Pieniądze albo hibernacja
Rektorzy alarmują, że gwałtownie rosną koszty funkcjonowania uczelni, które nie znajdują pokrycia w ich przychodach. Fakt, w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z boomem na nieruchomości akademickie, a koszty ich utrzymania są wielkie – ciągle rosną koszty mediów, energii elektrycznej, gazu, wody, ścieków, centralnego ogrzewania… A subwencja z budżetu spada do poniżej 75 proc. w 2022 roku. O takiej subwencji wiele uczelni zachodnich, wyżej od naszych notowanych w rankingach, może tylko marzyć. Te muszą dorabiać swoimi produktami intelektualnymi, co u nas jest słabo praktykowane, więc przychody uczelni są niewielkie.
Co prawda uczelnie po transformacji zamieniły się w fabryki dyplomów, których podaż jest nadal wielka, ale popyt spada. Może to skłoni uczelnie do poszukiwania alternatywnych źródeł ich finansowania i stosowania alternatywnych metod pozyskiwania kadr akademickich na poziomie.
Od dawna kadry uczelni kształtowano poprzez ustawiane, fikcyjne konkursy, niechętnie stosując kryteria merytoryczne, częściej nepotyczne. Faktem jest, że uczelnie przez lata nie były zainteresowane tymi, którzy i bez budżetowych środków finansowych sporo w nauce i edukacji zrobili i gospodarce swoją wiedzą z pożytkiem służyli.
Co więcej, eliminowano z systemu opornych w realizowaniu dostaw obowiązkowych produktów intelektualnych dla baronów akademickich. To oczywiście musiało prowadzić do biedy akademickiej, ale ta przyczyna jest unieważniana w przestrzeni publicznej.
Nikt nie odpowiada na pytanie: skąd się wzięły obecne kadry akademickie i dlaczego kraj tak silnie udyplomowiony, utytułowany, z tak wielką liczbą uczelni z nazwy wyższych, tak kiepsko jest notowany na arenie światowej, a akademicy tak mało są przydatni dla gospodarki oraz formowania elit? Rektorzy, zamiast refleksji nad obecnym stanem rzeczy, ostrzegają: pieniądze albo hibernacja uczelni, ze studentami poza ich murami. Tak uczelnie może przetrwają, ale czy przetrwa Polska jako ważny europejski kraj?
Dodaj komentarz