Kiedy Duch Święty napełnił Maryję, matkę Jezusa Chrystusa, to czy napełnił Ją po to tylko, by zaraz Ją opuścić? Od kiedy w łonie Dziewicy formowało się ciało Boga-Człowieka, czystej Doskonałości, czy jest możliwe, aby Duch Święty nie wypełniał Maryji przez cały czas – przynajmniej do momentu narodzin? Gdyby więc nie była Ona nieskalana, całkowicie czysta od grzechu, to czy Jej ciało także nie byłoby skażone? Gdyby miała choć jedną myśl złą, jedno uczucie niegodne, to Jej krew także byłaby skażona. Ale tak być nie mogło! Uświadamiajmy sobie:
Ku Jezusowi Chrystusowi, Panu i Bogu płynęła krew Jego matki!, a to za sprawą pępowiny, którą Jezus był z Matką połączony. Krew ta także musiała być świętą, czystą, aby mogła odżywiać maleńkiego Chrystusa, który jest i zawsze był Doskonałym, gdyż Bóg nie pozwoliłby na skażenie Najświętszego Ciała Chrystusa krwią grzesznej matki! Krew Jezusa Chrystusa jest Krwią Najświętszą, a skoro odżywiana była w łożysku z krwi Jego Matki, to ta krew musiała być bez skazy, tak jak Ta, która Go nosiła. Można więc powiedzieć, że będąc nieskazitelną, pod względem duchowym Maryja stanowiła jedność z Duchem Świętym, będąc Mu całkowicie poddaną. Była więc całkowicie poddana całej Trójcy Świętej, Najświętszą Oblubienicą – Błogosławioną Między Niewiastami – jedyną, która ten chwalebny tytuł nosi po wieczne czasy. Ten stan doskonałości duchowej Maryi musiał trwać przynajmniej do momentu narodzin Chrystusa.
A co dalej? Czy możemy sobie wyobrazić, aby Bóg, który jedyny jest Doskonałym, pozwoliłby aby Matka Mesjasza w jakikolwiek sposób uchybiła w wychowaniu Boga-Człowieka? Ta, która pod sercem swoim nosiła Boga w Jego Najświętszym Ciele, odżywiała Go swoją krwią w swym łonie, po Jego narodzinach karmiła Go mlekiem swoich piersi? Czyż znowu – mleko to – spożywane przez Boga samego, kiedy był on najbardziej bezbronny, najbardziej delikatny ciałem, mogłoby pochodzić z ciała Matki, która nie kochała Go miłością doskonałą? I wtedy Maryja musiała Go miłować nie o własnych siłach lecz o siłach całej Trójcy Świętej, która się uosabiała także w Chrystusie. Św. Paweł Apostoł mówi: “Już nie ja żyję, lecz Chrystus żyje we mnie.”, a Jezus Chrystus: “Bądźcie doskonałymi, jako doskonały jest wasz Ojciec Niebieski”. Jest więc mądrze przyjąć, że w Matce Boga Jedynego, która Mu dała Ciało ze swego ciała (w której wnętrzu On żył faktycznie w sensie cielesnym!), trwał bezustannie Duch Święty, gdy Chrystus dorastał pod Jej świętą opieką.
Któż poza Bogiem samym mógł Boga samego – Jezusa Chrystusa ukochać najbardziej na świecie jeśli nie Jego matka – Błogosławiona Między Niewiastami i przepełniona Duchem Świętym? Bez wątpienia – to matka i ojciec najbardziej kochają swoje dziecko. W tym wypadku – Bóg Ojciec i Maryja – matka Jezusa. Ona była człowiekiem, który Boga w osobie Jezusa najbardziej umiłował i trudno tu mieć jakiekolwiek wątpliwości. Umiłowała go tak bardzo, że Jej miłość była jednym z miłością Ducha Świętego, którą to miłością jest Bóg. Uosobiona ta miłość od Ojca i Syna pochodzi. Poza Jezusem Chrystusem Maryja jest człowiekiem, który najściślej jest złączony z Całą Pełnią Bóstwa. To Ona, poza Bogiem samym, jest najświętszym człowiekiem, który kiedykolwiek stąpał po Ziemi.
Pan Jezus – owszem – zstępuje na ten świat pełen grzechu i z grzechem tym styka się i mierzy bardziej niż jakikolwiek inny człowiek. I Ojciec zezwala mu, aby w grzechu tym zanurzył się, samemu jednak nie kalając się, lecz jedynie chłonąc dla naszego zbawienia skutki tego grzechu. Ale w jednym Pan Bóg dał Dziecku Swemu – Synowi – doświadczyć niepokalanej miłości, która przez Ducha Świętego od Niego Samego pochodziła i która Jego Syna umiłowała – przez Matkę, a więc przez człowieka! Jest to Matka, która mogła to dziecko umiłować z całych sił swoich, całym sercem swoim i całym umysłem – tak bowiem należy Boga miłować. I Jej przypadło to chwalebne zadanie, to Ona jest pierwszym przykładem tej niepodzielonej miłości do Boga i do Człowieka zarazem. Miłości Jedynej – w pewnym sensie niezróżnicowanej, a jednak mającej całą gamę swoich przepięknych odcieni. Musiała bowiem miłować Maryja w Jezusie Chrystusie swoje Dzieciątko, maleńkie i bezbronne ale i zarazem Pana swego, Boga i Zbawiciela. A gdy Jezus dorastał, widziała w swym Dziecku także przecież Chłopca, młodego Mężczyznę i w końcu – Męża mocnego i dojrzałego lecz i uśmierconego brutalnie, skatowanego za nasze grzechy.
Żaden człowiek poza Bogiem Samym nie doświadczył miłości do Boga i człowieka w takiej pełni i w takiej głębi. To Ona w największym możliwym stopniu – podobnie jak Bóg Ojciec – umiłowała swoje Dziecko i Ona, jak Ojciec, współcierpiała Jego mękę na krzyżu, wiedząc, że jest to męka konieczna dla zbawienia ludzi. I Ona więc oddała swoje Dziecko na ofiarę Bogu – na wzór Abrahama – po to aby otrzymać znacznie więcej. Oddała Go na ofiarę nie dla siebie samej, lecz dla innych ludzi, którzy zgrzeszyli. To wskazuje, że umiłowała ludzi przeogromną miłością, gdyż swojego Syna oddała na ofiarę za nich! Jakaż to miłość inna może tak umiłować, żeby swoje najukochańsze dziecko oddać na ofiarę – i to krwawą? Czyż nie łatwiej jest samego siebie oddać na ofiarę niż własne dziecko? Była to miłość Ducha Świętego, który żył bezustannie w Maryi. Tylko Bóg tak miłuje, aby móc swoje najukochańsze Dziecko oddać na krwawą ofiarę za grzechy ludzi. Jego miłość jest bowiem niepodzielna.
Nikt z nas nie mógł mieć takiej matki rodzonej, tak doskonale miłującej. Tylko Ona mogła tak umiłować przez Ducha świętego, który był stale ze Swoją Oblubienicą. Ale też każdy z nas jest wezwany do Świętości! Do Przebóstwienia w Jezusie Chrystusie, do Synostwa Bożego! A skoro możemy się nazywać Dziećmi Bożymi, gdyż naprawdę nimi jesteśmy, to Bóg daje i nam Matkę, która jest dla każdego brata i ucznia Chrystusowego Matką w Bogu miłującą. I dlatego Bóg mówi do Jana – Swego ucznia i brata Swego: “Oto Matka twoja.”, a do Matki: “Oto syn Twój.” Tak oto Matka Jezusa – Boga i Syna Bożego, staje się Matką każdego dziecka Bożego – każdego syna i każdej córki. Tak Bóg – Doskonały Ojciec – daje przez Brata – Chrystusa, każdemu swemu dziecku Matkę miłującą doskonale na podobieństwo Jego Doskonałej Miłości.
Pomysł, że grzech powoduje skażenie krwi człowieka budzi mój niepokój, a nawet sprzeciw.
Mam więc wrażenie, że dochodzisz w części tekstu do dobrych wniosków za pomocą błędnych argumentów.
Pomyśl (lub zapytaj żony), jak poboczną (by nie rzec – techniczną) sprawą jest połączenie przez pempowinę, w porównaniu z duchową więzią pomiędzy matką i dzieckiem w jej łonie.
Zgodziłbym się, że dusza Maryi była czysta i nieskażona i przez to Jej Osoba (cała osoba, a nie – organy, krew, pokarm) była Godnym Mieszkaniem dla wzrastającego w swoim człowieczeństwie Zbawiciela.
Nie chcę by wyglądało, że źle oceniam całą Twoją notkę, bo większością tego, co napisałeś się zgadzam i dziękuję za to przypomnienie, że “skoro możemy się nazywać Dziećmi Bożymi, gdyż naprawdę nimi jesteśmy, to Bóg daje i nam Matkę, która jest dla każdego brata i ucznia Chrystusowego Matką w Bogu miłującą”.
Wiem, że to kontrowersyjne na swój sposób. Mogę ocierać się o materializm. Pamiętajmy jednak o jedności ciała i duszy człowieka. Tu na ziemi dusza nie istnieje bez ciała. Podaję także inne argumenty przemawiające za Niepokalaniem. Jednak uważam za bardzo istotne to, że każdy atom w ciele Chrystusa przypłynął najpierw krwią Jego Matki. Jeśli mówimy Ziemia Święta, o tej Ziemi, po której stąpał Chrystus, to o ileż bardziej święta musiała być Krew, z której w mocy Ducha Świętego powstało Jego Ciało!
I o tym, że jesteśmy na podobieństwo Boga-Absolutu, ale popsuci przypadłościowo przez Grzech- Maryja i Jezus tego obciążenia nie mają.
spece ma charyzmat maryjny, jak nasz papież.
Bardzo bym chciał!