Wśród przygnębiających wydarzeń, za rodzaj światełka w tunelu możemy uznać debatę między kandydatami na prezydenta USA: urzędującym prezydentem Józiem Bidenem i byłym prezydentem Donaldem Trumpem. Po jej obejrzeniu nie powinniśmy już mieć żadnych kompleksów na tle poziomu naszej, tubylczej sceny politycznej no i oczywiście – poziomu toczących się u nas debat. Co prawda podczas debaty amerykańskiej nikt nie próbował udowadniać obydwu kandydatom, że są głupsi od prowadzących ją dziennikarzy, podczas gdy u nas ani pani Monika Olejnik, ani pani Agnieszka Gozdyra, ani pan Robert Mazurek nie potrafiliby oprzeć się tej pokusie, ale poza tym jej poziom nie odbiegał specjalnie od poziomu naszych debat, podczas których uczestnicy przeważnie sobie wymyślają. Tak właśnie było i podczas debaty amerykańskiej, co pokazuje, że o ile dyktatury bywają rozmaite, to każda demokracja prędzej czy później się ujednolici. Skąd się to bierze – tajemnica to wielka – chociaż pewne światło rzuca na tę sprawę uwaga wybitnego francuskiego polityka Jerzego Clemenceau: je vote pour le plus bete, co się wykłada, że głosuję na najgłupszego. Jeśli inni też tak robią, to trudno się dziwić, że w końcu wszystko się wyrównuje.
Skoro tak sprawy mogą się mieć, to nic dziwnego, że w dniach ostatnich Sejm uchwalił nowelizację kodeksu karnego, dodając do dotychczasowych kryteriów gwałtu w postaci przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu, również „inny sposób” presji na damę, a przede wszystkim – brak jej zgody. Jedynie posłowie Konfederacji oraz część posłów PiS głosowali przeciwko tej nowelizacji, co pokazuje, że przypuszczenie, iż w Sejmie zasiada polityczna reprezentacja wariatów wcale nie jest takie nieprawdopodobne, zwłaszcza że może ona nawet stanowić trwałą większość. Jakie będą skutki ten nowelizacji, możemy przewidzieć już dzisiaj. Mężczyźni będą omijali kobiety szerokim łukiem, oczywiście z wyjątkiem prostytutek, które będą miały przygotowane blankiety opieczętowane przez notariuszy, gdzie można będzie wypisać zgodę na coitus z konkretnym klientem, zaznaczając datę i godzinę, a po uregulowaniu przez klienta należności, wręczyć mu ten dokument. W przeciwnym razie nikt nie będzie pewny dnia ani godziny, bo przecież uczestnicy gwałtu; wszystko jedno – prawdziwego, czy urojonego, wcale nie muszą się znać. Co więcej – nie ma żadnych gwarancji, że dama nawet w trakcie może nabrać wątpliwości, czy naprawdę chce kontynuować, no i co wtedy, zwłaszcza gdy nie ma żadnych świadków? W rezultacie gwałtownie wzrośnie popyt na gumowe lalki, które dzięki zastosowaniu sztucznej inteligencji mogą niczym już nie różnić się od czytelniczek „Wysokich Obcasów” lub innych dodatków produkowanych przez Judenrat „Gazety Wyborczej”, a nawet od parlamentarzystek Lewicy.
Tymczasem dopiero w niecały miesiąc po wyborach do Parlamentu Europejskiego, zostały na poziomie unijnym załatwione sprawy personalne. Jak było do przewidzenia, stanowisko Reichsfuhrerin utrzymała na następną kadencję Urszula von der Leyen, komisarzem do spraw zagranicznych została przedstawicielka Estonii Kaja Kallas. Książę-Małżonek, który jeszcze kila miesięcy temu już był pewnym kandydatem na unijnego komisarza obrony, zostaje w Warszawie. Wygląda na to, że ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego rzeczywiście nie przyniosły przełomu – co widać również po pierwszej turze wyborów parlamentarnych we Francji. Tamtejsza ordynacja wyborcza została skonstruowana tak, by blokować Zjednoczeniu Narodowemu dostęp do parlamentu, więc 7 lipca zmierzy się ono z koalicją „wszyscy przeciwko Zjednoczeniu Narodowemu”, wskutek czego mając najwięcej głosów, może tych wyborów nie wygrać.
Tymczasem 1 lipca objawiły się pierwsze osiągnięcia rządu Donalda Tuska w postaci wzrostu rachunków za energię elektryczną średnio o 30 procent. Rząd naturalnie przygotowuje dodatki osłonowe dla obywateli. Jak widzimy, mimo zmiany rządu, nic się nie zmieniło. Po staremu obywatele będą przekupywani swoimi własnymi pieniędzmi – za to na odcinku igrzysk mamy już nowości. Oto Judenrat „Gazety Wyborczej” – jak to się mówi – „dotarł” do listu Jarosława Kaczyńskiego do Zbigniewa Ziobry, w którym Naczelnik Państwa przestrzega swego ministra, by nie używał środków z Funduszu Sprawiedliwości na kampanię wyborczą. To znalezisko okazało się prawdziwym darem Niebios dla pana mecenasa Romana Giertycha, który zapowiada złożenie na Jarosława Kaczyńskiego doniesienia do Prokuratury, że „wiedział, a nie powiedział”. Ponieważ jednocześnie pan minister sprawiedliwości Adam Bodnar przeprowadza rodzaj czystek etnicznych w niezawisłych sądach, w pewnym momencie w sądach tych pozostaną już wyłącznie niezawiśli sędziowie zaufani, którym bez obaw będzie można powierzyć sprawy polityków Prawa i Sprawiedliwości, a oni już tam będą wiedzieli, jakie piękne wyroki trzeba każdemu z nich przysolić. W ten sposób nasz nieszczęśliwy kraj zostanie nie tylko pod względem prawno-traktatowym przygotowany do przerobienia na Generalne Gubernatorstwo, kiedy już zostanie znowelizowany traktat lizboński – ale również pod względem kadrowym, a już klasyk demokracji Józef Stalin zauważył, że „kadry decydują o wszystkim”. Gdzie się lepiej będziemy mogli o tym przekonać, jak nie w Generalnym Gubernatorstwie?
Ale nie ma róży bez kolców („Nie ma róży bez kolców, nie ma kraju bez golców…” – pisał poeta) – o czym właśnie przekonała się feministra do spraw kultury w vaginecie Donalda Tuska Hanna Wróblewska. W ramach przygotowań do przerobienia naszego nieszczęśliwego kraju na Generalne Gubernatorstwo, z Muzeum II Wojny Światowej w Wolnym Mieście Gdańsku usunięto z ekspozycji postać św. Maksymiliana Kolbego, rodzinę państwa Ulmów, zamordowaną za udzielanie pomocy Żydom i rotmistrza Witolda Pileckiego. Podobno trzeba było to zrobić, by udelektować prawa autorskie pana prof. Pawła Machcewicza, Doradcę Doskonałego premiera Tuska Donalda, a także – autora „koncepcji” wspomnianego Muzeum. Atoli podniosły się hałasy, a najmocniej hałasował minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, który przy tej okazji postanowił wyleczyć się politycznie na odcinku patriotycznym. Poza tym przed Muzeum manifestowali też obywatele, w związku z czym rada w radę uradzono, by św. Maksymiliana Kolbe przywrócić, podobnie, jak rodzinę Ulmów – ale rotmistrz Pilecki ułaskawiony nie został. Myślę, że na tę ostatnią decyzję złożyły się następujące przyczyny. Po pierwsze rotmistrz Pilecki był polskim oficerem. Po drugie – samowolnie uciekł z Oświęcimia. Po trzecie – rządzący Polską Żydowie nakazali niezawisłym sędziom skazać Pileckiego na karę śmierci. Jak widzimy, nazbierało się tego sporo, więc nic dziwnego, że towarzystwo kontrolujące polską politykę historyczną, żeby za bardzo nie odbiegała od skoordynowanych polityk historycznych: niemieckiej i żydowskiej, zrobiło rotmistrzowi Pileckiemu „no pasaran”.
Stanisław Michalkiewicz
Obawiam się że mogą się róznić … na swoją korzyść.