Po przeprowadzonym w niedzielę referendum, w którym 98,34 proc. uczestników odrzuciło możliwość narzucania przez UE obowiązkowego osiedlania na Węgrzech osób innych niż obywatele węgierscy, premier Orban zapowiedział zmiany w konstytucji “w czterech punktach”.
Najważniejszy zapis miałby brzmieć następująco: “Osoby nie dysponujące prawem do swobodnego przemieszczania się i przebywania można osiedlić na Węgrzech tylko na rozpatrzoną jednostkowo przez władze węgierskie prośbę, na podstawie prawnej decyzji podjętej zgodnie z procedurą prawną uchwaloną przez parlament. Grupowe osiedlanie jest zakazane”.
Według planowanego terminarzu parlament węgierski będzie mógł przegłosować ustawę zasadniczą 8 listopada.
Ośrodki propagandowe lewicy antyeuropejskiej określiły niedzielne referendum klęską Orbana, uzasadniając to niską frekwencją (43,91 proc.). Podobnego zdania jest prawicowy, ale krytyczny wobec rządu “Magyar Nemzet” (rmf24.pl)
______________________________________________________________________________________________________________
Na podst. komunikatu PAP
Fot. AFP
No bo niestety Orban popełnił błąd w 2011 (chyba) kiedy wymagany próg frekwencji został podniesiony z 25% do 50%.
A, niestety, wszelkie progi frekwencyjne w referendach powodują takie wyniki. I zawsze tak będzie bo najskuteczniejsza taktyka w referendum to gra na nieosiągnięcie frekwencji. A argument za progami mówiący o tym, że w referendum musi wziąć odpowiednia ilość ludzi jest bzdurny gdyż trzeba pamiętać o starej zasadzie: Chcącemu nie dzieje się krzywda. Jeżeli ktoś nie poszedł na referendum to jest tylko i wyłącznie jego wina gdy został przegłosowany.
Liczy się skuteczność, a pod tym względem Orban bije na głowę swoich przyjaciół z Polski i nieprzyjaciół na Węgrzech.
Ależ to nie o to chodzi czy jest skuteczny czy nie. Nikt mu nie odbiera tego, że jest bezapelacyjnie najlepszym politykiem w naszym rejonie Europy.
Ale nie ma ludzi nieomylnych i pod tym względem popełnił błąd logiczny na fali zdenerwowania po referendum akcesyjnym do UE.
W moim komentarzu nie chodziło o Orbana, a o zwrócenie uwagi na bardzo poważny problem z referendami – próg frekwencyjny powoduje bardzo mocne wypaczenie wyniku.
Jeżeli próg ma unieważniać wynik, to zgadzam się. Jest to absurdalne unieważnienie wyniku.
Jestem zwolennikiem demokracji podporządkowanej paradygmatom cywilizacji łacińskiej, a to oznacza:
1) 100 % Demokrację w gminach
2) Ograniczenie demokracji na poziomie państwowym oraz w zakresie fundamentalnych wartości.
Wynika z tego, że w referendach nie powinno być progu, ale nie ma też pytań typu ile jest 2+2 i jaki wynik lub jemu podobne wyniki mają obowiązywać w prawie. Prawda jest na ogół poznawalna i nie powinna być poddawana głosowaniu.
Otóż to.
Co prawda występujący obecnie powszechnie ludzie sowieccy twierdzą co innego,ale nie powinniśmy przywiązywać do tego wagi.
Osobliwie zabawne są te dywagacje o ‘nieważności’ referendum. Ani chybi ma to wykazać, że Węgrzy wprost entuzjastycznie podchodzą do imigrantów, a bramy kwietne już są przygotowywane.
Co do mnie jestem absolutnie przekonany ,że bez fizycznej likwidacji lewactwa się nie obejdzie.Ono o tym wie stąd dba o ograniczenie na wszelkie sposoby dostępu do broni. Nie dotyczy to zresztą tylko Polski tylko wszystkich krajów świata białych ludzi, gdzie Umiłowani Przywódcy spodziewają się oporu przy wprowadzaniu nowego komunizmu.
Co do „nieważności” referendum – jest to argument prawniczy, a nie rzeczywisty. Tak naprawdę nie wiemy jaka jest atmosfera na Węgrzech. Z tymi próbami unieważnienia głosu ludzi może być tak jak z „6 milionów protestujących w sprawie aborcji w Polsce” w jakiejś zagranicznej gazecie. Co najważniejsze logika w tym przypadku nie odgrywa żadnej roli – przecież taka liczba głosujących za odrzuceniem mieszania się KE w wewnętrzne sprawy Węgier to prawie połowa wszystkich uprawnionych do głosowania, to jest doskonały wynik.
Co do wolnego dostępu do broni – to nie jest tak, że rząd boi się tej broni w rękach obywateli. Bardzo rzadko mógł by się zdarzyć zbrojny opór społeczeństwa przeciwko „miękkiej” rewolucji. Ale posiadanie broni zmienia mentalnie 95% właścicieli. I to jest największy problem dla rządzących, nie sama broń i groźba jej użycia, a ta zmiana mentalna. Człowiek mający broń prawie natychmiast dorośleje, po pewnym czasie staje się członkiem praktycznie nie istniejącej już w Polsce klasy drugiej, czyli tej, której moralnym obowiązkiem jest ochrona innych. Taki człowiek przestaje myśleć tylko o sobie, a zaczyna szerzej patrzeć na otaczający go świat. Ten proces jest najbardziej przerażający dla lewicy i dlatego robią wszystko by ograniczyć dostęp do broni palnej ale również do innej jak pomysły ograniczenia możliwości noszenia broni białej na ulicy.
Pozdrawiam
Jestem CAŁKOWICIE pewien, że to właśnie strach Umiłowanych Przywódców i ich pretorianów jest kluczowym powodem braku dostępu do broni.
Ten strach jest jak najbardziej uzasadniony.
Uważam, że zbliżamy się do momentu kiedy narody podziękują Umiłowanym Przywódcom.