Postępactwo twierdzi, że sodomia i gomoria nie są żadnymi zboczeniami, powołując się przy tym na opinię lewackiej organizacji przestępczej pod nazwą Światowa Organizacja Zdrowia. Wydała ona swą opinię w roku 1990, ustalając ją przez głosowanie. Przyjęcie tej metody przez Światową Organizację Zdrowia pokazuje, że nauka – również medycyna – jest stopniowo wypierana przez ideologię. Przez głosowanie bowiem niepodobna ustalić, jaka jest prawda. Można tylko ustalić, co myśleli uczestnicy głosowania. W tej sytuacji opinię organizacji przestępczej pod nazwą: Światowa Organizacja Zdrowia, możemy śmiało włożyć między bajki tym bardziej, że nie jest wykluczone, iż opinia ta została wydana w następstwie korupcji. Korupcja w światowej Organizacji Zdrowia nie jest bowiem jakimś patologicznym marginesem, tylko zwyczajną metodą postępowania. WHO bez najmniejszego wstydu przyznaje bowiem, że większość środków finansowych, którymi dysponuje, pochodzi z łapówek, jakie przekazują jej koncerny farmaceutyczne – jak można się domyślić – nie bezinteresownie. W zamian za to bowiem WHO ogłasza rozmaite akcje, jak nie szczepień przeciwko „świńskiej grypie”, to szczepień przeciwko „grypie ptasiej”, jak nie szczepień przeciwko „grypie ptasiej”, to szczepień przeciwko zbrodniczemu koronawirusowi – tak dalej. Dla pełnego obrazu warto dodać, że na czele WHO stoi odpowiedzialny za ludobójstwo w Erytrei, etiopski komunista, który w ogóle nie jest lekarzem. Wspominam o tym wszystkim, bo dopiero po zapoznaniu się z tymi wszystkimi referencjami można wyrobić sobie pogląd na Światową Organizację Zdrowia i jej poczynania.
Wróćmy tedy do naszych zboczeńców płciowych i ich działalności. Wspierani przez możnych protektorów organizują się, a ściślej – są organizowani, by walczyć z dyskryminacją o swoje prawa. Ponieważ w Polsce od roku 1932, kiedy to wszedł w życie kodeks karny, homoseksualizm przestał by uważany za przestępstwo i penalizowane były – i są – tylko gwałty homoseksualne, podobnie zresztą, jak wszelkie inne. Zatem pod tym względem żadnej dyskryminacji zboczeńców płciowych o tych skłonnościach nie ma. Z jaką zatem dyskryminacją walczą i jakich praw się domagają?
Pewne światło na tę sprawę rzuca dyskusja, w jakiej przed wieloma laty wziąłem udział z panami Jackiem Poniedziałkiem i Robertem Biedroniem oraz panem doktorem Januszem Majcherkiem. Panowie Biedroń i Poniedziałek też nie potrafili mi powiedzieć, jakie ich prawa są naruszane, ale podkreślali konieczność tolerancji. W odpowiedzi zwróciłem uwagę, że tolerancja oznacza cierpliwe znoszenie czegoś, co wprawdzie uważane jest za wstrętne, szkodliwe, albo niebezpieczne – ale znosi się obecność tych rzeczy w życiu publicznym ze względu na jakieś wyższe wartości, na przykład – spokój społeczny, czy miłość bliźniego. Jednak tolerancja nie zmienia szkodliwego, czy wstrętnego charakteru zjawisk tolerowanych, a poza tym cierpliwość w ich znoszeniu nie jest bezgraniczna. Jeśli na przykład zboczeńcy chcieliby zmusić mnie do uczestnictwa w ich praktykach, to na to zgody nie ma i być nie może, bo to oznaczałoby naruszenie mojej wolności. Jednak pan doktor Majcherek zwrócił mi uwagę, że pojmuję tolerancję w sposób anachroniczny, bo dzisiaj nie oznacza ona już cierpliwego znoszenia, tylko konieczność akceptacji zjawisk dotychczas tylko tolerowanych. Opinia pana doktora Majcherka pokazuje, że zboczeńcy nie walczą o żadne prawa, tylko pragną sterroryzować wszystkich normalnych ludzi, by ich „akceptowali”, to znaczy – by zmienili własne nastawienie do zboczeń płciowych. Koronnym argumentem ma być to, że są one „naturalne”. Ale to nie jest żaden argument, bo na przykład krętki blade, które powodują syfilis, też mają naturalne pochodzenie, ale to nikogo nie krępuje w traktowaniu ich penicyliną, od czego bezapelacyjnie giną. Tymczasem każdy człowiek ma prawo do własnej oceny zboczeń płciowych i nie muszą mu się one podobać. Na przykład mnie homoseksualizm brzydzi i jeśli wyobrażę sobie, jak dwaj mężczyźni obciągają sobie laski, albo uprawiają stosunki analne, to dostaję odruchów wymiotnych i nie sądzę, by jakakolwiek siła na świecie mogła to obrzydzenie zmniejszyć. Zresztą podczas tej dyskusji ta sprawa wypłynęła, bo pan Biedroń, z właściwą mu dezynwolturą, zaczął zachwalać tzw. „darkroomy”, to znaczy – ciemne pomieszczenia, w których zboczeńcy rżną się między sobą, nie wiedząc nawet z kim i raz uprawiają stosunek analny, a zaraz potem – fellatio. Zabierając głos zapytałem moich rozmówców, czy to jest właśnie ten ideał, jaki pragną zaprezentować normalnemu światu, co trochę zreflektowało pana Poniedziałka, który ofuknął pana Biedronia za zbyt wczesne i nieopatrzne propagowanie tego ideału.
W tej sytuacji chętnie bym się dowiedział, o jakie prawa zboczeńcy płciowi walczą i jakie mają roszczenia w stosunku do społeczeństwa normalnego. O ile wiem, utrzymują, że chodzi im o „dobrostan”, to znaczy – żeby nie byli „wykluczani”, ani „stygmatyzowani”. Warto w związku z tym zwrócić uwagę, że roszczenie, jest to uprawnienie jakiejś osoby do żądania, by inna osoba zachowała się w określony sposób. W świetle tej definicji jest oczywiste, że zboczeńcom nie chodzi o żadne „prawa”, tylko o roszczenia, a konkretnie – o jedno – żeby zmusić wszystkich innych do rezygnacji z własnej opinii na temat zboczeń i do przyjęcia opinii zboczeńców, jako obowiązującej. Jest to totalniactwo w czystej postaci i dlatego uważam, że zboczeńcy osiągnęli już ten poziom zuchwałości, że próbują przez uszy i przez oczy zgwałcić wszystkich ludzi normalnych, by stłumili w sobie odruch samoobrony.
Bo „wykluczenie”, czy „stygmatyzacja” jest formą społecznej instynktownej samoobrony przed postawami, czy działaniami, które mogą doprowadzić do zniszczenia organicznej tkanki społecznej, czy sprawdzonej hierarchii wartości. Dlatego właśnie stygmatyzowane są kurwy płci obojga, dlatego nikt normalny nie zadaje się ze złodziejami, oszustami – i tak dalej. Tymczasem ideologia zboczeńców właśnie polega na tym, by tę instynktowną barierę obalić dla własnego dobrego samopoczucia. Najwyraźniej, niezależnie od bajek opowiadanych przez WHO, zboczeńcy zdają sobie sprawę, że są zboczeńcami i te odruchy społecznej samoobrony kłują ich w oczy i dlatego nastawiają się na ich zlikwidowanie. Ale na to właśnie pozwolić im pod żadnym pozorem nie można.
Stanisław Michalkiewicz
Prawo do rozpusty będzie bronione do końca