Bizantynizm niemiecki. Geneza i sprawa polska

«Dziś strategia budowania imperium europejskiego pod kontrolą Niemiec sprowadza się do wykorzystania gotowych narzędzi – Unii Europejskiej, budowanego przez dekady soft power oraz nierozerwalnego uzależnienia (by nie rzec kolonizacji) państw europejskich poprzez zacieśnianie wzajemnych relacji gospodarczych, szczególnie w kontekście Europy Środkowo-Wschodniej.»

«Czy w podejściu unijnych elit do państw Europy Środkowo-Wschodniej nie dostrzegamy dzisiaj charakterystycznej krzyżackiej buty i arogancji? Czy na poziomie społeczno-kulturowym Unia Europejska nie „nawraca” dzisiaj – zgodnie z krzyżacką tradycją – siłą na skrajnie lewackie ideologie poprzez narzucanie setek strategii i dyrektyw, które mają docelowo zmuszać państwa do wprowadzania określonych rozwiązań prawnych regulujących sferę obyczajową? Czy wreszcie tendencje federalizacyjne Unii nie odzwierciedlają doskonale znanej z bizantyńskiej tradycji dążności do budowania państwa uniwersalnego na możliwie jak największym obszarze geograficznym, bez jakiegokolwiek poszanowania odrębności tradycji narodowych, których bizantynizm zwyczajnie nie bierze pod uwagę?

Spieszmy się czytać Konecznego, bo tendencje federalizacyjne w Unii Europejskiej nie wyparują tylko dlatego, że nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, jak coś tak abstrakcyjnego można by wcielić w życie.»

−∗−

 

Bizantynizm niemiecki: Geneza

W dzisiejszych czasach jesteśmy przyzwyczajeni do postrzegania świata i jego historii poprzez narzucony nam paradygmat anglosaski. Ten, zwłaszcza w swojej dominującej obecnie amerykańskiej wersji, oferuje nam punkt widzenia nadto uproszczony – pozwalający zrozumieć problemy o charakterystyce politycznej i kulturowej jedynie w sposób powierzchowny.

Niniejszy tekst stanowi pierwszą z dwóch części serii pt. „Bizantynizm niemiecki”. W części tej opisany został charakter cywilizacji bizantyńskiej oraz historyczne tło, na którym bizantynizm pojawił się i rozwinął w Niemczech. W kolejnej części rozważony zostanie za to wpływ, jaki bizantynizm niemiecki wywierał i wywiera na kulturę polityczną Niemiec oraz polityczny kształt współczesnej Europy, a także międzynarodowe położenie Polski.

Uważamy, że kwestia bizantynizmu niemieckiego jest kwestią, bez której nie da się dzisiaj w pełni zrozumieć politycznej kultury Niemiec oraz wynikającej z niej specyfiki relacji między Polską a tym państwem, a także Unią Europejską – kolejnym niemiecko-bizantyńskim tworem czasów współczesnych.

Nikogo nie powinno to zresztą dziwić, gdyż kultura amerykańska, osadzona w odróżnieniu od europejskiej na fundamencie demokratycznym, od początku nosiła w sobie zalążki kultury masowej, w którą ostatecznie się przerodziła, i którą od dobrych stu lat infekuje cały świat Zachodu. Stąd też na poziomie intelektualnym, amerykański przekaz zawsze kreowany był w taki sposób, aby trafić do mas, a to z kolei musiało wiązać się z jego uproszczeniem. Za jeden z dowodów niech posłuży nam fakt, że naród amerykański pomimo swojej silnej pozycji politycznej i ekonomicznej nie wydał w swojej historii ani jednego wybitnego filozofa, a przez ostatnie dwa stulecia filozofia amerykańska podążając ścieżką od transcendentalizmu przez pragmatyzm, dotarła wreszcie w drugiej połowie XX wieku do takiego poziomu wynaturzeń intelektualnych, że obcowanie z nią może przyprawić człowieka co najwyżej o zaburzenia psychiczne. Temat amerykanizacji europejskiej sfery świadomości, to jednak temat zbyt obszerny, by rozwijać go w tym miejscu. W tym kontekście wspominam o nim zasadniczo z jednego, bardzo istotnego względu.

Anglosascy badacze cywilizacji od zawsze ukierunkowani byli w stronę interpretacji cywilizacji Zachodu jako cywilizacji jednolitej. Taki też obraz świata zdominował umysły Europejczyków XXI wieku. Zupełnie odmienny punkt widzenia przyjmował z kolei wybitny polski badacz cywilizacji Feliks Koneczny. Jego zdaniem coś takiego jak uniwersalna „cywilizacja zachodnia”, która obejmowałaby cały geograficzny Zachód nigdy nie istniało i stanowi jedynie fantazję zachodnich badaczy.

Koronnym dowodem na nieistnienie jednolitej cywilizacji zachodniej są w myśli Konecznego Niemcy – naród o niezwykle skomplikowanym rodowodzie cywilizacyjnym. Naród, który z geograficznego punktu widzenia stanowi centrum Europy – stąd też instynktownie postrzegany jest jako wzorcowo europejski – a który jednocześnie od wieków stanowi na kontynencie rozsadnik dominującej na nim cywilizacji powstałej na gruzach Imperium Rzymskiego zwanej łacińską lub chrześcijańsko-klasyczną. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest panujący od wieków w tym państwie dualizm cywilizacyjny, a mówiąc ściślej niemiecki bizantynizm.

Czym jest bizantynizm?

Historii politycznej Niemiec nie da porównać się do historii żadnego innego narodu europejskiego. Rzesza Niemiecka przez setki lat pozostawała tworem na ogromną skalę rozczłonkowanym, a jednocześnie bardzo podzielonym wewnętrznie na tle cywilizacyjnym i religijnym. Spowodowało to sytuację, w której sposób postrzegania polityki, roli państwa czy metody politycznej organizacji Europy jest w mentalności niemieckiej całkowicie odmienny od tego, który dominuje wśród narodów europejskich, w których górę zdecydowanie wziął pierwiastek łaciński. Optyka łacińska to optyka narodowa. W jej rozumieniu międzynarodowy ład powinien być oparty na suwerennych i niepodległych państwach narodowych. Niemiecko-bizantyński punkt widzenia, który stał się w niemieckiej polityce dominujący wraz ze zdobyciem pozycji hegemona wśród państw niemieckich prototypu euro-bizantyńskiego państwa – Królestwa Prus, to punkt widzenia imperialny, w którym centralną rolę odgrywa pochłaniające państwa narodowe cesarstwo.

Nie wzięło się to jednak z niczego, a na pewno nie ze względu na (jak niektórzy dla uproszczenia sobie wizji świata chcieliby myśleć) czynniki o charakterze czysto ludzkim czy moralnym. Różnice te wynikają przede wszystkim z czynników o charakterze cywilizacyjno-historycznym, których świadomość społeczna jest dziś znikoma lub nieistniejąca. Mówiąc ściślej, różnice te biorą się z faktu, że nie było w Europie Zachodniej drugiego państwa, które w tak wielkim stopniu uległoby wpływowi cywilizacji bizantyńskiej. W przypadku Niemiec wpływ ten zaowocował wspomnianym już wcześniej wyjątkowym dualizmem cywilizacyjnym.

Cywilizacja bizantyńska to jedna z cywilizacji opisanych przez wybitnego polskiego uczonego Feliksa Konecznego. Jak sama nazwa wskazuje cywilizacja bizantyńska wywodzi się z Bizancjum. Warto jednakże pamiętać, że określenie „Cesarstwo Bizantyńskie” to wymysł nowożytnych historyków. Bizancjum samo siebie określało Cesarstwem Rzymskim, a Bizantyńczycy Rzymianami. Choć teoretycznie Bizancjum po upadku Rzymu stało się kontynuatorem rzymskiej tradycji państwowej, to na jego terytorium zrodziła się i rozwinęła zupełnie nowa cywilizacja – czerpiąca z jednej strony z Rzymu i prawa rzymskiego, lecz z drugiej strony skłonna aż nadto do ulegania wpływom orientalnym, turańskim.

„W zachodniej Europie, w cywilizacji naszej, chrześcijańsko-klasycznej, góruje treść nad formą; w bizantyńskiej forma ważniejsza od treści. Umysł bizantyński ma na wszystko gotową zawsze i niezmienną formę, podczas gdy intelekt łaciński szuka coraz to nowych form. Bizantynizm zatracił wreszcie zdolność zrozumienia prądów zmierzających ku zróżniczkowaniu się” – pisał Koneczny, a szczególnie to ostatnie stwierdzenie powinno być w dzisiejszych czasach „europejskiego” parcia do uniformizacji wszystkiego i wszystkich, dość sporo mówiące. Bizancjum w odróżnieniu od Zachodu dążącego do jedności z wyraźnym poszanowaniem odrębności narodowych, zawsze aspirowało do miana państwa uniwersalnego, które swoją dominację narzucić chce poprzez ujednolicenie określonej formy ustrojowej na możliwie jak największym obszarze geograficznym. Dziś moglibyśmy to porównać do idei europejskiego „superpaństwa”.

Dążenie do jednostajności wymaga z kolei przymusu – bez niego nie da się bowiem ani jej wprowadzić, ani utrzymać. Państwo to instytucja oparta na przymusie, stąd też w bizantynizmie zostaje ono wywyższone, aby stać się poniekąd strażnikiem tej jednolitości. Nieprzypadkowo koncepcja ta powraca później wielokrotnie w XIX-wiecznej filozofii niemieckiej, w postaci choćby heglowskiej statolatrii, kultu państwa, a realizuje się wzorcowo w dobrze nam znanym Królestwie Prus, które później w ramach Związku Niemieckiego, a przede wszystkim Cesarstwa Niemieckiego (od 1871), rozszerza swoje metody urządzenia państwa na pozostałe kraje niemieckie, często o dominującym czynniku łacińskim. W państwie, które sprawować ma tego typu totalną kontrolę nie ma z kolei miejsca na rozumianą po łacińsku wolność indywidualną, wolność rodziny czy wolność zrzeszeń. Koneczny pisze, że ”w Bizancjum indywiduum, rodzina, ród, wszelkie urządzenia społeczne były zgoła bez znaczenia wobec państwa. Było się w państwie bizantyńskim wolnym obywatelem o tyle – o ile władza państwowa pozwoliła”.

Skąd wzięła się ta cywilizacyjna różnica w relacji na linii państwo-społeczeństwo? Z racji na geograficzną bliskość do tradycyjnie despotycznego, turańskiego Wschodu, Bizancjum podlegało o wiele większej orientalizacji niż Zachód. Cywilizację turańską łączy z bizantyńską – do pewnego stopnia – gromadny charakter oraz podporządkowanie społeczeństwa państwu. W przypadku cywilizacji turańskiej nie można zresztą w ogóle mówić o społeczeństwie (w cywilizacji łacińskiej z kolei państwo jest oparte na społeczeństwie). Być może dlatego Koneczny w książce O ład w historii przyznawał, że dostrzega w bizantynizmie zaczątki państwa totalnego.

Szczególnie istotną różnicą cywilizacyjną, która od dawien dawna generowała w Europie różnego rodzaju konflikty, była także relacja na poziomie państwo-władze kościelne. W cywilizacji łacińskiej naturalnym stanem był prymat siły moralnej względem siły fizycznej oraz niezależność władz kościelnych od władz świeckich. Bizantynizm natomiast zawsze odrzucał taki stan rzeczy i dążył do podporządkowania władzy duchowej władzy świeckiej, tłamszenia siły moralnej poprzez siłę fizyczną.

W przypadku Niemiec należy zakładać, że istotną rolę odgrywał tutaj nie tylko wpływ bizantynizmu, lecz również tradycyjne nastawienie antyrzymskie, którego korzeni można dopatrywać się jeszcze w czasach przed-narodowych, czyli plemion germańskich, toczących nieustanne boje z wielkim Imperium Rzymskim. Bizantyńska zasada cuius regio, eius religio zatriumfowała w końcu ostatecznie w Niemczech za sprawą rewolucji protestanckiej – z pism Lutra emanowała zresztą nieskończona nienawiść nie tylko do samego papieża, ale także do Rzymu i jego łacińskości, od której chciał on poniekąd uwolnić germańskiego ducha. Rewolucja protestancka nie miała jedynie charakteru religijnego. Sprawy natury politycznej odgrywały w niej kluczową rolę. Tak oto odtąd w Niemczech powstawały wzorcowo bizantyńskie „Landeskirche”, a władza książąt w kwestiach religijnych była tak potężna, że ludzi o odmiennym wyznaniu mieli oni prawo wysiedlać ze swoich terytoriów. Te wzorce nie obowiązywały zresztą tylko w niemieckich krajach protestanckich – rozlały się one także na niemiecki Kościół katolicki, który aż do dnia dzisiejszego wykazuje największe skłonności do „protestantyzowania” się, co raczej powinniśmy nazwać wprost skłonnościami do ulegania herezjom. Do tego tematu, jak i kontekstu współczesnego wrócimy jednak w drugiej części.

Inna znacząca różnica cywilizacyjna na linii Rzym – Bizancjum to kwestia pojęcia narodowości. Cywilizacja bizantyńska nigdy nie przyjęła łacińskiej koncepcji narodowości i pomimo tego, że samo Cesarstwo istniało przez lat ponad tysiąc, na jego terytorium nigdy nie wytworzyła się narodowość w rozumieniu rzymskim. Co powinno nas w tym kontekście interesować, niektórzy badacze, w tym także Koneczny, uważają, że poczucie narodowe pojawiło się w Niemczech zdecydowanie później niż wśród innych europejskich narodów, czyli dopiero na początku XIX wieku, na co wpływ bez wątpienia mógł mieć brak posiadania zjednoczonego i jednolitego cywilizacyjnie państwa. Jest to stwierdzenie, które ciężko jednoznacznie zweryfikować, biorąc pod uwagę różnice zdań jakie występują wśród historyków w debatach na temat tożsamości narodowej dotyczącej także innych narodów europejskich. Niemniej jednak kiedy już narodowościowe poczucie zakwitło w Niemczech, nie minęło dużo czasu, a przerodziło się ono w szowinistyczny nacjonalizm.

Dynastia Ottonów

Cofnijmy się o ponad tysiąc lat. W roku 936 do władzy na dzisiejszych niemieckich terytoriach dochodzi Otton I, książę Saksonii, pierwszy z trzech kolejnych władców o tym imieniu (stąd też dziś dynastia ta nosi miano ottońskiej). Niemcy nie stanowiły wówczas oczywiście żadnej spójnej organizacji państwowej w rozumieniu współczesnym. Sam Otton musiał zresztą od razu po swojej koronacji zająć się tłumieniem buntów, które wybuchły w kilku księstwach jednocześnie. Król niemiecki wzmocnił jednak swoją pozycję na tyle znacząco, że na przestrzeni kilkudziesięciu lat stał się w całej Europie jedną z najpotężniejszych postaci.

A były to czasy, gdy na terenach eurazjatyckich nadal funkcjonowało Cesarstwo Bizantyńskie, cały czas będące znaczącą siłą polityczną, traktowane jako spadkobierca tradycji Imperium Rzymskiego. Choć władcy europejscy byli w o wiele większym stopniu uwikłani w bezpośrednie relacje z Rzymem za pośrednictwem papieża, Bizancjum w dalszym ciągu miało znaczny wpływ na politykę europejską, a przy okazji toczyło nieustające spory z łacińską częścią kontynentu.

Relacje Ottona I z Bizancjum były dość zawiłe. Kiedy został on w roku 962 koronowany na cesarza rzymskiego, zrezygnował nawet w swojej tytulaturze z określenia „rzymski”, gdyż z formalnego punktu sukcesorami cesarzy rzymskich pozostawali cesarze bizantyjscy, a samo państwo z formalnego punktu widzenia pozostawało Cesarstwem Rzymskim. Otton zachowywał więc w stosunkach z Bizancjum pewną ostrożność, ale ostatecznie i tak doszło między nim a Cesarstwem do konfrontacji.

Kilkuletnie walki przyniosły jednak konkretne rezultaty. W 972 roku między Bizancjum a Ottonem I doszło do ugody – król niemiecki zwrócił Cesarstwu podbite w trakcie wojny ziemie bizantyjskie na terytorium Italii, ale w zamian za to uzyskał zgodę na uznanie swego cesarskiego tytułu. Zawarto jednakże jeszcze jeden układ. Następca tronu Otton II miał poślubić jedną z bizantyjskich księżniczek imieniem Teofano. Ta z kolei miała odegrać w dalszej historii rolę o wiele większą niż mogłoby się wydawać.

Początki niemieckiego bizantynizmu

Koneczny zwracał uwagę, że już za czasów Ottona I dwór urządzony był „na wielką skalę na modłę bizantyńską”. Sam tytuł cesarza brał się zresztą od nazewnictwa bizantyńskich „kajdzarów”. My znamy ten sam tytuł w niemieckobrzmiącej formie „Kaiser”, zachowany aż do czasów Wilhelma II. X wiek to zdaniem historiozofa druga fala bizantynizmu w Europie Zachodniej. Pierwsza przypadała według niego na okres pomiędzy IV a VI wiekiem. Przybycie Teofano do Niemiec nie było więc tym bardziej przypadkowe – Otton doskonale zdawał sobie sprawę z potrzeby wzmocnienia swoich więzi z Bizancjum, aby stanowiły one przeciwwagę w relacjach z papieskim Rzymem.

Historia potoczyła się zresztą zupełnie inaczej niż wszyscy zapewne się spodziewali. W roku 983 zmarł Otton II, mąż tytułowanej już wówczas królową Niemiec i cesarzową Teofano. Choć formalnie jego panowanie trwało aż 22 lata, był wówczas władcą ledwie 28-letnim. W takich oto okolicznościach realna władza przypadła o rok młodszej od niego Teofano, która została współregentką (wraz z Adelajdą, matką Ottona II), gdyż następca tronu, Otton III, miał wówczas tylko 3 lata.

Choć Teofano przybyła do Niemiec „z dalekiego kraju”, musiała działać całkiem sprawnie, bo swojej współregentki „pozbyła się” w bardzo krótkim czasie, zmuszając ją do opuszczenia dworu. Niemieccy książęta zapewne nie należeli do zbyt szczęśliwych, patrząc jak cała władza spada w ręce kobiety „z zewnątrz”. Mógł ich zresztą gorszyć bizantyjski przepych, bizantyjski ceremoniał i obnoszenie się luksusem, jakie zapanowało na cesarskim dworze, co skwapliwie i zgryźliwie opisywali dziejopisowie tamtych czasów. W 984 doszło nawet w Niemczech do sporej politycznej awantury, kiedy to książę bawarski Henryk II Kłótnik otwarcie wystąpił przeciwko Teofano. Jednakże w późniejszym okresie jej pozycja, wspierana przez przedstawicieli niemieckiej hierarchii kościelnej, zdawała się na dłuższą metę niezagrożona.

Od śmierci Ottona II do śmierci Teofano miało upłynąć zaledwie 8 lat, ale jak twierdzi Koneczny wystarczyło to do tego by „otoczona gronem bizantyńskich uczonych i statystów wytworzyła nowe środowisko bizantyńskiej idei politycznej, bizantyńskiej państwowości – a ta przyjęła się w Niemczech do tego stopnia, iż należy do głównych cech dziejów niemieckich”.

Oddajmy zresztą w tym momencie głos Konecznemu, który doskonale opisuje te zjawiska w Bizantynizmie niemieckim:

„W Niemczech zapuściła już korzenie cywilizacja łacińska, a odtąd przybywa druga, tamtej w wielu cechach przeciwna: poczyna istnieć niemiecki rodzaj bizantynizmu. Nie opanował ten bizantynizm nigdy całych Niemiec w zupełności; zawsze część znaczna krajów i społeczności niemieckich przynależała do cywilizacji łacińskiej. Odtąd też dzieje przedstawiają ustawiczne ścieranie się pojęć bizantyńskich z łacińskimi, z zachodnioeuropejskimi. Istny dualizm cywilizacyjny w samym środku Europy”.

Koneczny pisze dalej: „Był zaś dwór Teofanii wyrazem nie lokalnego zbizantynizowania się, lecz reprezentował uniwersalność. Pod wpływem niemieckim i z niemiecką pomocą podniosła się na nowo powaga Konstantynopola, nawet we Włoszech. […] Oczywiście nie sama osoba Teofanii i jej towarzyszów sprawiła, iż bizantynizm ostał się w Niemczech i stał się Niemiec połową. Historia poucza, że podobne z sytuacji księżniczki i podobne ich dwory, Anny Włodzimierzowej w Kijowie (988) i Zofii Paleolożanki, wydanej za Iwana II (1472) nie nabrały żadnego zgoła historycznego znaczenia. […] W saskiej części Niemiec tkwiło wiele danych sprzyjających rozwojowi bizantynizmu; grunt był urodzajny dla tego krzewu”.

Koniec części pierwszej.

___________

Bizantynizm niemiecki: Geneza, Dominik Liszkowski, 7 lutego 2024

 

♦ ♦ ♦

 

Bizantynizm niemiecki a kwestia polska

Niniejszy tekst stanowi ostatnią z dwóch części serii pt. „Bizantynizm niemiecki”. W części tej rozważony został wpływ, jaki bizantynizm niemiecki wywierał i wywiera na kulturę polityczną Niemiec oraz polityczny kształt współczesnej Europy, a także międzynarodowe położenie Polski.

Uważamy, że kwestia bizantynizmu niemieckiego jest kwestią, bez której nie da się dzisiaj w pełni zrozumieć politycznej kultury Niemiec oraz wynikającej z niej specyfiki relacji między Polską a tym państwem, a także Unią Europejską – kolejnym niemiecko-bizantyńskim tworem czasów współczesnych.

 

Bizantynizm a protestantyzm

Nie było dziełem przypadku, że rewolucja protestancka rozpętała się właśnie na terytoriach niemieckich. W Niemczech – poddanym od kilku wieków silnym wpływom bizantyńskim – panował idealny grunt pod tego typu awantury. Po pierwsze następcy Ottonów, wykazujący się jednoznaczną skłonnością do cezaropapizmu, wielokrotnie naruszali tradycyjną, łacińską niezawisłość władzy duchowej od władzy państwowej, ingerując w sprawy Kościoła poprzez strącanie, mianowanie i podporządkowywanie sobie papieży. Po drugie na gruncie niemieckim występował bardzo silny resentyment antyrzymski, którego źródeł o podłożu psychologicznym można by doszukiwać się jeszcze w wielowiekowym antagonizmie rzymsko-germańskim.

W opisach genezy i rozwoju rewolucji protestanckiej zazwyczaj – co naturalne – uwaga skupia się przede wszystkim na kwestiach natury politycznej i teologicznej. Taką też podręcznikową perspektywę wynoszą ze szkół młodzi ludzie. Jakkolwiek w całym tym przedsięwzięciu istotne były także na ogół pomijane w analizach kwestie narodowościowe i cywilizacyjne. Retoryka Lutra nie była bowiem jedynie antypapieska, lecz miała szerszy, antyrzymski wymiar. Zręcznie opisał to w książce Luter. Ciemna strona rewolucji Paweł Lisicki: „Przeciwstawiając Włochów Niemcom Luter zręcznie zmienił dysputę teologiczną w spór narodowy, od tej pory atak na niego stawał się atakiem na Niemców. Luter genialnie wręcz gra rolę obrońcy urażonej dumy narodowej. Doskonale rozumie, że Niemcy staną za nim. Spór z Rzymem przedstawia nie jako różnicę teologiczną, ale walkę o narodową godność Niemiec. Kto jest za nim, ten chce dla Niemiec wolności od włoskiej perfidii. Umiejętnie doprowadza do sytuacji, w której Niemcy patrzą na niego jak na swojego bohatera”.

Antyrzymskość nie przejawia się zresztą tylko i wyłącznie w pismach Lutra, lecz także w działaniach innych reformatorów niemieckich. Ulrich von Hutten – jak pisze Lisicki – „wzywa Niemców do powstania przeciw włoskiej pysze i Rzymowi, który wysysa z Rzeszy żywotne soki. Niemcy muszą teraz pomścić hańbę”. Na Huttena warto zresztą zwrócić uwagę także ze względu na jego intelektualne zainteresowania, które z kolei łączą się ze wspomnianą przeze mnie wcześniej żywą wśród średniowiecznych Niemców pamięcią o antagonizmie rzymsko-germańskim z czasów starożytnych. Otóż tak się złożyło, że Hutten pozostawił po sobie dzieło zatytułowane Arminiusz, w którym opisywał… losy wodza antyrzymskiego powstania plemion germańskich.

Wracając jednakże do tła cywilizacyjnego całego przedsięwzięcia reformatorskiego, najważniejsze w tym kontekście okazują się jego konsekwencje. Sukces rewolucji Lutra doprowadza do wielkiego triumfu jednoznacznie bizantyńskiej zasady cuius regio, eius religio. Powstają tzw. Landeskirchen, nad którymi władzę sprawuje Landesfürst, tak więc zgodnie z bizantyńską zasadą władza duchowa zostaje całkowicie podporządkowana władzy świeckiej, a bizantyński sposób myślenia wkrada się – co szczególnie istotne – do niemieckiego Kościoła katolickiego.

W Cywilizacji bizantyńskiej, jednym ze swoich najbardziej monumentalnych dzieł, Feliks Koneczny zwraca uwagę na szczególny charakter protestantyzmu niemieckiego: „Pod względem cywilizacyjnym należy odróżnić protestantyzm niemiecki od wszystkich innych. Reformacja wnosiła wprawdzie wszędzie coś z bizantynizmu, upoważniając władzę świecką do ingerencji w stosunki religijne, lecz tylko w Niemczech natrafiła na grunt przysposobiony, gdyż na istniejącą już kulturę bizantyńsko-niemiecką. W Anglii, w Holandii, w krajach Skandynawii doznawała cywilizacja łacińska wstrząsu z powodu protestantyzmu, lecz ostatecznie otrząsła się i wywarła w rezultacie więcej wpływu na protestantyzm niż protestantyzm na nią. Przeciwnie w Niemczech. […] Dzieje Anglii, Holandii, Skandynawii powróciły w łożyska cywilizacji łacińskiej, chociaż kraje te pozostały protestanckimi; natomiast dzieje Niemiec nabierały coraz bardziej cech bizantyńskich. Nawet katolicyzm niemiecki zaraził się w końcu bizantynizmem. Protestantyzm niemiecki stanowi ciąg dalszy bizantynizmu”.

Warto w tym momencie połączyć te wydarzenia historyczne z kontekstem współczesnym. Jeżeli bowiem należałoby gdzieś szukać przyczyn współczesnego wielkiego odstępstwa Kościoła niemieckiego i jego szczególnej skłonności do ulegania wszelkiej maści herezjom, to należy prześledzić wpływy, jakim podlegał on przez ostatnich 500 lat. Dzisiejszy Kościół Rzymskokatolicki w Niemczech jest kościołem, który na przestrzeni wieków, a szczególnie na fali reform posoborowych, uległ totalnej protestantyzacji, która pośrednio związana jest także z bizantyńską metodą urządzenia religijnego życia zbiorowego w tym kraju.

Obowiązujący w Niemczech system utrzymywania instytucji religijnych z podatków obywateli deklarujących dane wyznanie, którym tak bezrozumnie zachwyca się wielu Polaków, był jednym z tych czynników, które doprowadziły do katastrofy tamtejszego Kościoła katolickiego, którą udokumentować moglibyśmy setkami przykładów zniekształcania doktryny katolickiej. System uzależnienia finansowego instytucji religijnych od państwa prowadzi między tymi instytucjami do rywalizacji o wiernych. W trosce o utrzymanie wiernych, czyli źródła swojego finansowania, hierarchowie niemieccy doprowadzili do całkowitego rozmycia katolicyzmu, znosząc całkowicie wobec wiernych wymagania w obawie o to, że przestaną oni płacić podatek kościelny lub przeniosą swoje finansowe wsparcie na bardziej „tolerancyjny i postępowy”, a przy okazji mniej restrykcyjny Kościół Ewangelicki. Przejawem protestantyzacji niemieckiego Kościoła jest upadek poszanowania dla sakramentów – sakrament pokuty został w Niemczech de facto zlikwidowany, a mimo to Eucharystia przyznawana jest dosłownie każdemu, kto chce ją przyjąć.

Niemcy a Prusy

W 1226 roku przybywają na Mazowsze rycerze Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, których historia zapamięta jako Krzyżaków. Późniejszy konflikt, do jakiego dochodzi między nimi, a w zasadzie wszystkimi otaczającymi ich narodami ma niewątpliwie podłoże cywilizacyjne – Krzyżacy, choć etnicznie pochodzenia niemieckiego, w okresie swojego funkcjonowania na terytorium Ziemi Świętej podlegali silnym wpływom cywilizacji arabskiej.

Warto zwrócić uwagę na to, że religia w polityce krzyżackiej stała się podstawowym narzędziem realizacji określonych celów politycznych. W krzyżackim „nawracaniu” pogan nie chodziło w gruncie rzeczy o nawracanie pogan, lecz wykorzystywano argumenty religijne do poszerzania obszaru władzy politycznej. W tego typu podejściu można dostrzec pewne analogie z agresywnym ekspansjonizmem wczesnego islamu, który podobnie jak ekspansjonizm krzyżacki charakteryzował się zagrabianiem coraz to większych obszarów geograficznych przy wykorzystaniu propagandy o charakterze stricte religijnym. I choć Krzyżacy z cywilizacyjnego punktu widzenia nie reprezentowali bizantynizmu, ich opanowana do perfekcji umiejętność łączenia władzy państwowej z duchową, idealnie wkomponowała się w mającą później święcić triumfy na terytoriach niemiecko-pruskich bizantyńską zasadę zależności władzy duchowej od władzy państwowej.

Zdaniem Konecznego „prąd, wniesiony w dzieje Niemiec przez Krzyżaków, spłynął w jedno z bizantynizmem dopiero w czasach Zygmunta Luksemburczyka, i to w drugiej połowie panowania tego typowego Bizantyńca na niemieckim tronie, a więc dopiero z początkiem wieku XV. […] Potem, w drugiej połowie XV. wieku, już oni stanowią potężną podporę kultury bizantyńsko-niemieckiej – aż w końcu wydają z siebie to, co się rozumie przez ‘prusactwo’”.

Cywilizacyjny charakter Prus stanowi klucz do zrozumienia cywilizacyjnego charakteru Niemiec jako całości. Dualizm cywilizacyjny Niemiec, o którym wspominałem w poprzedniej części tekstu, można, idąc za Konecznym, sprowadzić do dość prostego, acz niezrozumiałego dla wielu współczesnych podziału na dwie fundamentalne składowe kultury niemieckiej: element niemiecki (łaciński) i element pruski (bizantyński). O tym, jaki charakter w danym momencie przyjmuje państwo niemieckie, decyduje to, który z tych poszczególnych czynników cywilizacyjnych zdobywa w nim pozycję dominującą, a to z kolei znacząco wpływa na postawę Niemiec względem innych narodów.

Jak twierdzi Koneczny: „w państwie pruskim nie kwitła nigdy wolność indywidualna, a urządzenia społeczne otrzymywały upoważnienie od państwa. Jak w Bizancjum, było się w królestwie pruskim obywatelem o tyle, o ile władza państwowa pozwoliła. […] Prawo publiczne polegało na wszechmocy państwa. Teoria stara bizantyńska, zaznaczona w orientalizującym się prawie rzymskim, wskrzeszona przez uczonych niemieckich, rozwinięta nową metodą przez filozofów pruskich i prusofilskich, przez tych, którzy pragnęli zamienić Niemcy na rozszerzone Prusy. Ubóstwienie państwa, określane z taką wyrazistością u Hegla, trwa dotychczas, chociaż używa się innych wyrażeń”.

Prusy stanowiły według Konecznego kwintesencję bizantynizmu, a kulturę niemiecko-bizantyńską uznawał on za jej najbardziej zaawansowany wykwit, znacząco przewyższający cywilizacyjnym poziomem niegdysiejsze Bizancjum. Koneczny posuwa się nawet do stwierdzenia, że „Prusy są bizantynizmu arcydziełem”, dystansując się w ten sposób poniekąd od zarzutów o germanofobię, jakie przypisują mu nawet dzisiaj ludzie, którzy po żadną książkę Konecznego w życiu nie sięgnęli. Jak sam Koneczny zaznacza: „szanuję cywilizację nawet chińską, a zatem nie upatruję w tym nic zdrożnego, że ktoś należy do bizantyńskiej. Stwierdzam tylko po prostu, że to i owo jest cywilizacyjnie bizantyńskie”.

Bizantynizm niemiecki a kwestia polska

Od ponad tysiąca lat charakter relacji między Polską a Niemcami stanowi jeden z fundamentalnych dla powodzenia naszego państwa czynników. Nie jest prawdą, że pomiędzy Polakami a Niemcami istnieje jakiś odwieczny antagonizm. Bywały historyczne okresy, w których z kolejnymi mutacjami niemieckiego państwa nie mieliśmy żadnych większych zatargów, a zdaje się, że szczególnie sprzyjało nam w tej kwestii kilkusetletnie rozdrobnienie Niemiec i ich niezdolność do wypracowania spójnej, zunifikowanej polityki. Przez pewien czas – choć z historycznego punktu widzenia okazało się to okolicznością fatalną – na tronie polskim zasiadała przecież nawet niemiecka dynastia.

Myśląc o historii relacji polsko-niemieckich zbyt często ograniczamy się do okresu ostatnich 250 lat, kiedy to – jak można wydedukować z tego co napisano powyżej – duch pruski zdominował ducha niemiecko-łacińskiego. Wielki sukces polityki Bismarcka był z naszego punktu widzenia wielką klęską nas samych. Polityka kulturkampfu była doskonałym przykładem tępienia łacińskości poprzez zwalczanie katolicyzmu na terytoriach niemieckich. Łacińskości i katolicyzmu nienawidził też narcystyczny austriacki akwarelista, który za pośrednictwem swojej brunatnej mafii socjo- i psychopatów popchnął naród niemiecki w odmęty szaleństwa i masowych mordów.

Na politykę zagraniczną nie możemy jakkolwiek patrzeć przez pryzmat emocji i sympatii kreowanych na bazie historycznych urazów i pretensji, bo w taki sposób postrzegają ją jedynie ciemne, ogłupione infantylnym (częstokroć histerycznym i irracjonalnym) przekazem medialnym masy. Celem nadrzędnym polityki zagranicznej powinna być realizacja racji stanu, interesu narodowego, bez względu na tak kuriozalne czynniki jak odczucia emocjonalne, sympatie albo bliskość ideowa obozów rządzących. Granie na emocjach w kwestii relacji z Niemcami, jak i każdym innym państwem, nie ma więc żadnego sensu, bo odwraca jedynie uwagę od tego, co faktycznie istotne – realizacji naszych interesów. Przetrwania jako państwo nie zapewni nam „sympatia międzynarodowej opinii publicznej”, a zdolność prowadzenia skutecznej polityki na arenie międzynarodowej.

Jeżeli więc mamy w ogóle rozważać to, jakie powinny być relacje polsko-niemieckie, musimy zrozumieć sposób myślenia drugiej strony, a ten jest radykalnie odmienny od naszego.

Podczas gdy Polacy w polityce międzynarodowej przyjmują optykę narodową (rozumując w kategoriach państw narodowych), Niemcy w dalszym ciągu myślą o polityce w kategoriach imperialnych, gdyż jest to element ich cywilizacyjnego DNA, wynikający z przewagi ducha pruskiego nad duchem łacińskim.

Nie przez przypadek tak wielką estymą w Niemczech nieustannie cieszy się postać Ottona von Bismarcka, który dla tamtejszej elity politycznej pozostaje wzorem do naśladowania. Narzędziem realizacji imperialnej polityki Niemiec nie jest jednakże jak za dawnych czasów armia, gdyż strategia militarnego opanowania Europy okazała się zbyt kosztowna, a ponadto wywoływała zbyt duży sprzeciw. Dziś strategia budowania imperium europejskiego pod kontrolą Niemiec sprowadza się do wykorzystania gotowych narzędzi – Unii Europejskiej, budowanego przez dekady soft power oraz nierozerwalnego uzależnienia (by nie rzec kolonizacji) państw europejskich poprzez zacieśnianie wzajemnych relacji gospodarczych, szczególnie w kontekście Europy Środkowo-Wschodniej.

Przybliżenie kwestii bizantynizmu niemieckiego w tym dwuczęściowym cyklu nie miało na celu wykreowania germanofobicznej narracji, jak co bardziej ograniczonym „czytelnikom z przypadku” się wydawało, lecz było próbą przeniknięcia i ukazania zjawiska z punktu widzenia kulturowego niezwykle wyjątkowego, a – niestety – tak słabo rozpropagowanego. Koneczny doskonale ilustruje, że choć na poziomie indywidualnym Niemiec jest takim samym Europejczykiem jak każdy inny, na poziomie organizacji państwa i życia zbiorowego mentalność niemiecka jest w skali kontynentu europejskiego wyjątkowa.

Świadomość tego jest nam także potrzebna do zrozumienia sposobu funkcjonowania międzynarodowych struktur, w jakich się znajdujemy. Wspomniana Unia Europejska to na poziomie organizacyjnym wykwit szczególnie bizantyński, a doskonałym tego dowodem jest fakt totalnego braku poszanowania dla różnic na poziomie narodowym i kulturowym. Unia Europejska w iście bizantyńskim stylu kreuje potężne mechanizmy ujednolicenia – życia społecznego, postaw moralnych, systemów gospodarczych, systemów prawnych, systemów szkolnictwa. To biurokratyczne monstrum dopiero teraz pokazuje nam swoją prawdziwą twarz, lecz nie jest to – jak błędnie się powtarza – zjawisko nowe. Wcześniej ludzie tego po prostu nie dostrzegali.

Czy w podejściu unijnych elit do państw Europy Środkowo-Wschodniej nie dostrzegamy dzisiaj charakterystycznej krzyżackiej buty i arogancji? Czy na poziomie społeczno-kulturowym Unia Europejska nie „nawraca” dzisiaj – zgodnie z krzyżacką tradycją – siłą na skrajnie lewackie ideologie poprzez narzucanie setek strategii i dyrektyw, które mają docelowo zmuszać państwa do wprowadzania określonych rozwiązań prawnych regulujących sferę obyczajową? Czy wreszcie tendencje federalizacyjne Unii nie odzwierciedlają doskonale znanej z bizantyńskiej tradycji dążności do budowania państwa uniwersalnego na możliwie jak największym obszarze geograficznym, bez jakiegokolwiek poszanowania odrębności tradycji narodowych, których bizantynizm zwyczajnie nie bierze pod uwagę?

Spieszmy się czytać Konecznego, bo tendencje federalizacyjne w Unii Europejskiej nie wyparują tylko dlatego, że nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, jak coś tak abstrakcyjnego można by wcielić w życie. Z perspektywy Niemiec, Unia stała się narzędziem idealnym do uzależniania i kontrolowania państw, które z punktu widzenia politycznego, kulturowego i gospodarczego mogłyby być dla nich zagrożeniem. A tak się składa, że od największego z potencjalnych konkurentów dzieli ich tylko Odra, za którą miliony ludzi, których świadomość ukształtowały media z obcym – często niemieckim – kapitałem, już teraz w kategoriach politycznych myślą „po niemiecku”, popierając politykę Unii służącą Niemcom kosztem Polski.

A nasz interes nie jest i nie może być tożsamy z interesem niemieckim, jeżeli chcemy żyć w państwie realnie suwerennym. Dopóki więc tkwimy w strukturach ponadnarodowych, w ramach których jesteśmy jedynie narzędziem służącym do realizacji cudzych interesów, o realnej suwerenności mowy być nie może.

Bibliografia:
Feliks Koneczny, Bizantynizm niemiecki. Warszawa 2018.
Feliks Koneczny, Cywilizacja bizantyńska. Krzeszowice 2009.
Feliks Koneczny, Cywilizacja żydowska. Warszawa 2019.
Feliks Koneczny, O ład w historii. Warszawa 2018.
Paweł Lisicki, Luter. Ciemna strona rewolucji. Warszawa 2017.

___________

Bizantynizm niemiecki a kwestia polska, Dominik Liszkowski, 22 maja 2024

−∗−

Warto porównać:

Cywilizacja bizantyńska, Feliks Koneczny [pdf]

Bizantynizm niemiecki według historiozofii Feliksa Konecznego, Paweł Szuppe [pdf]

O ład w historii, Feliks Koneczny [pdf]

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!