WSTĘP
“Pod hasłem “SZALOM. Pokój – Dar Boga” 17 stycznia w Kościele w Polsce będzie obchodzony 27. Dzień Judaizmu”. Zanim zorientujemy się CO to jest i SKĄD się wzięło trzeba powiedzieć, że obchodzenie Dnia Judaizmu przez katolików (i to pod hasłem “Pokój – Dar Boga”) w czasie, gdy liczba ofiar ludobójstwa izraelskiego na Palestyńczykach przekracza już 20 000 zakrawa na krwawą drwinę z ofiar. Może czas zmienić R.I.P. na R.I.S (rest in SHALOM)?
Netanjahu już czterokrotnie na konferencjach prasowych wymachiwał Biblią hebrajską cytując z niej fragmenty mające uzasadniać ludobójstwo. Prawie nikogo to nie bulwersuje, prawie nikt tego nie komentuje… Aż tak zgłupieliśmy, zobojętnieliśmy, wyprano nam mózgi (niepotrzebne skreślić)…
Taki to “dialog” z judaizmem wmusili nam, że boimy się nawet szepnąć słowa prawdy.
Nawracać ludobójców nie możemy, bo zabroniła nam tego “Nostra Aetate”. Ba, nawet obawiamy się wyrazić ludzką, chrześcijańską opinię o tych zbrodniach, by nie zostać zdzielonymi przez łeb pałką antysemityzmu. Takiego stopnia schizofrenii skrzyżowanej z syndromem sztokholmskim sięgnęła relacja Chrześcijan do Żydów. A zaczęło się od “Nostra Aetate” i obchodzenia Dnia Judaizmu pod znakiem “dialogu”. A jeszcze wcześniej był wielki wysiłek murarski Francuzów i Niemców…
DIALOG Z JUDAIZMEM
„Wyobraź sobie, że nie ma Niebios
To proste, gdy spróbujesz
Nie ma Piekła pod nami
Nad nami tylko niebo
Wyobraź sobie wszystkich ludzi
Żyjących z dnia na dzień
Aha-ah”
[John Lennon – Imagine]
Dzień Judaizmu w Kościele Katolickim – to tajemnicze i kuriozalne zjawisko od samych początków, które zrodziło się w pewnym filosemickim kręgu niemieckich luteran a szczególnie w głowie Holgera Banse, członka międzyreligijnej grupy Teshuva (Skrucha). Ewangelicki pastor Banse fascynował się od młodości dziejami syjonizmu, wolnomularstwa judaizmu reformowanego, sytuacją państwa Izrael i takimi organizacjami, jak przykładowo Światowa Unia dla Judaizmu Postępowego.
Frankmasońska (najprawdopodobniej) misja Holgera Banse spełnić się miała w Nostra aetate, ogłoszonej 28 października 1965 r. Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich
Jak wiadomo, Kościół na Vaticanum II w kontrowersyjnym dokumencie Nostra Aetate zbliżył się do zanegowania pewnych najważniejszych elementów swej doktryny. Stało się to poprzez wyłączenie Żydów z misji ewangelizacyjnej i uznanie, że… jest im ona niepotrzebna z powodu nieodwołalnego wybraństwa bożego (emerytowany profesor St. Mary’s College w Notre Dame, Indiana – E. Michael Jones nazywa to odstępstwo herezją). Stworzyło to precedens: w istocie rzeczy ustanowiło religię judaistyczną równorzędną względem chrześcijaństwa, czego bez wypaczenia przesłania ewangelii i spuścizny pawłowej nie da się zrobić.
Jak widać, Holger Banse był to bardzo postępowy i nowoczesny sługa boży. Stworzony w sam raz na inicjatora erodującej katolicyzm, powstałej w niemieckim protestantyzmie, „ideowej wkładki” pod nazwą Dzień Judaizmu. Oczywiście kwestią najważniejszą nie jest tu ów „dzień” jako taki, lecz to, iż stał się on otwarciem bramy do wielu późniejszych zjawisk i wydarzeń. Jak wiadomo: nawet najdłuższa droga zaczyna się od jednego, pierwszego kroku…
Kuriozalna jest informacja o Dniu Judaizmu w polskiej Wiki: „Dzień Judaizmu – święto w polskim Kościele katolickim”.
Otóż, drodzy parafianie – nie jest to żadne święto. Gdyby tak każdy arcybiskup mógł z podszeptu swoich niemieckich i włoskich kolegów (lobbowanych przez ortodoksyjnych rabinów) wymyślać wg kaprysu nowe święta – ładny byśmy mieli męt i zamęt w Kościele. Na szczęście jednak tak nie jest. Jest to pewna nieokreślona i „niesformalizowana forma” propagandy jednego z lobby, bardzo silnego.
W Niemczech nazywają ten „dzień”: dzień refleksji. Jest to wymuszona refleksja narzucana odgórnie, nie zakorzeniona ani w roku liturgicznym, ani w Piśmie Św. i nie mająca prawa być nazywaną „świętem w kościele katolickim”.
Tylko Polski Kościół ma ów dzień, owo “święto”! We Włoszech, Austrii i Holandii niektórzy rabini i biskupi w niektórych ośrodkach organizują tego dnia jakieś wspólne imprezy religijno-kultowo-kulturowe. Takiego zadęcia i czasowego rozciągnięcia dnia do… 7-10 dni jak w Polsce – nie ma nigdzie… A i te 10 dni, to tylko fragment całego ciągu świąt, które za pomocą dziesiątek powstałych później fundacji pokryły przeróżnymi „inicjatywami” wszystkie miesiące roku w wielu polskich miastach.
Ta inwazja, to w dużej mierze „wkład” abpa Gądeckiego.
Ale cofnijmy się do początków. Nazwa „grupy inicjatywnej”: „Teshuva” („Skrucha”) daje naiwnym (a tych nigdy nie brak) nadzieję, że może chodzi tu o wzajemne wyznanie win. Jednak zapoznanie się z tłem i tekstami propagandowymi („programowymi”) stawia sprawy we właściwym świetle. To chrześcijaństwo ma… „skruszeć”. Aby je lepiej… zjeść.
W pewnym uproszczeniu, na rzecz tego eseju, można powiedzieć, iż uchwytny początek filozofii dialogu Chrystusa z Judaszem, ups, chrześcijaństwa z judaizmem ma swoje korzenie w dziedzictwie II Międzynarodówki i jej żydowskiego, ostro antyklerykalnego ( i antychrześcijańskiego, ściślej: antykatolickiego, gdyż na rzecz luteranizmu były robione różne ustępstwa ideowe, vide: Jean Jaures) kierownictwa.
Pierwszym jawnym bojownikiem o wkład rabinacki do tradycji Kościoła był francuski Żyd, Jules Isaak, z wykształcenia historyk. Zwany bywał czasem „profesorem” ;), z tego powodu, iż… nauczał historii w liceum w Lyonie (praktyka hiper-nominacji, albo nominacji życzeniowej, znana z naszego życia medialnego i paranaukowego). Autor dwóch książek, w których udowodniono mu mnóstwo manipulacji („Jezus i Izrael”, „Nauka pogardy: chrześcijańskie korzenie antysemityzmu”). Manipulacje nie manipulacje – zapotrzebowanie na takie „dzieła” było w kręgach judaizmu progresywnego i wśród diaspory, jak zawsze – ogromne.
Ilustracja 1. Jules Isaac
Gdy tylko skończyła się wojna nasz „profesor” (w wielu punktach podobny do naszego „profesora”, „historyka” W.Bartoszewskiego) – owładnięty przez zamysł wciągnięcia chrześcijan w „wymianę ideową” przystąpił do dzieła. Postawił sobie za cel pouczenie Kościoła i Synagogi (oczywiście, synagoga miała być tu pouczana tylko deklaratywnie, gdyż jak wszyscy wiedzą ten byt duchowy jest doskonały, wyjęty spod korekt wszelakich).
Hasło owego gwałtu na doktrynie zwanego dla niepoznaki „dialogiem” brzmiało tak: Synagoga musi uznać „the reality of Christ” („and the glory of the Church”, co, oczywiście było słownym odpowiednikiem zwykłego wciągnięcia do gry w 3 kubki, przez podstawionego kusiciela) a Kościół musi uznać „the glory of the Synagogue,”. Przekładając to na ludzki język (język cywilizacji łacińskiej a nie na bełkot tzw. filozofii dialogu) otrzymujemy coś w tym rodzaju: Chrystus był fajnym człowiekiem („reality”), ale musicie zatwierdzić i ogłosić, że istnieje tylko jedna, prawdziwa wiara, którą na zawsze (nieodwracalnie) posiada Synagoga, a gdy to uznacie, to powiemy, że jesteście fajni, młodsi bracia („the glory of the Church”).
„Profesora” nie zadowalały półśrodki, uznanie lokalne jego herezji. Mierzył aż po sam szczyt. Potrzebne było przybicie swego świstka papieru z 18 punktami żądań (sfabrykował bowiem taką listę… postulatów) wobec… doktryny chrześcijańskiej do jakichś drzwi, najlepiej papieskich. Oczywiście, żaden wielki przywódca duchowy chrześcijaństwa takich herezji by nie potraktował poważnie. Mówiąc „wielki” mam na myśli np. papieża Leona XIII, pamiętanego z niezapomnianych, genialnych słów zawartych w encyklice Humanum genus (20 kwietnia 1884): „Jeśli nie kochacie prawdy, to choćbyście twierdzili, że ją kochacie i stwarzalibyście takie pozory, wiedzcie, że w danym momencie zabraknie wam odrazy wobec tego, co jest fałszywe, i po tym da się rozpoznać, że w rzeczy samej prawdy nie kochacie”.
Bez zagłębiania się w niuanse kombinatoryki „nepotyzmu mesjanistycznego i lobbystycznego” realizowanej przez „profesora” Julka w latach powojennych powiedzieć możemy, iż drążył tunele i drążył, aż się dokopał do audiencji u papieża Jan XXIII. Ale zanim to się stało, 18 żądań wobec chrześcijaństwa skondensowalo się w 10 punktów (ach, ta rozwlekłość Lutra, potrzebował aż 95 tez…). Dzieła „ekstrakcji” dokonała zwołana tuż po wojnie najprawdopodobniej przez niemieckich rabinów Rada Chrześcijan i Żydów na drugim posiedzeniu, w swojej siedzibie, którą był dom, w którym – notabene – niegdyś mieszkał twórca nieortodoksyjnego syjonizmu (nie po drodze mu było z Theodorem Herzlem) – Martin Buber.
„Profesor” Jules Isaac przechował troskliwie przez 13 lat owe 10 żądań. W roku 1960 były socjalistyczny prezydent Francji, Vincent Auriol „załatwił” Isaacowi dłuższą, „merytoryczną” audiencję u papieża Jana XXIII (Jules Isaak, emisariusz rabinów znany już był na dworze papieskim. W 1949 udało mu się dopchać do Piusa XII z żądaniami ocenzurowania liturgii chrześcijańskiej). Oficjalna historiografia zastanawia się nad przyczynami zaangażowania się b.prezydenta Francji w 1960 r. w tę dziwną misję judaistyczną (dokładniej: judaizującą).
Ilustracja 2. Vincent Auriol
Sprawa, po bliższym przyjrzeniu się, nie wydaje się jednak zbyt złożona. Vincent Auriol złączony był jeszcze z lat 30 więzami dość ścisłej przyjaźni z Leonem Blumem, socjalistą, pierwszym żydowskim premierem Francji, w rządzie którego był ministrem. Licznie rozgałęziona alzacka, żydowska rodzina Blumów miała dwie pasje: wolnomularstwo i komunizm 2).
Ilustracja 3. Leon Blum na wiecu socjalistycznym
Wolnomularstwo było tą ścieżką, którą dotarł do papieża Jules Isaac dzięki prezydentowi Vincentowi Auriol (miłośnikowi Izraela, vide: rocznicowa wizyta w Izraelu, w 1958 r.). Kto był pośrednikiem ze strony bractwa kielni i cyrkla? Ten sam chyba, kto późniejszym egzekutorem postulatów magistra historii z Lyonu, czyli kardynał Augustyn Bea, niemiecki jezuita mający jeszcze sprzed wojny przyjaźnie z kręgu najstarszej loży żydowskiej B’nai B’rith. W każdym razie, gdy papież wyraził wstępne zainteresowanie „pomysłami” magistra Isaaca z Lyonu – kardynał Bea był tym, któremu zlecono „dalsze prace”.
Potem już było z górki. Przed Vaticanum II zapoczątkował „dialog” Światowy Kongres Żydów 1) ustami swego prezydenta, Nahuma Goldmanna, próbując wmusić swojego „obserwatora” na sobór, Chaima Wardiego z Ministerstwa Religii Izraela. Tak podały izraelskie gazety. Goldmann zaprzeczył mówiąc, że nie zrobiłby tego, bo przecież wiedział, że gośćmi i obserwatorami soboru mogli być wyłącznie chrześcijanie i to mający specjalne zaproszenie watykańskiego Sekretariatu Stanu.
W sposób oczywisty było to testowanie nieprzyjaciela i jego zmiękczanie. Kula śniegowa herezji toczyła się, czasem zatrzymując się, czasem przyspieszając. Na końcu pierwszego etapu jej drogi był czwarty punkt Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich (Nostra aetate) – dotyczący stosunku chrześcijaństwa do Żydów i judaizmu. W opinii wielu katolików było to wdarcie się zgorszenia w obręb Tradycji.
Był rok 1965, dwa lata po śmierci żydowskiego nauczyciela gimnazjalnego jego misja dobiegła końca, dzięki dawnym, niemieckim rodom rabinackim, „ekumenicznym” luteranom, braciom kielni i cyrkla oraz powojennej międzynarodówce socjalistycznej. I tak oto nawa Kościoła zaczęła nabierać wody. Jak Costa Concordia.
===================
Przypisy:
1) WJC (World Jewish Congress) to ta sama organizacja, która w już bardziej zaawansowanej fazie „dialogu żydowsko-chrześcijańskiego”przez swojego sekretarza, Izraela Singera, zagroziła Polsce, że jeśli nie zastosuje się do żądań Kongresu i nie przekaże co najmniej 60 miliardów dolarów za mienie pozostawione przez Żydów zabitych w czasie wojny przez Niemców, to „będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. No cóż, jeżeli ktoś myślał, że bilet na to coroczne świętowanie przy dźwiękach klezmerskich kapel będzie tani, albo, że wstęp będzie wolny – grubo się mylił.
A byli tacy, co ostrzegali, i to nawet podczas Vaticanum II (88 głosów przeciw Nostra Aetate) – mówiąc, że to nie chodzi o żaden dialog, lecz o zwykły monolog, za wysłuchanie którego trzeba będzie w dodatku słono zapłacić – gotówką i erozją depozytu wiary.
2) Inna odnoga rodu alzackiego rodu Blumów wydała takie bezcenne perełki, jak wieloletni europarlamentarzysta, żydowski intelektualista, socjalista i wolnomularz Vincent Peillon, minister edukacji Francji 2012-2014, (uczeń wolnomyśliciela Ferdynanda Buissona), owładnięty, jak niektórzy piszą „antykatolickim delirium” i autor projektu nowej, świeckiej religii dla Francji: „ w celu dokończenia rewolucji socjalizm francuski powinien dążyć do ustanowienia nowej religii w miejsce katolicyzmu (…). Rola nowej religii powinna przypaść socjalizmowi, który ma uosabiać rewolucję religijną, będącą jednocześnie rewolucją moralną i materialistyczną. Laickość powinna być właściwą religią francuskiej Republiki demokratycznej i socjalnej”.
Ilustracja 4. Vincent Peillon
“Człowiek – ostatnie ogniwo „łańcucha genetycznego”, według neodarwinistów, lub istota ludzka stworzona przez Boga, do panowania nad światem.(?)
Zastanawialiście się czy te dwa „dogmaty” mogą funkcjonować razem
i stanowić podwaliny współczesności? Odpowiedź jest prosta, tak mogą.
Pomysł na „pogodzenie” tych dwóch sprzecznych teorii zrodził się ponad pięć tysięcy lat temu i jest w ostatecznej fazie wdrażania go w życie.
Polegało to na tym, że zawiązały się grupy określające siebie jako „plemiona wybrańców”, funkcjonujące w wielu obszarach kulturowych w ramach kastowości, a w kulturze Starotestamentowo-Talmudycznej jako „naród wybrany”, w której, w sposób wręcz modelowy, stworzono dodatkowy dogmat, że nie cała populacja ludzka ma cechy człowiecze, a jedynie ta naznaczona i wybrana przez Boga, uzupełniając go,
o następny dogmat, że cała reszta to jednostki, „czekolado podobne”, stojące niżej od zwierząt, przypisując sobie dodatkowo, jako jedynej nacji prawo do rządzenia Światem.
[Dokonując tym samym swoistego podziału ziemskiego ekosystemu na część stworzoną przez Boga, tę wyróżnioną, i tę gorszą bez boskiego namaszczenia czyli neodarwinowską?]
Obok „łańcucha genetycznego” w dziejach świata ożywionego funkcjonuje pojęcie „łańcucha pokarmowego”, czyli ujmując rzecz skrótowo, znaczy to tyle, że aby przeżyć musimy kogoś po prostu pożreć, przy czym, na ogół, przed pożarciem trzeba tego kogoś uśmiercić, czyli zadawanie bólu i uśmiercanie innych dla przeżycia wpisane jest w naturę jako taką, i za naszego ziemskiego doczesnego życia nie uwolnimy się od tej zależności.
[Mówienie, że można żywić się „korzonkami, szczawiem z nasypów
i mirabelkami”, można włożyć między bajki. A tak naprawdę szczaw, korzonki i mirabelki to też żywe roślinne „istoty”, czy czujące
i myślące(?), kwestia nadal sporna.]
W tym momencie dochodzimy do czegoś najistotniejszego – pochodzenia człowieka, czyli dokonania ostatecznego wyboru czy bliżej nam do darwinowskiej małpy, czy do Boskiego zamysłu.”
czy bliżej nam do darwinowskiej małpy, czy do Boskiego zamysłu
Nie wiem z jakiego podręcznika wziął Pan przytoczony w swym poście fragment tekstu (cudzysłowy wskazują, że Pan kogoś cytuje). Na tym portalu nie wyznaje się teorii darwinowskich i raczej nie mamy wątpliwości, że człowiek jest tworem Bożego zamysłu. Rozważania prowadzone (czy cytowane) przez Pana nie mają więc tu wdzięcznych słuchaczy i może powinien Pan przenieść się z nimi na inny portal, np. racjonalista.pl.
Z całym szacunkiem ale wydaje się być tu na miejscu komentarz:
Legere et non intellegere neglegere est – czytać i nie rozumieć jest zaniedbaniem
Dziękuję za cytat. Łacińskich mądrości nigdy za wiele, choć dotąd zdawało mi się, że nienajgorzej radzę sobie z rozumieniem tekstów.
Nie zmienia to faktu, że wytknięta przeze mnie rozterka autora, czy człowiek pochodzi od małpy czy od Boga jest dziewiętnastowieczna więc jak gdyby niedzisiejsza i już mało interesująca wobec znalezisk wykluczających zasadność teorii Darwina. Stąd mój protest. Ma jednak on również głębsze podłoże, albowiem na Legionie zajmujemy się już jakby zagadnieniem bardziej finezyjnym, którym jest – też błędnie poruszone w tym tekście – zagadnienie wybraństwa narodu żydowskiego i jego rola w historii. Jest ono bowiem faktem a nie uzurpacją. Zostali oni wvbrani nie przez własne zasługi, a przez tajemnicę Planu Bożego (ST Rdz 28,14-15; Pwt 7,7n i NT Rz 11,28n). I to warto dziś zgłębiać, bo od tego rzeczywiście zależą dalsze losy naszej chrześcijańskiej cywilizacji. Namawiam do lektury niedawno u nas zamieszczonego tekstu https://ekspedyt.org/2024/01/03/tajemnica-izraela-na-tle-historii/
..Ale pisać i nie rozumieć – to głupota
I te; super, jedyne, niewzruszalne itd., itp. „obiektywne” prawdy,
a nad tym wszystkim wszechobecne dogmaty; kulturowe, religijne, urzędowe i te nasze malutkie jednostkowe, osobiste, czyli dominujący hierarchizm, zwłaszcza społeczny, następca doboru naturalnego, stanowiący jeden z dowodów intelektualizowania trawiących nas atawizmów?