Tak nazywa się ukraińska partia, którą na potrzeby przeforsowania Włodzimierza Zełeńskiego na prezydenta Ukrainy, animował i sponsorował oligarcha Igor Kołomojski, co to ma aż trzy obywatelstwa: izraelskie, cypryjskie, no i oczywiście – ukraińskie. Nazwa ta jest bardzo podobna do tytułu serialu komediowego „Sługa Narodu”, w którym główną rolę grał właśnie Włodzimierz Zełeński, znakomicie grający obecnie rolę niezłomnego prezydenta Ukrainy.
Możliwe, że pierwotnie Igor Kolomojski – podobnie jak w swoim czasie generał Czesław Kiszczak w Polsce, puszczając na prezydenta Lecha Wałęsę – chciał sobie zadrwić z ukraińskiego narodu, a przy okazji zademonstrować, że rzeczywiście „każdy” może być prezydentem – ale dramatyczne okoliczności uczyniły z komika męża stanu i to od razu – formatu europejskiego, co wyraża się m.in w bezceremonialnym sztorcowaniu rozmaitych polityków europejskich, jeśli tylko nie wykazują oni entuzjazmu do poświęcenia interesów swoich krajów, dla interesów Ukrainy.
W ślady prezydenta Zełeńskiego idą inni ukraińscy politycy, jak np. minister spraw zagranicznych Dymitr Kułeba, a sztorcowani, mając świadomość, że Ukraina i jej przywódcy są obecnie Najukochańszymi Duszeńkami amerykańskiego prezydenta Bidena, który przy użyciu NATO postanowił wojować z Rosją na Ukrainie do ostatniego Ukraińca, wprawdzie otwarcie im się nie sprzeciwiają, ale też migają się, jak tylko mogą, ani ostentacyjnie im nie nadskakują, jak na przykład pan prezydent Andrzej Duda, Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, czy jego pierwszy minister Mateusz Morawiecki. Ci, dla przypodobania się już nawet nie Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi, ale nawet – prezydentowi Zełeńskiemu – gotowi są zrobić wszystko, a zwłaszcza – jak najszybciej wciągnąć do wojny nasz nieszczęśliwy kraj.
W przypadku prezydenta Dudy jest to zrozumiałe; jeśli – jak zauważył Leszek Miller, co to o polityce coś tam musi wiedzieć – chce uzyskać jakąś prestiżową synekurę po zakończeniu dobrego fartu w charakterze prezydenta naszego bantustanu, to musi mieć protekcję Naszego Najważniejszego Sojusznika, a może nawet Sojuszników Pomniejszych – ale na co liczy Naczelnik Państwa, czy jego pierwszy minister – tajemnica to wielka. Tymczasem właśnie Naczelnik Państwa mało jaja nie zniesie, by Polskę wciągnąć do wojny, jaką na Ukrainie prowadzi z Rosją Sojusz Północnoatlantycki, wystrzegając się jednak bezpośredniego zaangażowania militarnego. Dostarcza tylko Ukrainie pieniądze, broń i amunicję.
Tymczasem Naczelnik podczas wyprawy kijowskiej zaproponował by NATO zaangażowało się bezpośrednio, wysyłając na Ukrainę uzbrojoną po zęby „misję pokojową”. Na szczęście prezydent Biden, który podobno koncepcję Naczelnika Państwa – jak oznajmiła rzeczniczka Białego Domu pani Psaki – „rozważał”, po przyjeździe do Europy i odbyciu rozmów z przedstawicielami państw poważnych, postanowił tym razem „nie pozwolić” Naczelnikowi Państwa na taką misję, choćby nawet uczestniczyła w niej tylko Polska.
Ludzie pobożni widzą w tym ingerencję Matki Boskiej, która postanowiła chronić nasz kraj nawet przez Umiłowanymi Przywódcami. Na takie dictum nawet prezydent Zełeński się zreflektował i nie tylko dostroił się do nowej mądrości etapu, ale – chociaż wcześniej rozpływał się w wyrazach wdzięczności za inicjatywę Naczelnika Państwa – nagle oświadczył, że jej „nie rozumie” i wyjaśnił, że: czy na szczęście, czy niestety – to jest nasz kraj i ja jestem tu prezydentem i to my będziemy decydowali o tym, co tu się będzie działo. Myślę, że Naczelnik Państwa, który najwyraźniej już zaczął śnić swój sen o szpadzie – był tym obrotem sprawy bardzo rozgoryczony i nie wziął udziału w uroczystości na Zamku Królewskim, w trakcie której prezydent Biden wynagrodził nas, a ściślej – nie tyle „nas”, co grono osobistości wyselekcjonowanych przez amerykańską bezpiekę, która układała listę gości – komplementami, a nawet przypomniał sobie Kukuńka, co jednak było już – oczywiście niezamierzonym – gestem dwuznacznym. Nie pojawił się tam również Donald Tusk, ale nie wiadomo, czy dlatego że nie chciał zademonstrować jedności moralno-politycznej z Naczelnikiem Państwa, czy też dlatego, że prezydent Biden, uznawszy, że skoro niedawno rozmawiał z kanclerzem Olafem Scholzem, to nie ma potrzeby dodatkowo rozmawiać z jego delegatem na Polskę, więc amerykańscy bezpieczniacy mogli nie umieścić go na liście.
Spośród polityków państw Europy Środkowej tylko węgierski premier Wiktor Orban dlaczegoś nie ulega fascynacji prezydentem Zełeńskim, którego sztorcowania spływają po nim, jak woda po gęsi. Na natarczywe żądania i gorzkie wyrzuty z jego strony, że Węgry nie poświęcają wszystkiego dla dogodzenia Ukrainie odparł, że dla jego przyjemności „nie wyłączy” całej gospodarki węgierskiej – co mogłoby nastąpić, gdyby zaczął popierać najsurowsze sankcje wobec Rosji, jakie każdego dnia obmyślają amerykańscy strategowie.
Zawsze mówiłem, że – w odróżnieniu od naszych Umiłowanych Przywódców – Wiktor Orban potrafi prowadzić politykę elastyczną; nie wyprowadza Węgier ani z NATO, ani z Unii Europejskiej, ale też nie poświęca węgierskich interesów na ołtarzu „jedności”, czy „wartości europejskich”. Za to właśnie Węgrzy go lubią i nie tylko wygrał z większością konstytucyjną trzy wybory pod rząd, ale prawdopodobnie dokona tego i teraz, podczas gdy żadnemu z Naszych Umiłowanych Przywódców taka sztuka nigdy jeszcze się nie udała. Możliwe, że obecnie wśród Węgrów jest znacznie mniej kandydatów na samobójców, niż u nas, gdzie rząd dusz sprawuje z jednej strony pan red. Michnik, a z drugiej – pan red. Sakiewicz.
Tutaj muszę odwołać się do mojej ulubionej teorii spiskowej, według której Polską rotacyjnie rządzą trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie, a każde ciągnie w swoją stronę również swoje polityczne ekspozytury, w związku z czym prowadzenie jakiejkolwiek polityki POLSKIEJ wydaje się niemożliwe. Toteż właśnie Nasi Umiłowani Przywódcy zerwali stosunki z Wiktorem Orbanem, na skutek czego spotkanie Grupy Wyszehradzkiej nie doszło do skutku. Cóż innego mogłoby bardziej udelektować niemieckiego kanclerza, jak nie praktyczne rozpadanie się Grupy Wyszehradzkiej? Ale za to „Gazeta Wyborcza” może pochwalić nawet Naczelnika Państwa”, nie mówiąc już o jego pierwszym ministrze Mateuszu Morawieckim, który właśnie zdecydował, że Polska nie będzie już importować z Rosji ani ropy, ani gazu ani węgla. Węgiel importowany z Rosji pokrywał dotąd około 16 proc, zapotrzebowania, przy czym korzystały z niego gospodarstwa domowe. Ponieważ premier, pewnie w obawie przed ściągnięciem gromów na swoją głowę, nie ośmielił się wskazać tym gospodarstwom żadnego paliwa zastępczego, to minister Sasin, który podobno drze z premierem koty, natychmiast zadeklarował, że Polska zwiększy wydobycie własnego węgla, co z kolei mogło wywołać wściekłość niemieckich Zielonych, więc tylko patrzeć, jak przyjedzie do nas panna Greta Thunberg żeby nas obsztorcować za nieczułość wobec męczarni przeżywanych przez „planetę”.
I tak miotaliśmy się w mroku niepewności, jaką politykę prowadzą akurat Nasi Umiłowani Przywódcy, aż wreszcie te ciemności rozproszył rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych pan Łukasz Jasina oświadczając, że Polska jest „sługą narodu ukraińskiego”. W jednej chwili wszystko się wyjaśniło i to nie tylko na chwilę obecną, ale kto wie, czy tak już nie zostanie nie na zawsze?
Stanisław Michalkiewicz, 7 kwietnia 2022/strona autorska/ redakcja tekstu: dakowski.pl
I śmieszno, i straszno. Gdyby parę lat temu ktoś mi wręczył ten opis, że takiej Polski (?) dożyję, to odesłałbym go do wariatkowa.
A co to parę lat temu było inaczej albo nie było to do przewidzenia, że będzie kontynuacja realizowania niepolskich interesów przez rządzących w Polsce? Przecież od 1939 r. poprzez okrągły stół (najbardziej chyba wyraźna tzw odwilż) terytorium Polski zarządzane jest praktycznie tak samo przez podobnych ludzi.
No, jednak o plandemii w tak ludobójczej skali nie mówiono przed 2 laty. Nikt też nie widział takiego systemowego zalewania Polski milionami wysiedleńców z Ukrainy, była jakaś inwazja przesiedleńcza, ale nikt takiej skali i takiego zaangażowania tzw. sił światowych nie przewidywał. Oczywiście, znane były plany i teorie, dowód na tę wiedzę mamy w niedawnych jeszcze wpisach na Legionie, ale praktyka była jakoś tam kamuflowana, odrobinę bardziej powściągliwa. Takiego wściekłego, otwartego natarcia tzw. elit polskich i światowych w celu unicestwienia naszego narodu i naszej tożsamości, dotychczas nie było. I jeszcze – ten towarzyszący temu ich rechot, gdy lokalne gamonie posłusznie gugają brednie jakich chce ich pan, przekonane, że głoszą własne poglądy i lecą wrzucać głosy na podsuwanych im pajaców, coraz mniej zamaskowanych (bo dla tak bezwolnego stada już szkoda fatygi) jak Żeleński na obcasach, Makron ze swoją młodziutką żoneczką, moczący się prezydent naszego Najważniejszego Sojusznika czy cała ta gromada nakręcanych papużek w Polsce, z dziadziem w berecie i kotem na smyczy jako ich przywódcami.
To prawda, że pewnych rzeczy nie było. Ale do póki przy władzy są socjaliści to jednak nie jest dziwne, że się pojawiają. Np. jeśli socjaliści (jacykolwiek) będą dalej rządzić to nie powinno dziwić jak np. za jakiś czas wprowadzą taki podatek katastralny, że nas wszystkich wywłaszczą, albo sprowadzą tutaj eskimosów, Chińczyków, Zulusów czy kogokolwiek a my będziemy musieli zanosić do Urzędu Skarbowego na ich (godne i bezproblemowe ma się rozumieć) utrzymanie, albo każą nam chodzić w kombinezonach bo jest nowy covid czy coś tam. Socjaliści mają fantazję a dopóki są przy władzy nic nie powinno dziwić ;)
Gdy czytam ulubione określenie pana Michalkiewicza “nasi Umiłowani Przywódcy”, to przychodzi do mnie myśl, że chodzi o ludzi wybranych przy wódce.
Wielu z nich ma swoje korzenie na U krainie. Na przykład Jarosław K – w Odessie (poprzez babkę ze strony ojca), Mateusz M – w Stanisławowie, zwanym przez Ukraińców Iwano-Frankiwsk (poprzez matkę). Czyli służą swoim.
Natomiast sługa narodu z tą swoją liczbą 44, którą osiągnął tuż przed rozpoczęciem wyczekiwanej wojny, jest niepokojący.
Kiedyś gdzieś czytałam, że U kraińcy są bardziej cywilizowani niż Rosjanie, bo mówią “ja pracuju”, a Rosjanie “ja rabotaju”, a słowo “rabotać” podobno pochodzi od słowa rab (dawniej niewolnik, sługa).
Zatem wychodzi na to, że niewolnikami i sługami są Rosjanie.
Polacy dostali zadanie, aby pomagać i pomagają. I trzeba to czynić, bo Bóg za dobre wynagradza, a za złe karze. Pomoc powinna być mądra i roztropna, uwzględniająca słowa Pisma Świętego:
“Nie wprowadzaj do domu swego każdego człowieka,
różnorodne są bowiem podstępy oszusta.
Przyjmij obcego do domu, a wtrąci cię w zamieszanie
i oddali cię od twoich najbliższych.”