Ostatnio najbardziej inspirujące są komentarze. Zacznę od stosunkowo umiarkowanego. Freiherr napisał pod notką Kata /TUTAJ/, co następuje:
“elig
Freiherr – 28.12.2013 22:19 Szkoda czasu i atłasu,
Kacie. Elig to specyficzny choć nierzadki przypadek wśród polskich inteligentów. Śledzę ten blog od dawna i często krytycznie się doń odnoszę. Mam wrażenie, że poglądy Elig uzależnione są od kierunku wiejącego wiatru (może to nie wiatr tylko wiek?) – raz z narodowcami, innym razem przeciw. Raz przeciw Kaczyńskiemu, innym razem (choć rzadko) po stronie PiS. Trochę tu, trochę tam. Nie chciałbym bym być niegrzeczny, ale przypomina mi to mego psa biegającego nieskładnie po parku i posikującego to tu, to tam by zostawić ślad”.
Nieco później, w tym samym miejscu /TUTAJ/ Ptr stwierdził, że;
“To jest jakby pole bitwy , ale zamiast kul we wszystkich kierunkach lecą “moralne pociski”, słowa, a te mogą trafić celniej niż niejedna kula. Zdarza się często ,że od słowa wypowiedzianego na prawicy nagle upada ktoś we własnych szeregach. Konsternacja, ranny czuje się niepewnie. A potem coraz głośniej krzyczy ,że Polacy chcą go z premedytacja “zabić”, że to przeciw regułom, itp. Sadzę że,Polacy raczej są odporni na polski ogień, a jeśli coś zaboli to raczej hańba dla odbiorcy. Chcąc obronić coś z sentymentu, z przyzwyczajenia, i cholera wie z jakiej jeszcze przyczyny, niektórzy jednak zostają postrzeleni na własne życzenie przez słowa prawdy. Nie odwracać się za Sodoma i Gomorą. Potem rzeczywiście są jak gorzkie słupy, wszystko co powiedzą to pretensja i zawiść. To często dotyka polityków.
W portalu Blogmedia24.pl bloger UPARTY tak oto napisał w komentarzu do mojej notki /TUTAJ/:
“Drodzy państwo, my jesteśmy na wojnie, na wojnie prawdziwej, na której mimo wszystko leje się nasza krew. To że zabijają wybiórczo a nie wszystkich nas po kolei , to tylko dla tego, że sił im brakuje a nie dlatego, że nie chcą.”.
Pod następnym moim wpisem w Naszeblogi.pl Pokrzywa podsumował w krótkich, żołnierskich słowach /TUTAJ/:
“W czasie “wojny medialnej” nie atakuje się własnych “żołnierzy” Pokrzywa – 28.12.2013 20:58
Zwłaszcza w mediach.”.
Wszystko więc jasne. A la guerre comme a la guerre. Moi komentatorzy mają wizję polskiego dziennikarstwa oraz publicystyki jako pola bitwy. Po jednej jego stronie siedzą w okopach weterani z “Gazety Wyborczej” i TVN, Obok zaś mamy niewielki bunkier nad którym powiewa tęczowa flaga i widać napis “gender”. Naprzeciw nich stoją liczne, acz ubogo wyposażone hufce z chorągwią PiS. Nieopodal widnieją fortyfikacje, nad którymi powiewa sztandar z napisami “Bóg Honor i Ojczyzna” oraz “Narodowa Duma”. Ich załoga jest jednak młoda i niedoświadczona. Z tyłu stoi warowna twierdza z transparentem “Radio Maryja i TV Trwam”.
Jak to opisal Ptr, nieustannie trwa wymiana ognia. Komentator nie wspomniał jednak, że pociski składają się najczęściej z kłamstw, półprawd, manipulacji, i “faktów prasowych”. Dotyczy to zwłaszcza tych, które lecą z lewej strony. Te z prawej są solidniejsze, choć i tam zdarzają się niewybuchy. We wszystkich oddziałach panuje surowa dyscyplina, rozkaz jest rozkazem. Ten, kto ma jakieś wątpliwości, uznawany jest w najlepszym razie za defetystę /patrz komentarz Freiherra/, a ten kto odważy się choćby nieśmialo skrytykować któregoś z kolegów – od razu zyskuje miano zdrajcy i agenta wroga /patrz – Pokrzywa/. Bitwa trwa. Jej uczestnicy uważają, że walczą na śmierc i życie /UPARTY/.
To bardzo malownicza wizja. Problem jednak w tym, czy rzeczywiście tak powinno wygladać dziennikarstwo i publicystyka? Co wiecej, watpliwe jest, czy postępując w opisany powyżej sposób, da się wygrać kulturową wojnę, jaka niewątpliwie dziś się toczy? Pouczajace sa tu losy “Gazety Wyborczej”, która jako pierwsza zastosowała w praktyce ten militarny model. Jej sprzedaż spadła ponad trzykrotnie, a akcje Agory niewiele sa dziś warte. Gdyby nie dotacje rządowe – dawno by już zbankrutowała.
W ogniu walki wojownicy oderwali się całkowicie od rzeczywistości i przestali ich interesować czytelnicy oraz widzowie. Walczący nie zauważyli, iż znużyła ich medialna “nawalanka”. Wielu z nich chciałoby dowiedzieć się, co się dzieje w naszym kraju i zrozumieć otaczający świat, a nie tylko słuchać w kółko o tym, co dziennikarz X sądzi o polityku Y /lub na odwrót/.
Moim zdaniem, by wygrać wojnę trzeba się oderwać od tej bitwy, przestać się przejmować tym co “GW” czy TVN wygadują, przestać aż tak bardzo zawracać sobie głowę homoseksualistami i “gender”. Należy trzymać się faktów, opisywać polską rzeczywistość taką, jaka ona jest. Przy okazji da się propagować bliskie nam wartości, umacniać je oraz rozwijać. Walka z krytykowaniem “naszych” sprzyja tylko pojawianiu się różnych patologii po naszej stronie. Próby wprowadzenia tu “wojskowej dyscypliny” są szczególnie szkodliwe. Zawsze należy pamiętać, iż “tylko prawda nas wyzwoli”.
Ano wojna, widać nie czas doceniać róże, gdy płoną lasy :)
Albo: “czy żołnierz może postępować moralnie?”.
Ciekawostka: podobno w wojsku izraelskim teoretycznie istnieje zasada, że żołnierz może odmówić wypełnienia nieetycznego rozkazu.
Oczywiście nikt głośno o tym nie mówi i przepis ten w praktyce jest martwy.
Udeżyłeś w samo sedno Szanowny Panie,
polecam linka który potwierdził moje podejrzenia: Żołnierz(dawniej żołdnierz)
Powiedziałbym, że Żołnierz nie może postępować moralnie może tylko wykonywać rozkazy.
Co innego Rycerz. I rycerzami powinniśmy być :)
Tak nam dopomóż Bóg!
P.S.
Wielkie dzięki za lekcję Polszczyzny.
Nie chodzi o róże, ale o rzetelne dziennikarstwo, które trafia do czytelnika /widza/, a nie próbuje robić mu wodę z mózgu.
Ja uważam, że takie militarne podejście do dziennikarstwa jest szkodliwe i na dłuższą metę przeciwskuteczne.
Dla mnie to błędne postawienie sprawy. Fałszywa hierarchia wartości prowadzi do zdeprawowania – tak samo w oddziale wojskowym jak i w redakcji.
Porównania militarne mają uzasadnienie, bo uczestniczymy w wojnie, chociaż praca za klawiaturą i “praca” z karabinem w ręku to zupełnie różne rzeczy.
Przytaczam mój komentarz z Naszeblogi.pl:
“Ja nie nawołuję do pokoju, kapitulacji, czy pisania o nieodśnieżonych chodnikach. Zauważam tylko, że “militarne metody” nie są skuteczne w wojnie kulturowej. Popatrzmy na doświadczenia naszych przeciwników. Prowadzą oni “ostrzał artyleryjski” PiS ze wszystkich swoich tub propagandowych od ośmiu lat. W 2005 roku PiS uzyskało ok.27% głosów, a obecnie we wszystkich sondażach ma trzydzieści parę. procent. Proponuję więc zmianę strategii i taktyki. Uważam na przykład, że jeden dobry wykład z historii Polski,dostarczający wiedzy i wzorców postepowania oraz nagłośniony w Internecie, bardziej przybliża nas do zwycięstwa niż powtórzenie po raz 1501 “Tusk jest głupi” lub “Olejnik to k…a”.
Och, tutaj pełna zgoda! W tej “wojnie” nie chodzi o to by wygrać z lemingami, ale by wygrać lemingi.
W zasadzie – poza liczeniem na Bożą interwencję, jedynym realistycznym programem odzyskania Polski jest program edukacyjny.