Jakim błogosławieństwem jest krótka pamięć! Pozwala ona ludziom pozostawać w poczuciu słuszności, a nawet wyższości moralnej, by z tej wieży z kości słoniowej udzielać innym zbawiennych pouczeń. W przeciwnym razie o żadnej słuszności, ani wyższości moralnej nie można by mówić, co ludzi ambitnych musiałoby wprawiać w dysonans poznawczy, a nawet – w przygnębienie.
Błogosławiony charakter krótkiej pamięci jest widoczny zwłaszcza w związku z wojną na Ukrainie, która została wykorzystana do dalszego tresowania mniej wartościowych narodów tubylczych do zachowań stadnych. Epidemia zbrodniczego koronawirusa przestała bowiem robić wrażenie, więc tę wojnę treserzy uznali za prawdziwy dar Niebios. W tej chwili nie chodzi już o stadne wzbudzanie paniki z powodu zbrodniczego koronawirua, który, jak zwykle, okazał się taktowny i politycznie wyrobiony. Teraz chodzi o tresurę w zakresie moralnego oburzenia, które – za sprawą pierwszorzędnych fachowców od wzbudzania masowych nastrojów – pozwalają tresowanym w moralnej czystości czyściochom, uczestniczyć w polowaniach na czarownice w przekonaniu, że całemu światu a nawet Zaświatom oddają przysługę. Toteż jeden przez drugiego demaskują pod każdym krzakiem ruskich agentów, wymyślają nie tylko zbrodniarzowi wojennemu Putinowi, jego zdemoralizowanym pomagierom, nie mówiąc już o „sołdatach”, którzy właśnie otruli się pasztecikami, podanymi im przez poczciwą ukraińską babuszkę, pewnie kuzynkę ten pani, co to słoikiem z kiszonymi ogórkami, czy może pomidorami – bo różne szkoły rozmaicie to wydarzenie przedstawiają – strąciła zbrodniczego rosyjskiego drona. Pokazuje to, że żywność, czy to w postaci pasztecików, czy kiszonek, na naszych oczach staje się bronią strategiczną. Nie muszę dodawać, że trucie nieprzyjaciół pasztecikami nie tylko nie wzbudza w nikim żadnych moralnych wątpliwości, tylko radość – a to, co dostarcza radości ludziom sprawiedliwym, nie może być moralnie podejrzane. Przeciwnie – najwyraźniej mieści się ono w nakazie miłowania nieprzyjaciół, bo podanie im pasztecików – wszystko jedno; zatrutych czy nie – z pewnością jest aktem miłosierdzia, dzięki któremu nieprzyjaciele ci wcześniej mogą zostać zbawieni, chyba, że zostaliby potępieni za działanie w służbie wojennego zbrodniarza Putina zamiast go zamordować i w ten sposób obalić.
Ta różnica w podejściu do zagadnień moralnych bierze się z rozróżnienia między wojnami sprawiedliwymi i niesprawiedliwymi. Kryterium tego rozróżnienia wydaje się proste: sprawiedliwą jest wojna którą albo my, albo nasi przyjaciele, niechby nawet doraźni, toczą z nieprzyjacielem, zaś wojną niesprawiedliwą jest ta, którą nasz nieprzyjaciel toczy z nami, albo nawet tylko z naszym doraźnym przyjacielem. Wynika z tego, że ta sama wojna może być jednocześnie i sprawiedliwa i niesprawiedliwa. Jak się okazuje, zagadnienia teologii moralnej wcale nie są aż tak skomplikowane, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało.
Ta rewolucyjna teoria służy oczywiście podbudowaniu rewolucyjnej praktyki, bo w przeciwnym razie moglibyśmy mieć poważny kłopot z zakwalifikowaniem wojny, jako sprawiedliwej lub nie, a tak to wszystko jest jasne, dzięki czemu JE abp Stanisław Gądecki może nieubłaganym palcem wytykać patriarsze Moskwy i Wszechrusi Cyrylowi sprośne błędy Niebu obrzydłe, ponieważ wzdraga się on z potępieniem zimnego ruskiego czekisty, zbrodniarza wojennego Putina. Postępowanie patriarchy Cyryla jest bowiem tym bardziej godne potępienia, że Putina za zbrodniarza wojennego jednomyślnie uznał Senat Stanów Zjednoczonych, ten sam, który w roku 2017 jednomyślnie przyjął ustawę nr 447, a wiadomo, że co zostanie związane na ziemi, zwłaszcza na ziemi amerykańskiej, będzie związane również w Niebiesiech. W tej sytuacji nikt już nie może mieć wątpliwości, po czyjej stronie stanąć, kogo nieubłaganym palcem piętnować, a kogo podziwiać, jako jasnego idola.
I w tym właśnie momencie daje o sobie znać błogosławiony charakter krótkiej pamięci. Gdyby bowiem nie ona, to moglibyśmy popadać w dysonanse poznawcze. Weźmy na przykład taki kryzys karaibski, który omalże nie skończył się źle. Wszystko zaczęło się w roku 1959, kiedy to Fidel Castro na czele swoich partyzantów, obalił kubańskiego dyktatora Fulgencio Batistę, objął władzę i znacjonalizował wiele amerykańskich przedsiębiorstw, które na Kubie robiły rozmaite interesy. Trudno, żeby coś takiego mogło się Amerykanom podobać, toteż prezydent Kennedy pozwolił Centralnej Agencji Wywiadowczej, by zmobilizowała kubańskich emigrantów i żołnierzy najemnych, którzy obaliliby Fidela Castro i przywrócili na Kubie sprawiedliwość i porządek. W drugiej połowie kwietnia 1961 roku wojska te dokonały inwazji w Zatoce Świń, ale zostały zatrzymane, ponosząc wielkie straty, a ci, którzy nie zginęli, dostali się do niewoli, z której Stany Zjednoczone wykupiły ich później za wielkie pieniądze. Na wszelki jednak wypadek Fidel Castro zacieśnił stosunki ze Związkiem Sowieckim, którego przywódca Nikita Chruszczow skorzystał z okazji, by na Kubie, pod nosem USA, zainstalować sowieckie pociski nuklearne. Tym razem sprawa była poważna, bo chociaż Kuba, podobnie jak Ukraina, była suwerennym państwem, które w związku z tym mogło przyjaźnić się, z kim tylko chciało i instalować na swoim terytorium takie uzbrojenie, jakie mu się żywnie podobało, to jednak Stany Zjednoczone nie mogły tolerować na Kubie broni, która mogłaby dosięgnąć znacznej części terytorium USA. Toteż prezydent Kennedy zarządził morską blokadę Kuby, a jednocześnie amerykańskie siły strategiczne zostały postawione w stan pogotowia na wypadek, gdyby sowieckie okręty, wiozące na Kubę broń jądrową i inne towary, nie zatrzymały się na rozkaz okrętów amerykańskich. Świat znalazł się na skraju nuklearnej Apokalipsy, ale tajniacy obydwu stron wynegocjowali kompromis, dzięki któremu pokój światowy został uratowany. Sowieci wycofali swoje rakiety z Kuby, w zamian za co Amerykanie wycofali swoje rakiety z Turcji, które wcześniej znalazły się tam w związku z prowadzoną przez USA polityką mocarstwową. Warto przypomnieć, że mocarstwowość oznacza zdolność państwa do ustanawiania i egzekwowania swoich praw poza swoimi granicami. Egzekwowanie to dokonuje się albo przez podduszanie ekonomiczne, albo za pomocą siły zbrojnej, która oczywiście przechodzi do porządku nad suwerennością danego państwa. Dzięki temu zyskujemy pozór moralnego uzasadnienia, które potem pozwala na rozróżnienie, czy mieliśmy do czynienia z wojną sprawiedliwą, czy nie. Toteż nikomu, a zwłaszcza Senatowi USA, nie przyszło nawet do głowy, by w związku z inwazją w Zatoce Świń uznawać prezydenta Kennedyego za zbrodniarza wojennego. Przeciwnie – za sprawą odpowiedniego urabiania światowej opinii publicznej przez pierwszorzędnych fachowców od masowych nastrojów, prezydent Kennedy był powszechnie uważany za jasnego idola, podobnie jak dzisiaj – prezydent Zełeński.
Podobna sytuacja zaistniała w roku 2001, kiedy to po uderzeniu samolotów pasażerskich w Pentagon, wieże World Trade Center i w ziemię w Pensylwanii Stany Zjednoczone przyjęły doktrynę „ataku prewencyjnego”, przyznając sobie prawo „inwazji na dowolny kraj w dowolnym momencie”, jeśli tylko rząd amerykański uznałby, że z jakichś powodów byłoby to dla USA korzystne. We wrześniu 2002 roku Kongres USA stworzył pozory legalności w postaci rezolucji zezwalającej na użycie sił zbrojnych przeciwko Irakowi. Irak bowiem oskarżany był o posiadanie broni masowej zagłady, co potwierdzali liczni świadkowie, jako że już Rejent Milczek zauważył, że „nie brak świadków na tym świecie”. Prawdziwą przyczyną jednak było to, że Saddam Husjan zaczął się odgrażać, że w transakcjach eksportu ropy odejdzie od amerykańskiego dolara na rzecz euro lub japońskiego jena. Takiej zbrodni żaden miłujący pokój kraj nie mógł już tolerować. Toteż już od początku roku 2002, lotnictwo amerykańskie i brytyjskie, pod pretekstem ONZ-towskiej misji kontrolowania przestrzeni powietrznej Iraku, rozpoczęły nasilające się bombardowania, w celu zniszczenia irackiej obrony przeciwlotniczej. Te rajdy bombowe miały miejsce przed oficjalnym rozpoczęciem wojny na podstawie decyzji Kongresu 11 października 2002 roku. Oczywiście zarówno lotnictwo uderzeniowej koalicji, jak i odziały lądowe, starannie celowały w nieprzyjacielskich żołnierzy, unikając za wszelką cenę trafiania tamtejszych cywilów, a zwłaszcza dzieci. Wiarygodni świadkowie wielokrotnie widzieli, jak amerykańskie samoloty, w obawie przez skrzywdzeniem cywilów lub dzieci, wciągały z powrotem zrzucone już bomby oraz wystrzelone wcześniej pociski, dzięki czemu wszyscy myśleli, że żaden cywil podobno nie zginął. Tak czy owak, sprawiedliwa wojna doprowadziła do obalenia Saddama Husajna, który nawet został przez niezawisły sąd skazany na śmierć przez powieszenie i powieszony, dzięki czemu nikomu już nie przychodziły do głowy pomysły, żeby dolar pozbawiać funkcji waluty światowej. Pewien kłopot sprawiała broń masowej zagłady, której z zagadkowych przyczyn nikt jakoś nie mógł znaleźć. Dopiero pan red. Bronisław Wildstein, nie ruszając się z Warszawy, wszystko wyjaśnił stwierdzając, że Saddam Husajn ukrył tę broń „w miejscach niemożliwych do wykrycia”. Świat odetchnął z ulgą, chociaż w Iraku narastał chaos i przemoc, którego amerykańskie wojsko nie potrafiło opanować, aż wreszcie jesienią 2011 roku się wycofało do Kuwejtu, a wtedy się okazało, że mimo wspomnianych środków ostrożności, sami Amerykanie naliczyli aż 126 tysięcy zabitych cywilów, chociaż nie wiadomo, czy były wśród nich dzieci, czy ginęli wyłącznie cywile dorośli. Ale właśnie dlatego, że tak mało cywilów zginęło, prezydent Obama jesienią 2009 roku dostał pokojową Nagrodę Nobla, co pokazuje, że komitet noblowski tak samo miłuje pokój, jak prezydent Obama, który w tym czasie prowadził aż dwie wojny. Ale były to wojny o pokój, jako że każda wojna toczy się przecież o pokój – oczywiście z wyjątkiem wojen niesprawiedliwych, choćby takich, jaką na Ukrainie prowadzi zbrodniarz wojenny Putin – bo to jest wojna o wojnę. Toteż Putin żadnej pokojowej Nagrody Nobla nie dostanie, dzięki czemu jeszcze lepiej możemy się utwierdzić w podziale wojen na sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Myślę, że w takiej sytuacji również JE abp Stanisław Gądecki nie miałby najmniejszych wątpliwości, po czyjej stronie stanąć, co potępić, a co pochwalić, bo jak już padł rozkaz, że w ramach tresury wszyscy mamy wierzyć w to samo, to nie ma rady – wierzymy, albo przynajmniej udajemy, żeby sobie niepotrzebnie nie obciążać pamięci.
Obecnie, w kościołach po Mszy św. czytany jest obszerny list, bez wymieniania nadawcy czy adresata, dotyczący “rosyjskiej napaści” na “bezbronną Ukrainę”. Jak twierdzi znajomy kapłan, otrzymany został przez parafie “od zwierzchności”. Jest emocjonalny, nieumiarkowany, roi się w nim od epitetów wobec rosyjskiej władzy. Nie jestem tej władzy stronnikiem ani wielbicielem, jednak martwi mnie, gdy hierarchowie nasi ukochani angażują Kościół w kolejną propagandową hucpę, jak przedtem, z całym swym autorytetem, zaangażowali się w odrażający humbug maseczkowo-szczepionkowy ze wszystkimi jego konsekwencjami (liczne ofiary śmiertelne wśród zaszczepionych, nie wiadomo, ilu z nich na skutek namowy biskupów, czy trwająca nadal masowa profanacja Najświętszego Ciała Chrystusa przez przyjmowanie Komunii św. na rękę).
Po co im potrzebny udział w kolejnym politycznym szaleństwie? – pozostanie tajemnicą. Jak również odpowiedź na pytanie, na jakiej podstawie nagle uznali Domy Boże za odpowiednie miejsce dla propagandy politycznej, choć wcześniej upominali a nawet zwalniali na wcześniejsze emerytury kapłanów w rodzaju ks. Kneblewskiego, krytykujących w swych kazaniach niegodziwości i zakłamanie polityków.
Nie pamiętam też ich równie oburzonych głosów, gdy masowo i w najokrutniejszy sposób mordowano i morduje się nadal chrześcijan w Afryce, w Azji czy na Bliskim Wschodzie.
Być może odpowiedź na te pytania znajduje się w tzw. “zbiorze zastrzeżonym”, który powstał jak rozwiązywano (hehehe) WSI? ;). Podobno A. Duda miał go ujawnić ale jakoś niepokorni (ehehe) i niezależni (ehehe) dziennikarze na to nie naciskają.
Ujawnia się wstrętne oblicze anty-kościoła. Naczelny Sutener wynajmuje Wielką Nierządnicę różnym gachom: a to do ćwiczeń wuhao, a to wuefu, a to różnym politykierom, a to komunistom, a to czcicielom Pachamamy, a to sodomitom, a to astrofizykom od pierwszego bum i kosmitów, etc, etc.
(…) i morduje się nadal chrześcijan w Afryce, (…) Dowiedziałam się, że 24 marca katolicki ksiądz Felix Fidson Zakari został uprowadzony i zamordowany przez bandę zwyrodnialców, a razem z nim około 50 osób z wiosek stanu Kaduna w Nigerii. Nawet wysłałam tę informację proboszczowi mojej parafii, aby oderwać go od ukraińskiej fiksacji…
Księży Tokarzewskich, już nie ma i nie będzie. Pius XII był ostatnim prawdziwym Papierzem. Kościół zmierza śladem Cudenhove Kalergiego i z tym trzeba się po prostu pogodzić. Kiedy nadejdzie czas weryfikacji, zaistnieje zdziwienie. I tyle.
Drogi przyjacielu, cenię niejeden Pana wpis, czemu nie raz dawałem wyraz na naszym forum. Ale ceniłbym Pana jeszcze bardziej, gdyby częściej dawał Pan świadectwo emocjonalnej powściągliwości i panowania nad tematem. Używanie przez Pana drastycznych epitetów, zwłaszcza wobec Franciszka, w niczym nie wzbogaca dialogu, a jest przykrym odgłosem przy stole. Redakcja byłaby wdzięczna, gdyby Pan bardziej się kontrolował, zwłaszcza że epitet jako środek stylistyczny wymaga sporej wprawy, aby nie stał się obrzucaniem kogoś nieczystościami. Myślę, że Pan jest blisko tej granicy, a nawet już ją przekroczył.
Myślę często o tych prostych czarnoskórych katolikach, wrzuconych w bezkres pustyń i pogaństwa Afryki, potrafią oni być tak wierni i dla wielu z nas są wzorem. Dla nich katolicki ksiądz jest rzeczywiście wysłannikiem Boga i bezgranicznie mu ufają, a w chwilach zagrożeń, kryją się w tych biednych kościółkach z trawy i gliny, jak bezradne dzieci szukające u ojca ratunku. I taki kapłan ma serce rozdarte, bo innego ratunku im dać nie może, jak iść razem z nimi na śmierć.
Nasz świat jest już za głupi i zbyt spodlony, by móc i chcieć wywołać w swoich czarnych sercach te tragiczne obrazy i im współczuć. Nikt o nich nie myśli, nikt im nie pomaga, nikt o nich się nie upomina. Czasem dobiega jakiś słaby daleki głos samotnego misjonarza czy siostry zakonnej, która tam jeszcze trwa, wzywający pomocy. Która nie nadejdzie, bo ważniejszy jest pajac w Kijowie na wysokich obcasach, wysługujący się masonom.
No jeszcze Jan Paweł I. On chyba przypadkiem się zaplątał w historię dziejów, jako hamulcowy. Ale jedynie na 33 nomen omen dni. No i wizyta Nikodema 5 września 1978r. i jej skutek.
To niebywałe, ale on chciał się nazwać Piusem XIII, czyli przeciw temu co wydarzyło się jako Sobór. A w efekcie Jan Paweł czyli synergia Jana XXIII i Pawła VI. To jest dopiero tragiczna postać. A my karmimy się kremówkami!
Wiara katolicka w krajach Afryki jest bardzo silna i przypomina żarliwą wiarę pierwszych chrześcijan. Prosta i uboga. Prawdziwa i gorąca. Osobiście jestem trochę zaangażowana i wspieram finansowo karmelitańskie misje, których owoce są wspaniałe. Ci ludzie bardzo mocno kochają naszą Polskę i wciąż się za nas modlą.
W tym obrzydliwym świecie satanistów- zwyrodnialców w skórach i obcasach (z pupilami Klausa Szwaba na czele), na których widok robi mi się niedobrze, spojrzenie na szczery uśmiech tych czystych ludzi Afryki działa na mnie kojąco.
A co do naszego kochanego Myrona, to jeśli chodzi o Papieża Franciszka (wg mnie biskupa w bieli z tajemnicy Fatimskiej, który zostanie zabity podczas zbliżającej się rzezi w Rzymie), no cóż… Myron ma swoje poglądy na temat Franciszka i co na to poradzić…? Mnie osobiście bardziej od tego, jak Myron ocenia głowę KK boli to, że od lat nie przystępuje do Spowiedzi i Komunii Świętej. A jak to musi boleć Pana Jezusa…
Zgadzam się z notką, dziwię się komentatorom, którzy jakby nie zauważali meritum notki, a wikłają się w erystykę katolicką lub wręcz gaworzą sobie.
Temat jest zmorą gawiedzi: “jak w porę zauważyć, że jesteśmy robieni w konia przez ludzi, którzy przecież uchodzą za NASZYCH”.
Bez emocji trenuję moralne oburzenie. Gdzie nierządnica, tam i sutener.
od lat nie przystępuje do Spowiedzi i Komunii Świętej
Ojej, to niedobrze. Niech się śpieszy, bo niedługo trzeba będzie ze świecą szukać spowiednika. Sakramenty są lekarstwem duszy śmiertelnie zatrutej grzechem pierworodnym. Jak bez nich w ogóle można iść przez życie? Gdy jadowite węże coraz liczniej owijają nam nogi i kłębami spadają z drzew na głowy? Tylko kapsuła Łaski nas chroni, wtedy można iść spokojnie.
Czy może Pani polecić jakiś fundusz? Ja też wspieram różne kościelne inicjatywy, ale może wie Pani o czymś szczególnie ważnym lub pilnym?
Pani Joanno!
Na pani wrażliwe ręce składam mą prośbę!
Od jakiegoś czasu, brat nasz, zacny i poczciwy Geminiano, ze świętym uporem stosuje wobec mnie zakon milczenia i obojętności.
Domyślam się, iż zainspirowały go w tej kwestii nauki Świętego Izaaka z Niniwy:
Wielu gorliwie poszukuje, lecz tylko ci znajdują, którzy pozostają w bezustannym milczeniu. (…) Jeśli miłujesz prawdę, będziesz także miłośnikiem milczenia. Ono sprawi, że Bóg oświeci cię niby słońce.
Z narzucaniem sobie postów i zakonów nie należy jednak przesadzać. W każdej najbardziej nawet zbożnej sprawie dobry jest umiar. Będąc architektem, wiem coś na ten temat…
Czy pragnąc oderwać Geminiano od jego rygorów i wyrzeczeń postępuję aby egoistycznie? Być może… lecz jako adoratorowi wszelkich nauk uczonych bardzo brakuje mi owych literacko-teologicznych dysput. Co prawda wobec wiedzy religijnej naszego eremity-erudyty czułem się niczym ów ubogi Łazarz (ba, gdzie mi tam było do Łazarza, gdy żadne psy nie przychodziły by lizać ropiejące rany mej duszy… ech!) to jednak nieśmiało sekundowałem mu w rozważaniach, wspierając wiedzą z dziedziny poezji i sztuki.
Kto wie, być może żarliwa modlitwa zdołałaby zmiękczyć serce naszego pupila i sprawić by nie odwracał się ode mnie? Wpadłem na pomysł by w rzeczonej kwestii zanieść swe prośby do Świętego Judy Tadeusza… jest on wszak patronem spraw BEZNADZIEJNYCH. Czy to właściwy kierunek? Sam nie wiem…
(Święty Juda Tadeusz to patron spraw beznadziejnych i trudnych, a także szpitali i personelu medycznego (zatem mógłby być batem na kowidian wszelkich, sic!). Jest on nazywany „bratem Pańskim” choć dokładny stopień pokrewieństwa z Jezusem nie jest znany… tyle wikipedia)
Chylę czoła, prosząc nieśmiało o pomoc i radę… obawiając się zarazem, iż mogę żądać zbyt wiele…
Drogi Myślozbrodniarzu!
Myron to bardzo głęboka woda, tylko Pan Jezus potrafi chodzić po tak głębokiej wodzie… Co prawda Myślozbrodniarz jest wybitnym pływakiem, ale jednak zalecana jest ostrożność.
Mówiłam kiedyś, że u Św.Ekspedyta jak w domu, a skoro “sami swoi”, to pozwolę sobie na osobistą refleksję odnośnie Myślozbrodniarskiego określenia rzuconego (nawet jeśli tylko żartobliwie) Nietytusowi. Nie nazywaj nigdy nikogo pomiotem ……. To nie jest dobre.
Ps. Byłeś na Adoracji? Choć raz, choć przez chwilę?
“Jak cudownie chcieć i nie móc. Jeszcze piękniej móc i nie chcieć”.
Ech… a mówią, że kto pyta, nie błądzi…
Nic to, czym prędzej zamykamy ów drażliwy temat!
Proszę przyjąć moje pokorne przeprosiny i uznać całą sprawę za niebyłą.
P.S. Święty Ekspedyt był żołnierzem i swoim gladio z pewnością skrócił niejedno ludzkie życie. Świat jest brutalny a ludzie bywają potworami.
I póki co, nic nie da się z tym zrobić…
Pokutujący Łotrze, wspieram karmelitańskie misje w Burundii, od paru lat zamawiam też każdego miesiąca Msze Wieczyste w klasztorze w Czernej, za 3 dusze (żywe i czyśćcowe). Jest też Niepokalanów mojego kochanego Ojca Maksymiliana. Zamierzam się również włączyć w akcję billboardową, o której usłyszałam w Telewizji Chrystusa Króla z Chicago.
I póki co, nic nie da się z tym zrobić
Drogi Myślozbrodniarzu, masz wiedzę, ciekawy, bogaty język, dobry styl i już nie raz namawiałem Ciebie na prowadzenie na Ekspedycie własnego bloga. Ponawiam tę myśl. Jednak jeden jest warunek:
PRZESTANIESZ UŻYWAĆ TEGO OKROPNEGO RUSYCYZMU “PÓKI CO” !!!!
Chyba, że to była stylizacja na język potoczny.
Ja wiem, że język polski ewoluuje i to, co wczoraj było błędem dziś występuje jako kolokwializm. Tym bardziej Ekspedyt chce stać na straży literackiej polszczyzny. Czuwaj!
Joanno, czy mogłabyś podać mi namiar na te misje w Burundi? Mają stronę w sieci lub coś w tym rodzaju?
Niestety, TV Chrystusa Króla, mimo niektórych pożytecznych rozmów (sam na Legionie nie raz cytuję wspaniałe katechezy ks. Bąka) ) zarazem podpada mi z powodu właśnie swej nazwy. Dlaczego nie nazwali siebie Telewizją Chrystusa Króla Polski?
Również budzi moje wątpliwości akcja z obwożeniem po Polsce na szkaradnym wózku Obrazu Chrystusa Króla Polski jakoby “zaaresztowanego” wcześniej na Jasnej Górze. Pamiętam sprzed około 12 lat akcję wokół tego, jaką rozpętała sławetna pani Miecia, zresztą nomen omen działająca w Chicago i nie jestem pewien, czy oni jakoś tam nie są z nią powiązani. Sam obraz też mi “nie leży”. Są portale katolickie, na których nazywa się go wprost “portretem atamana” i coś w tym jest. Mamy przecież piękną figurkę Chrystusa Króla Polski pochodzącą jeszcze z czasów śp. ks. Kiersztyna, dlaczego jej nie propagują?
Moje wpisy zostały, jakimś trafem przekonwertowane na Inowrocław. To jest tu mój ostatni wpis. Myślozbrodniarz to jednak zwykły prowokator i proszę spokojnie to przeanalizować. A co do ksiąg wieczystych i kolejarzy, chodziło mi o to, że wpływy kapitałowo nieruchomościowe utrzymują się powyżej granic prawa własności wytyczonych kodeksami państw, które nie rządzą, a jedynie administrują powierzonymi im terenami i tzw. “zasobem ludzkim”. Kiedyś pięknie to opisała Ewa Rembikowska w analizie kto zarządzał szaletami miejskimi w Warszawie za zaborów i w II RP. Ciekawy wpis. Nietytus
Arcyzacny Łotrze, najpierw podpuszczasz i chwalisz, potem zaś ganisz i rugasz… to, póki co, oooo… sorki, jak na razie? tymczasowo? …iście rabiniczna przewrotność.
Dlaczego właściwie jest to rusycyzm, względnie putinizm?
Pustka w mojej głowie… podpowiedz coś dobry człowieku, zamiast tylko krytykować. Poza tym, rusycyzmy są dziś wszak przejawem nonkonformizmu i oporu wobec władzy.
Mój styl szlifowałem pisząc razem z kolegą 600 stronicową powieść p.t. “Arlekimn i dwa Verduzzo”. Bryk leży gotowy na dysku. Na razie nie zdołałem tego wydać, bo kolega, wrażliwiec, po prostu się obraził. I nie wiem jak go udobruchać.
A tak na serio: “Niebiańska Jerozolima” zaliczyła niedawno 9500 wejść. Jak na ten portal, jest to rezultat (jak mniemam) wybitny! Gratulacje!!!
Co do bloga: Jak to cudownie chcieć i nie móc. Problem jest natury osobistej. Mam w rodzinie osobę obłożnie chorą i w związku z tym dwa gospodarstwa domowe na głowie (plus rozkwitający właśnie ogród o pow. ok. 1000 m2). Żeby to wszystko ogarnąć już brakuje mi drugiej pary rąk. Dziś miałem jechać by wyregulować samoczynnie opadającą bramę garażową i dałem ciała. Ale… nigdy nie mów nigdy! Czy powinienem ewentualnie powołać się na twoje rekomendacje? Na razie pisywałbym bardzo nieregularnie. Będąc osoba projektującą rysującą, fotografującą i zajmującą się grafiką komputerową, mógłbym jednak wklejać kolorowe obrazki… a nawet udostępniać je innym blogerom.
P.S. Nie przejąłeś się tym, że przez niejakiego “Antyromka” vel “Pseudoatomka” nazwany zostałem PROWOKATOREM? Jesteś zatem człowiekiem samodzielnie myślącym, a to wielka rzadkość, także tutaj.
P.P.S. Moich… ulubionych… wielokropków… też… mam… przestać… używać?
Miałem już nie pisać, ale dla dobra tego portalu chcę wyjaśnić jeszcze kwestię Myśodrozbiarza. Gromadzi się tu wiele osób o szlachetnym charakterze i Katolickim, współczesnym rozumieniu dobra i miłości. Nie dajmy się zwieść pokłosiu ruchów oazowych itp. Myślmy jak ksiądz Tokarzewski, ks. Bąk, biskup Lenga i ks. Guz. On, ostatni wie czym są metale płynne i jakąś rolę odegrają w przyszłości. I nie boi się tego głosić. Tego Maciejewskiego czytałem od chyba 2015r. Uważajcie na niego, bo ten człowiek idzie, obecnie w jawny przekaz konfrontacyjny, jakby posiadał gwarancje. On ich nie posiada, ale uważajcie. Co do Myślozbrodniarza. Jego agenturalizm jest oczywisty dla każdego, kto miał rozmaite kontakty ze służbami. O ile Alina wykazuje się entuzjastyczną naiwnością, o tyle on jest profesjonalnym uwodzicielem w obszarze infantylizmu zaprawionego wyuczoną i zimną potrzebą współczucia. Sporo trolli się tu ostatnio kręci. Całkiem sporo.
Nietytusie! Nie trawisz ludzi po politechnikach?
Z tym przekonwertowaniem to pewnie klątwa Intix. Gdy mnie dopadł urok systemu, zrobiło się ze mnie Geminiano i tak już zostało.
Mimo wszystko, Inowrocław jest super – było się tam rowerem.
Tylko ludzi o politechnikach szanuję, bowiem oni nie czynią “skuchy” merytorycznej, bo most albo wytrzyma, albo się zawali. Tylko politechniki są weryfikowalne. A kim w istocie jest ten osobnik, który podpisuje się znanym nickiem. Ja też mogę uchodzić za przedstawiciela nauk ścisłych. W końcu wiem co to asymptota, a całki, różniczki, wariacje miałem w mat-fiz. Ale to nie jest moja branża. W tym czuję się niekompetentny do dyskusji z ludźmi którzy to zgłębili.
najpierw podpuszczasz
Chyba jakaś nadwrażliwość w Tobie, drogi przyjacielu i problemy z poczuciem humoru. Skąd ta śmiertelna obraza, gdy moje uwagi gramatyczne były z założenia żartobliwe, bo temat w końcu błahy. Ale może pan tego nie wychwycił, może moja wina. Przepraszam.
Byłbym jednak wdzięczny za uściślenie, kiedy i gdzie Pana do czegoś “podpuszczałem”. Również pierwszy raz słyszę o Pana problemach z kimś o nieznanym mi nicku antyromek czy atomek. Jeśli jest coś poważniejszego, to zawsze można zgłosić do redakcji.
Rozumiem, że nie jest Pan zainteresowany własnym blogiem. Nie ma sprawy.
Jak to przekonwertowane? Ktoś zmienił nick Nietytusa? Może jeszcze na to odpowiedź
Pisałem wpis o magistrali węglowej i wtedy przeskoczyło na Inowrocła i moderację. Może trafiłem w czyjś czuły punkt. Por. Ewa Rembikowska. No i von Besseler. Może to kogoś uwiera. Nie wiem.
Cała sprawa jest jednym wielkim NIEPOROZUMIENIEM!
Moje poczucie humoru chyba ostro szwankuje, bo niechcący ciągle się tu komuś narażam.
“List” do P. Joanny był ŻARTOBLIWY! Został odebrany na serio…
Odpowiedź na twój post też była ŻARTOBLIWA! Została odebrana na serio…
NIE odżegnuję się od chęci prowadzenia bloga!
Sytuację rodzinną mam jednak poważną.
Anty-romek i Pseudo-a’tomek to po prostu… Nie-tytus
(“Tytus Romek i A’tomek”, myślałem, że to oczywiste)
(jest to człowiek, którego ataków kompletnie nie rozumiem)
Zlituj się drogi Łotrze to wszystko były OCZYWISTE żarty i błazenady. Tylko gratulacje z tytułu ilości wpisów były na serio! Ująłeś mnie tym RUSYCYZMEM, uznałem to za dobry żart i jak to się mówi, “pociągnąłem temat” w tej samej konwencji… nieco prowokacyjnie dodając od siebie wielokropki.
To wszystko
P.S. Osobiście nigdy się na nikogo nie obrażam. Czasami się gniewam, ale szybko mi przechodzi:) Nigdy też, przenigdy nie atakuję nikogo ad personam, chyba że w odwecie. “Kodeks honorowy” Boziewicza jest dla mnie święty.
Św. Juda Tadeusz jest ciotecznym bratem Pana Jezusa. Będąc w ubiegłym roku na odpuście Świętej Anny w (cmentarnym) kościółku w Nowym Targu zachwyciłem się przeuroczym obrazem Wielkiej Rodziny w ołtarzu głównym. Szukając później w Internecie zdjęć tego malowidła natrafiłem na jego niemiecki odpowiednik w Oberwesel nad Renem w Palatynacie. Juda Tadeusz to ten chłopaczek na samym skraju po prawej. Był synem Alfeusza i Marii Kleofasowej przyrodniej siostry Najświętszej Marii Panny. Malowidło przedstawia Wielką Rodzinę Świętej Anny: jej 3 mężów (Salamas, Kleofas i Joachim), jej 3 córki (Marię Salome, Najświętszą Marię i Marię Kleofasową) i 3 zięciów (Zebedeusza, Alfeusza i Józefa) oraz 7 wnuków, w tym Jezusa.
Wymiana zdań w blogosferze przypomina huśtawkę w formie podpartej deski: jeśli ktoś się oddali, przerwa w zabawie.
Studiując na WAPW bywałeś na północnym biegunie Lwowskiej, ja uczyłem się rzemiosła około południowego bieguna tej ulicy; Ty więcej uwagi poświęcasz duchom nieczystym, ja zaś czystym; Ty dziełom widzialnym (architektura), ja – niewidzialnym, choć czasem uwiecznionym w materii. Dlatego możemy się czasem pohuśtać. Jutro Prima Aprilis i 366 rocznica Ślubów Lwowskich króla Jana Kazimierza.
Salve Bracie!
P.S.
Choć od dawna żyję w zakonie milczenia, to z założenia unikam tylko mających o sobie dobre zdanie głupców i ludzi wrogo do mnie usposobionych.
Długich tekstów nie czytam, wychodząc z założenia: jeśli będę czytał cudze, kiedy napiszę swoje. Nawet gdy trafi mi się arcybiskup Karol Vigano, to ślizgając się po tytułach rozdziałów od razu zjeżdżam do konkluzji i… komentarzy blogerów.
Myślozbrodniarzu kompromitujesz się z każdym wpisem, obawiam się że jesteś awatarem, który jest na tym portalu testowany. Obym się mylił. Obym się mylił.
Pokutujący Łotrze, wpisz proszę w wyszukiwarce google : Misje Karmelitańskie w Afryce.
Co do Telewizji Chrystusa Króla, to trafiłam na nią przez jednego z moich ukochanych księży – przez ks.Murzińskiego, potem ks. Bąka. A o billboardach prowadząca wspomniała właśnie w międzyczasie wywiadu z ks. Bąkiem czy ks.Glasem. Ale nie subskrybuję tej telewizji.
Nie zastanawiałam się wcześniej nad jej nazwą, natomiast przyznam, że jakoś nie “podchodziła” mi idea ciągnięcia rozklekotanego wózka z obrazem Chrystusa Króla. A co do samego obrazu, to można odnieść wrażenie, że autor malując twarz Chrystusa wziął sobie niefortunnie za wzór twarz Richarda Chamberlaina za młodu.
Gdybym ja malowała obraz Chrystusa Króla, Jego twarz byłaby wzorowana na Całunie Turyńskim. Chrystus byłby przedstawiony w stroju królewskim, z królewskimi insygniami, na białym koniu, przewodzący ogromnej, przepięknej konnicy. Po Jego dwóch stronach stałyby Anioły i dostojnie prezentowały polskie chorągwie z herbem z Chrystusem i Matka Bożą. Tak sobie wyobrażam obraz Chrystusa Króla Polski.
Tak, to koniec!
Rozkąsałeś mnie Antyromku jak nic. Poddaję się i wykładam karty na stół! To ja, “Stokrotka”, tajna agentka SB, WSI, BND i CIA (niepotrzebne skreślić). Czy wiesz, jaki wielki ubaw miałam, pisząc tu jako Myślozbrodniarz? Tak,tak… ostro sobie pogrywałam, brutalnie żerując na waszej katolickiej naiwności. Ale cóż… moja rola na tym portalu się kończy. Wiem już wszystko, co chciałam wiedzieć. Jesteście nieprzejednanymi wrogami systemu: katolami, antysemitami, szurami i wyznawcami teorii spiskowych. Game over, misiu-pysiu! Game-over!
Jutro z samego rana zostaniesz aresztowany. Przygotuj szczoteczkę do zębów, piżamę i 2 pary skarpetek. W pałacu Mostowskich wezmą cię w takie obroty, że wisząc przymocowany do żyrandola w pozycji głową w dół, zaczniesz dymić uszami i nie tylko. Przygotuj listę współpracowników, adresy, kontakty, no wiesz… to może będzie trochę mniej bolało.
Ciao! Nara! Miłego poranka! Twoja “Stokrotka”
No i cóż na to. Wszyscy czytali.
OK. Proponuję więc, abyśmy częściej stosowali emotikony. Są ohydnawe, ale za to przekazują dodatkowe informacje: czy mamy śmiać się razem z autorem czy płakać :-))
Zaś co do rusycyzmu: proszę bardzo, oto link do mądrzejszych ode mnie: https://polszczyzna.pl/poki-co-poprawnie-czy-nie/
Wyrażenie “póki co” jest żywcem wzięte z rosyjskiego: “poka czto”. Raduje mnie, że sprawa bloga nadal otwarta. Pozdrawiam.
Dziękuję, zajrzę do nich na pewno. Cieszę się, że mamy tych samych ukochanych księży. Nie zabrakło i Murzińskiego, którego słuchałem na You Tube od pierwszych jego wystąpień i nie mogłem odżałować, gdy go uciszono. Ufam, że tymczasowo. Pozdrawiam.
Ach, ach, drogi Bracie eremito, wiedziałem!!! Nie odtrąciłeś więc Łazarza i grzesznika tak do końca. To dobrze. Niech Św Izaak z Niniwy ma cię w swojej opiece.
A tak na serio: Skoro Św. Juda Tadeusz jest:
1. Patronem spraw beznadziejnych
2. Opiekunem szpitalnictwa
To… dlaczego nie modlono się do niego w celu przełamania lub zakończenia naszej ulubionej “Hucpandemii”?
To ja… WILK (tak nazywała mnie moja święta i czcigodna Babcia), mam was uczyć?
A może… modlono się, tylko osobiście o niczym nie wiem?
Babcia, osoba bardzo bogobojna i religijna nazwała mnie WILKIEM… ze względu na mój poziom zaangażowania w praktyki religijne.
“Ty WILKU, poszedł byś do kościoła, do spowiedzi, jak ci nie wstyd…” tak mawiała, łza się w oku kręci. Spoczywa na cmentarzu w Pyrach, u boku swojego Jasia, żołnierza Września, który w 1939 roku w pojedynkę uciekł kacapom spod bagnetu.
A ja, jak widzisz, robię tu teraz za prowokatora, avatara i agenta SB… przynajmniej w oczach niektórych internautów. To zapewne bóle fantomowe z tytułu owych krytycznych uwag o Narodzie Boga. No cóż, prawda nas wyzwoli.
SALVE, tak jak zwykle…
Myślozbrodniarzu, przecież wiem, że napisałeś do mnie żartobliwie, wyłapuję już Twoje poczucie humoru, sarkazm, wieloznaczności i “szpileczki”.
Nie spodobało mi się tylko i wyłącznie to, jak nazwałeś (żartobliwie) Nietytusa “pomiotem sz…… Gdybyś poznał tak dobrze ten mroczny świat, jak mnie było dane poznać, to nie stroiłbyś sobie takich żartów.
W Pyrach teściowie moi spoczywają, zajeżdża się w niedziele na rowerach w drodze do kościoła.
P.S.
Walka wywiadów w oboźnej świetlicy Legio XII Fulminata – boki zrywać.
Skąd wiadomo, że to pokrewieństwo św. Judy Tadeusza jest akurat takie (cioteczne a nie stryjeczne)? Św Hegezyp podaje informację, że cesarz Domicjan wezwał potomków św. Judy, bo byli z rodu Dawida i bał się ich królewskiej krwi (dopóki nie przekonał się, że są niegroźni). Św. Joachim (przez Natana) i św. Józef (przez Salomona) byli potomkami króla Dawida. Ale nie słyszałem by św. Anna, czy Alfeusz też należeli do tej dynastii. Skąd to info?
Mroczny świat złego ducha bardzo trudno dobrze poznać, chyba, że pomagało się egzorcystom, albo miało z nim osobisty bezpośredni kontakt, ale to zdarza się bardzo rzadko…
Na świętego Stanisława BM 2011
W pierwszą sobotę maja, po zwyczajowym na Służewie odśpiewaniu Akatystu do Najświętszej Marii Panny, zagadnąłem ojca Stanisława [P. defunctorum AD 2020] i zaproponowałem mu lekturę w postaci wiersza Oda do Kowalskiej, tej świętej mojego autorstwa. Ledwo upływał tydzień od beatyfikacji Jana Pawła II w Niedzielę Miłosierdzia i św. Faustyna wciąż pojawiała się w rozmowach. Ponieważ wiersz ten stworzyłem niejako z marszu pisząc coś w rodzaju dziennika Kordegarda, więc posłałem mailem w całym tym literackim „opakowaniu”.
W poniedziałek, 9 maja, dostałem od ojca Stanisława gniewną odpowiedź: „Nie będę czytał pana pism!”. Poczułem się jak uderzony obuchem w głowę – był to mój pierwszy dłuższy wiersz, włożyłem w niego wiele emocji; byłem z niego bardzo zadowolony. A tu: łup! Z samego rana w poniedziałek! Żadnego wyjaśnienia. Nic. Po prostu nie będę czytał.
Męczyłem się z tym cały dzień, aż małżonka wyprawiła mnie po jakieś zakupy. Z powodu remontu dróg i objazdów, zupełnie nie spodziewając się tego, trafiłem do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Michałowicach-Opaczy (pod Warszawą). Nigdy wcześniej tam nie byłem: a tu w ołtarzu głównym posąg świętej Faustyny chyba naturalnej wielkości i Madonna Wniebowzięta! Zrobiło mi się lepiej, ale nadal nie wiedziałem, co się stało. Następnego dnia otworzyłem Pismo Święte, mój wzrok spoczął na 37 rozdziale Izajasza i zacząłem czytać od 21 wersetu proroctwo o Sennacherybie. Wciąż nic nie rozumiałem. Do czasu.
Niespełna 2 tygodnie później (21 maja), pewna parafianka ze Służewa, opowiadała u karmelitów na spotkaniu bractwa szkaplerznego (do którego należę), o dramatycznych wydarzeniach w jej dominikańskiej parafii. 13 maja, w piątek, gdy na zakończenie nabożeństwa fatimskiego bracia dźwignęli z podestu feretron, figura Madonny spadła i się roztrzaskała. Ojciec Stanisław podjął ocalałą głowę Madonny i niósł ją w rękach podczas zwyczajowej procesji w ogrodach. W tym momencie zrozumiałem cały dramatyzm tego wydarzenia w kontekście odrzucenia moich pism i proroctwa o Sennacherybie. W szczególności wybrzmiał w tym pochodzie z kiwającą się głową 22 werset (Iz 37):
‘Oto wyrocznia, którą wydał Pan na niego:
Gardzi tobą, szydzi z ciebie Dziewica, Córa Syjonu;
za tobą potrząsa głową Córa Jeruzalem.’
Szokujące, prawda!
To jeszcze nie koniec: 15 maja, w niedzielę, podczas mszy św. upadł z hukiem spory baner Matki Boskiej Żółkiewskiej rozpięty na stalowej ramie w prezbiterium.
Dlaczego to spotkało ojca Stanisława, znanego czciciela Matki Bożej, kustosza Jej sanktuarium różańcowego i uczonego mariologa? Z nikim nie można zaprzyjaźnić się na siłę, tym mniej z Najświętszą Dziewicą. Nic tu nie pomogą ani drobiazgowe studia postaci ani nawet regularne nabożeństwa. Madonna dysponuje swoją Osobą w zupełnej wolności i powierza swoje sekrety komu zechce. Że Boska Dziewica ma szczególną predylekcję do piszącego te słowa, ojciec Stanisław mógł wywnioskować z naszych wcześniejszych spotkań, także w konfesjonale. Nie wiem, co go powstrzymało od refleksji nad moją osobą i co skłoniło go do odrzucenia moich pism en bloc. Ojciec Stanisław wszedł w konflikt z samą Najświętszą Marią Panną! Prawdopodobnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Zapewne nie wiedział też, czemu on, gorliwy kapłan i Jej czciciel tak ciężko podupadł na zdrowiu i dlaczego wciąż chodzi zagniewany (Iz 37, 28-29). Czyżby czekał go los Sennacheryba? Na jego miejscu powróciłbym do miejsca, z którego wyruszył w dniu św. Stanisława Biskupa i Męczennika AD 2011, a być może Najświętsza okaże mu litość jeszcze w tym życiu doczesnym.
Mnie tamtego dnia dosięgło błogosławieństwo św. Franciszka. Na czym ono polega? Kiedyś Biedaczyna, zziębnięty i przemoknięty, dotarł do bramy swojego klasztoru, a furtian nie rozpoznawszy go odprawił jak jakiegoś przybłędę. I Franciszek poszedł sobie. Dlaczego stało mi się to akurat na św. Stanisława w klasztorze dominikanów? Bo Stanisław ze Szczepanowa był kanonizowany przez Innocentego IV w Asyżu (!) w urodziny Najświętszej Marii Panny AD 1253 a św. Jacek Odrowąż pomieszkiwał w tym czasie u boku tegoż Świętego w Krakowie i pewnie uczestniczył w translacji jego relikwii 8 maja 1254. [Koniec tekstu napisanego w roku 2017 po interwencyjnej rozmowie u dominikanów na Wiktorówkach w Tatrach]
Jeśli zamieszczam tutaj tekst dotyczący wydarzeń sprzed 11 lat, to po to, żeby uprzedzić życzliwych inaczej przed publicznym osądzaniem mojej osoby, w szczególności przed rozliczaniem mnie z moich prywatnych praktyk religijnych. Zauważyłem w ostatnich latach, że Opatrzność otacza mnie opieką i wciąż się dziwię sposobom jakie Bóg stosuje: oprócz opisanego wyżej przypadku, pewien gość, który w obecności mojej rodziny sugerował, żebym udał się na elektrowstrząsy dla naprostowania myślenia, dokonał żywota wkrótce po trepanacji czaszki; inny, nieprzyjazny mi człowiek, stracił życie w trybach własnej maszyny rolniczej. Ani nie miałem specjalnego żalu do tych ludzi, ani nie pomstowałem na nich, ani nie prosiłem Boga o jakąś specjalną interwencję, a jednak stało się tak jak opisuję.
31 marca, zajrzałem dopiero teraz na moją ulubioną stronę immaculate.one a tu Bogurodzica Siedmiostrzelna, czyli Zmiękczająca Złe (Twarde) Serca, jak dla mnie szok (zwłaszcza w wersji angielskiej)
… wiadomo z obrazków malowanych w oparciu o pobożną tradycję, dobrze okadzonych przez wieki czułych nabożeństw.
Czy to, że zamówiłam jakiś czas temu za Ciebie Msze Wieczyste w Klasztorze w Czernej nie dowodzi mojej życzliwości względem Twojej osoby? Co najmniej żyliwości…
Ale najwyraźniej wiesz lepiej ode mnie samej, co myślę i czuję na Twój temat. To przykre.
A co do tych nieszczęśników, to nie jest możliwe, aby Maryja uśmiercała ludzi którzy byli Ci nieprzychylni. Nasza ukochana Matka, Królowa Polski, Pani Karmelu? Ta, której Serce zatriumfuje. Królowa Pokoju? Nie. To niemożliwe.
Wielkie wyróżnienie spotkało Geminiano…niezwykła życzliwość ze strony Joanny.
Warto przeczytać wizje Marii Valtorty – zwłaszcza pierwszy tom Poematu Boga-Człowieka.
„Nie będę czytał pana pism!”
A może powinieneś opublikować swój wiersz tu, na forum, albo na blogu?
(jeśli już to zrobiłeś, uznaj ów post za niebyły)
Aby dodać ci Bracie odwagi, sam uczynię pierwszy krok. Z okazji 1 kwietnia będzie to coś lekkiego i beztroskiego: “Pieśń bez końca” (mam do tego utworu także muzykę na gitarę, całkiem skoczną…).
Moją specjalnością są tzw. jednozwrotkowce czyli utwory składające się z 1 zwrotki, które można grać “w pętli”. Voila!
Ta piosenka nie ma początku ani końca.
W tej piosence nie ma śmiechu ani łez.
Nie ma w niej również księżyca, nie ma słońca
Oraz wielu innych rzeczy nie ma też.
Ta piosenka jest tylko zbiorem dźwięków.
Ta piosenka jest tylko spisem słów.
Więc wyzbądźmy się uprzedzeń oraz lęków
I po raz kolejny zaśpiewajmy znów…
I tak w kólko…
Hodie, Bracie, twoja kolej!
P.S. Ewentualnie, hodie mihi, cras tibi!
P.P.S. Tak, to ja jestem Arlekinem z “Dwóch Verduzzo”, hi, hi, hi…
Drogi Geminiano, jak zawsze pasjonująca jest Twoja opowieść, dziękuję za Twój trud. Ale mam pewną wątpliwość i zapytanie (tylko nie obraź się, ostatnio bardzo dużo obrażalstwa na Legionie, aż strach kichnąć).
Użyłeś wyrażania “predylekcja” w zdaniu: Boska Dziewica ma szczególną predylekcję do piszącego te słowa.
Czy uważasz to za stosowne? Słowo predylekcja wszak znaczy “skłonność do kogoś lub czegoś, upodobanie, zamiłowanie” wynikałoby więc z tego, że masz u Matki Przenajświętszej jakieś specjalne fory i otwarcie piszesz o tym.
Zgodzisz się, że nadmiarem skromności stwierdzenie to nie grzeszy. Nie pamiętam takich deklaracji ze strony Świętych Kościoła, którzy powinni być nam wzorem. Raczej jest na odwrót: podkreślają własną nędzę i marność wobec Majestatu Królowej Nieba.
Niepokój mój nie maleje, gdy na dodatek, na końcu tekstu znajduję równie otwarte ostrzeżenie skierowane do tych, którzy, jak piszesz, domagają się z twej strony “sprostowania myślenia”. Jeden za to dokonał żywota po trepanacji czaszki, drugi wpadł do maszyny rolniczej. Strach myśleć, co może czekać następnych.
Chyba, że to są takie Twoje żarty. :-) Ale wtedy prosimy o inne, mniej straszne.
Wykręcasz ursusa, znaczy misia ogonem, Joanno. Przecież nie chodzi o Twoje zbożne donacje, za co dziękowałem, lecz o kwestię, którą wskazałem w konkluzji mojego wpisu.
Wcale nie mówię, że Doskonała Dziewica uśmiercała tych ludzi, wszak sam Bóg daje i odbiera życie. Dość powszechnie traktuje się Najświętszą jak jakąś płaczliwą Mamusię. Czyż Ona, od trzeciego roku swego życia nie była na służbie w Świątyni Jerozolimskiej, która w znacznej mierze miała charakter rytualnej rzeźni, i ta Święta Dzieweczka nie zajmowała się tam praniem i reperowaniem skrwawionych szat kapłańskich?! Czyż nie wytrwała w męce pod krzyżem Zbawiciela? Czyż przez 2 milenia nie towarzyszyła umierającym, czyż nie uczestniczyła w krwawych bitwach? Czyż w Godzinkach nie śpiewamy “O, mężna białogłowo, Judyt wojująca, od niewoli okrutnej lud swój ratująca”?
1 kwietnia, św. Marii Egipskiej
P.S.
Wróciłaś do mojego dawnego imienia w błogosferze, choć odjęłaś jedno M – charakter kompletnego splotu ukazuje Bogurodzica Siemistrelna.
* Pisownia z Dyskursu nabożnego księcia Albrechta Radziwiłła, 1635.
P.S.
Oda już była puszczana w oboźnej świetlicy, ale dla uproszczenia zamieszczam ponownie.
Maria Faustyna (od Najświętszego Sakramentu) to imiona zakonne naszej Świętej, zaś Helena – od chrztu.
Marszałek, to oczywiście Józef Piłsudski – zmarł 12 maja 1935 i tego samego dnia św. Faustyna widziała jego duszę: “O godzino straszna, w której widzieć trzeba wszystkie czyny swoje w całej nagości i [nędzy]; nie ginie z nich ani jeden, wiernie towarzyszyć nam będą na sąd Boży. Nie mam wyrazów, ani porównań na wypowiedzenie rzeczy tak strasznych, a chociaż zdaje mi się, że dusza ta nie jest potępiona, to jednak męki jej nie różnią się niczym od mąk piekielnych, tylko jest ta różnica, [że] się kiedyś skończą.” Dane mi było zobaczyć tę duszę po wyjściu z czyśćca, w sobotę wieczorem 30 kwietnia 2011 w wigilię do Święta Miłosierdzia (i beatyfikacji Jana Pawła II) – niemal 76 lat wypalania do czysta, a jeśli się wspomni na słowa Faustyny, “Wolałabym spędzić długie życie w największych cierpieniach, niż 5 minut w czyśćcu”, to można sobie wyobrazić co Marszałek przeżył na tym etapie w zaświatach.
Również 12 maja 1935 Święta Kowalska widziała podobne do Jezusa Dzieciątko i przekomarzała się z Nim. Nie mogę się oprzeć, by nie zacytować, uwielbiam tę gadkę (w istocie Marię Faustynę):
“Po chwili ujrzałam znowuż to samo Dziecię, które mnie zbudziło, a było ślicznej piękności i powtórzyło mi te słowa: Prawdziwa wielkość duszy jest w miłowaniu Boga i w pokorze. Zapytałam się tego Dziecka: Skąd ty to wiesz, że prawdziwa wielkość duszy jest w miłowaniu Boga i pokorze, przecież tę rzecz mogą wiedzieć tylko teologowie, a przecież Tyś się nawet katechizmu nie uczyło – i jakże o tym wiesz? A Ono mi na to odpowiedziało, że: Wiem, i wszystko wiem, i w tej chwili znikło.” ( Dz 427)
“Od pewnej duszy, na którą baczyłaś…” – autentyczna historia Polki, która doznała nawrócenia w rzymskim kościele Ducha Świętego dzięki swojej babci, która w tej sprawie uparcie apelowała do Kowalskiej. Gdy skruszona i zapłakana delikwentka podniosła wreszcie głowę, jej wzrok spoczął na obrazie św. Faustyny (którego wcześniej nie zauważyła) i wtedy wyrzekła te znamienne słowa: “Zwyciężyłaś, Pingwinico!” – ja tego nie wymyśliłem.
Mój syn, poznawszy moje wiersze, mówi, że to żadna poezja, bo trzeba mieć encyklopedię w głowie, żeby zacząć chwytać niuanse.
Salve, Bracie!
Jakie objawienie prywatne mówi o wyjściu duszy marszałka z czyśćca? Bo chyba jest jakieś niedopowiedzenie.
Tak, tak, tak, i tak trzeba, więcej poezji na Św. Ekspedycie, a mniej utyskiwania na zły świat i poczucia beznadziejności.
Wtedy powinno być lepiej.
P.S. Teraz chyba trochę rozumiem tego ojca Stanisława i jego oburzenie. To zapewne przez tą “Pingwinicę”. Na czytanie tego wiersza z ambon raczej bym rychło nie liczył.
Kie-dy py-szał-ko-wa-ty Mar-sza-łek do-zna-wał już czyść-co-wych ka-tu-szy (20)
Z mi-ło-ścią star-szej sio-stry prze-ko-ma-rz-asz się wdzięcz-nie z Bos-kim Dzie-cią-tkiem, (22)
Któ-re rze-cze: ‘W mi-ło-wa-niu Bo-ga i po-ko-rze praw-dzi-wa wiel-kość du-szy.’(22)
Ży-cie two-je przy-go-to-wa-niem świa-ta na pa-ruz-ję Chry-stu-sa po-cząt-kiem. (21)
Jeśli miałbym się czegoś czepiać to rytmu, który momentami… chyba nieco kuleje… 20-22-22-21, jeśli chodzi o sylaby… postawiłeś przed sobą arcytrudne zadanie bo linijki są arcydługie, mają, jak widać, po 20-22 sylab, to mi stylistycznie przypomina jakieś chorały gregoriańskie… może Benedyktyni by ci pomogli… to usystematyzować
Takich numerów nawet Adaś Mickiewicz nie odwalał… patrz:
Głu-pi nie-dźwie-dziu! gdy-byś w ma-tecz-niku sie-dział, (13)
Nig-dy by się o to-bie Woj-ski nie do-wie-dział. (13)
To trzynastozgłoskowiec, którym napisano “Pana Tadzia”
A może… by z tego zrobić wiersz Biały? Taka formuła pozwala na większą swobodę. Ale nic nie sugeruję, to twoje poletko:)
Ja próbuję pisać nie przymierzając oczywiście, tak jak Homer i trubadurzy, z instrumentem w ręku. Muzyka pozwala na nadanie utworowi płynności, bo wtedy, jak pojawia się jakiś dysonans to po prostu nie da się tego zaśpiewać.
P.P.S. Próbowałem kiedyś podrabiać Mickiewicza, oto kawałek “przeróbki” polowania:
Głupi niedźwiedziu! gdybyś w mateczniku siedział,
Nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział…itd.
…idą myśliwi, psy puszczone przodem,
Buszują wśród ostępów licznym korowodem…
…tropiąc misia.
Nagle zamilkły, bo odruchem zgodnym,
Namierzyły zwierza węchem niezawodnym.
Już są na tropie, już się nawołują,
Snadź ogromną bliskość króla puszczy czują.
Hałas narasta, oto psia gromada,
Pośród leśnych wykrotów na niedźwiedzia wpada.
Właśnie go zdybały, już mu futro skubią,
Dalibóg, tym sposobem wnet niedźwiedzia zgubią!
Rej wśród całej sfory wodzi BRYŚ waleczny,
Ogar muskularny, dumny i stateczny.
On pierwszy gardła bestii chce dopadać,
Żądny tego, by kłami cios śmiertelny zadać.
Widząc to, Pan Tadeusz, strzelbę swą ujmuje,
I pierwszy celnym strzałem wsławić się próbuje.
Przystanął myśliwiec, broń do oka wznosi,
Lecz w pośpiechu kulę nad celem przenosi.
Klnie nasz szlachcic szpetnie, bo wstyd tak spudłować,
I flintę swą od nowa zaczyna ładować.
Lecz co to? Niespodzianie, od huku wystrzału,
Najdzielniejszy z ogarów dostaje… zawału!
BRYŚ pada na ziemię, pianę z pyska toczy,
Wkrótce też na wieki psie zamyka oczy.
Niedźwiedź, zdziwiony wielce, nie wie co ma robić,
Czy płakać, czy śmiać się, czy na śmierć sposobić?
Psy zamarły również, brata obwąchują,
I jak najwyraźniej nieswojo się czują.
BRYŚ, gdy tak niespodzianie w śmierć zdezerterował,
Swym przedziwnym uczynkiem szyki im popsował.
Stanęli i myśliwi, przeszła im ochota,
By misia ująć, ot… ludzka zgryzota.
Jak Litwa Litwą, nikt z mężów walecznych,
Nie pamiętał wydarzeń równie niedorzecznych.
Co było robić, Wojski róg swój wznosi,
I smutny koniec łowów całej puszczy głosi.
Wkrótce wszyscy pospołu, niemal po kryjomu,
Markotni i zziębnięci wrócili do domu…
Sam niedźwiedź zaś pośpiesznie w lasach się pochował,
Kontent, że tym razem… futro uratował!
Podsyłam kolejny kawałek, próbowałem go “sprzedać” gitarzystce, akompaniującej Grzegorzowi Braunowi podczas prelekcji dawanej w Gietrzwałdzie w 2018 – nie chwyciło, bo nie słyszałem, żeby ktoś śpiewał.
Polakom na setkę (L)RP
Zasnęli monarchią,
ocknęli się anarchią,
ale
Królowa, która jest w Niebie,
rychło zaradzi ich ładu potrzebie
i
w końcu swój naród dobudzi
w Królestwie godnym Jej ludzi.
Wielkanoc,
1/2 kwietnia 2018,
(św. Marii z Egiptu/św. Franciszka z Paoli)
Salve, Bracie!
P.S.
Sylab nie liczę,
wystarczy mi,
że myśl uchwycę.
Może jako architekt zbytnio przywiązany jestem do formy…
Mam nadzieję, że nie zirytowałem cię tymi uwagami.
Niech każdy orze swoje poletko tak jak chce i lubi.
Problem polega na tym, że przy tak dużej liczbie sylab (20+) wiersz przestaje brzmieć jak wiersz, mimowolnie dryfując jakby w stronę prozy poetyckiej i tracąc przy okazji na spójności. Każdy gatunek sztuki ma swoje prawa. Wiedzą o tym Japończycy, którzy są mistrzami formy w sztuce.
Ich Haiku to wyłącznie 17 sylab w układzie 5-7-5 i nie ma że boli… a co wychodzi po za ten schemat NIE JEST HAIKU, Geminiano-san!
A co do ody, to nie znalazłem żadnych wskazówek, ile sylab w istocie mieć powinna. W internetowym skrócie jest tylko to:
Termin wywodzi się z języka greckiego: gr. aide znaczy tyle co „pieśń”, „śpiew”. Jest to gatunek liryczny o rodowodzie antycznym, który, jak podaje „Słownik terminów literackich”, był odmianą greckiej liryki chóralnej. Oda posiada więc cechy charakterystyczne dla poezji melicznej: ma charakter stroficzny i rymowany.
Więc jednak pieśń… ale cóż, jak szanowny Geminiano sobie życzy.
Ten twój drugi wiersz bardziej mi leży ze względu na krótsze linijki i lapidarność.
Oceniam gł. formę bo jak wiesz, Jezuitą jestem raczej i ewidentny prymat Kultu Maryjnego (w Polsce) nad nauczaniem Mistrza z Nazaretu z dawna budzi moje zastanowienie…
In no-mi-ne Pa-tris et fili et Spi-ri-tus San-cti A(a)-men (16)
Długą strofę da się więc zaśpiewać… ale mimo wszystko to nie aż 20 sylab:)
“Szukajcie a znajdziecie” oto moje religijne credo.
SALVE!
Sądzisz, że ignorując Świętą Madonnę, zyskasz przychylność jej Syna?
Architektowi, dla zachęty, pieśń Santa Maria di Mircuro z Merkurionu w greckiej Kalabrii.
Salve, Bracie!
Sądzisz, że ignorując Świętą Madonnę, zyskasz przychylność jej Syna?
Absolutnie tak nie sadzę. Teologicznych czy historycznych podstaw Kultu Maryjnego żadną miarą podważać nie zamierzam. To raczej inna kwestia.
Nasza religia ma wiele barw i odcieni. Są kraje gdzie Kult NMP jest silnie rozwinięty ale są też takie, gdzie prawie się go nie dostrzega.
Dlaczego tak się dzieje?
Przez cztery lata mieszkałem kiedyś w Szwajcarii, i to w części protestanckiej, w Bernie. Jako katolik, byłem w szkole zwolniony z lekcji religii, jednak kilka razy, tak z czystej ciekawości, w nich uczestniczyłem. Zajmowano się głównie Starym Testamentem, podróżą Żydów z Egiptu do Ziemi Obiecanej i takimi tam. Pamiętam, że śpiewano po angielsku piosenkę p.t. “Let my people go…”. To bardzo przypominało amerykańskie gospels (brzmiało ciekawie, nie powiem).
Na moje oko Protestantyzm jest bardzo bliski Judaizmowi, kultu maryjnego tam w zasadzie nie ma, a jednak… pozbawione ozdób kościółki w Alpach mają sobie właściwą, niezwykłą atmosferę.
Ale świątynia katolicka, do której uczęszczałem, wcale nie świeciła pustkami, wręcz przeciwnie. Być może było to częściowo za sprawą włoskich gastarbeiterów i przybyszy z włoskojęzycznej Szwajcarii, czyli Tesynu (Ticino).
W Bernie jest piękna katedra gotycka (choć we władaniu Protestantów) z tarasem widokowym na wieży.
Katolicyzm też daje spore pole wyboru. Wystarczy spojrzeć na mnogość zgromadzeń zakonnych. Po jednej stronie mamy Zakon Eremitów Kamedulskich, po drugiej, zakony rycerskie, wojujące niegdyś z bronią w ręku, takie jak Joannitów (ci mocno ciążą dziś ku Masonerii, nasza medyczna “Szumowina” się kłania) lub Krzyżaków.
Jest więc w czym wybierać. Gdyby istniał współcześnie jakiś zakon ćwiczący sztuki walki, coś na kształt chrześcijańskiego klasztoru Szaolin, to kto wie, może bym się i skusił…
Dyscyplina ciała jest mi bardzo bliska, przez ładnych parę lat ćwiczyłem,
Karate, Judo i inne takie tam… walka traktowana bez gniewu i nienawiści, to także rodzaj kontemplacji.
Salve!
Święta Madonna upomina się o Ciebie – patrz, rozpisałeś się w pamiętniku o Szwajcarii akurat w dniu rocznicy objawienia się Boskiej Matki w Lozannie 4 kwietnia 1871.
A zatem kusisz i przekupujesz, zacny bracie? Podobnie próbuje postępować ze mną twoja sekundantka Joanna. Wspomniałeś tu kiedyś o zabawie na huśtawce… to słuszne spostrzeżenie… spójrz… wy adorujecie, ja zadaję pytania (każda pliszka chwali swój ogonek). Póki co nie widzę wyjścia z tej patowej sytuacji. Co robić? Wiem! Niech poniższa powiastka będzie ci lekcją. Czytaj zatem…
24 listopada 1632 roku w Amsterdamie w rodzinie żydowskiej urodził się Baruch Spinoza, filozof niderlandzki, jeden z najwybitniejszych umysłów w historii ludzkości. Jego kłopoty ze współwyznawcami zaczęły się wraz ze sformułowaniem poglądów, iż Bóg to substancja, czyli to, co do istnienia nie potrzebuje niczego oprócz siebie samego.
Dla społeczności żydowskiej w Amsterdamie Spinoza zaczął stanowić zagrożenie. W 1656 roku starsi gminy oskarżyli go o herezję. Will Durant w książce „The Story of Philosophy” wskazuje, że rada żydowska spytała się filozofa, czy prawdą jest, iż powiedział przyjaciołom, że Bóg ma ciało – świat materii, że aniołowie są jedynie halucynacją, a w Starym Testamencie nie ma wzmianki o nieśmiertelności. Nie wiemy, co odpowiedział 24-letni wówczas Baruch. Wiadomo natomiast, że zaoferowano mu 1000 florenów rocznie, jeśli zgodzi się, chociażby od czasu do czasu, pokazać w synagodze i okazywać przynajmniej zewnętrzną lojalność wobec swojej gminy i wiary. Baruch odrzucił ofertę, mówiąc: „Nawet gdybyście mi dali dziesięć razy więcej, nie przyjąłbym jej, ponieważ nie jestem hipokrytą i chodzi mi tylko o prawdę”.
I w ten sposób nasz „podpadziocha” został rytualnie wykluczony z grona swoich pobratymców.
Obrzęd rzucenia klątwy, noszący nazwę „seder ha-cherem” odbył się 27 lipca 1656 roku w synagodze, przy świetle czarnych świec i dźwiękach szofaru. Baruchowi odczytano klątwy z Tory, a po ich zakończeniu zgaszono świece na znak, że nad wyklętym bezpowrotnie zgasło światło Niebios. Uczyniono to z całym hebrajskim rytuałem. Durant przytacza opis ekskomuniki powołując się na van Vlotena, filozofa i historyka holenderskiego, gorącego zwolennika Spinozy:
„Starsi Rady Eklezjalnej w ten sposób dowiedli, upewnieni w DIABELSKICH SĄDACH I CZYNACH BARUCHA ESPINOZY, że wyczerpali najprzeróżniejsze sposoby i możliwości, by zawrócić go ze złej drogi. Jednak, jako, że nie byli już w stanie zawrócić go z tego rozumowania, co więcej każdego dnia coraz bardziej upewniając się w potwornych herezjach, w których znajdował upodobanie i bezczelności, z którą te herezje były głoszone za granicą, jak i w zeznaniach osób godnych wiary, które były świadkami w obecności rzeczonego Spinozy, został on w całości uznany winnym za powyższe (…).”
Nie był to odosobniony przypadek, kiedy Spinoza odmawiał przyjęcia pieniędzy. Zrobił to też, gdy 20 tysięcy florenów zaoferował mu bogaty kupiec Louis Meyer, chcący później przepisać na niego cały swój majątek. Filozof rzekł na to: „Niewiele potrzeba naturze, a jeśli tak, mnie również”. Kolejna pomoc przyszła od przyjaciela Jana de Witta, wielkiego pensjonariusza republiki, a więc drugiego po namiestniku urzędnika Republiki Zjednoczonych Prowincji. Postarał się on dla Spinozy o pensję państwową w wysokości 1000 florenów rocznie. W końcu sam król Ludwik XIV obiecał Baruchowi niezłą sumkę, pod warunkiem, że kolejne dzieło filozofa będzie mu dedykowane. Spinoza odmówił, ponieważ był świadomy, iż również i to jest formą przekupstwa.
W 1659 Spinoza, obrawszy wcześniej imię Benedykt, osiadł na stałe w Hadze i poświęcił się dwóm zajęciom – filozofii i robieniu soczewek, którego to rzemiosła nauczył się w młodości.
To jednak jest jedynie wstępem do dalszych rozważań…
Pytanie: Dlaczego jeden z najbardziej światłych umysłów w historii ludzkości nie uległ naciskom ze strony gminy? To proste. Ponieważ… chodziło mu wyłącznie o PRAWDĘ. Podobnie jest ze mną. Uległość potrafiłbym okazać tylko temu, kto oświeciłby mój umysł…
Modły i adoracje (których tutaj absolutnie NIE KRYTYKUJĘ!) zostawiam innym…
P.S. Czym jest CZAS, drogi bracie? Mówią: tak mało mamy czasu, zmiana czasu, jak zatrzymać czas, nadszedł czas… czym jest zatem czas?
Swego CZASU, rozważania na ten temat snuł Św. Augustyn, biskup Hippony…
Rzeczywiście, dość daleki jest Pan od Boga – Jezusa Chrystusa. Fascynujący Pana Spinoza – którego czyni Pan patronem duchowym swej krótkiej noty – odrzucał dualizm Boga, nie może więc być on Bogiem chrześcijańskim. Bóg Spinozy jest we wszystkim, a zarazem wszystko jest Bogiem – koncepcja nie do pogodzenia z Bogiem chrześcijaństwa, Który odciął się wyraźnie od Swego Stworzenia, by potem móc wejść z nim w relację.
Dlatego – jak Pan wyznaje – obca jest Panu modlitwa i Adoracja. A nie można właśnie bez modlitwy i adoracji, opierając się tylko na Spinozie, wejść w relację z Bogiem (chrześcijańskim). Woli więc Pan Boga Spinozy, który nie odróżnił się od swego stworzenia i przenikają siebie nawzajem. W ten sposób również człowiek może stać się Bogiem, a Bóg człowiekiem, bo nie ma bezwzględnej i wyraźnej, jak w chrześcijaństwie, granicy między nimi. Jak stąd blisko do herezji gnozy!
To jest (bliskie również protestantyzmowi) zrzeczenie się mistycznego widzenia świata, gdzie Objawienie wchodzi w fascynującą, życiodajną dla duszy „grę” z człowiekiem o Zbawienie. Ubóstwo, o którym kiedyś rozmawiałem z poetą Josipem Brodskim (rozmowa opublikowana w Oxford University Press w 1992 r. ) gdzie stwierdził on, jak bardzo w swym rozumieniu Boga (bliskim Spinozie) czuje się uboższy od katolików – o tę właśnie możliwość wzlotu i upadku, ciemnej nocy miłości i ekstazy mistycznej, rzeczywistego bólu i absurdu nadziei.
Pamiętajmy, w jakim świecie żył Spinoza – Holandia podczas wojen religijnych, gdy powszechnie negowano a wręcz miano w pogardzie mistycyzm katolicki. Sam filozof wybierał przyjaźnie wśród protestantów, nie katolików.
To jest tylko parę moich uwag na marginesie Pańskiego pięknego, bo jak zwykle u Pana, niezwykle szczerego wyznania. Jest ono dla mnie (choć nie do mnie zaadresowane a do Geminiano – proszę Obu o wybaczenie) wyznaniem pięknej klęski w tym trudnym, o jakże trudnym biegu o prawdę naszej Wiary.
Przyjmuję tą krytyczną opinię, Szanowny Łotrze, choć z pewnymi zastrzeżeniami.
Istotą mojego postu była godna podziwu postawa Spinozy, a nie jego poglądy.
Proszę spojrzeć, oto żydowski Kahał próbuje przekupić młodego filozofa, oferując mu łapówkę, tylko po to, by ten… od czasu do czasu pojawił się w synagodze (to był w istocie delikatny i żartobliwy przytyk, adresowany do “nawracającego” mnie tu, przepoczciwego Geminiano).
Nasz Baruch dumnie odpowiada: Nie, za nic w świecie, nie jestem hipokrytą!!! W tamtych czasach musiał być to akt szaleńczej wręcz odwagi. Prawdopodobnie tylko dzięki temu, że Żydzi nie byli “u siebie”, młodzieniec uszedł cało.
Zachowanie Spinozy budzi podziw i zdumienie.
Poglądy na naturę Boga, takie czy inne, nawet te jedynie słuszne i uznawane przez katolickich teologów, to czyste spekulacje. Nikt z nas nie wie, jak jest w rzeczywistości. Dopiero gdy znajdziemy się po drugiej stronie, przekonamy się kto miał rację. Być może okaże się, że… wszyscy się myliliśmy, kto wie?
A poza wszystkim, tak z ręką na sercu… większość ludzi w istocie nie dba o takie “dyrdymały” jak natura kosmicznego procesu kreacji, nieprawdaż? Ateiści bełkoczą coś o wielkim wybuchu (tak jak ów niesławny Harari) przyznając jednak uczciwie, że nie wiedzą… co go zainicjowało:)))
Jak pan zapewne słyszał, w filozofii istnieją dwie koncepcje procesu stworzenia, emanatyzm i kreatyzm. Ta pierwsza (hertycko-gnostycka Pańskim zdaniem) wydaje mi się po prostu bardziej wiarygodna i logiczna. Obawiam się bowiem, że nawet Bóg nie byłby w stanie stworzyć świata ot tak, z niczego. Nigdy i nigdzie nie twierdziłem zarazem, iż człowiek jest Bogiem. Może być co najwyżej mikroskopijną “iskrą Bożą”, maleńką cząstką żywego organizmu Wszechświata. W takim układzie jesteśmy wszyscy “z Boga” i “w Bogu”, co w tym niedorzecznego? Proszę spojrzeć, twierdzenie, iż “Bóg jest wszędzie”, staje się nagle oczywiste. Mimo wszystko nie identyfikuję się specjalnie z poglądami Spinozy, gdyż nigdy nie poddawałem ich jakiejś szczegółowej analizie. Nie utożsamiam się także z powszechnie znanymi poglądami gnostyków. Szlifierz soczewek jest mi po prostu bliski jako człowiek i myśliciel.
Zastrzegam sobie jednak (i to niestety… kategorycznie, podobnie jak nasz Spinoza) prawo do posiadania własnych poglądów i snucia własnych przemyśleń, nawet gdyby miało to skutkować wydaleniem mnie z tego portalu. Wolność sumienia jest podstawą bytu, gwarantowaną nam choćby i przez naszą tandetną, ułomną konstytucję.
Postrzeganie mnie jako człowieka bezbożnego, zagubionego, zwiedzionego czy ułomnego (innymi słowy, pogrążonego w mroku… ha, w sumie nie wiem czy w istocie właściwie odbieram pańskie odczucia?), traktuję jako sporą pomyłkę, choć oczywiście nie mam zamiaru obrażać się czy gniewać. Absolutnie! Dałbym wtedy pokaz dziecinnej wręcz naiwności.
Opowieść o Włoszech uważam w dalszym ciągu za bardzo inspirującą i cieszę się, iż odnajduje pan radość w pielgrzymowaniu do Świętych Miejsc.
P.S. Bardzo jestem ciekaw, jak Geminiano oceni nasz “filozoficzny” spór… (lewacy mówią “dyskurs”, prawda)?
Pozdrawiam mimo wszystko!
A co to jest “Bóg”, co to jest “Nic”?
Bez odpowiedzi na te pytania nie ruszymy z miejsca. Chociaż domyślam się Pańskiego zdania, że w pewnym sensie z “samego siebie”. Ale tu znów za chwilę będziemy mieć pytanie o istotę
Witam Czarnego Komandora!
Chyba… jeszcze nie toniemy? A tak na serio:
Nieco złośliwie odbiję piłeczkę, pytając szanownego rozmówcę: Czym jest “Czas”?
ostrzegam: Nawet Św. Augustyn Z Hippony miał z tym kłopot…
Zaryzykujmy, co nam szkodzi:)
“Bóg” to istota wyższa, stwórca Wszechświata, praprzyczyna wszechrzeczy.
“Nic” to brak “czegokolwiek”, zaprzeczenie “Wszystkiego”.
A poza tym… czy nie chodzi tu aby o tzw. aksjomaty?
Mój kolega T.P. napisał kiedyś stosowny wiersz, może on coś w tej mglistej rozjaśni, zobaczmy…
Wszystkie ulice główne Mokotowa biegną z północy na południe Nie odwrotnie I jest to aksjomat Z braku czasu nie uzasadnię tego w sposób pełny Wtedy teraz Aksjomaty to zdania przyjmowane za prawdziwe których nie dowodzi się w obrębie danej teorii Zwykle aksjomatyka jest też kategoryczna Eleganckie jest sformułowanie danej teorii w postaci jak najmniejszej liczby prostych i niezależnych aksjomatów
Przykład: w sercu szlachetnym miłość znajduje wieczne schronienie
Ułatwia to tworzenie modeli i upraszcza dowodzenie ich niesprzeczności Dla piękna myśli zbędne dekoracje Dla całości niepotrzebne są dodatki które będą już stanowić mnogość Dlaczego więc jesteście głusi na pokusy prawdy tępo dzieląc monady i produkując ułomne liczby niepodzielne
Lecz (należy pamiętać) aksjomatyka nie jest zupełna Istnieją pewne twierdzenia których prawdziwości nie da się rozstrzygnąć na podstawie przyjętego zestawu aksjomatów więc temat żądania dostępu do morza dla mojej dzielnicy pominę
czy warto ponosić koszty administracji falistych pustkowi bez polotu północnego Mazowsza i jak wyszczane dziurki w śniegu jezior zachodniego skraju pojezierza Warmińskiego
Czas zanika po przekroczeniu ulicy Rakowieckiej A krzywizna wstęgi Moebiusa na Dworcu Południowym zawraca nas z powrotem do punktu zero
Choć mówią ludzie i mówią uczenie że krzywizną graniczną tak naprawdę jest ulica Czeczota A na Dworcu którego już nie ma co najwyżej widać jej widmo
Jak to na dworcu mgłę pożegnań uśmiechów zapomnianych parasoli
Jeżeli nicość Pola Mokotowskiego jest zerem absolutnym
ruch na południe jest niczym innym jak limes
dążącym do plus/minus nieskończoności płaszczyzną dymu szarpaną czarnym światłem krzywych czasoprzestrzeni
Gdy szedłem ulicą Ursynowską byłem pewien tego wszystkiego potem na rogu Odyńca i Puławskiej już nie gdyż nie szedłem głównymi ulicami
i byłem sam
Teraz jest już bliżej kolacji niż obiadu więc na Odyńca nie ma po co iść
Tym bardziej że aksjomatykę nazywamy kategoryczną
jeśli wszystkie jej modele są izomorficzne i każdy dany zestaw aksjomatów jednoznacznie określa wszystkie cechy definiowanych obiektów…
P.S. Przyznam szczerze wyręczyłem się tutaj wikipedią:
Aksjomat, postulat, pewnik (gr. ἀξίωμα axíōma, godność, pewność, oczywistość) – jedno z podstawowych pojęć logiki matematycznej. Od czasów Euklidesa uznawano, że aksjomaty to zdania przyjmowane za prawdziwe, których nie dowodzi się w obrębie danej teorii matematycznej.
P.P.S. W istocie wszystko zależy od dobrej lub złej woli rozmówców.
Jako osoba, która dostała łaskę wiary zawracającej morza i oceany, a wszystko to oczywiście na moją nikczemną miarę, twierdzę, że aksjomaty nie niosą światła w głąb przestrzeni i czasu, gdzie pojawia się NIC. A jest to również pozorny rodzaj nicości wypełniony Bożym zamysłem. Jakże śmiałbym temu zaprzeczyć? Skoro prawie nic nie wiem. W miarę gdy znika to co jest znane, pojawia się pozorne NIC. Bóg jest w większej części nieznany. Na szczęście pojawił się Chrystus.
Do wszystkich dobrych miejsc do których dotarłem doprowadziła mnie wiara, rozum i miłość.
A za wiersz się zemszczę ;-)
Przykro mi.
T. pisząc te brednie musiał być potwornie nawalony.
Niestety, ma problem z alkoholem…
Cyt.: Zastrzegam sobie jednak (i to niestety… kategorycznie, podobnie jak nasz Spinoza) prawo do posiadania własnych poglądów i snucia własnych przemyśleń, nawet gdyby miało to skutkować wydaleniem mnie z tego portalu.
Oj, prawidłowo wyczułem,że jednak poczucie humoru czasem Pana zawodzi. Chyba nie znalazł Pan dotąd świadectwa tego, że Czarny Komandor czy skromny niżej podpisany “wydalamy stąd ludzi za posiadanie własnych poglądów”.
Konflikty tutaj pojawiają się zazwyczaj nie przez poglądy (chyba, że godzą w istotę Wiary lub są obrazą Prawdy), a przez sposób ich wyrażania. Człowieka można nakłonić do przejścia jezdni na zielonym świetle przy pomocy argumentu lub waląc pałką w łeb, to są dwie różne rzeczy i my pałką w łeb chyba jednak na tym portalu nie walimy :-)
Również nie widzę powodu, dla którego mój wywód miałby w czymkolwiek obrażać Pana. Gdy na początku podejrzewam, że “chyba jest Pan dość daleko od Boga – Jezusa Chrystusa” to przecież nie ma w tym zarzutu bezbożności, chodzi wszak o Boga Osobowego wcielonego w Synu – dualizm, któremu Spinioza zaprzeczał – i z tego wyprowadzam dalszy wywód. Również pisząc o Pana “pięknej klęsce” nie zamierzałem oceniać Pana jako człowieka “zagubionego” czy “ułomnego”, jak mi Pan imputuje. We wcześniejszym zdaniu cytuję przykład takiej właśnie “ułomności” i “pięknej klęski”, do której przyznawał się poeta-noblista, Josip Brodski, parantela nader godna.
Do zabrania wszak głosu skłoniła mnie pewna lekkość, z jaką pisze Pan na końcu zdanie: Modły i adoracje (…) zostawiam innym W moim odczuciu, odniósł się tu Pan, do pewnego stopnia, do religijnego poglądu a nie samej tylko biografii Spionozy, jak dziś Pan zastrzega. Zabrzmiało to w mych uszach zbyt “lekkostrawnie” jak na tak poważną sprawę dla katolika (Adoracja jest jedną z najdoskonalszych form rozmowy grzesznika z Bogiem).
Dziękuję za powtórzenie miłej opinii o mym tekście o Manoppello. Zapraszam do lektury następnego, który wkrótce zamieszczę (o Lanciano). Pozdrawiam :-)
Katolicyzm to kwestia wiary (rozumu też, bo jakieś logiczne przesłanki za przyjęciem wiary muszą być). Po śmierci się przekonamy, jak zostało to napisane, tylko, że po śmierci już nie będzie możliwości nawrócenia się. Tak naprawdę przyjęcie katolicyzmu to kwestia życia wiecznego, bądź w Niebie bądź w piekle (to można nazwać wręcz śmiercią nieustanną).
„Trenujemy moralne oburzenie”. Tytuł owego artykułu… jakże proroczy:)))
Miał pan racje co do tych emotikonów:)))
…ha, w sumie nie wiem czy w istocie właściwie odbieram pańskie odczucia?
Jak widać, mając na uwadze wcześniejsze nieporozumienia, nie omieszkałem się zabezpieczyć:)
Bycie “czarną owcą” zobowiązuje, zagrałem więc z Geminiano Va Banque i wrzuciłem tekst o modłach…
A Geminiano (zwany z niepojętych względów także Myronem???), ów podstępny prowokator i sprawca całego zamieszania, uparcie milczy. Mam nadzieję, że się nie obraził:(
Jak widać, kolejny raz nieco przeszarżowałem, “carne owce” tak mają:)
Postaram się w przyszłości omijać tematykę religijną i skupić na walce z ferajną tetryka Schwaba:)
To chyba tyle…
P.S. Kiedyś jakaś zacna i bogobojna dama stwierdziła, iż Św. Ekspedyt jest w istocie… portalem heretyckim, Czarny Komandor albo Alter Cabrio z nią polemizowali, czyż nie?
Spinoza? Dobre sobie – nie jestem w wieku lat 16 czy 18-tu, żeby tracić czas na zajmowanie się konceptami upartego, biednego głupca z Niderlandów.
Pan Jezus Chrystus, szesnaście wieków przed narodzinami Barucha Spinozy, rzekomo “jednego z najbardziej światłych umysłów w historii ludzkości”, wyjawił i zostało to utrwalone w Piśmie: “Ja jestem prawdą, drogą i życiem.” Wywodzić się z rodziny przechrztów, żyć w środowisku żydów i chrześcijan, ludzi Świętej Ewangelii, i szukać prawdy poza Chrystusem, to przejaw wyjątkowej głupoty.
Poniżej słowa Pana Jezusa o żydach (wyznawcach) zapisane przez pewną duszę 3 kwietnia 2008:
Pochodzący z arystokratycznej rodziny św. Karol Boromeusz od dzieciństwa był przeznaczony do stanu duchownego. Pewnego razu osobisty nauczyciel oderwał chłopca od gry w piłkę i zadał niespodziewane pytanie: Co byś zrobił, książę, gdybyś się dowiedział, że za kwadrans nastąpi koniec świata? Grałbym dalej – odparł młodzieniec i pobiegł na boisko.
6 kwietnia, Madonna del Covolo, Crespano del Grappa, Treviso, Italia
Grappa, to mocny trunek z wytłoków i pestek winogron – [Ap 19, 15b]: “… i On wyciska tłocznię wina zapalczywego gniewu Wszechmogącego Boga.”
Zdradził Pan afrodyzjak z którego korzystał cytowany autor “wiersza”, a ten fragmentami był dobry. Moja zemsta miała polegać na zacytowaniu czegoś innego, ale obiecując ją nie mogłem się zdecydować jakiej broni użyję ;-)
„Trenujemy moralne oburzenie”. Tytuł owego artykułu… jakże proroczy:)))
Wszystko się zgadza. To chyba jakaś klątwa. Nasze wywody przerodziły się w jeden nie kończący się ciąg nieporozumień:)
Oto co przyszło mi do głowy:
“Hipoteza roju” jest hipotezą naukową (nie teorią!) rozwijaną przez Jonathana Haidta, która zakłada, że w ludzkiej psychice istnieje włącznik “trybu roju”. W odpowiednich warunkach nasi przodkowie nauczyli się włączać tryb “jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, w którym osobniki zatracają poczucie własnego “ja” i są gotowe do ogromnego poświęcenia na rzecz grupy.
Wiele zwierząt zasługuje na miano “społecznych” (żyją w grupach lub stadach) ale niewiele z nich osiągnęło kolejny poziom i stało się ultraspołeczne – żyją w bardzo dużych grupach mających określoną strukturę wewnętrzną, co pozwala im czerpać korzyści z podziału pracy. Przykładem struktur ultraspołecznych są roje pszczele oraz gniazda mrówek. Mamy w ich obrębie kasty żołnierzy, zwiadowców i opiekunek.
Haidt sformułował zasadę, że ludzie są w 90% szympansami i w 10% pszczołami. Szympansy są nieco egoistyczne, Pszczoły, skłonne do poświęceń.
Hipotezą roju można doskonale wytłumaczyć ludzkie zachowania w czasie tzw. “hucpandemii”. Nie nosisz maseczki? Nie zaszczepiłeś się? Jesteś aspołecznym degeneratem. Zagrażasz grupie! Precz!
Hipotezą roju można też wyjaśnić wiele zachowań religijnych. Presja by być takim jak reszta jest tu równie silna. Dlatego uważam postawę Spinozy za AKT BOHATERSTWA, bez względu na to co głosił.
Hipoteza roju daje się nam we znaki także na tym przemiłym portalu. Nie wolno myśleć (i działać) inaczej niż reszta. Bo tak!
Ochłońmy zatem drogi Bracie! Wrócimy do naszych pogadanek, gdy tylko zechcesz.
Jak spacerował po Mokotowie, to prawdopodobnie także był “pod wpływem”. Stąd owe matematyczno-fizyczne halucynacje.
Mimo wszystko to piekielnie inteligentny facet, napisaliśmy razem książkę. Traktuje ona o teatrze, kulturze europejskiej, architekturze (głównym bohaterem jest architekt, a taki właśnie fach przyszło nam obu uprawiać) i …winie. Jak ją w końcu upublicznię to cała redakcja dostanie po gratisowym egzemplarzu.
Teraz jednak czas jest podły i sam nie wiem czy wydawanie czegokolwiek ma sens…
Chyba wiem, jaką “zacną i bogobojną” osobę ma Pan na myśli. Tamte jej zarzuty pozostawię bez komentarza, do bzdur i bredni się nie wraca. A jeśli ktoś ciekaw, to można sobie zajrzeć do archiwum. Pan je teraz powtarza i rozumiem, że jest to w formie żartu… Hm…
Rzeczywiście, lepiej porzućmy tematy religijne, skoro tak ma być. Ukłony.
Architekci są dość gruboskórni, zwłaszcza tacy, co mają na karku 30 lat praktyki. Jest to efekt skutecznej “obróbki” na budowach i w urzędach.
Być może dlatego czasami niechcący zdarza mi się komuś nadepnąć na odcisk.
Cielesną powłokę mam jak hipopotam (uwielbiam te zwierzaki, są niesamowite).
Masz Myśłozbrodniarzu szczęście. Jakbyś podpisał się Myślozbrodniarka, dostałoby Ci się żeś wulgarna, a o pokłonach – zapomnij!
To chyba spora przesada z tą gruboskórnością. Każdemu z nas można jakąś łatkę doczepić. Cieszymy się, że brzmi na Legionie Twój głos – osobny, oryginalny, szczery. Niestety, za hipopotamami nie przepadam, może raczej są mi obojętne, jak morsy czy papugi. Na pewno dlatego, że mało o nich wiem. Pozdrawiam.