Podejmujemy przemyślane działania, tworzymy ich skomplikowane scenariusze i dążąc do osiągnięcia zaplanowanych celów, obudowujemy je rozległą logiczną argumentacją. Jednak niekiedy, niezbyt często, naszym działaniom towarzyszą całkowicie nieprzewidziane, spontaniczne zjawiska, nabierające symbolicznego wymiaru. Często też takie właśnie przypadkowe zjawiska pozostają w pamięci zbiorowej jako symbol zdarzeń, którym towarzyszyły.
Możemy nie pamiętać szczegółowo ceremonii pogrzebowej Jana Pawła II, ale z całą pewnością utrwalił się w naszej pamięci wiatr, który przewracał kartki księgi leżącej na trumnie i zamknął ją na zakończenie ceremonii, oraz wrażenie wyjątkowości chwili i świętości Jana Pawła II. Widok tęczy, która nagle pojawiła się na pochmurnym niebie podczas wizyty Benedykta XVI w obozie zagłady w Oświęcimiu, nadał jego słowom wyjątkową moc. Także obraz samotnego, bezbronnego człowieka powstrzymującego kolumnę czołgów, na zawsze pozostanie w zborowej świadomości jako symbol wydarzeń na placu Tian’anmen w Pekinie, oraz siły jaką ma wola, wiara i determinacja przeciętnego, anonimowego człowieka.
Symbolika takich zjawisk silniej działa na wyobraźnię i emocje ludzkie niż najbardziej wyszukane słowa i czasami trudno się oprzeć wrażeniu, że to sam Bóg daje nam sugestywne znaki, wskazujące dobro i prawdę, oraz właściwy kierunek dla naszych wyborów i działań, nie ograniczając przy tym w żaden sposób naszej wolności.
Chociaż może się to wydać dziwne na pierwszy rzut oka, to w taki właśnie sposób postrzegam śmierć i pogrzeb Jaruzelskiego, dla których tłem jest rocznica wstąpienia Polski do Unii Europejskiej i kontraktowych wyborów w 1989-ym roku, a zwłaszcza towarzysząca tym jubileuszom zmasowana propaganda. Od wielu tygodni, o wiele intensywniej niż zwykle, reżimowe media kreują obraz radykalnych zmian, jakie rzekomo miały się dokonać w Polsce po 1989-ym roku, a zwłaszcza w ostatnim dziesięcioleciu. A tu nagle śmierć Jaruzelskiego i jego pogrzeb. Nagle następuje rozdarcie w propagandowej kurtynie i na krótką chwilę oczom widowni ukazuje się prawdziwy obraz III RP, rażąco odmienny od kreowanego przez media. Jakby czas stanął w miejscu, zatrzymując się gdzieś w latach 80-ch lub 70-ych minionego wieku. Kordon policji rozdziela dwie kasty społeczne. Po jednej stronie kordonu splendor, honory, władza, przywileje i ONI – władcy państwa. Po drugiej stronie MY – poddani, protestujący przeciwko hańbieniu państwa przez władzę. I są to ci sami ONI i ci sami MY co przed 89-ym rokiem. Niby wszystko się zmieniło, ale jakby nic się nie zmieniło.
Czy nasi władcy mogli zorganizować pochówek Jaruzelskiego w inny sposób? Śmiem twierdzić, że nie i to bez względu na koszta wizerunkowe. Żegnali bowiem prawdziwego ojca założyciela III RP i swojego dobrodzieja, dzięki któremu mogą nadal stać po właściwej stronie kordonu policyjnego, opływając w zaszczyty, przywileje i dostatki pozyskane kosztem eksploatowanego przez nich „motłochu”, protestującego po drugiej stronie kordonu.
Nie chcę wyciągać daleko idących wniosków, bo nie wiem jaki to będzie miało wpływ na opinię publiczną, ale, jak wspomniałem wcześniej, takie nagłe, mające swój symboliczny wymiar zjawiska silniej działają na wyobraźnię i emocje człowieka niż najlepiej dobrane słowa. Istnieje więc możliwość, że nasi władcy mimowolnie sami strzelili sobie w kolano i że niektórzy z naszych rodaków (zwłaszcza ci, pamiętający PRL), mamieni do tej pory reżimową propagandą, zaczną trochę inaczej postrzegać przemiany, jakie miały miejsce Polsce po 1989-ym roku.
Czy na pewno chodzi o to, żeby robić zmiany pozorne, wyłącznie propagandowe, np. robić zmiany kierunku w którym idziemy o 360 stopni ? Choćby i małymi kroczkami, choćby i faszyzm/komunizm (demokrację socjalistyczną) na odmianę faszyzmu z ludzką twarzą demokracji (bizantyjsko-unijnej/amerykańsko-syjonistycznej/globalistyczno-faszystowską) ?
Tańczyć kontredansa/salonowego kadryla/opozycje do opozycji, prowadzić grę w “dobry glina-zły glina”, w “k-wa k-wie łba nie urwie”, w “co mi zrobisz jak mnie złapiesz”, w zamieńmy się pciami, w kondominium zdrady, agentury i sabotażu, w immunitet nietykalości dla przestępców/odpowiedzialność partyjną, praktykować nomenklaturowe karuzele stanowisk partyjno-urzędniczych i międzypartyjnych, ćwiczyć do szopki noworocznej, do skeczów typu “kto tak brzydki że aż ładny”, typu “czy te oczy mogą kłamać”, typu partia da/Unia da, typu “kto raniej wstanie ten rządzi”, występować w kabarecie, “co śmiechu w nim mało, bo życie przerosło kabaret”…
Czy może jednak chodzi o takie zmiany, by w świecie zmieniło się dużo, a nic się nie zmieniło jedynie w naszych relacjach z Bogiem.
Za tym drugim rodzajem zmian opowiada się
– a za tym pierwszym “kanciasty stół” który wraz ze śmiercią Jaruzelskiego wszedł w fazę ostatecznego demontażu.
I znów trzeba sięgać po Psalm 127, bo niechybnie następuje zmiana, znowu zaczynamy budować nowy dom, więc trzeba zadbać, by na próżno nie trudzili się ci, którzy go wznoszą i strażnicy, co czuwają – oby nie daremnie…, oby mogli oprzeć się na “synach w młodości zrodzonych”.