“Tyle wolności jesteśmy w stanie wywalczyć, ile zdołamy jej sobie wyobrazić”
Opowieść wolnych ludzi
Na jednym ze spotkań z młodzieżą, chcąc pokazać, jak język buduje wyobraźnię moralną i pamięć zbiorową, przywołałem wydarzenia z historii najnowszej, w których zadbano, by nazwa odzwierciedlała istotę oraz te, gdzie eufemizmem tuszuje się historyczną prawdę. Zapytałem, kto wie, co kryje się pod nazwą: Poznański Czerwiec. Cisza.
Ale gdy zadałem pytanie o zbrodnię w Jedwabnem, większość wiedziała. Potem spytałem o pogrom kielecki. Tu także wielu odpowiedziało prawidłowo. A wydarzenia grudniowe? Sądziłem, że tym razem, podobnie jak w przypadku Poznańskiego Czerwca, termin ten nic słuchaczom nie powie. Tymczasem dziewczyna siedząca w pierwszym rządzie krzyknęła: „Wiem! Czarny czwartek!”.
Otóż ona i wielu jej rówieśników o masakrze w Grudniu ’70 na Wybrzeżu dowiedziało się z filmu Antoniego Krauzego. Nikt wcześniej jej o tym nie opowiedział. Pokolenie dzisiejszych dwudziesto-, trzydziestolatków, jeżeli w domu nie usłyszało o zbrodniach komunistów, w szkole raczej nie miało na to szans.
To kolejny przykład wielkiej roli, jaką odgrywa kultura masowa w kształtowniu tożsamości i pamięci zbiorowej. Świat nieprzedstawiony w tym języku, w parktyce nie istnieje. Dziś, gdy obóz patriotyczny obejmuje władzę, możliwe staje się to, co w ćwierćwieczu III RP było niewykonalne. Wspólnota bezkarności ufundowana na strachu i amnezji utraciła wreszcie narzędzia kształtowania polityki historycznej i kulturalnej.
W najnowszym tygodniku „Do Rzeczy” Krzysztof Kłopotowski postuluje, by polityka kulturalna Prawa i Sprawiedliwości odniosła się do „pedagogiki wstydu”, którą środowisko „Gazety Wyborczej” tresowało Polaków. Skoro słyszeliśmy, że mamy czuć się odpowiedzialni za zbrodnie popełnione przez naszych rodaków na Żydach w latach II wojny, to potomkowie żydokomuny powinni odpowiedzieć za zbrodnie swoich ojców i dziadków dokonane na Polakach.
Teraz jest czas, by stworzyć dzieła, które opowiedzą o terrorze realizowanym nie przez jakiś anonimowy system, lecz przez konkretnych ludzi. Przez dziadków i ojców dzisiejszych „autorytetów”. Należy stworzyć filmy o ich działaniach na sowieckie zlecenie wbrew polskim interesom narodowym, o ubeckich zbrodniach, kłamstwie i zdradzie.
Lecz także epickie, pełnometrażowe filmy, które z należnym rozmachem opowiedzą o bohaterach. O Pileckim, rodzinie Ulmów, Irenie Sendlerowej, Stelli Zylbersztein, Maksymilianie Kolbe i wielu innych. Tym, co paradoksalnie może okazać się najważniejszą przeszkodą, jest przyswojony w III RP brak wiary w sukces – odruch, że się nie uda.
Nareszcie tracą moc argumenty, że nie można nakręcić ważnych filmów, bo PISF nie da dotacji. Że postkomuniści, do spółki z Platformą, nie dadzą zgody na lokalizację Muzeum Historii Polski w centrum stolicy, więc trzeba brać, co dają – czyli cytadelę. Podobnych „nie można” słyszeliśmy wiele. Od dziś już można.
Ale czy pokolenie ludzi, którzy przekroczyli 50-tkę, mając głęboko zinterioryzowane doświadczenie niemożności, będzie teraz w stanie przeprowadzić najważniejsze projekty?
W jednym z filmów Ewy Stankiewicz bohater Solidarności Walczącej, Andrzej Myc, mówi:
„Myśmy walczyli o to, o czym inni bali się pomyśleć (…). Tyle wolności jesteśmy w stanie wywalczyć, ile zdołamy jej sobie wyobrazić. Wolność powstaje w głowie!”.
Przyszedł czas na odwagę wyobraźni. Ten czas jest nam dany. Bóg jedyny wie, jak długo będą trwały sprzyjające okoliczności.
Jan Pospieszalski
[tytuł mój – Andy]
Cytowane za: http://m.niezalezna.pl/72693-opowiesc-wolnych-ludzi
Uroczystość odsłonięcia pomnika “Inki”
https://www.youtube.com/watch?v=qtjpWjNOrBA#t=204
W sobotę 03.10.2015 w Warszawie, odsłonięto pomnik Danuty Siedzikówny ps. Inka, zamordowanej w 1946 r. w Gdańsku przez komunistów.