, którą utrzymuje inny jegomość, właśnie dostała futro z nurków, w którym wygląda olśniewająco, podczas gdy ona już drugi rok chodzi w tym samym futrze, które w ogóle wygląda jak worek? Ma on dwie możliwości: albo okraść kasę – jeśli na przykład jest kasjerem – i kupić swojej metresie upragnione futro, albo zerwać umowę w trybie natychmiastowym. W tym drugim jednak przypadku naraża się na straszliwe niebezpieczeństwo oskarżenia o „przemoc ekonomiczną” w postaci „ograniczenia dostępu do środków finansowych”, co – rzecz prosta – sprawia osobie doznającej przemocy niewymowne cierpienia i katiusze. Myślę, że okradzenie kasy jest w tym przypadku znacznie bezpieczniejsze, bo – po pierwsze – może nie zostać na czas wykryte – a po drugie – gdyby nawet, to zwyczajnie wystarczy zapłacić i odsiedzieć. Tymczasem w przypadku oskarżenia o „przemoc ekonomiczną”, delikwent na resztę życia dostaje się w szpony specjalistów od programów edukacyjno-korekcyjnych, którym ustawa, nie wiedzieć czemu, przypisuje niezwykłe umiejętności zarówno w zakresie korekcji i edukacji przemocników ekonomicznych. Pomijam już okoliczność, że takie dożywotnie uwikłanie się w zależność od wspomnianych zespołów korekcyjno-edukacyjnych jest gorsze od śmierci, bo między innymi trzeba się przed nimi wyspowiadać staranniej niż na spowiedzi, ale chociażby ilość miejsca, jakie ustawa tym zespołom i stosowanym przez nie procedurom poświęca pokazuje, że tak naprawdę chodzi o stworzenie komfortowego żerowiska dla rozmaitych darmozjadów, co to w wyższych szkołach gotowania na gazie pokończyły „resocjalizacje” i inne takie dyscypliny nauki przodującej, a teraz trzeba znaleźć im posady „zgodne z wykształceniem”. Tak samo było za pierwszej komuny, kiedy dobrze urodzone panienki studiowały rozmaite „socjologie”, no a potem rodzice wpadli na pomysł, by każde państwowe przedsiębiorstwo wzięło takiego jednego z drugim socjologa na etat i co miesiąc wypłacało mu szmalec – właściwie nie bardzo wiadomo – za co.
I co w takiej sytuacji powinni zrobić potencjalni kandydaci na sprawców „przemocy ekonomicznej” – niechby nawet „jednorazowej”? To jasne – powinni szerokim łukiem omijać wszystkie napotkane kobiety, bo jeśli nawet nie oskarżą ich one o „molestowanie” i w ten sposób wymuszą utrzymywanie ich bez żadnego z ich strony ekwiwalentu, to chwilowa nieostrożność zakończona mariażem, czy niechby – konkubinatem wpędzi ich w sytuację bez żadnego ratunku. W moim wieku łatwo takie rzeczy mówić – ale co mają robić młodzi mężczyźni, którzy czują w sobie potęgę wigoru? Najgorsze są nieproszone rady, ale skoro już do tego przyszło, to radziłbym im nawiązywać niezobowiązujące flirty przelotne, najchętniej z kobietami które słodycz swojej płci zawodowo komercjalizują – bo alternatywą jest powiększenie grona sodomczyków. Ich rosnąca liczba i natarczywość pokazuje, że coraz więcej młodych mężczyzn obiera tę właśnie linię postępowania, całkowicie – mówiąc nawiasem – zgodną z przebiegiem eksperymentu z żyjącymi w komforcie myszami, wśród których coraz częściej zaczęły pojawiać się agresywne samiczki, podczas gdy samczykowie wyżywali się w pielęgnowaniu futerek i sodomii. Jak pamiętamy, tamten eksperyment zakończył się wymarciem całej kolonii myszy, więc staje się jasne, że i nowelizacja wspomnianej ustawy jest elementem kampanii depopulacyjnej, jaką aplikują nam starsi i mądrzejsi, a skorumpowane przez nich biurokratyczne gangi, okupujące poszczególne państwa, skwapliwie to zadanie wykonują.
Stanisław Michalkiewicz
Bywa, że pan Michalkiewicz coś palnie – bo mówi dużo i na różnych forach – i wtedy na jakiś czas przestaję go lubić. Ale potem trafia się tekst taki jak ten: obłąkańczo dowcipny, doskonale zbudowany myślowo i formalnie a nawet wręcz wizjonerski – i znów przepadam za nim. I co tu z takim robić?
Aparat państwowy obłudnie walczy z “cierpieniami i krzywdami moralnymi” doznawanymi ramach przemocy domowej od wybranych przez siebie osób, natomiast nie widzi tych cierpień i krzywd, jakimi sam obdarza wszystkich poprzez tę inwigilację. Wścibstwo i niedyskrecja to paskudne cechy a przyjęte przez aparat za normę w “demokratycznym państwie prawa” pokazują paskudną mordę pomysłodawców. Konkretnych osób publicznych zwyczajowo wybieranych przez około 25% wyborców a uzurpujących sobie prawa do nurkowania pod wszystkimi strzechami. Jednocześnie Duda podpisał zmianę prawa karnego, która wkrótce znowu będzie zmieniana, bo podobno za przestępstwa nieumyślne karze ostrzej niż za umyślne. Pewnie pomysłodawcy chodziło o to, aby aparat sądowniczy nie babrał się w takich niuansach, ale pomysł był pisany na kolanie. Zresztą nikt nie pisze projektów za darmo a armii posłów nie płaci się z myślenie tylko za głosowanie.
Szanowny Pokutujący,
Tekst Michalkiewicza jest nie tyle wizjonerski co po prostu opisujący rzeczywistość.Socjologicznie choć szyderczo.
Rzeczywistość damsko-męską taką jako ona obecnie jest.
Czy można o tym inaczej niż szyderczo ? Chyba nie.
Wnioski StMa są oczywiście , jak to się dziś dyżurnie ujmuje, kontrowersyjne, ale BARDZO racjonalne.
Szczególnie nie będą się podobać paniom, ale to nie zmienia faktów.
Niech wspomoże biednego hrabina, by był tam, gdzie jego rodzina. Bierz pieniądze, pędź do nich, tylko powiedz, gdzie oni?
– Właśnie poszli beze mnie do kina.
Nie pamiętam już, czyj to limeryk, ale przypomniał mi się jako przykład przemocy domowej.
Hipokryzja i głupota. Problem przemocy domowej nie wynika z braku ustawy, tylko z tego, że policjantów uczy się przestrzegania procedur, regulaminów i poleceń przełożonego, a zakazuje się im operować takimi pojęciami jak krzywda, pokrzywdzony, napastnik, zapobieżenie przestępstwu, obrona pokrzywdzonego przed bezprawiem i nikczemnością.
Cytaty z autentycznych rozmów z policjantami, rzecz działa się ok. 10 lat temu (ale wątpię, czy do tej pory coś się znacząco poprawiło):
ale co mają robić młodzi mężczyźni, którzy czują w sobie potęgę wigoru? (…) alternatywą jest powiększenie grona sodomczyków (…) coraz więcej młodych mężczyzn obiera tę właśnie linię postępowania, całkowicie – mówiąc nawiasem – zgodną z przebiegiem eksperymentu z żyjącymi w komforcie myszami, wśród których coraz częściej zaczęły pojawiać się agresywne samiczki, podczas gdy samczykowie wyżywali się w pielęgnowaniu futerek i sodomii (…) tamten eksperyment zakończył się wymarciem całej kolonii myszy, więc staje się jasne, że i nowelizacja wspomnianej ustawy jest elementem kampanii depopulacyjnej, jaką aplikują nam starsi i mądrzejsi,
Komfort jest najważniejszy.
Niech Pan popatrzy na wybory samców i samic.
Ileż to ja się nasłuchałem (jak to ojciec synów) od młodych samiczek ,że “bo ja nie będę” po czy następowała litania,że nie będzie sprzątać, gotować, wstawać do dziecka itd.
Uzupełnione to było frazą “bo my nie będziemy” (takie tandetne pluralis majestatis…bo to za nieszczęsnego męża).
Czego ?
Np. “latami budować domu”.
Dom ma się pojawić sam i to nie ma być jakiś byle dom.
To ma być dom odpowiedni do aspiracji panienki tj. stosownie duży (nie mniej niż 300m2), z zagospodarowanym ogrodem (dużym), położony niedaleko od Warszawy, z dogodnym dojazdem itd.
Za sprawą zauroczonego “słodyczą płci” wybranka.
Taki żeby można było pochwalić się przed stadem innych podobnych.
Że idiotka ?
Tak bez wątpienia. Ale dzisiaj takich korpoidiotek wzrastających w środowisku podobnych kretynek (i kretynów) jest w dużym nadmiarze.
Skutek…rozwód.
Nie dziwię się.
To znaczy dziwię temu mężczyźnie, który się na to załapał zauroczony “słodyczą płci”.
Czy to źle, że wymrą ?
No w tym konkretnym przypadku nieprzekazywanie genów do dalszej obróbki będzie dla rodzaju ludzkiego obiektywnie korzystne.
No sorry.
Długie (temat cegła jak mawia AlterCabrio).