„Nie mam żadnej wątpliwości, że Dmowski był ideologicznym łobuzem i stworzył to wszystko, co jest najgorsze w polskiej tradycji. Dlatego jestem przeciwny nadawaniu imienia Dmowskiego nawet najmniejszemu placykowi, na którym sikałyby psy z całej okolicy” (Paweł Śpiewak, “Angora”, 2.01.2007 r).
W głęboki smutek wprawiły mnie ostatnie doniesienia o sprawkach Jakuba Śpiewaka – prezesa fundacji KidProject i bratanka prof. Pawła Śpiewaka, – który (Jakub, nie Paweł) za najwłaściwszy sposób ochraniania dzieci przed pornografią i pedofilią, co ma wpisane w statut swej fundacji, uznał zakup dla siebie i swej ukochanej luksusowej odzieży, biżuterii a także wakacji w Turcji, zaś przyłapany na gorącym uczynku, zamiast oddać ukradzione pieniądze, na łamach zaprzyjaźnionej Gazety Wyborczej rozmizdrzył się przed publicznością, jak głupawy dzieciak. „ Tak po ludzku, to woda sodowa uderzyła mi do głowy – gada 40-letni chłop – Nie wiem, dlaczego i mam świadomość tego, że postępowałem źle. Całe życie byłem gościem, który chodził w byle czym, jeździł tramwajem i luksusy miał gdzieś. I po prostu jak idiota dałem się skusić przez blichtr, obecność w mediach. W jakimś momencie wyłączył mi się bezpiecznik przyzwoitości”.
Dosyć tandetny musiał być bezpiecznik, skoro tej rozkosznie paplającej dzidzi-piernik ani razu nie włączył alarmu, kiedy 30 tysięcy fundacyjnych złotych wydawane było na markowe ciuchy, 6 tys. na zegarki i perfumy, tyle samo na wakacje w Turcji a 170 tysięcy wypłacane z bankomatów.
Na ten stek głupoty i obrzydliwości, opinia publiczna w Polsce – a raczej to, co jeszcze z niej zostało – zareagowała chórem oburzenia prawicowych blogerów – choć już, na przykład Kwachowa zdobyła się jedynie na zatroskane pomrukiwanie o „utraconej wiarygodności prezesa”, ani słowem nie zająknąwszy się w sprawie zwrotu zagrabionych sum albo wymierzeniu kary temu podstarzałemu pupilkowi tuskomafijnego pseudosalonu.
Patrzę na to z pomieszaniem wstrętu i zdumienia – znałem bowiem ojca Jakuba, Jana Śpiewaka juniora, w czasach, gdy był on, przed swą przedwczesną śmiercią w 1984 r., zastępcą red. naczelnego wydawanego przez zgromadzenie michalitów miesięcznika „Powściągliwość i Praca”, który – założony jeszcze 1898 r. przez bł. Ks. Bronisława Markiewicza i nie ukazujący się po 1945 r., został wskrzeszony w 1983 r., w krótkim czasie stając się ważnym forum budzącej się do życia po stanie wojennym młodej katolickiej inteligencji warszawskiej. Każdy, kto pamięta tamte lata, wie, jaki ogrom pracy i serca włożył w rozwój tego pisma właśnie ojciec Jakuba, Jan. W tamtych latach, gdy Kościół Katolicki odgrywał rolę motoru dziejowych przemian politycznych i duchowych w narodzie polskim – również Paweł, brat Jana, zaangażowany był po „właściwej stronie”, czyli przy Kościele. Nie chcę przez to powiedzieć, że intencje zarówno śp. Jana jak i Pawła były nieszczere; przedwczesna śmierć Jana uniemożliwia tu jakąkolwiek interpretację; ale również nie budzi podejrzeń o nieszczerość ówczesne żarliwe zaangażowanie Pawła w ruch intelektualny związany z Kościołem (duszpasterstwo na Żytniej, duszpasterstwo Związków Twórczych ks. Niewęgłowskiego na Przyrynku) znajdujące konkretny wyraz w utworzeniu i redagowaniu podziemnej (a od 1986 r. „ujawnionej”) Res Publiki – kolejnego ważnego pisma tamtych lat. W najlepszym okresie Res Publica osiągała zawrotny nakład 30 tys. egzemplarzy, a tematy katolickie były przez redakcję dobrze widziane i chętnie publikowane, wymieńmy choćby głośny esej Ireneusza Krzemińskiego o „duchowej wyższości Dzienniczka św. Faustyny nad piśmiennictwem Witolda Gombrowicza” czy liczne interpretacje myśli Jana Pawła II.
Choć nie bez podstępnej przyczyny przywołuję tu osobę Pawła Śpiewaka – profesora socjologii i ostatnio również dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, autora kilku opasłych książek z dziedziny filozofii idei, w tym głośnej „Żydokomuny” – która mając rozliczyć antysemicki stereotyp przypisujący Żydom główną rolę w stworzeniu i utrwalaniu komunizmu, w rzeczywistości, przez swe liczne przemilczenia, zwłaszcza dotyczące czasów stalinowskich, ten stereotyp utrwaliła. Myślę bowiem, że degrengolada moralna Jakuba Śpiewaka ma wspólny korzeń z procesem rozpadu integralności duchowej, jaki zaobserwować można u innych członków tej nieomal modelowej rodziny o polsko-żydowskiej, w której biografiach wyjątkowo klarownie jawi się splot dwóch niezwykle nośnych wątków w polskiej historii najnowszej: antypolskiego chazarstwa i żarliwego katolicyzmu.
Chazarstwem zajmiemy się później, najpierw katolicyzm – mający u Pawła charakter pozornie żarliwy, bo raczej ceremonialny, np. po jednej z mszy, w której razem uczestniczyliśmy, pouczał mnie, iż na Ojcze Nasz należy wzorem kapłana, podnosić obie ręce ku niebu. Jednak w wypadku jego matki, poetki Anny Kamieńskiej, katolicki zaczyn zaowocował wspaniałymi dokonaniami translatorskimi („Psalmy”, „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis), którymi „ta zetempówka”, jak ją nazywał jej krajanin z Lublina, Roman Bransdstaetter, starała się odkupić dawne swoje winy wobec Kościoła. Była skromną, uduchowioną kobietą, etniczną Polką, która zaraziła się komunizmem od swego ukochanego męża, żydowskiego poety i komunisty Jana Śpiewaka. Od swego nawrócenia na katolicyzm – wielką rolę odegrała przyjaźń z ks. Janem Twardowskim – Kamieńska wniosła do areligijnego domu Śpiewaków (– przedwojennego apartamentu przy jednej z najbardziej snobistycznych ulic Warszawy) szlachetny, czysty powiew katolickiego ducha.
*
Nie wiem, jaki demon zamieszkał dziś w sercu Pawła, skoro w wywiadzie udzielonym Gościowi Niedzielnemu („Zbudowałem sobie klasztor”, 26 kwietnia 2009 r.) czytam – przecierając oczy – takie jego słowa: „ Nigdy nie chodziłem do żadnego kościoła. To było mi całkowicie obce, w znaczeniu związku z instytucją(…) Kościół nie był w domu obecny – ani jako instytucja sakramentalna, ani jako instytucja publiczna(…)…katolicyzm nie jest moim domem, Kościół nie jest moim domem, nie miałem też momentu nawrócenia. Wchodzę do świątyń i na tym koniec(…) Mnie oczywiście fascynuje chrześcijaństwo, ale nie mam poczucia utożsamienia się z nim, nie uważam się za chrześcijanina”.
Są to kłamstwa. Znając go od trzydziestu lat, zaświadczyć mogę, że pamiętam Pawła Śpiewaka jako gorliwie praktykującego rzymskiego katolika. Kłamstwem są już pierwsze słowa: „nie chodziłem nigdy do żadnego kościoła” – zapewne koniunkturalnym, bo trudno wyobrazić sobie, że posadę dyrektora ŻIH-u otrzymuje katolik. Inną motywacją jest być może chęć zmycia odium, jakie na biografię Śpiewaka nanoszą trwale zapisane w historii kultury polskiej przekłady jego matki z literatury katolickiej… Niejednego pewnie nauczył się Jakub Śpiewak patrząc na koniunkturalne wygibasy swego wuja – publicznie zaprzeczającego niewygodnym faktom ze swej biografii, choćby w ten sposób miał się wyrzec Boga i katolickiej wiary – a na to miejsce stwarzającego fakty nowe, mające służyć jego karierze. W kontekście niegodziwości, jakiej w sferze ducha dopuszcza się w ten sposób prof. Paweł Śpiewak – publicznie wypierając się swej katolickiej wiary, której wyraz dawał w obecności przyjaciół i nie aż tak dawno, aby „mgła niepamięci” zasnuła prawdę o tamtych latach – skok na kasę profesorowego bratanka wygląda jak sztubacki wybryk.
Ale podróż w głąb czasu sięgnąć musi jeszcze dalej, jak bowiem na polsko-chazarską rodzinę przystało, nie może w jej biografiach zabraknąć i tego, co wcześniej sygnalizowałem pisząc o „wątku antypolskim”. Potrzebę tę zaspokaja biografia teściowej Pawła Śpiewaka, żarliwej komunistki Edwardy Orłowskiej, née Estery Mirer. To działaczka przedwojennego związku Młodzieży Zachodniej Białorusi, będącego sowiecką jaczejką dążącą do oderwania Białorusi od Polski. W 1934 aresztowana i skazana na uwięzienie, po wybuchu wojny znalazła się w Kazachstanie, gdzie pełniła funkcję sekretarza Związku Patriotów Polskich. Po wojnie, jako dobrze wyszkolona NKWDzistka podjęła w ludowej Polsce pracę “w resorcie”. Była odpowiedzialna za organizację aparatu PPR na terenie województwa białostockiego. Kierowała Wydziałem Kobiecym przy KC PZPR, była członkiem Rady Światowej Demokratycznej Federacji Kobiet, działała w TPPR… och, nie chce się wypisywać tej listy obecności wzorowego kreta sowieckiego w Polsce… Aby jednak naczynie nieprawości napełniło się po brzegi, dodajmy, że została odznaczona orderem Sztandaru Pracy I i II klasy oraz Krzyżem Kawalerskim i Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. A na koniec – jak w dobrej tragikomedii pomyłek – ta renegatka pochowana zostaje na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach… tam, gdzie dziś ze łzami dławiącymi gardło odkopujemy rzucone w kąt cmentarza, nienagrodzone nigdy medalami, ani apartamentem w najelegantszej części Warszawy, splugawione, sprofanowane przez kumpli Estery Mirer zwłoki bohaterów innej Polski… Tej, o której w słowach otwierających niniejszy artykuł, a dyszących pogardą wyraża się Paweł Śpiewak…
No i teraz odpowiedz sobie sam, drogi Czytelniku: jaki niby ma być Jakub Śpiewak? No, jaki?
Znakomity artykuł. Dzięki.
Nie mam zamiaru niczego dodawać ponad to, że nasze doświadczenie nauczyło nas, iż nacja ta obsadza KAŻDĄ opcję. A na kolejnym etapie “wyonacza się” /np. z Kościoła/, zgodnie z ich aktualnym interesem. To są całe rody do zarządzania tubylczą ludnością.
Stąd taka u nich nienawiść do Dmowskiego – narodowca. Na “Łączce” również leżą w większości narodowcy.
Pytanie brzmi: dlaczego nie potrafimy wyciągnąć z tych oczywistych konstatacji skutecznych wniosków? Czy już jest za późno?
KOSSOBOR Luty 24, 2013 at 1:28 AM
Pieniądze które wyciagnęła “beza” wielokrotnie
przekraczają to co zgarnął inkryminowany.
Utracona “wiarygodność” może być powodem niezdrowego zainteresowania ludności tubylczej fundacjami.
KOSSOBOR Dzięki, ale powinienem dodać, jaki ja sam byłem ślepy na niepokojące znaki, które oni już wtedy wysyłali i które dawno powinny mi były powiedzieć, kim są. Niestety. Lata 1980/90 – to czas wielkiego zwiedzenia i niewybaczalnej głupoty takich, jak ja. Pytanie – co byśmy zrobili ze swą wiedzą, nawet gdyby wtedy do nas dotarła? Czy krzycząc głośno np. że “Wałęsa jest zdrajcą!” – zawrócilibyśmy Polskę z jej drogi krzyżowej? Czy osiągnęlibyśmy cokolwiek więcej, niż biedna, osamotniona w swej racji Anna Walentynowicz?
Cyborg, w sumie to cudna Yolla wydaje mi się jakby bardziej i żałośniej szczera w swym łakomym fornalstwie niż to opływające we wszelki dostatek a wciąż zgrywające się na ofiary i pełne “ynteligenckiego” fałszu chazarstwo.
Inwokacja.
Boże. Dzięki ci, że stawiasz na mojej drodze ludzi lepszych ode mnie.
Dziękuję też za to, że jestem Polką i za niezgłębione Twoje tajemnice.
@Pokutujący Łotr.
Ten tekst jest wielki i bolesny, ale czytając byłam szczęśliwa, bo prawda wyzwala z okowów ciemności. Od zawsze czułam, że cała rzeczywistość ma strukturę przyczynowo-skutkową zanim reflektowałam, że pochodzi ono od Boga Prawdy. Jak wielką ulgę przynosi wiedza, że świat jest przewidywalny i zrozumiały dla każdego człowieka, nawet najmniejszego z najmniejszych.
Warte było dać te 30 tys. by dziś zobaczyć działanie tego prawa. Prawda Zbawia. ”Nie lękajcie się moje owieczki”
[Jestem pod wielkim wrażeniem Twojej wiedzy.]
A tu przytaczam wyjątek z gazety, której nie należy wymieniać, pochodzący z artykułu Marci Shore – lewicowego historyka amerykańskiego żydowskiego pochodzenia (spotkania z nią organizowała w Polsce Krytyka Polityczna) – więc odpada pomówienie o cokolwiek.
Dramatyczne wybory urodzonych na przełomie wieków pięciorga Bermanów nie były więc wyjątkowe. Najstarszy brat, Mieczysław, wstąpił do Poalej Syjon Prawicy, drugi, Jakub, do KPP, a najmłodszy Adolf do Poalej Syjon Lewica. Młodsza siostra Irena została komunistką, zaś starsza, Anna, trzymała się z dala od polityki. Rodzice, choć już nie ortodoksyjni, przestrzegali tradycji. Obchodzili żydowskie święta i dbali o to, by synowie ukończyli dobre szkoły. “Nie mieliśmy takiego akcentu, jaki mieli Żydzi – wspomina Irena Olecka – myśmy mówili czystą polszczyzną. Jak najbardziej dobrą”. Podkreślała coś jeszcze – że pomijając ideologię, ona, jej siostra i jej bracia byli dobrymi, kochającymi dziećmi. “Myśmy byli bardzo dobrą, zgraną rodziną. Także bardzo w stosunku do rodziców”.
I drugi kawałek
W swojej autobiografii pierwszy prezydent Izraela pisał ciepło o matce, która z pogodą akceptowała ostre spory dzieci: „Jak mawiała: »Co by nie było, ja wyjdę dobrze. Jeżeli rację ma Szmul, będziemy szczęśliwi w Rosji, jeżeli Chaim, to będę szczęśliwa w Palestynie «”.
@circ,dzieki za wpis :-)) Widzenie prawdy jest możliwe jedynie wtedy, gdy nasza dusza pozostaje w bliskości Boga, który sam jest Prawdą. Oddalając się od Boga, nie możemy dostrzegać prawdy, widzimy tylko podsuwany nam przez szatana jej falsyfikat. Na tym polega zwiedzenie. Ja wtedy żyłem w grzechu, no, czasem wystawiałem łeb nad powierzhnię bajora (spowiedź, nawet czasem Komunia) ale zaraz zanurzałem się ponownie. Jak takimi oczami można widzieć prawdę? “Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą” (Łk 16,19-31)
Dodam swoje osobno, aby nie pomylić.
W grach hazardowych jest reguła, że im więcej obstawisz, tym szanse wygranej zdecydowanie rosną.
Tekst przeczytałem z mieszanymi uczuciami. Paweł Śpiewak wychowany był – o czym świadczą choćby “Dzienniki” jego matki, Anny Kamieńskiej – w “katolickim” duchu Obłudnika Powszechnego. Przywołane przez autora tekstu nazwiska tylko to potwierdzają.
Jakub Śpiewak był parę lat temu bohaterem GazWybu, gdy poddał się rytualnemu obrzezaniu w warszawskiej synagodze.
Tak, to zwiedzenie z lat 70-ych i 80-ych, że każdy, kto jest antykomunistą, jest po naszej stronie dało fatalne skutki. Sama jestem ciekawa, kto u góry tej naszej konspiracyjnej komórki podjął decyzję, zeby drukować Kołakowskiego “Główne nurty marksizmu.” Zasady konspiracji, zgodnie z którymi znaliśmy tylko osoby bezpośrednio współpracujące, sprawiły, ze będąc na samym dole piramidy nie wiedzieliśmy nic, ale za to ryzyko ponosiliśmy największe – w razie wpadki.
Klan Śpiewaków jest równie wiarygodny jak Kurskich i tym podobne “numery” ustawiania się po obu stronach barykady. Śpiewak starszy lansował także pisowskie hasełko IV RP, jaka by ona była bez Dmowskiego, antynarodowa, tak groteskowo masońska, prożydowska, nibychrześcijańska, ale już niezbyt katolicka z promocją judaizmu?
Żydowskie lobbies jest także po tzw “naszej” stronie, czyli pisowskiej, popisowskiej, gowinowej itd Zatem czy “nasza strona” jest naprawdę nasza? Otóż to, nie zawsze i nie całkiem, ale temat złożony, nie cały PiS to takie śpiewaki.
Fascynuje ich chrześcijaństwo na tej samej zasadzie jak fascynuje Hartmana, masonów, sekciarzy. Profesjonalnie podchodzą do swojej misji NISZCZENIA KATOLICKIEJ POLSKI NARODU POLSKIEGO.
Młody Śpiewak jak żyd poczuł się bezkarny w salonie, postanowił to przetestował mówiąc “sprawdzam-biorę” i zapewne ma rację, nic mu nie zrobią podobnie jak złodziejkom futer z USA. Dwie niebiedne krowy wpadły na tym, pisał o tym FAKT. Tymczasem biedak weźmie bułkę i będzie siedział.
Pytanie jest inne, co naprawdę siedzi w liderach np środowisk katolickich, patriotycznych, obywatelskich i nieoczekiwanie modnych narodowych. Na ile im możemy wierzyć, nie są tak odsłonięci w biografii jak śpiewaki. Niczego się nie dokopiemy na ogół. A jednak coś mi mówi że może być także “coś nie tak”. Taki nasz podły los. Może być tak że “moczarowcy” prorosyjscy od Opary mogą być w gruncie rzeczy bardziej patriotyczni od proamerykańskich narodowców Zawiszy. Czy naprawdę uważamy np Porębę, Hubala-aktora za “faszystów” jak salon? Owszem byli w PZPR, broni stanu posiadania do końca, ale też wiedzieli co będzie kiedy przegrają, kto WEJDZIE. Nie było opcji dobrej przesiadki na właściwe idee, właściwe kadry.
Kanalie przyszły na miejsce kanalii, niektórzy są dalej ci sami jak Miller, jak młodzieżowiec Kwaśniewski z sobie podobnymi.
bardzo dziękuję za wpis, jestem pod wrażeniem.
co za nienormalność, nie tylko historia ale i te media, w zdrowym społeczeństwie już dziennikarz widzący kłamstwo powinien podarować sobie taki temat, o publikacji nie wspomnę, a po takich wyczynach człek bez zdolności honorowej powinien być zgodnie wyautowany z przestrzeni publicznej.
Co do “Powściągliwości i Pracy” /tam kiedyś w 80tych latach ukazał się spory wywiad ze mną – właśnie sobie przypomniałam :)/ – gdzie była/jest czujność KK? Geremek był przyjęty na bibliotekarza u jezuitów w Warszawie /słyszałam, że nie pojawiał się w zasadzie w robocie, tylko po wypłatę/.
Słodka focia obrońcy dzieci