Magnificat: On pokazał moc ramienia swego, pysznych rozproszył, strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych.
Czas najwyższy na kolejny Cud nad Wisłą, na odrodzenie narodu i wiary jego, bo zbliża się walka w której albo wszystko wygramy, albo wiele stracimy, i zależy to od nikogo innego, jak od nas samych.
−∗−
Brońmy Królestwa!
Jakże wiele treści objawia piętnasty dzień sierpnia. Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, w tradycji ludowej – Matki Boskiej Zielnej, święto ziół i kwiatów. W tym dniu wspomina się Nawiedzenia św. Elżbiety, jeden ze znaków wybraństwa Maryi, moment, w którym wypowiada ten niezwykły tekst – Magnificat, zapisany przez jednego tylko ewangelistę, św. Łukasza.
Jakby tych wielkich odniesień było mało, dla Polaków dzień ten ma znaczenie wyjątkowe – Cud nad Wisłą, odparcie bolszewickiej nawały, najazdu samego diabła. Określenie „cud” ma tu wiele znaczeń. Ówczesnym ludziom kojarzyło się to z „Cudem nad Marną” – operacją francusko – angielską, ratującą Paryż przed niemieckim natarciem. Uznano tą bitwę za jedną z przełomowych, i tak też ówczesna świadomość postrzegała wiktorię warszawską. Drugie znaczenie cudu opisuje wrażenie, które współczesnym Polakom umyka. Przyzwyczailiśmy się bowiem przez lata PRL i III RP, że mamy polskie państwo, swoją Ojczyznę, może nie całkiem taką, jak byśmy chcieli, może trochę w cieniu innych państw, może zależną od ponadnarodowych układów, może penetrowaną przez obce służby, może wykorzystywaną do cudzych celów politycznych, może rozgrywaną i skłócaną wewnętrznie, może wyzyskiwaną ekonomicznie, może ograniczaną w rozwoju i możliwościach, może zarządzaną przez zdrajców do spółki z kretynami, ale jednak naszą, własną, jaką – taką Polskę. Przyzwyczailiśmy się, przecież od dawna tak jest i inaczej nie będzie, „oni” nam nie pozwalają i nigdy nie pozwolą, a my jakoś się urządziliśmy i wcale nam źle nie jest. Sklepy pełne towarów, ciepła woda w kranie, do raju można pojechać na all inclusive, seriale są, banki zagraniczne służą pożyczkami.
„W polityce, panie, jako zwykle – przy korycie wciąż te same świnie, nic się nie da zmienić, ale po co, panie zmieniać, skoro mi źle nie jest, chyba tylko, żebym to ja się do koryta dopchał, o, co to, to tak – to jedyna zmiana pożądana.”
Inaczej mieli w głowach poukładane nasi przodkowie w latach Wielkiej Wojny i po niej, gdy można wreszcie było sięgnąć po swoje państwo i „wolnoć Tomku w swoim domku”. Świeżo odtworzone państwo nie zostało nam dane w prezencie, trzeba było je sobie zdobyć, wywalczyć i obronić. Niemal od razu po swojej restytucji państwo polskie zostało zaatakowane przez największą ówcześnie potęgę Europy – armie bolszewickie, na które tylko czekały tłumy komunistów na Zachodzie, by tlące się zarzewia Rewolucji rozgorzały z pełną mocą jako stos pogrzebowy chrześcijańskiej Europy. I tylko jeden naród stał na drodze pożogi, jedno państwo wystawiło swoją armię do obrony, i był to naród polski, i było to jego państwo. Cudem nie była sama operacja militarna – pojawiła się okazja, potrafiliśmy ją wykorzystać, historie wojen obfitują w takie zwroty. Cudem była taka mobilizacja ludzi, że nie tylko natychmiast, jak tylko się dało odtworzyli państwo, ale również to, że w tak trudnych warunkach, w tak niesprzyjających okolicznościach, bez wsparcia potęg, bez pomocy sąsiadów zebraliśmy się, obroniliśmy, co nasze i wyrzuciliśmy z naszej ziemi obce wojsko i obcą nam Rewolucję. Ziemie odrodzonej Rzeczypospolitej, rozdarte wcześniej zaborami, w latach Wielkiej Wojny spustoszone i złupione, wydały z siebie ten naród, który mimo wszystkich niedogodności i przy takich wyzwaniach sprostał im i zrobił to, co zrobił. Nie wróżono nam powodzenia, świat cały czekał naszego upadku, przyglądano się biernie, jak Polska ginie. Dyplomaci opuścili Warszawę, spodziewając się jej upadku. Został ten, kto powinien – nuncjusz apostolski Achille Ratti, późniejszy papież Pius XI.
W tych dniach śmiertelnych zmagań, przełomowych dla historii Polski i Europy, 14-go sierpnia pod Ossowem i 15-go pod Wólką Radzymińską objawiła się Bogarodzica, osłaniająca swym płaszczem Warszawę i jej obrońców, wspierająca swym wojskiem niebiańskiej husarii. To jest kolejny wymiar cudu tego dnia. Zwycięstwo było nasze, zwyciężył odrodzony naród, walczący o odrodzone państwo, przepełniony wiarą, odrodzoną wcześniej w Gietrzwałdzie. Maryja wie, kogo wspiera i w jakim celu. Nie bez powodu to naszą ziemię i nasz naród wybrała na swoje królestwo, wiedziała bowiem, że my będziemy walczyć pod Jej obroną za Jej Syna, Króla – Pantokratora. Jest to także największy powód, dla którego już cztery stulecia piekło się wścieka i zsyła na nas swe plagi. Królowa jednak wierna jest swemu ludowi i wciąż podnosi swoje królestwo, pomimo niewierności i zdrady poddanych
Czego chcesz od nas, Panie, za twe wielkie dary – tak pytał wieszcz Kochanowski w czasach, gdy w cenie były rozum, wiara, wierność i waleczność. Dzisiejszy człowiek wszystkie te przymioty ma za nic, i ani myśli pytać Pana, czego ten chce od niego, a jeśli w ogóle Boga ma na myśli, to co najwyżej przedstawia mu całą litanię życzeń i zażaleń – „to ja tu jestem najważniejszy, i życzę sobie, aby tak było, jak mi się marzy, bo inaczej się obrażę i przestaną wierzyć”. Najczęściej jednak nawet i takiej relacji nie chce z siebie wykrzesać, bo najbardziej umiłował sobie dobrostan i samorealizację. Umysł ma tym nabity we wszystkich odmianach, lubo sam nie wie, co to oznacza. Myśli więc taki, że sam sobie jest bożkiem, a technologia, którą tanio kupuje obsłuży mu wszystkie jago sprawy jak dżin z butelki. Dzisiejszego człowieka w ogóle nie interesuje życie wieczne, nie przejmuje się, jak mu się ułoży po śmierci i dokąd trafi, a tyle ma znaków i przesłanek po temu, aby rzeczywistość tą traktować poważnie. Nie chce jednak ich widzieć, myśli tylko o tym, co TU i TERAZ, jakby jedna chwila stanowiła całą wieczność. Wszystko, co mu się marzy TU chce mieć TERAZ, zaraz i natychmiast. Pomimo licznych a poważnych ostrzeżeń o cenie, jaką trzeba zapłacić, lekceważy je, i płaci coraz więcej.
Przepełniony pychą, kierowany żądzą, poświęcający się na ołtarzu chuci człowiek ten współczesny, były chrześcijanin – obecny apostata pławi się w luksusie, który już mu się zaczyna nudzić, i jest coraz bardziej niezadowolony ze stanu swoich czterech liter. Zbyt bezmyślny, by chociaż dwie kropki połączyć, za wszystkie problemy, których nie chce mu się rozwiązać, za kłopoty, w które sam się wpędził, za frustracje, wynikłe z jego własnych grzechów, za wszystkie te rzeczy obciąża odpowiedzialnością dwa byty transcendentne – Pana Boga i Ojczyznę. Pod boską osobą człowiek dobrostanu rozumie wszystko, co mu kojarzy się z chrześcijaństwem – Trójcę Świętą, Kościół, hierarchię, wiarę, Królową – a co odrzuca ze wstrętem. Pod pojęciem Ojczyzny rozumie człowiek taki wszystko, co daje siłę i nakłada obowiązek. O dziwo, z łatwością akceptuje państwo, czyli strukturę, opartą na przymusie. Akceptuje i obowiązki wypełnia, maskę na twarz zakłada, kolejne dawki przyjmuje i fałsz medialny łyka jak pelikan. Natomiast tam, gdzie pojawia się etos i wiara – tam współczesnego czciciela dobrostanu nie uświadczysz. To dla niego za trudne i zbyt ciężkie, o tym nawet pół słowa gadać nie chce, zbyt zajęty głupot słuchaniem i przetwarzaniem bzdur,
Dzisiejsi mieszkańcy Polski, coraz częściej ex-Polacy lub niedo-Polacy porzucili swą Panią i zdradzili Królestwo dla tak nikczemnej przesłanki, jak poczucie osobistego dobrostanu. I to się mści na nich, zarówno w polityce, jak i w prywatnym życiu. Politykę w Polsce zdominowali agenci obcych służb, rezydenci diabła, najwięksi głupcy i najpodlejsi zdrajcy, jakich ta święta ziemia znosić musi. Ale nie ma co się dziwić, warci są bowiem tego ludu, którym zarządzają, skoro lud ich toleruje bądź też wielbi. Życie powszednie apostatów pełne jest chuci, kłamstwa, niewierności, zdrady, złości, podobnie, jak jego polityków i tych, których traktuje jako elitę. Tu się w pełni realizuje jedno z siedmiu praw hermetycznych Kybalionu: jak na górze, tak na dole. Rosną więc depresje i frustracje ludu, wraz z napompowanym ego mężczyzn i ustami kobiet, wydętymi botoksem.
Ogół tych ludzi, apostatów, zdrajców Królestwa, jeśli spojrzeć na nich z góry, usiłuje coraz atrakcyjniej wyglądać i coraz mocniej wyrażać siebie. Dlatego właśnie coraz bardziej przypomina portret Doriana Greya – wszystkie grzechy indywidualne wykrzywiają twarz całej społeczności w groteskowym grymasie, łączącym pogardę, obrzydzenie i przerażenie. Twarze napuchnięte jak ropucha, brzuchy wydęte jadłem i napojem, skóra upstrzona tatuażem jak brudnopis. Oto obraz tych, którzy porzucając swą Królową, niegodni stali się jej Królestwa. Ci nie chcą być osłonięci Jej płaszczem – każdy z nich sam się realizuje, człapiąc wprost do paszczy Lewiatana.
Dzisiaj też toczy się walka o Królestwo, o Polskę, Europę i świat cały. Dziś jednak, bardziej jeszcze niż kiedyś walka ta przeniosła swój ciężar z materii na ducha. Sto cztery lata temu bowiem najechało nas wojsko diabła – bolszewicy, z mosinami, bagnetami, naganami, nahajami i kajdanami. Opętańcza wiara, która ich pchała liczyła się dla nich mniej, niż żądza gwałtów i łupów. Dziś jednak bolszewicka szarańcza nie ma postaci widzialno – materialnej, walka jest bowiem znacznie bardziej duchowa. Paradoksalnie przyczyną tej zmiany jest technologia, która umożliwia dziś przenikniecie do każdego umysłu z osobna. Zamiast więc wysłać armie bojców, taniej jest opłacać grupki polityków, celebrytów, aktoreczek, pscychomagów. Podbój potrwa dłużej – zamiast w miesiącach, liczy się w dziesiątkach lat, jest za to trwalszy. Zmienia bowiem umysły w ten sposób, że podbite ofiary nie wiedzą nawet, że zostały zdobyte, przejęte i użyte przez zdobywców do własnych potrzeb. Przodkowie dzisiejszych apostatów przegnali stąd bolszewicką dzicz, współcześni ludzie dobrostanu i samorealizacji sami zostali bolszewicką dziczą, z czego są dumni, i płacą za to frycowe. Zgodzili się nająć jako ochotnicza armia diabła do tego samego celu, w jakim przyszły tu zagony Tuchaczewskiego, Budionnego, Jegorowa i Gaj-Chana – do zniszczenia Królestwa Maryi w Polsce, a także chrześcijańskiej Europy i chrześcijańskiego świata.
Potrzeba dziś nowego Cudu nad Wisłą, nowej decydującej bitwy w dziejach świata. Potrzeba zmienić umysły i serca ex-Polaków i niedo-Polaków, aby stali się Polakami, dumnymi ze swego dziedzictwa, mocnymi wiarą, silnymi umiejętnością, sprawnymi organizacją. Potrzeba, aby ludzie dobrostanu i samorealizacji zechcieli stać się poddanymi Królowej, rycerzami Królestwa. Tylko tak i tylko wtedy Polacy zdobędą się na niepodległość, polskie państwo osiągnie potęgę, a naród – należny mu dobrobyt i znaczenie.
Nie ma w tym żadnej magii, wystarczy kalkulacja. Wrogowie nasi, mimo, że propagandowo wydają się przepotężni i wszechwładni, są w istocie coraz słabsi i coraz bardziej spętani swoimi intrygami, z których nie potrafią się wyplątać. Z kolei my, Polacy, nie jesteśmy tak słabi ani tak bezsilni, jak nam to usilnie wmawia propaganda naszych wrogów. Zgodne współdziałanie ludzi mądrych i cnotliwych, wiedzących, czego chcą, ożywionych tym samym głównym celem, silnych jedną wiarą potrafi dziś zniweczyć knowania globalnych potęg. Nasze państwo, poniżone i splugawione najpierw PRL-em, a teraz Trzecią RP odrodzi się znów jako nowy twór, odrzuci patologie obecnego ustroju i wypracuje zupełnie nową politykę, której uczyć będziemy inne ludy. Nasz naród poprzez struktury państwa będzie realizował swoje cele i podnosił swoją potęgę. To wszystko stać się może, jednak tylko wtedy, jeśli będzie pamiętał, że jest Królestwem Maryi. Królowa nam to obiecała słowami Magnificat: On pokazał moc ramienia swego, pysznych rozproszył, strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych.
Czas najwyższy na kolejny Cud nad Wisłą, na odrodzenie narodu i wiary jego, bo zbliża się walka w której albo wszystko wygramy, albo wiele stracimy, i zależy to od nikogo innego, jak od nas samych.
_____________
Brońmy Królestwa!, Bartosz Kopczyński, 15 sierpnia 2024
−∗−
Dodaj komentarz