Ikonografia – cz. II.
Ikonografia chrześcijańska od wieków przedstawiała dwóch orędowników najbliższych Chrystusowi, po prawe stronie Maryja, Jego Mama, a po lewej – Jan Chrzciciel, Jego kuzyn. I nie są wcale Ci najbliżsi Chrystusowi z powodu powinowactwa krwi, ale z powodu bliskości serca i ducha.
Osobiście pragnę, by DEESIS zawisło na ścianie mojego domu, bo to ikona niezwykła, pełna prawdy, dająca nadzieję, obrazujące wstawiennictwo, orędownictwo świętych u Chrystusa. My możemy poprzez świętych polecać sprawy nasze wszystkie Chrystusowi właśnie poprzez Świętych Pańskich, a Chrystus jako najdoskonalszy Pośrednik niesie je do Ojca.
Dlaczego jednak w ikonie DEESIS, czyli Δεομαι, modlitwa, błaganie, mamy tych dwóch konkretnych Świętych? Maryja, jako najdoskonalsza, Niepokalane Poczęcie, Ona jest naszą drogą do Jezusa i przez Nią dochodzimy do Syna, Ona zawsze wskazuje na Niego – naprawdę. Święty Efrem:
„Po Pośredniku Chrystusie, Ona Pośredniczką całego świata”
ale Jan Chrzciciel? „„
Tajemnica Jana spełnia się po dzień dzisiejszy. Ktokolwiek ma uwierzyć w Chrystusa Jezusa, do jego duszy najpierw przybywa duch i moc Jana i «przygotowuje Panu lud doskonały» oraz w chropowatościach serca wytycza szerokie drogi i prostuje ścieżki. Nie tylko w owym czasie zostały przygotowane drogi i wyprostowane ścieżki, do dziś duch i moc Jana poprzedza przyjście Pana Zbawiciela” – Orygenes, III w.
Maryja i Jan adorują Chrystusa – postawa lekko pochylona, Jan Chrzciciel prawą ręką wskazuje na Wcielonego, w lewej zaś trzyma zwój. Atrybut ten, jak również gest wskazujący stanowią symbole świętojańskie, nawiązujące do nauczania Jana Chrzciciela o Mesjaszu i ukazania Baranka Bożego. Kult Jana Chrzciciela nie jest zbyt popularny, mało o Nim wiemy, bo i niewiele mówi o Nim Pismo, tyle, ze była anachoretą i nosił wielbłądzią sierść, a teraz spożywamy często Jego mączkę chleba świętojańskiego… Prefacja mówi o Nim:
Wysławiamy cuda, których dokonałeś w życiu Jana Chrzciciela, * największego między narodzonymi z niewiasty. * Jego wybrałeś i uświęciłeś, aby przygotował drogę Chrystusowi, * On jeszcze w łonie matki rozradował się z przybycia Zbawiciela, * a jego narodzenie wielu napełniło radością. * Jako jedyny z proroków, wskazał Baranka, * który gładzi grzechy świata. * Jan ochrzcił w Jordanie Twojego Syna, * który chrzest ustanawiając dał wodzie moc uświęcania. * Aż do końca Jan świadczył o światłości, * a przez swoje męczeństwo złożył Chrystusowi najpiękniejsze świadectwo.
Owego sformułowania: największy między narodzonymi z niewiasty, użył, mówiąc o Janie Chrzcicielu sam Pan Jezus. Nie dziwi nas już więc zatem, dlaczego w ikonie DEESIS umieścili „starzy” chrześcijanie Jana – to jest kanoniczne i bardzo biblijne…
Jan jest świętym niezwykłym, gdy oddał życie za Chrystusa, miał ok. 31 lat – a jaka dojrzałość i mądrość… Jego domeną była trzeźwość, stał na straży porządku moralnego, przygotował drogę Panu…
Kto i po co wzywa dziś św. Jana? W czym ratuje? Otóż Jan jest patronem trzeźwości i tych wszystkich, którzy zostali w jakikolwiek sposób dotknięci nieszczęściem i walczą z nałogiem.
Jan przedstawiony tak, jak wyglądał za życia – człowiek z brodą, zwichrzone włosy, anachoreta, asceta, w wielbłądziej sierści, szczupły i wątły z powodu ascetycznego trybu życia i umartwiania się – przeciw pożądliwościom…
Jeśli ktoś czytał Niebo istnieje, naprawdę, wie, że mały Colton (protestant!!!) spotkał w niebie… Jana Chrzciciela – naprawdę!!!
Bardzo piękny opis przybliżający nam misję św. Jana mamy u Katarzyny Emmerich.
Jan przebywał już od dłuższego czasu na puszczy, kiedy św. Rodzina powróciła z Egiptu. Głównie za zrządzeniem Boskim stało się, że tak wcześnie został zaniesionym na pustynię. Również poprowadził go tam jego własny popęd, lubił bowiem samotność i był zawsze zamyślony. Do szkoły nigdy nie uczęszczał. Duch św. nauczał go na pustyni. Już od dzieciństwa mówiono wiele o jego przyszłości. Cudowne jego narodzenie było znane i często widziano światło koło niego. Herod już wcześnie nastawał na jego życie, ale Elżbieta uciekła z Janem przed morderstwem niemowląt na pustynię. Jan umiał już chodzić i we wszystkim sobie radzić, a przebywał niedaleko pierwszej groty Magdaleny. Elżbieta odwiedzała go często.
Później widziałam znowu, jak matka prowadziła go drugi raz na pustynię, gdy miał już mniej więcej sześć czy siedem lat. — Elżbieta wyprowadziła chłopca z domu w czasie nieobecności Zachariasza; ten bowiem oddalił się z domu, aby uniknąć bolesnego pożegnania z ukochanym Janem. Błogosławieństwa swego udzielił mu jednak, bo wciąż błogosławił Elżbietę i Jana, ile razy tylko z domu się oddalał.
Jan miał na sobie szatę ze skór zwierzęcych, która przewieszona była przez lewe ramię i spadała na piersi i plecy, pod prawym zaś ramieniem była spięta; zresztą nie nosił żadnej innej sukni. Włosy miał brunatne i ciemniejsze niż Jezus. W ręce miał białą laskę, którą wziął z domu, i przez cały czas pobytu na pustyni miał przy sobie. Widziałam dalej, jak Elżbieta, matka Jana, wysoka, otulona, podeszła w wieku lecz krzepka jeszcze kobieta o małej, delikatnej twarzy, prowadziła go za rękę, spiesząc z nim na puszczę; często biegł naprzód, był otwartym i dziecinnym, jednak nie roztrzepanym.
Przeprawiali się przez rzekę, a że nie było mostu, przepławili się na kłodach, leżących w wodzie. Elżbieta, bardzo odważna kobieta, wiosłowała gałęzią. Przedostawszy się przez rzekę, zwrócili się na wschód i przybyli do parowu, w górze pustego i skalistego, na dole zaś pokrytego zaroślami, szczególnie poziomkami, z których Jan od czasu do czasu po jednej zrywał i pożywał. Gdy już kawał drogi parowem uszli, pożegnała się Elżbieta z Janem. Pobłogosławiła go, a przycisnąwszy do serca, pocałowała w oba policzki i czoło. Następnie odeszła z powrotem, często jednak, płacząc, oglądała się za nim; on jednak, nie troszcząc się i nie martwiąc, kroczył dalej. Postępowałam za nim i obawiałam się, że dziecię za daleko odejdzie od matki i nie trafi do domu. Wewnętrzny głos mówił mi, abym się nie troszczyła, dziecię bowiem wie, co robi.
Postępowałam więc dalej za nim i widziałam w różnych obrazach jego dalsze życie na puszczy, a i on sam mi często opowiadał, jak sobie wszystkiego odmawiał i umartwiał swe zmysły, jak wszystko, co go otaczało, dziwnym sposobem go uczyło, i jak przez to coraz jaśniej i dokładniej wszystko pojmował i widział. Często bawił się jak dziecko kwiatkami i ze zwierzętami.
Szczególnie przywiązane były do niego ptaszki, które zlatywały mu na głowę, kiedy szedł i się modlił; dość często zaś kładł laskę swą w poprzek w gałęzie, na której siadały, a on im się przypatrywał i z nimi się bawił. Nieraz szedł za zwierzętami do ich legowisk, karmił je, bawił się z nimi albo im poważnie się przypatrywał.
Przy końcu parowu okolica nieco się otwierała. Jan, idąc nim, doszedł do małego jeziora, którego równe brzegi pokrywał biały piasek. Wstąpił w wodę, a ryby gromadziły się do niego, z którymi on swobodnie przebywał. Jan pozostał w tej okolicy przez dłuższy czas. Tu wyplótł sobie w zaroślach schronisko z gałęzi, niskie, tak wielkie, że można było tylko w nim leżeć.
Często widziałam tu i później jaśniejące postacie aniołów, z którymi obcował bez lęku, lecz skromnie i swobodnie, a zdawało mi się, iż go pouczają o wielu rzeczach i na takowe zwracają uwagę. Na swej lasce umieścił poprzeczny drążek, tak że nadał jej postać krzyża; przywiązał doń także szerokie sitowie, liście lub korę z drzew, którą on jakby chorągiewką powiewał i nią się bawił. Podczas pobytu na puszczy odwiedziła go matka dwa razy, lecz nigdy się w tej stronie puszczy nie spotkali; Jan bowiem, zapewne wiedząc o przybyciu matki, wychodził zwykle naprzeciw niej. Elżbieta przyniosła mu tabliczkę i cienką rurkę do pisania.
Po śmierci ojca przyszedł Jan potajemnie do Juty, aby pocieszyć Elżbietę. Przez pewien czas przebywał u niej w ukryciu. Opowiadała mu nieco o Jezusie i św. Rodzinie, a on niektóre rzeczy znaczył sobie kreskami na tabliczce. Elżbieta pragnęła, by z nią się udał do Nazaretu, czemu on jednak się sprzeciwił, i wolał udać się z powrotem na pustynię.
Zachariasz, idąc z trzodą do świątyni, został przez żołnierzy Heroda przed Jerozolimą, od strony Betlejem, w wąwozie napadnięty i bardzo znieważony. Następnie zaprowadzili go do więzienia, znajdującego się na stoku góry Syjon, którędy uczniowie później chodzili do świątyni. Ponieważ nie chciał wyjawić miejsca pobytu Jana, żołnierze okropnie go znieważyli, a nareszcie zabili. Gdy się to działo, była Elżbieta u Jana na pustyni. Wracającą do Juty, odprowadził ją Jan dość daleko, poczym wrócił. Przybywszy tu, dowiedziała się Elżbieta o zabiciu męża i zaczęła bardzo narzekać.
Przyjaciele Zachariasza pochowali go w pobliżu świątyni. Nie jest to jednak ten Zachariasz, który został zabity między świątynią a ołtarzem, i przy śmierci krzyżowej Jezusa powstał z grobu, a wyszedłszy przez mur świątyni, gdzie stary Symeon miał swój modlitewnik, po świątyni chodził. Ten Zachariasz był zabity w kłótni, jako też wskutek sporu o rodowód Mesjasza, również wskutek sporu o pewne prawa i miejsca w świątyni dla niektórych rodzin.
Z żalu po stracie męża nie mogła Elżbieta pozostać w Jucie, ani też żyć bez Jana; udała się więc znów do niego na puszczę, gdzie wnet umarła, a pewien Esseńczyk, krewny Anny, pozostającej stale przy świątyni, pochował ją z czcią należną. W jej pięknie urządzonym domu zamieszkała teraz jej siostrzenica. Po śmierci matki przyszedł tu Jan jeszcze raz potajemnie, następnie wrócił i zapuścił się dalej w głąb puszczy, pozostając odtąd zupełnie w samotności.
Widziałam Go w południowej stronie Morza Martwego, potem po wschodniej stronie Jordanu, a przenosząc się z puszczy na puszczę, doszedł aż do miasta Kedar, a nawet Gessur. Przechodząc z jednej puszczy na drugą, przebiegał nocą rozległe pola. Przybył i do tej okolicy, gdzie później widziałam Jana Ewangelistę, jak przebywał pod wysokimi drzewami i pisał. W cieniu tych drzew rosły zarośla i krzewy pokryte jagodami, którymi się żywił.
Widziałam go również jedzącego jakieś ziele, które miało pięć okrągłych listków, podobnych do koniczyny i biały kwiat. Podobne zioła, tylko mniejsze, rosły u nas w domu pod płotami; listki miały smak kwaskowaty, jadałam ich wiele jako dziecko, pasąc w samotności bydło, a jadłam dlatego, bo już wtedy widziałam, że Jan nimi się żywił. Nadto wyciągał Jan z dziupli drzew i z pod mchu ziemnego jakieś brunatne bryłki, i te jadał. Zdaniem moim był to dziki miód, który się tam znajduje w obfitości. Skórę, którą zabrał z domu, zarzucił na biodra, na ramionach zaś miał ciemną, kosmatą opończę, którą sam uplótł. Na tej puszczy było wiele zwierząt, pokrytych wełną, które łaskawie koło niego chodziły; również widziałam wielbłądy, z długim włosem na szyi, pozwalające Janowi swobodnie włos swój wyrywać. Z tego materiału skręcał sznury i splatał okrycie, które jeszcze miał na sobie, kiedy się znów między ludźmi zjawił i ich chrzcił.
Widziałam go ciągle w poufnym otoczeniu aniołów, który go pouczali. Sypiał pod gołym niebem i to na twardej skale. Chodził po ostrych kamieniach, cierniach i ostach, biczował się cierniem, dźwigał drzewa i kamienie, ustawicznie trwał na modlitwie i rozmyślaniu. Torował drogi, poprawiał i robił ścieżki i nadawał kierunek źródłom. Często pisał swą laską na piasku, nieruchomy klęczał lub stał w zachwycie, modląc się z rozwartymi ramionami. Coraz bardziej i ostrzej się biczował i umartwiał, a modlitwa była coraz gorętsza i coraz to dłużej trwała. Zbawiciela widział Jan trzy razy osobiście, myślą jednak wciąż był przy Nim, a mając dar proroczy, widział w duchu życie Jezusa.
Jako męża dorosłego, silnego i poważnego, widziałam Jana przy suchym dole na puszczy. Zdawało się, że się modli, a blask nań zstąpił jakoby jasny obłok i że to światło spadało na niego z góry jakby ze źródła nadziemskiego. Naraz spadł z góry świetlany strumień wody ponad nim do dołu, przy którym Jan stał. Patrząc na to, ujrzałam Jana już nie na kraju, lecz w samym dole, oblanego błyszczącą wodą, a sam dół był także wodą tą napełniony. Za chwilę stał znowu na brzegu dołu, jak z początku, nie widziałam jednak, aby wchodził lub wychodził, i sądzę, że to było może widzenie, jakie Jan miał, ażeby rozpoczął chrzcić, albo że to jest duchowny chrzest, który nań przyszedł w widzeniu.
http://pasja.wg.emmerich.fm.interia.pl/zycie_jezusa22b.htm