Parokrotnie w naszych publikacjach i wypowiedziach pojawił się koncept Twierdzy Kulturowej. Czas wyjaśnić, czym to jest i czemu służy. Twierdza Kulturowa jest wizualizacją tego, co niegdyś było i co powinno być, a czego dziś nie ma, i z tego powodu należy to odbudować. Jest to skutek dochodzenia do przyczyn pierwszych, co odkrywa, jakie wartości życia osobistego i społecznego są fundamentalne i wspólne dla wszystkich ludzi dobrej woli. Można i należy traktować Twierdzę jako bazę i punkt wyjścia do dalszych rozważań i rozwiązań szczegółowych. W kontekście działań praktycznych stanowi wezwanie do działania dla wielu, a zarazem wyzwanie dla każdego.
−∗−
Poprzednia część opracowania: Gdy zbudzi się naród, cz. I
______________
Gdy zbudzi się naród cz.2. Twierdza Kulturowa. (program pozytywny – struktury)
Wielokrotnie podczas wystąpień i rozmów pojawia się zdanie, że dość już analizy rzeczywistości, dość opisu ponurego świata, jaki gotują nam globaliści, czas przedstawić jakąś propozycję kontra. Z tą opinią zgadzamy się co do drugiej części, co do pierwszej nie. Należy pracować dwutorowo.
Po pierwsze trzeba zrozumieć procesy, zachodzące w świecie, państwie, narodzie i umysłach, bowiem wszystkie są ściśle powiązane. Należy odkryć naturę procesów, ich przyczyny, przebieg i planowany kierunek. Należy też rozpoznać, kto nimi steruje, w jakim celu, w jaki sposób, jakich narzędzi używa. Ta analiza pomoże nam zacząć podejście do celu drugiego, jakim jest wysunięcie kontrpropozycji, która będzie adekwatna do okoliczności, zdatna do realizacji i możliwa do przyjęcia przez na tyle liczną grupę ludzi, aby podjąć próbę jej uskutecznienia. Nasza praca ma więc charakter dwojaki. Są teksty analityczne, służące zrozumieniu tego, co się dzieje, i te będziemy odtąd określali gryfem „analiza”, i teksty projekcyjne, przedstawiające projekty na przyszłość, opatrzone dopiskiem „program pozytywny”. Ten właśnie do tej drugiej kategorii należy.
Praca ta jest świadomą próbą pobudzenia refleksji nad dalszymi losami narodu i państwa polskiego, a w szerszym zakresie Europy i świata białego człowieka. Nie liczymy przy tym na poklask ni doraźne zyski, przeciwnie, spodziewamy się oporu, szyderstw, wrogości i zawiści. Jeśli będzie to jednak rzeczowa krytyka, przyjmiemy ją i wzbogacimy swoje recepty. Jeśli natomiast spotkamy negację z niskich pobudek, wiedzieć będziemy, kto będzie dla przyszłej odbudowy niezdatny. Nie mamy bowiem wątpliwości, że po wielopokoleniowym procesie mentalnego zniszczenia świata białego człowieka, po unijnej smucie, po globalistycznym pandemonium, po synodalnym lucyferyzmie będzie niezbędna praca odtworzeniowa we wszystkich przejawach życia, na wszystkich poziomach organizacji – jednostki, rodziny, narodu, państwa, Kościoła, kultury. Nie oddajemy się więc biadoleniom lubo rozpaczy nad upadłym porządkiem. Przeciwnie – patrzymy w przyszłość z nadzieją, wierząc, że po czasach marazmu nastąpi moment rozpadu, po którym musi pojawić się powszechny pęd do odbudowy, i na tym posterunku chcemy być pierwsi. To, co innych przeraża, my traktujemy jako szansę. Od ponad osiemdziesięciu lat bowiem naród polski nie miał możności sam decydować o swym życiu i swych sprawach, a teraz, gdy rozpad dotyczy wszystkich wokoło, my, zaprawieni w przetrwaniu i odbudowie możemy wyjść na czoło peletonu narodów, dążących do odzyskania swojego bytu.
My to nie znaczy wszyscy, bo wbrew sentymentalnym westchnieniom dobroludzistów nie mamy złudzeń, aby kiedykolwiek ogół mógł i powinien decydować o wszystkim. Zarządzenie sprawami narodu i państwa nie jest ani dla wszystkich, ani dla każdego. To praca dla tych, którzy chcą i którzy umieją, i ci właśnie powinni ją podjąć. To kolejny moment, w którym jesteśmy wbrew obiegowym opiniom. Nie uważamy bowiem, że nastąpił już finis Poloniae. Naród polski wciąż istnieje, i pomimo strat, które poniósł może się podnieść i sięgnąć należnych mu wyżyn, póki my żyjemy. Państwo polskie jest bytem obiektywnym, ma wyznaczone granice i zorganizowane struktury, a to, że służą one obcym siłom nie stoi na przeszkodzie, by można było odebrać, co nam obca przemoc wzięła, choćby i szablą. Nie warto też wołać, że finis Europae, ta bowiem nie zapadła się dotąd w morskie odmęty, a o jej losach będą decydować nie ci, którzy dziś próbują narzucić swe prawa, ale ci, co w niej żyją. Nie nadszedł także finis Ecclesiae, skoro króluje w niej Ten, który nie przeminie nigdy, a tu na ziemi istnieć będzie, dopokąd wyznawcy walczyć będą o dusz zbawienie, choćby pozostała ich garstka. Opinie, wieszczące definitywny koniec tych bytów pochodzą spoza nich samych, głoszone są przez ich odwiecznych wrogów, a chętnie podejmowane przez wszelkiej maści malkontentów, którzy wolą, aby im się portki trzęsły jako pętakom. Przed prawdą zamknęli swój czerep rubaszny, liczni jak szkieletów ludy, co sami sobie sterem, żeglarzem, okrętem, takie widząc świata koło, jakie tępemi zakreślą oczy. Ci boją się skrzydeł u ramion, aby przypadkiem nie sięgnąć gnuśnym rozumem, gdzie wzrok ich nie sięga, nie wzlecą więc nigdy nad swój własny poziom, by żarłocznemu wydrzeć piekłu ofiarę, do nieba podążyć po laury.
Jest więc naszą intencją, aby to, co głosimy światu, trafiło do umysłów naszego wzoru, natchnęło, zmieniło, wzbogaciło, uszlachetniło, do działań uzdolniło. Dziś trzeba odzyskać to, co nam zabrano, a czego sami chętnie się pozbywamy za garść świecidełek – myśl swobodną w umysłach chłonnych ludzi ochoczych. Ni mniej, ni więcej, jest to definicja prawdziwej elity, instruktaż arystokracji ducha, zaczyn nowej szlachty polskiego narodu. Nie ma w tym za grosz pychy ni arogancji, jest za to zuchwałość ludzi, którzy pozbyli się kagańców umysłu.
Wszelkie rozważania o świecie energomaterii tyczyć się muszą trzech sfer, w których odbywa się ludzka działalność. Jedne rozważania obejmą struktury systemów, czyli ich konstrukcje. Drugie opiszą procesy, a więc relacje, zachodzące między nimi i wewnątrz nich. Trzecie przedstawią program, czyli to, co tyczy się sfery umysłów, ich przekonań, idei, wierzeń, wzorów i dysfunkcji myślenia. We wszystkich rozważaniach, szczególnie dotyczących relacji narodów i państw przyjmujemy założenia, fundamentalne dla naszej kultury, a jednym z nich jest zasada stosunku do obcych: cudzego nie chcę, swojego nie dam ruszyć.
Parokrotnie w naszych publikacjach i wypowiedziach pojawił się koncept Twierdzy Kulturowej. Czas wyjaśnić, czym to jest i czemu służy. Twierdza Kulturowa jest wizualizacją tego, co niegdyś było i co powinno być, a czego dziś nie ma, i z tego powodu należy to odbudować. Jest to skutek dochodzenia do przyczyn pierwszych, co odkrywa, jakie wartości życia osobistego i społecznego są fundamentalne i wspólne dla wszystkich ludzi dobrej woli. Można i należy traktować Twierdzę jako bazę i punkt wyjścia do dalszych rozważań i rozwiązań szczegółowych. W kontekście działań praktycznych stanowi wezwanie do działania dla wielu, a zarazem wyzwanie dla każdego.
Twierdza Kulturowa ma strukturę twierdzy bastionowej, składającej się z cytadeli i koncentrycznych pierścieni obrony. Każdy element twierdzy jest bastionem, bastiony połączone są wałami kurtynowymi. Bastion z założenia nie jest przeznaczony do obrony okrężnej, jeśli więc wróg przerwie wał kurtynowy i dostanie się do wnętrza pierścienia obrony, zajdzie bastiony od tyłu. Mogą się one bronić przez pewien czas, w końcu jednak, atakowane od zaplecza, pozbawione wsparcia pozostałych bastionów, odcięte od sił głównych i zaopatrzenia muszą upaść jeden po drugim. Dlatego tak ważne jest zachowanie spoistości struktury twierdzy. Zarówno więc bastiony muszą być dobrze opatrzone i obsadzone załogą, jak i wały kurtynowe, łączące bastiony muszą być utrzymane w całości, stałej gotowości bojowej i patrolowane.
Cytadelą Twierdzy Kulturowej, jej samym centrum, wewnętrznym kręgiem, pierwszym i ostatnim punktem obrony jest każdy człowiek. Ten jest bytem złożonym z ciała i duszy, a ta posiada władze. Są tu więc władze niższe – gniewliwe i pożądawcze, czyli odruchy, popędy, instynkty, emocje, uczucia. Są też władze wyższe – rozum i wola. Rozum poznaje rzeczywistość, rozpoznaje, co jest dobro, co zło, co prawda, co fałsz, kto przyjaciel, kto wróg, i podpowiada woli, co ta ma czynić. Wola kieruje tymi wszystkimi władzami duszy, które ze swej natury dadzą się kierować. Człowiek więc potrzebuje ciała, bo dzięki niemu i osadzonym w nim zmysłom poznaje rzeczywistość, a za pomocą należących do ciała członków wywiera wpływ na otoczenie. Potrzebuje też duszy, bo dzięki zawartemu w niej rozumowi potrafi zrozumieć i wyciągnąć wnioski, a za pomocą woli rozkazuje członkom określone działania i zaniechania. Każdy człowiek jest osobnym bastionem, a zarazem częścią kolejnych kręgów Twierdzy.
Drugi krąg od środka to rodzina – bliższa i dalsza. Nie jest to jeno tzw. rodzina nuklearna, obejmująca ojca, matkę i dzieci. To także wstępni i krewni boczni. Rodzina, tworząca Twierdzę Kulturową to ród – ludzie, których łączą więzy krwi i zażyłości, i którzy mogą na siebie wzajemnie liczyć. Wewnątrz rodu nie może być kłótni i niesnasek, bo te prowadzą do waśni, wrogości i rozpadu, a wtedy rozpaść się może cała twierdza. Zasady wewnątrz rodu powinny panować jasne, proste i przejrzyste. Nikt nikomu w garnki nie powinien zaglądać, ale o sobie wzajem powinni ogólnie wiedzieć. Członkowie rodu powinni być w planach uwzględniani w pierwszej kolejności, a w razie problemów ród powinien stanąć za swoim człowiekiem murem. Ród poza więzami krwi powinien łączyć swoich członków bezpośrednim interesem, prowadzącym ich do starań, utrzymujących spójność rodu.
Trzeci krąg to naród, czyli rodzina rodzin. Są to ludzie, których nie łączy pokrewieństwo. Mają zatem inne łączniki – wspólna tożsamość, język, interes polityczny i ekonomiczny. Ludzie ci zwykle zamieszkują terytorium państwa w zwartej grupie, choć mogą też być w narodzie, żyjąc w diasporze rozsiani po świecie. Do narodu należy ten, kto chce, więc poza więzami krwi liczy się też tożsamość. Mogą być bowiem ludzie, którzy wywodząc się z narodu przez urodzenie świadomie decydują się na wybór innej tożsamości. Mogą też być tacy, co pochodząc z innych narodów, przybywszy tu, zechcą swój los, życie i tożsamość przywiązać do tego narodu, który wybiorą. Można więc być z pochodzenia Polakiem, ale wyrzec się polskiej tożsamości i być obcym, a nawet wrogiem. Można też być z obcych krain, innej rasy nawet, lecz umiłować Polskę, jej ludzi i kulturę, i z własnego wyboru szczerze do polskości przylgnąć, i przekazać ją dzieciom.
Naród nigdy nie jest monolitem, są więc ludzie bardziej świadomi i czynni, i ci dążą do tego, aby przekształcać świat, według tego co uznają za słuszne. Są też ludzie nieświadomi i bierni, którzy przyjmują świat taki, jakim jest, i nie próbują go zmienić, a raczej sami mu ulegają. Można więc podzielić ogólnie każdy naród na trzy grupy: Naród Polityczny, Naród Bierny (inaczej Nienaród) i Naród Negatywny (inaczej Antynaród).
Naród Polityczny stanowią ludzie mający wykształconą tożsamość narodową, świadomość wspólnego dobra, którzy nie będą wchodzili w konflikt między interesem osobistym a narodowym. Naród polityczny, bo wzorem I Rzeczypospolitej, gdzie szlachta takim narodem była, dopóki się nie zdegenerowała, powinien w przyszłości decydować o kierunkach polityki państwa, z uwagi na dobrą wolę i wiedzę, którą posiada. Muszą to więc być ludzie, którzy wiedzą dużo o świecie i państwie, i którzy z tej wiedzy potrafią zrobić użytek.
Spośród Narodu Politycznego winna wydzielić się grupa Narodu Czynnego, jeszcze bardziej świadoma i skora do działania. Ci to najlepsi z najlepszych, prawdziwa elita i arystokracja narodu. Nie po to jednak, aby domagać się więcej przywilejów, ale by wziąć na siebie więcej obowiązków. Oni to powinni kierować narodem i państwem, wspierani przez Naród Polityczny, aby prowadzić pozostałe, bierne grupy społeczne. Ludzie Narodu Czynnego winni mieć ogólną wiedzę o świecie, kontynencie, swoim państwie, o sprawach globalnych, o szansach i zagrożeniach. Ludzie ci nie powinni się zawahać, aby innych upominać i ostrzegać, a także by jako pierwsi stanąć w obronie swego narodu i państwa. Wiedzieć bowiem powinni, że bronią w ten sposób swych rodzin i siebie samych, a za swym przykładem pociągnąć pozostałych do tego samego. Naród z kolei winien im okazać posłuch, jako mądrzejszym i więcej wiedzącym. Układ sił ekonomicznych w państwie powinien być tak ułożony, aby grupa Narodu Czynnego miała podstawy bytu materialnego tak podniesione, aby stać ich było na działalność dla dobra wspólnego. Naród Czynny nie powinien jednak żądać rozdawnictwa dóbr publicznych, symonii i nepotyzmu, ani też państwo nie powinno im tego dawać, lecz uczciwie wynagradzać za pracę porządnie wykonaną. Tak samo we wszystkich relacjach gospodarczych nikt nie powinien liczyć, że inni mu darmo dadzą, czego potrzebuje, ale każdy winien mieć możność swoją pracą uczciwie na byt swój i rodziny zarobić. Kto bowiem na koszt innych żyje, chociaż mógłby starania podjąć, ten jest pasożyt, darmozjad i złodziej. Nie powinno więc być ani socjalizmu, który do takiego złodziejstwa prowadzi i nakłania, ani wyzysku, który nadmierne ciężary nakłada, owoce pracy zabiera, wolnego człeka niewolnikiem czyni. Narodu Czynnego, niezależnie od najlepszych chęci i wychowania, należy spodziewać się, że nigdy nie więcej będzie, niż 10 % populacji. Jeśli udałoby się tą miarę przekroczyć, byłby to epokowy powód do chluby. Zawsze bowiem jest tak, że to, co najlepsze, zarazem najtrudniejsze i najdroższe, przeto więc nieliczni jedynie zasłużą swą pracą, by po ten owoc sięgnąć.
Poniżej Narodu Politycznego rozciąga się wielki obszar Narodu Biernego, zwanego też Nienarodem. Są to ludzie, którzy specjalnie do niczego nie czują przywiązania, poza własnym interesem. O ten więc zabiegają, państwem wiele się nie przejmując, o naród zbytnio nie dbając. Ci to myślą, że naród to zawsze ktoś, ale nie oni. Państwem tak samo zarządza ktoś, kogo oni nie znają ni poznać nie chcą, aby im dobrze było. Zarazem prawa szanują, bo jako ludzie praktyczni, łamać ich nie będą. Porządku też znosić nie pomyślą, bo i po co im to. Jako, że do buntu nieskorzy, można ich wieść, gdzie Naród Polityczny uzna, byle im osobistej fortuny zbytnio nie szwankować. Właściwie prowadzeni, pójdą więc i zrobią, co trzeba. Mimo swej bierności zawsze tkwi w nich pierwiastek narodu i dobra wspólnego, poprzez więc pracę nad ich wychowaniem można ich narodem uczynić, a przynajmniej znaczną ich liczbę. Wychowanie rozumieć należy działania na ich dzieci, bo dorosłych zmienić dużo trudniej.
Jest i najniższa grupa narodu, czyli Naród Negatywny, zwany też Antynarodem, zwykle licząca tyle, co Naród Czynny, będąca więc jego lustrzanym odbiciem. To są ludzie, którzy wyrzekli się narodowej tożsamości, a państwo interesuje ich tyle tylko, ile prawo, któremu podlegają. Ci narodu swego nie lubią, nic dlań nie poświęcą, wspierać nie chcą. Często nienawiścią pałają do wszystkich kręgów Twierdzy, i zwykle nie ma tam racjonalnych przesłanek, lecz jakiś grzech osobisty i nieuporządkowane przywiązania. Nie chcą się jednak przyznać do tego przed samymi sobą, dlatego tkwią w pogłębiających się frustracjach i gotowi są poprzeć okupanta, byle tylko nie własny naród i państwo, a zwykle też i rodzinę do tego dołączają. Ludzie ci powinni być politycznie ubezwłasnowolnieni na rzecz Narodu Czynnego, nie powinni bowiem o sprawach powszechnych decydować ignoranci, głupcy i łajdacy. I tych jednak Naród Polityczny powinien choć próbować wciągnąć do sprawy narodowej i tożsamość im zaproponować. Używając wpływu edukacji, wychowania i kultury, można w znaczny sposób zmniejszyć liczebność Narodu Negatywnego, by przesunąć ludzi wyrwanych z piekła ludzkiego do kohort wyższych i bardziej użytecznych. Należy wyuczyć dobrego fachu, wpoić etos pracy i stworzyć warunki gospodarcze, aby uczciwie zarabiali za uczciwą pracę.
Każdy naród powinien być bastionem Twierdzy Kulturowej, łączącej narody.
Czwarty krąg Twierdzy Kulturowej to państwo, czyli organizacja narodu. Winno być tak, że to naród buduje państwo, określa jego struktury, wyznacza kierunki procesów, ustala fundamentalne prawa. Naród powinien być właścicielem państwa, zupełnie inaczej, niż dziś, kiedy to państwo chce być właścicielem narodu, ale nie samo dla siebie, lecz dla globalnej władzy, której zaprzedali się ci, co dziś zarządzają państwami. Skoro naród jest właścicielem państwa, to z założenia nie może zrzec się panowania nad swoim państwem w ręce innych państw lub organizacji, jak to jest dziś. Byłoby to bowiem sprzecznością samą w sobie, gdyby naród oddał obcym władzę nad sobą, rzeczą niemożliwą mentalnie, moralnie i prawnie. Jakiekolwiek więc układy z obcą władzą o scedowaniu władzy nad państwem są nieważne ipso facto, a wszelkie rozporządzenia, wydane na mocy zgodny niemożliwej – nieważne z samej natury. Państwo powinno przede wszystkim zabezpieczać interesy narodu wobec sił zewnętrznych i zapewniać porządek wewnętrzny. Ten powinien odpowiadać moralnym przekonaniom narodu i jego potrzebom. Powinien tworzyć porządek prawny, ale niezbyt szczegółowy, ponieważ zasadniczym programem działania narodu i ludzi nie powinno być prawo ani wola władzy, lecz etyka. Regulacje gospodarcze powinny być negatywne, a nie pozytywne, czyli wskazywać raczej to, czego nie wolno robić, niż regulować drobiazgowo, co się robić dozwala. Zadaniem państwa na zbiegu spraw zewnętrznych i wewnętrznych powinna być ochrona własnego rynku przed taką konkurencją gospodarczo – ekonomiczną, która mogłaby szkodzić interesom narodu. Używanie siły przez państwo powinno być zrównoważone przez możliwość użycia siły przez naród, wówczas, gdy państwo mu poważnie szkodzi, lub gdy nie chroni go przed zagrożeniem.
Każde państwo narodowe powinno się łączyć z innymi podobnymi państwami w Twierdzę.
Piąty, zewnętrzny krąg Twierdzy Kulturowej stanowi kultura, łącząca ludzi, rodziny, narody i państwa. Jest to kultura, wzniesiona na trzech głównych żywiołach: grecka filozofia, rzymskie prawo i religia chrześcijańska. Z tych żywiołów biorą się fundamentalne założenia kultury przez wielkie K, stanowiącej zewnętrzny krąg Twierdzy Kulturowej, Kultury Powszechnej. Pierwsze założenie to etyka, opierająca się na Dekalogu, przykazaniu miłości Jezusa i zasadzie pawłowej, dzięki której każdy człowiek powinien chcieć być przydatny. Drugie założenie to arystotelesowska definicja prawdy, że ludzkie wyobrażenia powinny być zgodne z tym, co jest. Trzecie założenie to etyka wychowawcza, opierająca się kształtowaniu cnót, aby osiągnąć cel wychowawczy, jakim jest dojrzałość. Piąte założenie to stosunek do wiedzy, która jest cenna dla siebie samej, a jej celem jest dążenie do mądrości. Szóste założenie, wypływające z pierwszego to niezmienność fundamentalnych założeń kultury i ich niezależność od woli ludzkiej, także od władzy, stanowiącej prawa. Siódme założenie, także wypływające z pierwszego jest przyjęciem Natury wraz z Objawieniem, co oznacza, że materia, w tym ciało ludzkie jest śmiertelna i ulega rozpadowi, duch ludzki natomiast jest nieśmiertelny i powinien wrócić do swojego źródła, którym jest Stworzyciel. Część tych założeń ma charakter filozoficzny, część teologiczny. Wszystkie jednak dadzą się obronić na płaszczyźnie filozofii realistycznej. Przyjęcie tych wszystkich założeń i ułożenie życia społecznego według nich pozwala na budowę dużych społeczności i ich sprawne funkcjonowanie bez konieczności stosowania przymusu i przemocy. Dzięki tej kulturze narody mogą tworzyć swoje państwa i nie muszą ze sobą walczyć ani migrować. Są więc stworzone warunki do pokoju w ludzkich duszach, w rodzinach, narodach, państwach i między narodami. Są one do przyjęcia przez wszystkich ludzi dobrej woli bez konieczności narzucania im konfesji.
Pierwotnie koncepcja Twierdzy Kulturowej w miejscu Kultury Powszechnej przewidywała Kościół, oczywiście Katolicki. Zdecydowałem jednak, że to wzbudzi powszechny opór i odrzucenie, nawet wśród katolików. Są ku temu dwa powody. Po pierwsze, ziemskie struktury Kościoła zostały przejęte przez wrogów Kościoła, Chrystusa, ludzkości i prawdy, czyli przez lucyferystów. Proces ten rozpoczął się już podczas Soboru Watykańskiego II, a w pontyfikacie Franciszka stał się już bezczelnie jawny. Posoborowe Magisterium Kościoła nie głosi więc tego, co Kościół głosił zawsze. W obecnych warunkach koncepcja Twierdzy Kulturowej jest więc sprzeczna z obecnym Magisterium, chociaż jest zgodna z nauczaniem prawdziwym, przedsoborowym. Po drugie, wielu katolików jest dziś nastawionych negatywnie zarówno do Kościoła jako organizacji, jego nauczania, jak i do niezmiennej doktryny, a nawet do samego Boga. Bierze się to stąd, że sami nie mają wiedzy o tym, czego nienawidzą, lecz ponieważ zostali poddani warunkowaniu behawioralnemu sprawczemu wiedzą, że mają nienawidzić, i nie mają świadomości, że padli ofiarą oszustwa i manipulacji. Kultura Powszechna zawiera w sobie zasady etyczne, które są starsze od Kościoła, bo wywodzą się jeszcze z antycznej Grecji i Rzymu. Kościół natomiast jest częścią Kultury, lecz nie musi być przedmiotem uwagi tych ludzi, których chcemy przekonać do Twierdzy Kulturowej. Na tym etapie, na jakim znajdujemy się teraz, wystarczy, że nie będą oni kwestionować fundamentalnych zasad etycznych Kultury Powszechnej.
W obecnym czasie Twierdza stoi spustoszona, częściowo opuszczona, częściowo zniszczona. Wróg przerwał wały kurtynowe wszystkich pierścieni obrony, część bastionów padła, inne są otaczane, a wróg szykuje się do szturmu. Ci ludzie, którzy chcą przetrwać jako wolni, którzy chcą żyć w pokoju i dobrobycie, którzy chcą dobierać się w pary, kochać, rodzić dzieci, wychowywać je, którzy chcą pozostać w swych siedzibach na ziemi przodków swoich, którzy chcą oddawać cześć Panu, a nie chcą bluźnierstwa, świętokradztwa, nędzy, strachu, niewoli, wojny, hańby – ci powinni ruszyć do intensywnej pracy, aby odtworzyć Twierdzę Kulturową. Należy odbudować przerwane wały kurtynowe, bastiony należycie opatrzyć i obsadzić załogami. Potrzebna jest armia Twierdzy Kulturowej, która oprze się unijno – globalno – lewacko – lucyferycznej nawale, którą chcą nam urządzić panowie globaliści wraz z unijczykami i ich kupionymi pachołkami, działającymi wewnątrz pierścieni Twierdzy Kulturowej.
Poszczególne kręgi Twierdzy Kulturowej są elementami struktury. W niniejszym artykule zostały nakreślone główne elementy i wątki. W kolejnych artykułach będziemy przybliżać szczegóły konstrukcyjne struktur, opisywać rodzaje procesów i charakteryzować program dla poszczególnych kręgów Twierdzy. Prosimy więc tych, którzy nas czytają, aby nie zostawiali tej wiedzy dla siebie, lecz przekazywali ją dalej. Potrzebna jest bowiem armia Twierdzy Kulturowej, a ta armia potrzebuje wodzów. I o nich głównie myślimy, publikując nasze słowa.
_____________
−∗−
Warto porównać:
Zmierzch i odrodzenie. Czy upadek Zachodu jest nieunikniony?
Pamiętajmy, że cywilizacja rzymska była w stanie wydać Marka Aureliusza sto lat po takich zwyrodnialcach jak Kaligula czy Neron. Czy narodu polskiego nie będzie stać na to, by wykrzesać z […]
_____________
Czerwony ład unijny czyli pełen wachlarz zakazów
Miesiąc miodowy z Unią Europejską już dawno za nami, a teraz rozwija się szara codzienność związku. Okazuje się więc, że związek ten nie jest ani z miłości, ani z rozsądku. […]
_____________
„Kiedy ludzie się obudzą?” – NIGDY
Z czasem media zaczęły wkraczać w życie społeczne niczym śmierć do zadżumionej wioski, niosąc po cichu spustoszenie, które przestało być przez społeczeństwo odczuwalne. Okres bezpośrednio przedwojenny przyniósł ze sobą dynamiczny […]
_____________
Ucieczka z… albo kto nami rządzi
Nie czytają dokumentów, nie chcą wiedzieć, co się dzieje w Polsce, w Europie i na świecie, dopóki micha pełna, ciepła woda w kranie, grzejnik grzeje, a na ekranie ulubiona rozrywa. […]
−∗−
Śwaitny, jasny program.
Dodaję kropelkę, bo pisze Pan: “odebrać, co nam obca przemoc wzięła, choćby i szablą”.
Otóz od dawna, od trzech dziesięcioleci proponujemy taką szablę:
…”Szablą odbierzemy !” – Gdzie ta szabla?
Mirosław Dakowski [prawie sprzed 20 lat, a jakże aktualne! MD]
…”Szablą odbierzemy !” – Gdzie ta szabla?
Wystąpienie na IV Kongresie Polski Suwerennej, Warszawa, 18. XII. 2004
Na wstępie naszego spotkania śpiewaliśmy “co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy”. Przez całe spotkanie przewijał się temat, CO nam wzięto, tak w dziedzinie materialnej, jak kulturowej i duchowej. Prezentowano również różne, zwykle uzupełniające się poglądy na to, KTO nam to wszystko odbierał i odbiera.
Prezentowano również propozycje i postulaty, jaki Komitet Wyborczy powołać, z jakimi programami gospodarczymi i społecznymi i jaki powinien być podział wpływów między różne Porozumiewające się Strony. Jak dotąd nie zauważyłem jednak, by przedstawiono realistyczne sposoby, jak ten nurt patriotyczny mógłby na najbliższych wyborach zaważyć. Bo przy obecnej, partyjniackiej ordynacji szansa na wprowadzenie choć jednego posła jest równa zero. Wskazują na to tak obliczenia, jak i dotychczasowe wieloletnie doświadczenia.
Stąd uzasadnione wydaje się pytanie postawione na początku:
Gdzie ta szabla?
Gdy czytamy gazety, lub oglądamy telewizor, zauważamy, że wśród parlamentarzystów jest ogromny procentowy udział mafiozów, ściślej – żołnierzy konkretnych gangów mafijnych krajowych i zagranicznych, także pospolitych przestępców, kłamców czy wreszcie zboczeńców. I to całe towarzystwo jest bezkarne, dalej, nawet po ujawnieniu, prowadzące swoje “interesy”. Udział ten jest zdecydowanie wyższy, niż wśród ludzi, którzy by zostali wzięci z zaskoczenia, z łapanki z ulicy i przeniesieni do rządzenia nami na ul. Wiejską. Nadreprezentacja. Również udział ludzi stawiających interesy Polski ponad osobiste lub partyjne, wydaje się niższy w Parlamencie, niż wśród “ludzi z łapanki”.
Czy świadczy to jednak o tym, że “Polacy nie dorośli do demokracji”, że należy jeszcze wiele lat (a może dziesięcioleci) “nimi” porządzić? Tak przecież przedstwiają sytuację różne “autorytety”.
NIE, widzimy i wykazujemy, że te patologie powoduje raczej sposób doboru ludzi do Parlamentu. Ten sposób to ordynacja partyjniacka, zwana oficjalnie, a z pogwałceniem logiki i faktów “proporcjonalną”. Sposób ten jest jeszcze gorszy, niż znany za komuny sposób kreowania działaczy partyjnych, powodujący powstanie kasty działaczy BMW (bierny, mierny ale wierny). Obecnie, sposób nam niemiłościwie panujący, dobiera rzeczywiście miernych i biernych, ale już nawet nie wiernych. Dowodem mogą służyć statystyki zmian barw partyjnych, czy klubowych w paru ostatnich kadencjach sejmowych. Te zmiany idą w setki na kadencję, powstają też różne kluby-efemerydy, czy partie-efemerydy, na które jako żywo NIKT nie głosował.
Te cztery warianty ordynacji, według których mieliśmy “dać głos” w wyborach (hau-hau!), są pozatem jawnie sprzeczne z Konstytucją: wybory nie są równe, ani powszechne, ani – to oczywisty skandal – nie są proporcjonalne. Konstytucjonaliści mówią nam na to, iż nie są istotne argumenty matematyczne, logiczne, czy wynikające z powszechnego rozumienia pojęć: istotne i decydujące jest zdanie eksperta-profesora-konstytucjonalisty (SIC!). Czyli inaczej i dalej – “wola polityczna” grup będących u koryta (pardon, u władzy).
O ordynacji mogącej złamać ten zaklęty krąg samopowielania się kasty politycznej głośno mówimy już od 12-tu lat. Jest to ordynacja oparta o Jednomandatowe Okręgi Wyborcze (JOW). Otóż zmiana ordynacji nie powinna być CELEM , do którego różne nurty polityczne dążą. Tu, na sali, są przedstawiciele co najmniej paru takich nurtów. Dla nas musi to być środek, sposób, wreszcie ta poszukiwana Szabla, dzięki której wywalczymy suwerenną Polskę.
T. zw. Oni wiedzą, jak groźną bronią w demokracji jest powszechne żądanie, by wybierać swych przedstawicieli tak, jak robią to Brytyjczycy, Amerykanie czy Hindusi, czy wreszcie obywatele 60-ciu innych krajów.
I dlatego osoba zajmująca Pałac Namiestnikowski i stanowisko prezydenta mówi nam, że na razie Polacy nie dojrzeli do Demokracji, że rozważymy wprowadzenie JOW za parę, może paręnaście lat…
I dlatego długie szeregi dyżurnych (bo przecie nie samozwańczych) Autorytetów m-oralnych występują z gorącym apelem do prezydenta, by wprowadzić JOW. Wśród tych ludzi są tacy, którzy jeszcze dwa dni wcześniej, przy wódeczce naśmiewali się z pomysłu JOW. I pare tygodni później – również.
I dlatego co sprytniejsze partie polityczne stawiają jako “swój cel” mówienie o JOW. By jednak tego nie wprowadzić skutecznie, niektóre mieszają ten postulat ze zmniejszeniem sejmu (co znacznie utrudniłoby wejście do sejmu działaczy naprawdę niezależnych oraz będących bez pieniędzy). I chcą koniecznie… w dwóch turach, bo druga tura umożliwiłaby im machlojki między turami, jak to ma miejsce np. we Francji. Ich propozycja ma jeszcze parę nieistotnych dla wyborcy i dla Polski zmian. Nic dziwnego, że prości ludzie mówią o nich “ślepaki”: bo uśmiech jest, a jakże, ale… oczków brak.
I dlatego, gdyby demonstracja Ruchu JOW po marszu z Jasnej Góry na Warszawę liczyła nie 200 osób skandujących pod Pałacem Namiestnikowskim “chcemy posła, a nie osła”, lecz 20 tysięcy, to od razu wszystkie wymienione wyżej Siły stanęłyby naprawdę na czele ruchu JOW – i błyskawicznie wprowadziły ten postulat. Bo to są “zwierzęta polityczne”, czują, która sprawa zwycięża. I staną na jej czele. Daj nam to, Panie Boże, bo przed ich manipulacjami i oszustwami będzie nam się wtedy łatwiej bronić.
Summę żądań ruchu JOW (przyszpilającą wszystkie machinacje “poprawiaczy”) umieściliśmy przed rokiem na znaczkach pocztowych JOW: “Żądamy 100% Jednomandatowych Okręgów Wyborczych do Sejmu”. Ludzie dopisują na niektórych kopertach: “Do Sejmu, Kwachu, nie do Senatu!”.
I w jednej turze! To ostatnie – dla Kaczorów. Schodząc do poziomu sloganów dla owieczek z Farmy Zwierząt Orwella: Zamiast mętnych “4*TAK” , żądamy “3*1” : 1 okrąg, 1 poseł, 1 tura.
Więc gorący apel: potraktujmy postulat zmiany ordynacji na JOW jako środek, jako tę poszukiwaną szablę, a o programy gospodarcze będziemy mogli spierać się w sejmie. W sejmie, w którym posłowie są odpowiedzialni przed Narodem, przed swymi wyborcami, a nie przed prezesem partii czy szefem grupy mafijnej.
Właśnie teraz mamy ogromną szansę, gdy obok, w t.zw. “polityce”, sypią się pokruszone post-komunistyczne betony, a równocześnie rozlegają się patetyczne jęki i dziewicze przysięgi kolejnych ujawnianych styropianowych agentów. Czas więc, by wymusić sposób wprowadzania do sejmu ludzi, których w naszym małym okręgu znamy, którym ufamy – i którym, dzięki prostocie JOW, będziemy mogli patrzeć na ręce.