Ciszej nad tą urną! (terefererendalną)

Każdy człowiek ciche ma marzenia, więc marzeń tych spełnienia życzenia składam wam

śpiewał wiele lat temu Andrzej Rosiewicz.
Skoro każdy ma, to i babcia… pardon – mąż pani Kornhauser też.

A o czym marzy mąż p. Kornhauser?
A marzy o przejściu do historii – i właśnie przeszedł:
jako ten, który chciał zmusić Polaków do głosowania przez 2 dni w kwestiach 99 rzędnych.

Polaków, których do głosowania w kwestiach fundamentalnych (na przykład kto ich przez 4 lata okradał będzie: Niemcy czy Amerykanie) zmusić nie potrafi żadna z partii wyhodowanych w cieplarni cioci Magdalenki, bo większa ich połowa (nie poprawiać – większa i już) najzwyczajniej tego dnia zostaje w domu, a jeśli już gdzieś idzie, to na zakupy do galerii handlowej albo do kościoła.

No z choinki – pardon – z Unii Wolności się mąż pani Kornhauser urwał, pytając Polaków o to, czy  w Eurobagnie mają tkwić w myśl zasad konstytucji czy bez tych zasad, za to tak czy inaczej pod banksterskim batem, o co już Mateusz dba i dbał będzie.

Bo jeśli coś zwykłych Polaków dziś obchodzi, to na przykład mnożące się tysiące islamistów, sprowadzonych do Polski przez PiS wbrew bajerom wyborczym, że o milionach Ukraińców dbających o to, by Polacy za dużo nie zarabiali nie wspomnę,

a nie jakieś dyrdymały w rodzaju: czy  (mówiąc jezykiem szklarzy z Murano) dmuchać was ma prezydent czy premier?

I choćby mąż pani Kornhauser wymyślił głosowanie 3, 4 a nawet 7 dniowe (bo kto bogatemu zabroni?) to by miał frekwencję komorowską, a co to znaczy, to PKW na swoich stronach wyjaśnia.

Ja swój stosunek do tego humbugu przedstawiłem miesiąc temu w tekście Terefererendum, czyli mąż pani Kornhauser zakałapućkany i z przyjemnością stwierdzam, że (po raz kolejny) miałem rację.

***

Kiedy na męża pani Kornhauser otrzeźwienie przyszło pojął, że 10 i 11 listopada będzie obiektem drwin i to publicznych, bo do tych domowych to już się przyzwyczaić pewnie zdążył.

Dlatego te wizyty Karczewskiego u męża pani Kornhauser służyły tylko i wyłącznie jednemu:
ustaleniu ceny, jaką mąż pani Kornhauser ma Prezesowi Kaczyńskiemu zapłacić za uwalenie terefererendum  w senacie.

Więc senat zgodnie z umową terefererendum uwalił, a mąż pani Kornhauser co?
A nic!

Nawet się nie poskarżył, tylko na urlop zwiał cichaczem.

Jego minister Mucha coś tam brzęczał, że szkoda szansy straconej itp. bzdety, ale widać było, że brzęczy, bo ma to brzęczenie w zakres obowiązków wpisane, ale nic ponadto, żadnych emocji, że o zapale nie wspomnę.

Pobrzęczał – i w ślad za swym pryncypałem zniknął.

***

Zastanawiają się różni miłośnicy lizania fasady polityki polskiej, co mąż pani Kornhauser dał Kaczyńskiemu za uratowanie przed kompromitacją terefererendalną?

No jak to co – podpis pod ustawami sądowymi dał, bo Prezes Kaczyński, szantażowany od lipca ubiegłego roku wetami chodzi jak w zegarku, zupełnie jak nie Prezes, a kto nie zna zamiłowania Prezesa do jego notorycznego spóźniania się na spotkania z wyborcami, niech na takie spotkania moim wzorem parę razy pójdzie.

Bajki, że Prezes może mężowi pani Kornhauser nominację cofnąć to są dla dzieci i to tych nie bardzo rozgarniętych, bo to nie Prezes decyduje o takich nominacjach, a kto – to za parę akapitów wyjaśnię, ale ego męża pani Kornhauser mogłoby frekwencyjnego obciachu nie wytrzymać, bo wrażliwe nad wyraz jest.

Ważne jest to, że w tej transakcji mąż pani Kornhauser zapłacił Prezesowi Kaczyńskiemu fałszywą monetą (ech, te centusie…)

Bo mąż pani Kornhauser dał Kaczyńskiemu coś, co z łatwością może mu odebrać eurotrybunał jakiś tam, ulokowany gdzieś tam i także gdzieś tam mający elementarną sprawiedliwość, choć tę sprawiedliwość ma wypisaną na szyldzie.

Werdykt w tym jakimś tam trybunale już dawno obstalowany, bo co jak co, ale mafię sędziowską, to w tym Eurobagnie na poziomie polskim od dawna mają.

Zresztą chyba nawet Prezes Kaczyński rozumie, że cały ten, trwający 12 miesięcy – użyjmy słowa z języka Polaków pochodzenia żydowskiego, czyli jidysz – bajzel sądowy zawdzięczamy nie tylko mężowi pani Kornhauser i jego trefnisiom, ze starym komuchem Zybertowiczem na czele.

Owszem, to oni mu wypichcili uzasadnienia do wetowania ustaw sądowych i przez 12 bitych miesięcy mamy rozwalanie Polski, co jest słuszne, bo taki duży kraj bez rozkawałkowania to połknąć trudno, nawet Ameryce.

Ale proszę nie mieć tu pretensji do Kaczyńskiego, że tego udeckiego podrzutka (członek matuszki wszystkich partii jeszcze w roku 2002 !) Ciemnemu Ludowi/Suwerenowi (w zależności od tego, czy prywatna, nienagrywana rozmowa, czy oficjalny spicz) na prezydenta desygnował.

Otóż Prezes Kaczyński miał tu tyle do gadania, co przy okazji odszczekiwania przed Izraelem noweli ustawy o IPN:

bierz co dają, albo wypad!

Kazali wystawić męża pani Kornhauser – to wystawił, bo druga kadencja tego brakującego ogniwa w teorii Darwina  (to niestety nie ja – to Laskowik) byłaby dla Ciemnego Ludu/Suwerena wg Naszych Opiekunów niestrawna nawet z powodów estetycznych, bo ileż można było na to brakujące ogniwo patrzeć i go słuchać bez szkody dla układu trawiennego?

Taka to rola prezesa partii wyznaczonej do obsługi przyzwoitych Polaków, taaa…

A cała sprawa jest – jak to brakujące ogniwo swego czasu ujęło – arcyboleśnie prosta:

na przeprowadzenie tego terefererendum zapewne nie wyraziła zgody ambasador Izraela Azari Anna, prywatnie sowiecka kolonistka polskiego Wilna.

I słusznie, że nie wyraziła, bo po takim referendum jeszcze by się podobnego Arabom w Izraelu zachciało!

 

O autorze: Ewaryst Fedorowicz