Obawiam się, że to czy i kiedy sytuacja na Bliskim Wschodzie przejdzie w ostrą fazę konfliktu militarnego, nie będzie miało wpływu na realizację przez Izrael „Planu B”, tzn. planu pozyskania bazy na „stałym lądzie”, bezpiecznej i wygodnej „przystani”. Przy czym nie jest to nic nowego. Myślę, że wszystkie przesłanki historyczne i aktualne do tego zmierzają i na to wskazują, że plan, który był publicznie i bardzo serio artykułowany przed niespełna 100 laty, znany historiografii pod nazwą Judeopolonii, nie zdezaktualizował się, gorzej – widzimy nową jego aktualność.
Informacja pana rzecznika Ślepokury to prawda i nieprawda w jednym. Prawdziwa jest o tyle, że istotnie 3 stycznia przedstawiono mi zarzuty w sprawie, którą nazwijmy „powązkowską”. Nieprawdą jest natomiast, jakobym został przesłuchany. Formalnie oświadczyłem tam bowiem pani prok. Dziduch, że żadnych zeznań przed nią składać nie będę, ponieważ reprezentowana przez nią prokuratura jest w tej sprawie organizatorem nagonki na mnie.
Czyli do dnia dzisiejszego prokuratura nie postawiła Panu zarzutów w związku z rzekomym nawoływaniem do zbrodni w klubie Ronina jesienią ubiegłego roku?
Nie, żadnych formalnych ruchów wobec mnie nie ma. To jest wyłącznie bicie piany na łamach gazet, w rozgłośniach radiowych i gdzie tam się jeszcze da. Pseudo-prokuratura i para-dziennikarze starali się mówić o tych sprawach łącznie, co kończyło się insynuacją, jakobym w obliczu oskarżenia o podżeganie do zbrodni ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. Nota bene, na pierwszą wieść o tym pospieszyłem na najbliższy posterunek policji, gdzie dowiedziałem się, że wcale mnie nie szukali. Tymczasem przedstawiono mi zarzuty tylko w sprawie „powązkowskiej”, czyli zatrzymania mnie na Powązkach we wrześniu 2012 roku w czasie ekshumacji śp. Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. O tym, że prokuratura interesuje się też moją wypowiedzią w Klubie Ronina dowiaduję się tylko z enuncjacji dziennikarzy mediów głównego ścieku. Wiem natomiast, że przeprowadzono już w tej sprawie szereg przesłuchań. Natomiast skoro o tym mówimy, powtórzę jeszcze raz, że dokonano tu manipulacji polegającej na selektywnej, wyrwanej z kontekstu, opacznej reinterpretacji moich słów. Mówiąc w dużym skrócie – wówczas we wrześniu w Klubie Ronina przedstawiłem roboczo sformułowaną listę pięciu podstawowych przesądów polskiej inteligencji, które w moim przekonaniu ważą negatywnie na sprawie polskiej i w przeszłości, i dziś.
A są nimi…
Po pierwsze – demokratyzm w sferze ustrojowej, po drugie – etatyzm w sferze ekonomicznej, czyli po prostu socjal-biurokratyczna wizja państwa, po trzecie – modernizm w sferze religijnej, czyli anty-tradycjonalizm, po czwarte – pacyfizm, a więc w sferze publicznej przyzwolenie na demontaż Wojska Polskiego, a w sferze prywatnej – akceptacja utrudnień dostępu do posiadania broni oraz przekonanie, że wykreślenie kary śmierci z kodeksu karnego jest przejawem wstąpienia na wyższy poziom rozwoju cywilizacyjnego. Nawiasem mówiąc – moim zdaniem jest wręcz przeciwnie. Właśnie na marginesie tej kwestii wyraziłem przekonanie, że bezkarność morderców i zdrajców jest stanem autodestrukcji państwa. I na tym tle pojawiła się dywagacja o pilnej potrzebie zakwestionowania gwarancji bezkarności, jaką cieszą się w post-peerelu zdrajcy i zaprzańcy. A jeśli chodzi o piąty przesąd, to nazywam go roboczo judeo-idealizmem – w odróżnieniu od judeo-realizmu, to jest niesentymentalizującego spojrzenia na stosunki polsko-żydowskie w historii i współczesności.
Skąd więc ta nagonka na Pana osobę?
Chyba zupełnie oczywiste jest, że obrywam nie za to, co akurat „GWiazda śmierci” wybierze jako pretekst do aktualnej nagonki. Od dawna jestem szkalowany i zniesławiany przez ich kieszonkowe autorytety i funkcjonariuszy frontu ideologicznego odgrywające rolę niezależnych dziennikarzy w ramach, jak to określał Lenin, „organizatorskiej funkcji prasy”. Dla przykładu – pani Monika „Stokrotka” Olejnik, która w ramach swoich obowiązków służbowych zwyczajnie kłamie, publicznie nagabywała pana premiera ministra marszałka Grzegorza „Radka” Schetynę na okoliczność pilnej potrzeby ukrócenia mojej aktywności. Podobne wezwania do tego, żeby wreszcie coś ze mną zrobić, zdarzały się szereg razy. Ale ostatnio pojawił się oryginalny trend: jeden profesor wzywał (kompletnie bezowocnie zresztą) do pikietowania mojego poddasza, a inny towarzysz-redaktor postulował odebranie mi samochodu (sic). Chociaż i to właściwie nic nowego, bo już pięć lat temu komornik zholował mi spod domu moje 11-letnie auto – za podanie do publicznej wiadomości prawdy o esbeckich afiliacjach wybitnego językoznawcy, prof. Miodka. Ja mam grubą skórę, ale nękani są także i moi najbliżsi.
Ponieważ obecnie nikt nie odnosi się do meritum mojej wypowiedzi, natomiast pewne jej elementy zostały użyte, żeby podjąć kampanię rozpisaną na szereg seansów nienawiści, w których jestem obiektem rytualnych potępień i „odcinania się”, przypuszczam, że nie chodzi li tylko o tę konkretną wypowiedź, ile raczej o „całokształt”. Przy czym moja osoba ma chyba w tych sprawach znaczenie drugorzędne. Tak naprawdę chodzi raczej o „przykład grozy” – działanie odstraszające ludzi, którzy chcieliby interesować się nie tym, co akurat media głównego ścieku w Polsce uważają za warte zainteresowania. Przykład „obróbki”, jakiej jestem periodycznie poddawany, ma może działać odstraszająco, a przynajmniej deprymująco na tych, którzy nie mieściliby się dostatecznie ochoczo w nurcie poprawności politycznej. Czy to działa? A to m.in. od Państwa i waszych Sz. Czytelników będzie zależało.
Akurat nasi czytelnicy zgłaszają się z pytaniami, gdzie można kupić pański najnowszy film: „Transformacja – od Lenina do Putina”?
Tymczasem nigdzie. Pierwsza część „Transformacji” ukazała się pod koniec ub. roku jako dodatek do jednej z gazet codziennych, ale druga część nie miała jeszcze żadnej edycji. Obie razem opowiadają dzieje projektu sowieckiego w dobie pierwszej i drugiej wojny światowej – mam nadzieję, że razem ukażą się wkrótce, może jako dodatek do jakiegoś tygodnika. To niezbędne, by dało się kontynuować pracę nad częścią 3 i 4 i dokończyć cykl, żeby mogła być opowiedziana całość historii, zgodnie z podtytułem – „od Lenina do Putina”. Na razie mój kolega producent Robert Kaczmarek nie znalazł jeszcze tak zdeterminowanego wydawcy ale zobaczymy, czy tej wiosny sprawy jakoś się wyklarują.
Znów wchodzi Pan na niebezpieczną ścieżkę z tym filmem. Jeśli Polską rządzi konsorcjum służb specjalnych i to niepolskich służb, to mogą być niezadowolone z tego, że Pan porusza określone tematy… Mogą uznać to za zagrożenie ich interesów. „Towarzysz generał” nie bez przyczyny został „półkownikiem”.
Bardzo mi pochlebia koncepcja, że ktoś mógłby tyle przypisywać wagi moim filmom… Można powiedzieć, parafrazując aktualnego gospodarza Pałacu Prezydenckiego – jaki reżim, takie zagrożenie. Ta atrapa państwa, w której żyjemy, tak bardzo już nie reprezentuje żadnej autonomii, tak dalece nie ma już żadnych innych sił, poza tymi, które byłyby transmitowane na naszą scenę publiczną z jakichś ośrodków państwowych poza granicami naszego kraju – że może faktycznie film dokumentalny jest w stanie wprawić w stan niepokoju przedstawicieli tego reżimu.
Może chodzi też o to, że im więcej ludzi zobaczy Pana filmy, tym więcej zacznie pytać… I w końcu coś się zmieni…
Miejmy ostrożną nadzieję, że liczba mieszkańców Polski, którzy nie uważają, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, nie zmniejsza się. Muszę jednak przyznać, że moje nadzieje na przyszłość nie wiążą się specjalnie z ilością świadomych Polaków. Ja wiążę nadzieję raczej z ich jakością. Nie jestem demokratą – nie liczę na masy, liczę na zdterminowane elity. Elity lokalne, mocno zintegrowane wokoło trzech obiektów użyteczności publicznej: KOŚCIOŁA, SZKOŁY, STRZELNICY. Ale o ten program, zdaje się, już proklamowałem na Państwa łamach.
Sądzę, że tymczasem obecny reżim sam dokona jakiegoś przewrotu, czy raczej „kryzysu kontrolowanego”, któremu będzie chciał nadać pozór „demokratycznych przemian”. W związku z tym utwierdzanie się polskich patriotów w wierze w demokrację byłoby tylko realizowaniem zamówienia, które niewątpliwie w ten czy inny sposób zostanie wysunięte ze strony aktualnego reżimu. Innymi słowy – obecny reżim zadba, by wykonując tę niebezpieczną ewolucję nie upaść zbyt boleśnie.
Będziemy mieli kolejny „Okrągły Stół”?
Raczej Sierpień ‘80 skrzyżowany i skondensowany i z grudniem ‘81, i z czerwcem ‘89. Dlaczego do tego jeszcze nie doszło? Przyczyny są dwie – z jednej strony ośrodków politycznych działających z nadania ruskiej, pruskiej, amerykańskiej czy izraelskiej bezpieki, działających z nadania lóż różnych obediencji, a rywalizujących o prymat na scenie politycznej jest więcej niż w roku ‘80 i ’81, więc żaden z tych ośrodków nie ma możliwości egzekwowania swoich planów i ambicji w tak zdecydowany sposób jak to czynili Jaruzelski i Kiszczak oraz Kuroń i Geremek; a z drugiej – ten kontrolowany kryzys nie może nadejść, ponieważ nie nadeszły jeszcze ostateczne dyrektywy od oficerów prowadzących i wielkich mistrzów rezydujących poza granicami Rzeczypospolitej. A nie nadeszły, bo ten kontrolowany kryzys w Polsce ma być przeprowadzony w jakiejś korelacji z przesileniem na szerszej scenie.
Ma Pan na myśli jakąś konkretną sytuację?
Przypuszczam, że kontrolowany kryzys w Polsce ma być zsynchronizowany z „wojną perską”, która podobnie jak ten nasz krajowy kryzys – wybucha, wybucha i nie może wybuchnąć. Chodzi oczywiście o wojnę na Bliskim Wschodzie. Przyczyną jest brak zaangażowania w nią „na cały regulator” imperium amerykańskiego. Z jakichś przyczyn państwu położonemu w Palestynie nie udało się zaangażować imperium amerykańskiego w sierpniu ub. roku. Że taki plan mieli, o tym już teraz bez ogódek piszą po gazetach. Ale teraz znów temat wraca – jesteśmy już po wyborach i w USA, i w Izraelu. Myślę, że teraz przyjdzie pora na jakieś rozstrzygnięcia, które zostały zawieszone z końcem lata – początkiem jesieni ubiegłego roku. Natomiast obawiam się, że to czy i kiedy sytuacja na Bliskim Wschodzie przejdzie w ostrą fazę konfliktu militarnego, nie będzie miało wpływu na realizację przez Izrael „Planu B”, tzn. planu pozyskania bazy na „stałym lądzie”, bezpiecznej i wygodnej „przystani”. Przy czym nie jest to nic nowego. Myślę, że wszystkie przesłanki historyczne i aktualne do tego zmierzają i na to wskazują, że plan, który był publicznie i bardzo serio artykułowany przed niespełna 100 laty, znany historiografii pod nazwą Judeopolonii, nie zdezaktualizował się, gorzej – widzimy nową jego aktualność.
Wie Pan, że „Judeopolonia” według „Wikipedii” to: „antysemicka teoria spiskowa”?
Można oczywiście udawać, że pewnych faktów nie ma – i wtedy pozostajemy właśnie w kręgu podstawowych przesądów polskiej inteligencji, o których mówiłem. Tymczasem plan antonomii żydowskiej w naszej części Europy to nie żadna czarnosecinna teoria, tylko konkretna koncepcja polityczna wyraźnie artykułowana np. jeszcze na kongresie wersalskim przez prominentnych przedstawicieli diaspory żydowskiej. Nb równolegle z koncepcją Wolnego Miasta Gdańska wysunięta została wówczas koncepcja Wolnego Miasta Białegostoku (sic). Ta koncepcja pozostawała całkiem żywotna jeszcze w latach II w.ś. – jej aktualność niewątpliwie dostrzegał m.in. lider ruchu syjonistycznego, Żabotyński. Ale nie będziemy tu odrabiać podstawowych lekcji historii, których nie odrobili najwyraźniej polit-poprawni cenzorzy „Wikipedii” – umówmy się na osobną pogawędkę, bo to temat tak istotny, że wart szerszego omówienia.
Wróćmy zatem na współczesną szachownicę polityczną.
Przede wszystkim z izraelskiej perspektywy – jest niepodobieństwem utrzymywanie stanu tak chwiejnej równowagi, w której funkcjonuje od momentu swego powstania państwo położone w Palestynie. To jest nie do zaakceptowania dla tamtejszych mężów stanu, więc muszą oni szukać jakiegoś wyjścia z sytuacji. Polska jest oczywistym celem, przede wszystkim dlatego, że poza ścieraniem się u nas konsorcjów różnych służb, państwo polskie jest kompletnie zbankrutowane, zadłużone tak astronomicznie, że perspektywa spłaty jego długów straciła już dawno jakiekolwiek znamiona realizmu.
Czym się to może skończyć?
W przypadku zwykłego dłużnika kończy się to wizytą komornika – wiem, co mówię, z własnego doświadczenia. W przypadku państwa – to się może skończyć konwersją długu na wpływy polityczne, a to znaczy po prostu utratę niepodległości na drodze bezkrwawego „przejęcia za długi”. Państwo położone w Palestynie najwyraźniej uważa tę wizję za tak realną, że pozwala sobie na wydawanie pieniędzy tamtejszych podatników na utrzymywanie specjalnej agendy ds. rewindykacji majątkowych przede wszystkim na naszym terytorium. Dodatkowo w ostatnich latach wypuszczonych zostało już kilka „balonów próbnych”, z których szczególnie widowiskowym przykładem jest Ruch Odrodzenia Żydowskiego w Polsce, którego kongres odbył się w ubiegłym roku w Berlinie. Teraz na nasze nieszczęście spora część patriotycznie zorientowanego establishmentu politycznego ciągle jeszcze nie znajduje sposobu na to, by ten problem podjąć. Dlatego, że samo wspomnienie o tym naraża mówiącego na rytualne strącenie go do piekła antysemitów, z którego już nie ma powrotu, więc nie ma na ten temat publicznej dyskusji. Ale chowanie głowy w piasek nie pomoże.
A wsparcie sojuszników?
Nie powinniśmy się przesadnie łudzić, że jak tylko karnie pójdziemy w charakterze koalicjanta-żyranta na „wojnę perską”, to w nagrodę imperium amerykańskie da nam wreszcie wizy i przedłuży promesę na suwerenność. Polityka udawania, że nie ma żadnych roszczeń i agresywnej antypolskiej propagandy – ta polityka w swej być może najlepszej, najszlachetniejszej wersji dobiegła swego kresu 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Tego dnia okazało się, że najlepszy sojusznik imperium amerykańskiego, najpewniejszy przyjaciel Izraela swą polityką udawania, że to deszczyk pada, kiedy na nas plują, nie zagwarantował sobie minimum biologicznego bezpieczeństwa – już nawet nie niepodległości Polski, ale chociażby jednego złamanego esemesa ostrzegawczego od przyjaciół. Część polskich patriotów wciąż łudzi się, że ponieważ obecny rząd partii zdrady narodowej musi się zawalić pod ciężarem własnej indolencji i niekompetencji, otworzy się droga powrotu do władzy tego skrzydła obozu patriotycznego, które zachowa „umiar” i „rozsądek”. Ja obawiam się, że ta wiara, którą od jesieni zdają się żywić coraz liczniejsi politycy i publicyści tej prawej strony sceny politycznej, jest tylko podniecana przez jakieś obiecanki ze strony naszych niestałych sojuszników. Ja zresztą bynajmniej nie jestem, zaznaczam wyraźnie, przeciwnikiem wchodzenia w owe układy sojusznicze. Ja bym tylko oczekiwał, że to będzie płatne z góry – jak to spokojnie wyegzekwowali np. Turcy. Ale do tego trzeba by mieć reprezentantów, którzy polską politykę widzą nie tylko w kategoriach klientelizmu – wszystko jedno, czy zorientowanego naWschód, czy Zachód, ale zawsze tylko klientelizmu.
Amerykanie prowadzą własną politykę?
To oczywiste. Nawiasem mówiąc, na razie widać spory opór w Waszyngtonie wobec angażowania się w konflikt na Bliskim Wschodzie po stronie Izraela. Tymczasem politycy państwa izraelskiego i politycy diaspory żydowskiej tak bardzo o to zabiegają, bo być może obawiają się, że jeśli reżim północno-amerykański nie zaangażuje się w ostateczne rozwiązanie kwestii bliskowschodniej w tym momencie, to za chwilę, nawet gdyby chciał, nie będzie już mógł tego zrobić. Układ sił na świecie ulega zmianom. Kluczowe centrum gospodarcze i potencjalne ognisko globalnej wojny znajduje się już raczej po drugiej stronie globusa – na Pacyfiku czy Oceanie Indyjskim. Dlatego ostateczne rozwiązanie kwestii bliskowschodniej na korzyść Izraela musi nastąpić teraz – albo nigdy. Polska jest zaś nie tylko pionkiem w tym starciu interesów, ale i przypuszczalnym trofeum – ową bezpieczną bazą na stałym lądzie, o której wspominałem. Biorąc pod uwagę ograniczoną zdolność Moskwy do wychodzenia poza paradygmat pogańskiego zamordyzmu (patrz: np. geopolityka wg Dugina), a także nieskrywane apetyty Niemców i Ukraińców – to się może skończyć w najlepszym wypadku jakimś Księstwem Warszawskim czy Kongresówką. Bo być może nawet jakiś szyld zostanie pro forma zachowany – ale za tą fasadą będziemy mieli faktyczne żydowskie powiernictwo jako kompromisową formułę niekonfliktogennego zarządzania na terytorium rosyjsko-niemieckiego kondominium. Wielki Wschód przyjmie to do akceptującej wiadomości, a masoneria regularna będzie, kto wie, może nawet bardziej usatysfakcjonowana, bo przcież będą mogli nadal bawić się w urządzanie tej resztówki po Polsce jako wzorcowego skansenu czy rezerwatu, w którym nam będzie wolno pozostać Polakami na poziomie cepeliowskim.
Może jednak ten bliskowschodni konflikt odsunie Plan B w niebyt?
Przeciwnie – sądzę, że „Plan B” będzie realizowany niezależnie od tego, jaki wymiar militarny będą miały zdarzenia na Bliskim Wschodzie. W efekcie to my – mówię my – jako naród – możemy być ostatecznie płatnikami. Pamiętać trzeba, że imperium amerykańskie nie może ruszyć na tę wojnę bez zgody Kremla. Obama nie pójdzie na wojnę, nie mając gwarancji neutralności Putina. To może się rozstrzygnąć już w najbliższym czasie. John Kerry, nowy sekretarz stanu imperium amerykańskiego, wybiera się do Moskwy. Ciekaw jestem, ile czasu zajmie mu w rozmowach, które tam będzie prowadził, sprawa polska. Być może tylko tyle, ile trzeba, żeby kiwnąć głową – jeśli Amerykanie zdecydowali się uznać już bez żadnych denerwujących Moskwę niuansów, że Polska jest w strefie dominacji rosyjskiej. Polska tak została doświadczona, że zawsze jak do Moskwy jedzie jakiś minister spraw zagranicznych, to trudno liczyć na miłe niespodzianki. Obawiam się, że w każdym razie te wszystkie miłe wyobrażenia żoliborskich patriotów, że np. wymiana ambasadora USA w Polsce z J.E. Feinsteina na J.E. Mulla ma być wyrazem zasadniczej reorientacji w amerykańskiej polityce na naszą korzyść, są naiwniactwem na miarę subiekta Rzeckiego, który w „Lalce” Prusa nieustannie liczy na Napoleona III.
Nie jest Pan optymistą. Czy uważa Pan, że grozi nam III wojna światowa?
Być może III wojna światowa jest już całkiem nieźle zaawansowana. Może np. Francuzi, którzy w Mali natknęli się na osobników lepiej przeszkolonych i lepiej uzbrojonych, niż się ktokolwiek spodziewał – może oni de facto walczą tam już per procura z Chińczykami, którzy od dwudziestu lat nieźle już podobno zagospodarowali próżnię, jaką zostawiła w Afryce komunistyczna „dekolonizacja”? We wrześniu ‘39 roku na pierwszych stronach gazet nikt nie napisał, że zaczęła się właśnie II wojna światowa. Nikomu, poza Stalinem, który dał carte blanche Hitlerowi, udzielając mu gwarancji politycznych i przede wszystkim gospodarczych, surowcowych – wtedy do głowy nie przychodziło, że zaczyna się nowa wojna światowa. Może skali i znaczenia tego, co się w tej chwili dokonuje, nie jesteśmy w stanie od razu pojąć.
Ale co do mnie, myli się Pani – jestem bezgraniczym optymistą. Ponieważ – to piękne zdanie JPII – Bóg jest Panem historii. Co do Polski więc, jedna jest tylko kardynalna kwestia i jedna troska, która powinna nam spędzać sen z powiek: być wobec Niego w porządku. A On – jak wiadomo – „jak dopuści, to i z kija wypuści”.
Jak tak dalej pójdzie to założę temu Człowiekowi fanclub. Założę niechybnie…!
komentarz pod filmem
“Wrzucenie całości na raz może doprowadzić do pomieszania zmysłów u lemingów a poza tym smakołyki należy jeść delektując się, bez obżarstwa :)”
Dobre..
Tak właśnie, zastanawiam się tylko ile jeszcze trzeba czasu aby “lemingi” nauczyły się ukladać puzle? A tak nawiasem mówiąc, Braun ostatnio rzadko jest zapraszany przez “opozycyjne” media, TO TEŻ MA SWOJĄ WYMOWĘ.
@KAROLJOZEF
nie będziesz pierwszy …
Zapraszam na mój kanał YT – http://www.youtube.com/channel/UCbo5ZgaUGfAF6tDan_MF-4w?feature=guide
Braun nie jest zapraszany ja to wiem i Pan to widzi…..Opozycyjne media go nie zapraszają a nie rzadko….to jest fakt. Jak to się mówi, czas pokazuje to czego wcześniej nie było widać.
Pani Tabo i Panie chopi, pytałam Ewę Stankiewicz, dlaczego filmów Brauna nie ma w TV Republika. Usłyszałam, że to kwestia praw autorskich i ceny !!!
Producenci filmów podobno żądają astronomicznych kwot.
Dla mnie jest to niezrozumiałe, ale jak prawej strony nie daje się rozbić inaczej, to teraz zaczynają rządzić prawa autorskie i pieniądze za udostępnienie materiału.
Jeszcze inną metodą restrykcji jest odwoływanie zgody na wynajęcie sali, na dzień przed, a czasami na parę godzin przed zaplanowanym spotkaniem.
Prosze Ewę zapytać dlaczego nie zaproponowali udziału w tej ich telewizji Grzegorzowi? Udział to nie filmy ale jego tam obecność tak jak i jej….
Ciekawe czy odpowie i co?
Proszę zrozumieć… z całym szacunkiem do Pani- to nie jest prawa strona… to tylko pozory.
Dziękuję.
Pani Tabo, pytałam, ale odpowiedzi nie uzyskałam.
Ja nie muszę nic rozumieć, ja to wiem.
Pytam nie dlatego, że nie widzę i nie słyszę, ale chcę usłyszeć co powiedzą.
Zastania mnie tylko jedno, na ważnych spotkaniach “medialnych”, na których Ewa jest zawsze z Braunem; to w tym duecie to On wydaje polecenia, a Ona słucha.
“Ja nie muszę nic rozumieć, ja to wiem.”
To bardzo dobrze.
“w tym duecie to On wydaje polecenia, a Ona słucha”
Na czym polegają te polecenia?
Ja widziałam coś wręcz odwrotnego.Ale bardzo ciekawa jestem, może jest inaczej niż ja widzę.
Szanuję panią Ewę, ale to nie ona decyduje o tym kto do TvR zostanie zaproszony – to Wildstein decyduje a ten za Braunem nie przepada
Wydaję mi się, że nawet nie Wildstein, tylko ci co dali pieniądze, a wszyscy wiemy kto.
Pani Tabo, może każda z nas widziała to co widziała, a jak jest naprawdę to wiedzą tylko oni oboje.
Ja też lubię Ewę, ale są sprawy, z którymi się z Nią nie zgadzam i których nie akceptuję. Zawsze Jej to mówiłam wprost. Ostatnio jak się spotkałyśmy, spojrzała na mnie i od razu sama powiedziała: nie akceptujesz mojej obecności w TVR? Tak, nie akceptuję.
TvR wyrażnie odcina się od “radykalizmów” widzieliśmy to po spotkaniach z Ruchem Narodowym – oprócz Brauna jest jeszcze pan Leszek Żebrowski czy np. Stanisław Michalkiewicz ci też mają raczej marne szanse na wystąpienie w TvR.
A tym czasem zaprasza się palikociarnie czy Śmiłowicza z newsweeka – taką teraz mamy opozycję w mediach
czyżby TvR złożyła śluby wierności… ideom Róży Luksemburg??? ;)))
http://pl.wikiquote.org/wiki/R%C3%B3%C5%BCa_Luksemburg
Szanowni Państwo.
Bardzo dobrze się dzieje, że rozmawiamy otwarcie o wiarygodności podmiotów, wiarygodności poszczególnych osób, które je tworzą.
Już chyba długo istnieje taki termin – “wolność/demokracja reglamentowana”…
Gapol i republika to kolejny level. Chyba najwyższy tego zjawiska.
pozdrawiam