W kwestii otworzenia galerii handlowych najważniejsze jest moim zdaniem to, że nikt nie wziął w łapę.
Podobnie, jak w sprawie dętej najoczywiściej afery z zakupem zapłaconych z góry i niedostarczonych przez handlarza bronią respiratorów, w której Kniaź Nowogrodzki autorytatywnie dziś rozstrzygnął, że wszystko jest zgodne z prawem (i sprawiedliwością), a nawet, jak to określił Rywin podczas negocjacji biznesowych z Michnikiem – koszerne.
A skoro nie są winne ani ministerstwo, ani służby, ani nawet handlarz bronią (to akurat dla mnie oczywiste) to znaczy, że nikogo posądzić/posadzić nie wolno, bo sadzanie za niewinność to jeszcze nie ten etap, ale nie traćmy nadziei.
Natomiast co do utrzymywania lockdown’u w polskich małych, rodzinnych firmach, mogę tylko powtórzyć za warszawskimi wróbelkami, że decydujące słowo w kwestii lockdown’u ma Kniaź Nowogrodzki, co jest zrozumiałe, bo gdyby nie miał decydującego słowa we wszystkim, z medycyną polityczną włącznie (jest taka specjalizacja), to by nie był kniaziem, a jest.
On w wywiadzie, który można sobie obejrzeć w Salonie Dziennikarskim, wytłumaczył, że tak, jak jest – jest dobrze i wyznaczył suszny (to po żoliborsku) kierunek:
“zduśmy tę pandemię – załatwmy tę sprawę! A z wszystkim innym sobie poradzimy!” (w tym momencie zacząłem nerwowo sprawdzać kolnierzyk).
A to, że galerie są własnością tzw. kapitału zagranicznego, zaś kawiarenki i pensjonaty – należą do Polaków, jest najzupełniej przypadkowe.
Nie napiszę też, że słowa bankstera są g… warte, bo akurat na g… powstały gigantyczne fortuny, co każdy zainteresowany może sobie sam sprawdzić i to grzebiąc nie we wspomnianym g…, a w Internecie.
Za to na słowie bankstera poległy ( i polegną) rzesze polskich bankrutów, ale bankster na imię nie ma Zawisza, toteż nie ma się czemu dziwić.
Jednak bez wahania potwierdzę, że to wszystko, co we czwartek powiedział ten jego poddworczyk jest wiarygodne tak samo, jak słynne banksterskie malowanie kraju na strefy zielone, żółte i czerwone, że o samochodziku na elektryczne bateryjki i 100 000 mieszkań dla Ciemnego Ludu/Suwerena (wersja zależna od tego, czy swobodna, nienagrywana rozmowa, czy oficjalny spicz) nie wspomnę.
Ten typ tak ma.
***
Pytanie, które się natrętnie nasuwa (mnie przynajmniej, ale to nie jest na tym blogowisku reakcja ani typowa, ani tym bardziej obowiązkowa), to dlaczego ci Niemcy tak do tego lockdown’u prą?
Odpowiedź, która mi się też nasuwa i to wręcz spontanicznie (za co przepraszam, ale to nie moja wina), najlepiej objaśnić przy pomocy starego, polskiego porzekadła:
nim gruby schudnie, to chudy umrze.
Kto jest tym grubym?
No rzecz jasna Niemcy. Mają z czego chudnąć – wystarczy przypomnieć inne, polskie powiedzenie (mniej stare):
jedź do Niemiec – twoje złoto, obrazy, cymelia, futra już tam są!
***
No to teraz pora zapytać (ja tak uważam, że pora), dlaczego władze w Warszawie tak ochoczo niemiecki przykład naśladują?
Choć przecież w wyniku tej operacji, Polakom (to znaczy tym zwykłym, gorszego sortu – nie z Magdalenkowej nomenklatury) pisany jest los tego chudego?
Który umrze w najlepszym razie ekonomicznie, a masę upadłościową po nim wykupi za ojro, nieco tylko wyszczuplony sąsiad zza Odry?
Odpowiedzi mam na końcu języka dwie:
1. Bo w relacjach Cesarzowa – Kniaź obowiązuje hierarchia senior – wasal.
2. Odpowiedź, która jest zapożyczoną i sparafrazowaną puentą anegdoty o królu pruskim Fryderyku Wielkim i młynarzu z Sanssouci:
bo są jeszcze archiwa w Berlinie!
Dlaczego archiwa?
O tym za chwilę.
Otóż kilka dni temu obejrzałem oscarowy film „Życie na podsłuchu”, pokazujący ponoć życie w NRD (było takie państwo).
Bohaterem filmu jest oficer STASI, nawrócony w trakcie pełnienia swej inwigilacyjnej służby i ratujący w brawurowo-operetkowy sposób, wziętego dramaturga, który żyjąc sobie w enerdówku luksusowo, tego enerdówka szczerze nie znosił.
No pisz-wymaluj taki gość generała Kiszczaka w Magdalence.
Film jest wprawdzie załganym bzdetem, ale jedna scena jest jak najbardziej autentyczna:
otóż już po upadku Muru Berlińskiego, wspomniany dramaturg idzie do ichniego IPNu i tam, wywożą mu na wózku cały, wielotomowy towar, czyli dokumentację inwigilacji, a na pytanie o inwigilującego go oficera STASI – prowadzą go do archiwum, gdzie po prostu pokazują mu kompletną kartotekę ze zdjęciem, nazwiskiem, adresem zamieszkania towarzysza kapitana!
Nie żartuję – wszystko na wszystkich, poukładane w szufladkach, alfabetycznie – tak porządek (pardon – Ordnung) tam mają!
Co to jednak ma do tytułowych archiwów?
A, niech kto potrafi, sam sobie wytłumaczy.
Dodaj komentarz