Powstaje nowy establishment, a muzyka popularna istnieje po to, by podtrzymać wypracowany przez siebie konsensus, a nie po to, by go obalić, czy nawet kwestionować w najłagodniejszy możliwy sposób.
−∗−
W menu na dziś danie w tonacji weekendowej, ale przyprawione na poważnie. Felieton z The American Conservative o odejściu zjawiska ‘rock and rolla’, a wraz z nim artystów, którzy kiedyś stanowili uosobienie buntu. Dzisiejsi wykonawcy zdają się dokładnie wiedzieć jaka jest ich powinność… Choć może nie wszyscy.
Zapraszam do lektury.
________________***________________
Rock and Roll nie żyje od lat
Wszyscy nasi artyści stali się konformistami już na długo przed tym, jak covidowy reżim wystawił ich lojalność na próbę.
Covid-19 powiedział nam niezbyt wiele ponad to, co już wiedzieliśmy o społeczeństwie amerykańskim. Wszystkie ujawnione rysy były tam dawno temu, widoczne dla każdego, kto zwraca na to uwagę.
Jednym z najlepszych przykładów jest śmierć „rock and rolla”. Duch muzyki rockowej był pojemny. Rolling Stones byli gwiazdami rocka, podobnie jak członkowie NWA, rapowe combo, którego inicjały oznaczają frazę, która nie nadaje się do druku w rodzinnym magazynie. Pół wieku temu rock był w awangardzie rewolucji kulturalnej, której zasięg jest prawie niemożliwy do opisania. Kiedy John Lennon nazwał Beatlesów „większymi od Jezusa” lub poprosił nas, abyśmy „Wyobrazili sobie, że nie ma nieba”, to świat to zauważył. Przed tym niewyobrażalnym wcześniej połączeniem antynomicznych poglądów i atrakcyjności dla masowego konsumenta – wszystko ustępowało.
Przewińmy opowieść do 2021r., a tu trudno uciec od konkluzji, że rock jest martwy, podobnie jak duch, który go tworzył. Dziś popularni muzycy są tylko przedłużeniem zajęć zawodowych i menedżerskich. Ich zadaniem jest wzmacnianie elitarnego światopoglądu, a nie kwestionowanie go. Spróbujcie sobie wyobrazić Keitha Moona z The Who, którego hobby obejmowało wjeżdżanie sportowymi samochodami do basenów, że poważnie potraktuje noszenie maseczki, albo Janis Joplin ochoczo ogłaszającą, że wstrzyknęła sobie coś innego niż heroinę, ponieważ prezydent powiedział jej, że tak powinna zrobić.
Śmierć rocka pokazuje nam, że skończyła się rewolucja kulturalna, której rock był jednym z największych współtwórców. Powstaje nowy establishment, a muzyka popularna istnieje po to, by podtrzymać wypracowany przez siebie konsensus, a nie po to, by go obalić, czy nawet kwestionować w najłagodniejszy możliwy sposób. To dlatego, zamiast chwalić jako buntowniczkę, liberalny establishment medialny pogardza Nicki Minaj za wyrażanie wątpliwości dotyczących szczepionek, wobec których istnieje szeroko rozpowszechniony wśród Afroamerykanów sceptycyzm.
The Mountain Goats [Górskie Kozy] nie są nazwą, którą można by oczarować większość kręgów, ale wystarczy powiedzieć, że w wąskim świecie 30-latków plus, którzy mają szeroką wiedzę na temat zestawów do pielęgnacji brody i złych relacji z ojcami, to bardzo gorący towar. W tych nieszczęśliwych sferach są uważani za jeden z najlepszych zespołów rockowych ostatnich 20 lat. Tak więc to naturalne, że zespół napisał na Twitterze, na swoim oficjalnym koncie kilka tygodni temu, aby wszcząć histeryczne narzekania [complain hysterically] na pilota American Airlines, który zwrócił uwagę na fakt, że CDC raczej nie stanowiło wzoru naukowej przejrzystości przez ostatnie półtora roku.
Dzięki Bogu, do kilku starzejących się rockmanów to nie dotarło. Van Morrison i Eric Clapton współpracowali w zeszłym roku nad [szczerze powiedziawszy nieudanym i na granicy akceptacji] anty-lockdownowym kawałkiem. Dave Mustaine z Megadeth powiedział niedawno publiczności w New Jersey, że ma dość tego, co nazwał „tyranią” związaną z covidem. Trzy dekady temu, kiedy metalowcy, tacy jak Mustaine, głosili niszczenie wszystkich wartości społecznych, byli bohaterami dla wszystkich oprócz fontanny zdrowego rozsądku Tipper Gore. Teraz, dla świeckich liberałów, są uosobieniem sił szatańskich.
Nie przegapmy tutaj sedna. Nie chodzi o to, czy Morrison i Clapton mieli rację (choć przypadkiem się z nimi zgadzam) w kwestii lockdownów. Chodzi o to, czy zachowywali się jak gwiazdy rocka, odrzucające konsensus. Zdecydowanie tak. A uderzające jest to, jak mały posłuch miały ich argumenty.
Możliwe, że śmierć rock and rolla to coś dobrego. Z pewnością fanom muzyki klasycznej czy jazzu osiągnięcia tego gatunku wydają się dziś stosunkowo skromne. Pewnie moglibyśmy się też obejść bez luzu, jaki przyniósł w ubiorze i manierach. Mimo to nie mogę powstrzymać się od myśli, że powinniśmy jednak opłakiwać tę stratę, tak jak w przypadku brzydkiej, ale kultowej budowli. Rock może i wylał dziecko z kąpielą gdy niszczył kulturę konsensusu lat pięćdziesiątych, ale przynajmniej wciąż był wobec czegoś sceptyczny, czego nie można powiedzieć o dzisiejszych artystach.
Rock and Roll Has Been Dead for Years, Matthew Walther, October 21, 2021
Uzupełnienia:
Legenda rock’a po szczepieniu: “Nigdy nie powinienem był nawet zbliżać się do igły”
Twórca Protokołu Monotti, Robin Monotti Graziadei, przekazał dziś wiadomość, którą otrzymał od piosenkarza Erica Claptona, w której Clapton zgłasza niepożądane reakcje, których doznał po poddaniu się szczepieniu. Żałuje, że przeszedł procedurę i pyta: „Gdzie podziali się wszyscy buntownicy?” […]
______________________
Ile prawdziwego buntu w buntownikach? Co to za buntownik, który przez całe życie popiera rewolucję komunistyczną, a ta jak widać, od wielu lat, jest w nieustannym natarciu. Lojalni wobec systemu, zbuntowani przeciw normalności.
Ciekawe czy Peter Gabriel, który swego czasu wypowiedział się za odstąpieniem od Apartheidu, wyśpiewa podobną pieśń za mordowaną w RPA białą ludnością oraz za Australią i wszystkimi ludźmi, którzy są prześladowani z powodu braku zgody na przyjęcie trutki.
Ostatnia sekwencja, gdy Murzyn niesie martwe lub śpiące dziecko, powinna być dziś zamieniona na rodowitego mieszkańca Palestyny lub Białego niosących swoje okaleczone, zamordowane dzieci. Są takie piosenki?