Po wojnie tworzyła sieć wywiadu Delegatury Sił Zbrojnych i Zrzeszenia „Wolność
i Niezawisłość”. Wykradała komunistom najbardziej strzeżone tajemnice.
Stanisława Rachwał już od początku okupacji pod ps. „Herbert” i „Rysiek” – była łączniczką i wywiadowczynią w kontrwywiadzie
Okręgu Kraków Związku Walki Zbrojnej. Po raz pierwszy aresztowano ją wiosną 1941 r. w związku z ujęciem szefa Związku Odwetu w Krakowie
Aleksandra Bugajskiego „Halnego”. Wytrzymała niemal dwa miesiące w katowni krakowskiego gestapo przy ul. Pomorskiej.
Wspominała później: „Byłam bita,rozbierana do naga, kopano mnie po głowie i twarzy i straciłam wówczas 9 zębów”.
Mimo tego wytrwała i trzymała się ustalonej wcześniej legendy – twierdziła, że z Bugajskim łączyły ją tylko prywatne relacje, a na temat konspiracji nic nie wie.
Była na tyle przekonująca, że z końcem maja jej przełożonym z ZWZ udało się wykupić ją z aresztu.
Po raz drugi została zatrzymana jesienią 1942 r., tym razem Niemcy nie dali już wiary jej zapewnieniom.
Po trudnym śledztwie, w grudniu, jako „politycznie niepewna”, trafiła do KL Auschwitz II – Birkenau.
Obozowy łącznik
Od razu zaangażowała się w działalność konspiracyjną. Jej przydatność w obozowym podziemiu wzrosła, kiedy przydzielono ją do pracy w Politische
Abteilung-Aufnahme (biurze przyjęć obozowego Wydziału Politycznego).
Do jej obowiązków należało zakładanie kartotek rzeczy osobistych złożonych w depozycie przez osadzanych w obozie.
Na podstawie tworzonych przez siebie kartotek sporządzała na potrzeby konspiracji ilościowe zestawy transportów więźniów.
Jak wspominała: „Zestawy pisałam na małych bibułkach. Zawierały one datę przybycia transportu, nazwę miejscowości, z której pochodził transport,
oraz ilość osób”. Sami komuniści, prowadzący przeciw niej śledztwo już po wojnie, podkreślali, że w obozie „była członkiem Ruchu Oporu […]
jako łączniczka między oddziałem kobiecym a męskim”.
W związku z ofensywą Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. przewieziono ją do KL Ravensbrück, a później do KL Neustadt-Glewe nad Łabą.
Tam w maju została wyzwolona przez aliantów. Powróciła następnie do Krakowa, gdzie odnalazła córki.
Mąż wzięty do sowieckiej niewoli w 1939 r., zmarł w czasie przemarszu armii gen. Władysława Andersa na Bliski Wschód.Wywiad
Już kilka tygodni po powrocie do domu nawiązała kontakt z konspiracją – działała w Brygadach Wywiadowczych Delegatury Sił Zbrojnych,
a później Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Jako pseudonimu używała imienia męża – „Zygmunt”.
Zbudowała prężną siatkę wywiadowczą. Jak zapisano w wyroku komunistycznego sądu:
„Jako kierownik siatki wywiadowczej nielegalnej organizacji WiN na miasto Kraków gromadziła, a następnie przekazywała swoim przełożonym
w nielegalnej organizacji WiN wiadomości, stanowiące tajemnicę państwową i wojskową, a mianowicie wiadomości dotyczące Ministerstwa Spraw Zagranicznych,
Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, Milicji Obywatelskiej, jednostek WP oraz życia gospodarczego i politycznego”.
Tworzyła także charakterystyki aktywnych członków partii, urzędników państwowych funkcjonariuszy UB i MO oraz oficerów LWP.
Właśnie sukcesy Rachwałowej w pozyskiwaniu informacji z aparatu represji najmocniej bolały komunistów.
Tym bardziej że były niezwykle konkretne, m.in. latem 1946 r. zdobyła informacje o planowanej akcji WUBP w Krakowie zmierzającej do rozbicia
Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica” dowodzonego przez Józefa Kurasia „Ognia”. Dzięki temu przez działaczy WiN na Podhalu przekazano ostrzeżenie „Ogniowi”.
Miała swoich ludzi w krakowskim urzędzie wojewódzkim – m.in. pracował dla niej sekretarz wojewody Jan Piwocki, w komendach MO – wojewódzkiej i miejskiej,
cenzurze wojskowej, sądzie grodzkim, ale także w Warszawie – m.in. w MSZ oraz Katowicach.
Jej działalność w Krakowie była na tyle skuteczna, że kierujący Brygadami Wywiadowczymi Edward Bzymek-Strzałkowski przydzielił ją do pomocy
Pawłowi Wieczorkowi vel Lewandowskiemu „Wiktorowi”, który rozbudowywał sieć wywiadowczą w centralnej Polsce i na Pomorzu.
Do żywocie to za mało
Latem 1946 r. rozpoczęła się wsypa Brygad Wywiadowczych, która doprowadziła do rozbicia II Zarządu Głównego WiN.
Zdekonspirowana zeznaniami aresztowanych Rachwałowa schroniła się w Warszawie.
Uznając, że „najciemniej pod latarnią”, przenocowała u znajomej z Auschwitz – Krystyny Żywulskiej,
której mąż Leon Andrzejewski był podpułkownikiem UB – szefem Gabinetu Ministra.
Stamtąd udała się na Pomorze. Przekazała wyznaczonym następcom swoje kontakty organizacyjne i zorganizowała sobie drogę przerzutową na Zachód.
W przeddzień wyjazdu, 30 października 1946 r., przypadkowo spotkała na ulicy Andrzejewskiego.
Ten już wiedział, że niedawno goszcząca u niego Rachwałowa jest poszukiwana przez bezpiekę z całej Polski.
Została aresztowana i osadzona w więzieniu MBP w Warszawie, a później przetransportowana do Krakowa.
Poddano ją ciężkiemu, długotrwałemu śledztwu, w czasie którego przetrzymywano ją w pojedynczej celi.
Zachowała się wówczas tak, jak w czasie okupacji.
Nie przekazała bezpiece żadnych nowych informacji, co najwyżej potwierdzając to, o czym zeznał już ktoś inny.
Personaliów kilku jej informatorów – z którymi nikt poza nią nie miał kontaktu – komuniści nigdy nie poznali.
Po jedenastu miesiącach od aresztowania sporządzono akt oskarżenia, a ujętej przedstawiono „Postanowienie o pociągnięciu do odpowiedzialności karnej”.
Rachwałowa zamiast się pod nim podpisać, czego oczekiwali od niej prowadzący śledztwo ubecy i prokurator, skreśliła krótkie zdanie:
„Akt oskarżenia niezgodny z prawdą”.
Proces przeprowadzono we wrześniu 1947 r., za działalność niepodległościową Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie skazał ją na dożywocie.
W Warszawie uznano jednak, że wyrok jest zbyt łagodny. Najwyższy Sąd Wojskowy go uchylił, a „sędziowie” z Krakowa,
w czasie drugiego procesu przeprowadzonego w grudniu zrealizowali wskazania ze stolicy, tym razem skazując Rachwałową na śmierć.
Podkreślili zarazem: „Przy wymiarze kary wziął Sąd pod uwagę jako okoliczności obciążające:
dużą ruchliwość przy zbieraniu informacji stanowiących tajemnicę państwową i wojskową, i długi okres prowadzenia działalności przestępnej”.
Kary nie wykonano – Bierut złagodził ją do dożywocia, choć skazana o łaskę nie prosiła.
Stanisławy Rachwałowej nie złamały śledztwa gestapo i komunistycznej bezpieki ani pobyt w niemieckich obozach koncentracyjnych.
Pozostała nieugięta także w więzieniach „ludowej” Polski w Fordonie, Inowrocławiu i Grudziądzu, gdzie ją przetrzymywano do końca 1956 r.
Jak zanotowali więzienni strażnicy: „zasadniczo jest ujemnie ustosunkowana do administracji więziennej,
jak również jest wrogo ustosunkowana do Państwa Ludowego i jego rządu”.
OTRZYMAŁEM MAILEM
Jak to możliwe, że teraz nic się Polakom nie udaje?