Sensowniej byłoby taktycznie dogadać się na głębokie zmiany w Polsce po tych ośmiu latach, na chwilę, na techniczne wyczyszczenie państwa, z obecną opozycją, bez lewicy
– powiedział w “Onet rano” Przemysław Wipler, kandydat Konfederacji do Sejmu
Zareagował Krzysztof Bosak:
W strategii politycznej Konfederacji absolutnie nic się nie zmieniło. Idziemy do wyborów po to, żeby dać Polakom alternatywę i od PiS-u, i od Platformy. Nie wyobrażamy sobie koalicji z żadną z tych partii
Z prezentu w postaci wypowiedzi Wiplera skorzystali politrucy PiS m.in. Antoni Macierewicz
Formacja niemiecko-rosyjska staje się w Polsce coraz silniejsza, łączy swoje działanie, żeby zniszczyć formację niepodległościową, żeby wyeliminować formację patriotyczną, czyli PiS”. Konfederacja pokazywała się jako formacja narodowa, a jest formacją tak samo zdradziecką jak PO.
„Czym jest tak naprawdę Konfederacja? To nie jest formacja narodowa. To nie jest formacja niepodległościowa” – pełna wypowiedź Antoniego Macierewicza [link]
Co Wipler chciał przez to osiągnąć? Nie posądzam go o finezję czyli o próbę włożenia klina pomiędzy PO a lewicę. Nie wiem co miał na myśli mówiąc „bez lewicy”. Prawdopodobnie jedną z partii lewicowych mającej w nazwie „lewica”, bo pod względem ideowym PO, lewica i PiS tworzą lewacki monolit, którego zasadniczym spoiwem są wykonywane przez nich z wiernopoddańczym fanatyzmem dyrektywy WFE, WHO i ONZ.
Użyłem określenia „lewacki monolit”. Chodzi m.in. o uznanie prymatu ideologii w formie prawa międzynarodowego nad prawem naturalnym. To uznaje rzekomo prawicowy PiS ratyfikując od 2016 roku wszystkie dokumenty począwszy od Agendy 2030 do najnowszych wytycznych WFE i WHO łącznie z obłąkaną polityką klimatyczną.
Nie wiem także co Wipler miał na myśli mówiąc „techniczne wyczyszczenie państwa”. Tu również nie posądzam go o głębszą refleksję i pewnie chodzi o czystkę personalną ograniczoną do obszaru „przy korycie”.
Wypowiedzi Macierewicza nie będę komentować. Te czasy już dawno i bezpowrotnie minęły.
Poważnym błędem strategicznym Konfederacji jest łyknięcie trutki w postaci włączenia do swej reprezentacji eks-pisiora Przemysława Wiplera. Owoce tego błędu już widać w postaci choćby właśnie tej jego wypowiedzi dla Onetu i rzekomego oburzenia Macierewicza.
Jestem pewien, że to “oburzenie” jest ustawką celem kolejnego wbicia w korę mózgową polactfa, że Pis to rogatywka i honor a Konfederacja – ruska onuca. I nie ma co dochodzić “co Wipler miał na myśli” bo mleko już się rozlało i takie być może miał zadanie.
Szerzej omawia temat tego samobója partii, którą staramy się wspierać, mój ulubiony komentator polityczny na You Tube czyli Leszek Szymowski (nie mylić z Szumowiną-Szumowskim):
“Źle się dzieje w Konfederacji”
Przemysław Wipler został wynajęty żeby siać przedwyborcze zamieszanie, straszyć betonowych wyborców PiS sojuszem z Konfederacją aby PiS musiał ciągle zapewniać, że oni z Konfederacją w żadnym wypadku, “bo przecież ludzi krzywdzić nie wolno”, jednocześnie ma to zdjąć z Konfederacji odium, że oni z nikim nie chcą – to PiS ich nie chce
Moim zdaniem Konfederacja, Mentzen ,jest sterowana ,
tak jak poprzednio Korwn Kruul,
przez Grupę Sprawującą Władzę w Polszy …
Tak wentyl bezpieczeństwa, operacja fałszywej flagi.
oby zawsze nasi byli u władzy ..
Ech … mucha nie siada …
—
Dzisiaj dostałem kolejny certyfikat … potwierdzenie drugiej organizacji … które wspieram finansowo.
Z racji swojej kiepskiej sytuacji finansowej … tylko po 30 zł miesięczne , ale zawsze coś.
Polecam. Zróbcie to samo :)
PS: Czyli portalu informacyjnego Pch24 i Ordo Iuris
PS2: Pomimo, że od 6 klasy podstawowej, do dzisiaj, jestem osobą niewierzącą.
Poza tym zastanawia mnie wiele obco brzmiących nazwisk w zarządzie Konfederacji. Mikke, Mentzen, Wipler, niestety również Braun, którego lubię i cenię, Bosak (w genealogii polskich nazwisk wielu Bosaków to dawna krakowska gmina izraelicka), Berkowicz (też pachnie pejsem).
Co by było gdyby PO bez lewicy ale z Konfederacją mieli 231 mandatów, czy wszystkie trzy partie tworzące Konfederację jednocześnie chciałyby takiej wspólnoty aby tylko przestępców z PiS zepchnąć w niebyt, gdyby nikomu nie udało się stworzyć rządowej koalicji, to jak by wyglądały szanse Konfederacji w powtórnych wyborach, spodziewaliby się powiększenia liczby mandatów czy raczej powrotu do dzisiejszej jedenastki, która może pyskować ale nic nie może pożytecznego uczynić dla siebie i dla Polaków
Sugestie, że Korwin i jego inicjatywy polityczne to wszystko robota Moskwy są słabe, bo gdyby to była rosyjska robota to wyniki byłyby znacznie lepsze a Korwin częściej trzymałby język za zębami a nie opowiadał, że podatki za cara i Hitlera były znacznie mniejsze niż za sanacji chociaż to jest święta prawda, Korwin chadzał na rauty do ambasady rosyjskiej, gdyby był agentem Kremla to raczej by go tam nie zapraszali
Co to znaczy “PO bez lewicy”? Nie ma czegoś takiego. Genealogia PO to jest peerelowska żulia spod pewexu handlująca dolarami w bramie i donosząca do ub na swych klientów. Do dziś mają to wyryte na swych gębach.
Ilu członków Konfederacji zaprzeczyło koalicji z PO i PiS po wyborach? Bosaka się usuwa i droga do koalicji otwarta.
Miałem w pracy 1972 – 1992 dwóch kolegów 7ydów, zdolni niesłychanie, nazwisk na polskie nie zmienili, oni zajmowali się software a ja hardware i współpraca z nimi była wzorcowa, jeden z nich gromadził wiedzę, którą i dzielił się ze wszystkimi, drugi gromadził i wiedzę i majątek, tak że uogólnianie że ktoś ma nie po polsku brzmiącego nazwiska to nie jest mocny argument tylko dmuchanie na zimne zwiedzionych wyborców PiS, ja nie muszę na nikogo dmuchać, przypomnę, że Józef Unrug, Franciszek Kleeberg, Kazimierz Wierzyński, Julian Tuwim, Antoni Słonimski nie byli Polakami a wielu Polaków mogło by im pozazdrościć przyzwoitości i patriotyzmu
Pozdrawiam
Przemieszane są te peerelowskie losy Polaków, kto nie wiele potrafił, np. studiował humanistykę to żeby lepiej egzystować szedł do PZPR, SB, ORMO itd. Tak straciłem “kobietę moich marzeń”, która po skończeniu historii była nikim więc zapisała się do PZPR i dostałą lukratywną posadę kierownika największego akademika w mieście, ktoś musiał pilnować tych studentów, pieniądze,mieszkanie, samochód, wakacje na zachodzie, peerelowski luksus na nią spłynął, córki kuzynek mojej mamy wyszły za ubeków, i na chrzcinach czy weselach żarliśmy się bez litości, peerel potrzebował fachowców i donosicieli, kto miał pożyteczne umiejętności, nie chciał obalać ustroju siłą, mógł żyć i nie musiał się sprzedawać komunizmowi
Pozdrawiam
uogólnianie że ktoś ma nie po polsku brzmiącego nazwiska to nie jest mocny argument
Nazwisko człowieka jest jego wizytówką i nic na to nie poradzę. Jako wyborca mam prawo wiedzieć, skąd się ktoś wywodzi, jakich miał rodziców, dziadków itd. O to rodzice dziewczyny pytają jej kandydata na męża i to jest normalne. To jest część tożsamości człowieka, którą szczególnie polityk decydujący się na działalność publiczną winien ujawnić społeczeństwu, a nie obrażać się, że “ktoś mu grzebie w życiorysie”. Dobrze wiedziały o tym władze prl, gdy wszędzie trzeba było pisać tasiemcowe życiorysy, np. starając się o paszport czy na studia.
Pan mnie nazwał zawiedzionym wyborcą PiS i ma pan rację. Ale ich oszustwo było skuteczne m.in, dlatego, że życiorysy polityków dostępne w sieci są od pewnego czasu maksymalnie okrajane, manipulowane itd. Nawet nie zawsze napiszą, gdzie się urodzili. Nagle są po studiach w Warszawie czy Krakowie i dostają np. stypendium zagraniczne. Niech Pan poczyta, jaki wrzask się podniósł, gdy europoseł Tarczyński na tweeterze ośmielił się zapytać Janusza Schwertnera, dziennikarza onetu o ewidentnie izraelickim nazwisku i wyglądzie, o jego rodziców. A Tuwimami, Słonimskimi proszę tu nie grać, bo oni polskość wybrali i mieli do tego prawo. Jednak dość powierzchowny bywał to wybór u niektórych, jak widać po ich dalszych losach – obaj stali się pieszczochami komuny, do tego Słonimski wychował swego pobratymca Michnika (był jego sekretarzem), który stał się wraz ze swą gazetą jednym z głównych nieszczęść patriotycznej i narodowej Polski po jej “wyzwoleniu z komunizmu” w 1989 r.
peerel potrzebował fachowców i donosicieli, kto miał pożyteczne umiejętności, nie chciał obalać ustroju siłą, mógł żyć i nie musiał się sprzedawać komunizmowi
Nielogiczne jest to zdanie. Więc wg. Pana ktoś, kto w peerelu donosił na ub, ale za to “nie obalał siłą ustroju” nie był zaprzedany komunizmowi? Proszę Pana! Przecież właśnie niewidzialna armia donosicieli była najskuteczniejszym orężem tamtego ustroju! Na pewno Pan o tym wie, ale chyba coś Pana poniosło “nie w te strone”.
Każdy kto w jakikolwiek sposób broni PRL-u, albo był jego beneficjentem, albo prowadzi działalność agenturalną, albo po prostu jest zwykłym imbecylem. Ten okres to samo ZŁO! Wielu ludzi ocenia okres PRL-u z dzisiejszej perspektywy i wobec tego rzeczywiście było lepiej. Ale to nie zasługa PRL-u tylko tego, że proces niszczenia cywilizacji i kultury nie był jeszcze, aż tak zaawansowany. Ale to jest RAŻĄCO błędna perspektywa, która wykoleja należytą ocenę sytuacji.
A największym złem PRL-u było to, że każdy, kto chciał w swym życiu polepszyć swój standard życia, wobec zastanego w kołysce musiał, powtarzam MUSIAŁ w większym, bądź mniejszym stopniu się złajdaczyć. I tu tkwi clou powszechności i nieuniknioności patologii tego systemu.
ps jest jeszcze grupa ludzi, która rekrutuje się z rzemiosła, pracowników technologicznych, inżynierów, konstruktorów, architektów, pracowników transportu etc, która uważa, że oni nic złego w tym PRL-u nie zrobili, bo przecież infrastruktura misi istnieć i funkcjonować. Ale jak głęboko wniknąć w ich życiorysy, w tym i zawodowe to zastosowanie ma zasada powyżej. Nawet jeśli nie kradli, nie donosili, nie knuli intryg pod stanowiska, apanaże, czy dostojeństwa, to biernie uczestniczyli w tej patologii i infekowali się nieodwołanym poczuciem niemocy, co w dalszej perspektywie przekładało się na osłabianie systemowe następnych pokoleń, co widzimy i odczuwamy dziś. A alternatywa w postaci emigracyj wewnętrznych i zewnętrznych tylko pogłębiała i utrwalała stan patologii, który stanowił żyzne podglebie dla obecnych postaw i wyborów.
Odpowiem tak “com napisał napisałem” od dawna unikam rozmów tete a tete bo mniemania ludzi ponoszą i nieco później dowodzą, że powiedzieli czego nie powiedzieli, ale widzę, że i napisane może być przeinaczone i aby anulować jedno zdanie “publicysty” trzeba napisać dziesięć zdań, wielosłowie, pustosłowie, jest takie przysłowie matka porządna, ojciec porządny a syn kolejarz
Pozdrawiam
Tak. To jest chyba coś więcej niż zbieg okoliczności. O Braunie mam to samo zdanie. Brekowitz.. Bosak – aaa, to tak się ma powiązanie.
“to biernie uczestniczyli w tej patologii i infekowali się nieodwołanym poczuciem niemocy, co w dalszej perspektywie przekładało się na osłabianie systemowe następnych pokoleń, co widzimy i odczuwamy dziś”
=================================================================================
Humanista tak sobie może dzisiaj rozprawiać, kto mu zabroni lżyć tamtych ludzi i przypisywać im nędzę postępowania “bierne uczestnictwo” żeby był prąd w gniazdku
Obrzydliwa insynuacja
Bardzo trafna i głęboka analiza psychologii “panów Czterdziestolatków “w czasach peerelu. Tamten serial doskonale ukazywał (niechcący) mentalność tamtego produktu półinteligencko-półkolaboranckiego, byłem tego świadkiem w swej młodości. Z tej mentalności rodził się wtedy pis i jego okolice.
Uderz w stół, a …. Boli, trafne spostrzeżenia, niestety bolą. I bez wycieczek osobistych. A tak zdaje się, to było “żegnam człecze”. Kto to powiedział, bo zapomniałem.
Nie masz nic do powiedzenia a piszesz, coś ciebie boli, trafiony zatopiony, i jeszce insynuujesz, portal jest pod egidą Świętego Ekspedyta i noblesse oblige więc zachowuj się przyzwoicie
Czterdziestolatek to fałszywy, prześmiewczy, szyderczy obraz polskiego społeczeństwa, Jerzy Gruza sprawny reżyser skomediował PRL, realne to były filmy Świętej Pamięci Stanisława Barei ale kto by chciał pamiętać. W naszym powiecie “na ziemiach odzyskanych” rząd dusz sprawował ówczesny proboszcz i jednocześnie dziekan kościoła katolickiego, który swoją inteligencją, wiedzą osiągnął wśród ludzi zgonionych zewsząd niebywałe posłuszeństwo, przychodzili do dziekana/proboszcza ludzie miejscy i chłopi po radę, co robić a on nakazywał orać, siać, budować i nie oglądać się, że manna spadnie z nieba, jeżeli chodzi o powstające pod patronatem organizacje to poza PPR i ORMO polecił wstępować do Kółek Rolniczych, do Samopomocy Chłopskiej, do Kas Samopomocy, do Banków Spółdzielczych a nawet do Stronnictwa Demokratycznego i do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego
Adieu!
Zawsze jak oglądam Czterdziestolatka, to mam wrażenie, że w istocie, to fabularyzowany dokument. Nie ma i nie było w tym serialu, dla mnie, nigdy nic śmiesznego. Zawsze, jak go oglądam, to czuję przygnębienie i zażenowanie.
Czterdziestolatek był głupawą komedią satyryczną i w swoim emploi (wzorowanym na durnych komediach przedwojennych) nawet dość udaną, głównie dzięki doskonałym aktorom. Ale treść skrupulatnie omijała najmniejsze zasadzki, gdy można by rozgniewać pana Macieja Szczepańskiego. Ani najmniejszej aluzyjki o aż kipiącej w tamtych latach opresji (Grudzień, Radom). Komunę uosabiał sympatyczny i zaganiany pan dyrektor i jego żonka z awansu, snobująca się na fałszywe antyki, a także majster Maliniak, idealny typ zakładowego donosiciela (zresztą fizycznie podobny do Dudy jak brat bliźniak). Ale Gruza tego wątku nie rozwija, był na to za cwany. Wyprodukował łagodną satyrę, w sam raz by publika była przekonana, że to właśnie jest “prześmiewcze i szydercze”. Scenariusze pisał mu “starszy i mądrzejszy” Krzysztof Teodor Toeplitz – spec od prania mózgu peerelowskim półinteligentom chowanym na “Polityce”, aby gardłowali przy rodzinnym stole, że przecież w peerelu jest “wolność słowa” i w głowach się przewraca tym wichrzycielom latającym z gazetkami. Bareja bardziej się starał, też dzięki świetnym aktorom i genialnym dialogom śp. Macieja Rybińskiego (w “Alternatywy 4”, o ile pamiętam). Jest w jego filmach gorycz i dość drapieżny pazur, jak na tamte czasy, np. potrafił wspomnieć o Kołymie i o KORze, pewnie było tego więcej, ale mu wycinali.
Maliniaka rozwinął w odcinku o wojsku. W odcinku o polowaniu Karwowski, totalnie skołowany wykrzykuje “w 2000 roku nie będzie już tu żadnych lasów!”- nomen omen, ta scena została wycięta w zremaseryzowanej wersji – w odcinku o Węgrzech, próba rozmowy po rosyjsku kończy się ostracyzmem sklepowym, sprawa Małkiewicza to też ciekawy wątek, a profesor z Laponii inicjuje program nawadniania Sahary lodem z Arktyki, wątek Gajosa ośmieszający etatyzm etc. No i Hańcza. Na marginesie jak sprytnie wyszydzono etos ziemiaństwa pod postacią koleżanki Magdy z pracy. Zabawny, groteskowy skansenek, ni priczom.
A zatem poruszono i nowoczesność, rodem z naszych czasów i trochę skrytych realiów. Toeplitz sam tego nie wymyślił, był tylko literackim interfejsem pomiędzy przedstawicielami pomysłodawców, a Gruzą. Z resztą, 40-letek 20 lat później jest wcale nie gorszy od pierwowzoru, choć standard dialogów i gry aktorskiej oscylował wokół norm wytycznych dla postępującego infantylizmu lat 90-tych.
Z punktu widzenia rygorów gatunków filmowych była to udana komedia, ja jednak przedstawiłem tylko własne, indywidualne odczucia. Najzabawniejsza dla mnie scena, to ta, jak Karwowski żali się do Powroźnego, że nie będą już pływać na basenie.
Pewno jestem od Pana starszy, bo czas mi zatarł w pamięci tamte szczegóły. Pamiętam rzeczywiście przerysowaną i wydrwioną, acz bliską memu sercu postać tej jak wtedy mówiono “bezety” czyli “byłej ziemianki” która puszyła się w pracy na próbówkami na temat dobrych manier. I jak małżeństwo Karwowskich dorabiało “łuki” w swym mieszkanku blokowym “żeby było jak w salonie” i kupowali w desie “autentyczny portret pradziadka”. Rzeczywiście, dużo tam było trafionych obserwacji i dzięki takim filmom mamy dziś obraz codziennego życia rodzinno-towarzyskiego w peerelu gierkowskim, trochę zakłamany ale w warstwie obyczajowej jak na talerzu. Ci realizatorzy, jak Gruza czy Bareja, kończyli filmówkę wciąż jeszcze mając takich nauczycieli jak Zelwerowicz, Sempoliński, Bardini, Romanówna i zdołali posiąść ten wyśmienity zmysł obserwacji i humor, jak z przedwojennego kabaretu. A obecną młodzież szkolą powściągliwie utalentowani ponuracy jak Janda czy Englert (ten to jeszcze pół biedy) zaś mistrzynią nad mistrzynie jest dla nich średnia aktorka za mych czasów, Maja Komorowska. Mój smak filmowo-teatralny, niestety, kształcił się na spektaklach np. Teatru Telewizji z takimi po prostu obłędnymi aktorami, jak jeszcze żyjąca Elżbieta Barszczewska, Kreczmar, Łomnicki, Fijewski, Krafftówna, Pawlikowski, Świderski, Barańska… ech, jaka to była plejada! Jak oni potrafili zagrać Fredrę, Moliera, Czechowa, Gogola… Zdarzyło mi się jakiś czas temu obejrzeć kawałek “Ślubów panieńskich” w wykonaniu obecnej młodzieży i wyłączyłem, bo po pierwsze prawie nic z ich kwestii nie rozumiałem (wytłumaczono mi, że jest tak, bo oni myślą, że mówią do mikrofonu przy kołnierzu) a po drugie – jaka tam była szarża, brak wykwintu, a w to miejsce zgrywanie się, mizdrzenie, bez finezji i delikatnego humoru, znajomości ludzkich charakterów….
No dobra, starczy.
Nic dodać, nic ująć. Niedawno oglądałem monolog Kobuszewskiego o zgubionym rozumie. To se ne vrati.
Przyłączam się do chóru staruszków.
To był wyjątkowy czas polskiego aktorstwa.
Niestety następcy nie zbliżają się nawet do tego poziomu.
(Elżbieta Barszczewska zmarła w 1987 roku. Ma Pan zapewne na myśli Grażynę Barszczewską. Panie nie były rodziną.)
Nie, miałem na myśli Elżbietę. Jako chłopak byłem z moją Matką w 1968 r. w Teatrze Polskim w Wwie na “Lili Wenedzie” Słowackiego, gdzie Elżbieta Barszczewska (nie Grażyna!) grała Rozę.