„W TYCH SŁOWACH JEST PEŁNIA WOLNOŚCI”

bezdekretu.blogspot

Nikogo nie „oskarżam” i nikomu nie „zarzucam”. Że inni, czy wszyscy inni, idą jakąś drogą polityczną, ideową, czy każdą uznaną przez nich za słuszną, to ich rzecz.
Upieram się natomiast, że wolno mi tę ich drogę obserwować i — w warunkach wolności słowa — nawet opisywać.
Kiedyś nazwałem tę drogę „donikąd”. Dziś uznana została przez „instynkt narodu” za docelową.
W tym zdaniu nie ma (złośliwej) ironii. Jest tylko stwierdzenie faktu”.

Nieuchronnie zbliża się czas, w którym wybór musi być dokonany. Nie z przymusu, ani groźby choroby, nie dla zysku lub makiawelicznych planów.
Musi być dokonany, by nie spadły na nas słowa Józefa Mackiewicza.
Ten, który „drogę wielkiego ześlizgu” przemierzył skalą nudis verbis, wiedział, jak kończy się „stwierdzenie faktu”.
Nie ja wygrałem.
Wygrali ci, którzy organizują “instynkt narodu”.
Ja przegrałem z kretesem.
Więc proszę o pobłażanie”.

Przed pięcioma laty pisałem, że to wyznanie Mackiewicza, uczynione u kresu życia wielkiego pisarza, jest wyrazem geniuszu i politycznej wizji.
Darów, które ciężarem logiki mackiewiczowskiej, zawsze skazują na wykluczenie i samotność.
Jednocześnie – to słowa tak wstrząsające, że nie wolno dopuścić, by ktoś je powtórzył.

        Nieuchronny jest więc wybór – między tym, co „instynkt narodu” uczynił drogą powszechną, prowadząc moich rodaków na manowce III RP, ku obcej krainie „donikąd” – i tym, co w naszych marzeniach, w niepoprawnie śmiałych planach, wytycza drogę długiego marszu i wiedzie do Niepodległej.
Trzeba się zdecydować – „gdzie kończy się wmówienie a zaczyna związek realny czy wskutek przeżyć historycznych nie staliśmy się psychicznie skrzywieni i na wypadki reagujemy teraz z prawidłowością histeryków czy wciąż jesteśmy barbarzyńskim plemieniem wśród sztucznych jezior i puszcz elektrycznych”.
Trzeba wybrać – czy dalej „obserwować”, „opisywać” i obdarzać uwagą zwodnicze „realia”, w jakie wpychają nas zniewoleni demiurdzy w służbie tego państwaczy może – odrzucić to nędzne simulacrum i skierować myśl na projekt godny Polaków.
Nie sposób pominąć słów Mackiewicza, nie wolno ich lekceważyć ani odsyłać w otchłań historii.
Głupcami są ludzie, którym dziś wydaje się oderwane od przeszłości i narodowych doświadczeń.
Głupcami są ci, którzy słów autora „Nudis verbis” nie odczytują jako współczesnej przestrogi.
Jak można na dłuższą metę wychowywać naród politycznie, bez przeprowadzenia „kanciastej” granicy pomiędzy pojęciami tak prymitywnymi jak: „sojusznik” i „najeźdźca”, „wierny” i „zdrajca”, „swój” a obcy, czy wrogi „agent ?” – pytał Mackiewicz w roku 1947.
Jeśli dziś nikt nie odważy się postawić takiego pytania, czy wolno twierdzić, że uwolniliśmy się z ówczesnych ograniczeń?
Mackiewicz – pisarz przeklęty geniuszem, musiał przekopać powojenną rzeczywistość do fundamentów, a nie znajdując nigdzie ratunku przed tymi, którzy „organizują instynkt narodu”, uznać swoją porażkę.
My nie musimy.
Nie dlatego, by z sukcesji komunistycznej, pod nazwą III RP miała wyrosnąć Wolna i Niepodległa, ale z uwagi na przestrogę pozostawioną przez Mackiewicza.
Dzięki niemu wiemy, że „obserwacja” i „opis” – kończy się porażką, a „zarzuty” i „oskarżenia” – choćby najcelniejsze i trafiające w głąb przegniłych fundamentów, doprowadzą do wyznania – „nie ja wygrałem”.

        Wiem, że wielu z Państwa odczuwa odrazę do rzeczywistości skleconej przez „wybrańców narodu”, że mierzi i razi stan tego państwa, przeraża ogrom nieprawości i niebotyczne zakłamanie politycznych decydentów.
Ta reakcja – jakże naturalna dla ludzi uczciwych, daje pewność, że nadszedł czas, w którym trzeba dokonać wyboru.
Być może tym, którzy od lat przemierzają drogę długiego marszu, wybór wydaje się łatwy. Może świadomość – czym jest to państwo, jak i dla kogo je stworzono, jakie są jego „elity”, interesy i zakres suwerenności, niesie dostateczną wiedzę, by dokonać wyboru właściwego.
Zawsze jednak pojawi się pytanie – co dalej?
Wejść do „wieży z kości słoniowej” i wybrać wzniosłe milczenie? Oskarżać i piętnować, obnosić szlachetną pogardę, odwrócić się plecami? Śledzić sprawy tego państwa – by wprawiać się w goryczy, obserwować jego „elity” – by poznać ogrom nędzy?
Nie sądzę, by na tym polegał wybór i jeśli tak miałaby wyglądać droga długiego marszu, lepiej nam pozostać z milionami „sytych i umarłych”.
Zawsze twierdziłem, że długi marsz jest drogą dla ludzi odważnych. Tych zaś nie zadowala „szat rozrywanie” i najwznioślejsza krytyka. Nie wybierają „wewnętrznej imigracji” i nie poddają myśli dyktaturze miernot.
Dlatego w pytaniu – co dalej – ujawniają się dziesiątki wyzwań: jak obalić bękarta, udającego państwo polskie, gdzie droga do niepodległości, na czym budować silną państwowość, jaki ustrój,organizacja i sojusze, czym racja stanu, czym polskość i naród, jakiej Polski chcemy, na jaką się odważymy?
Wybór – to próba odpowiedzi na takie pytania, to obowiązek ich podjęcia.
        Nie wystarczy wiedzieć, co za sobą zostawiamy i co odrzuciliśmy na ścieżce donikąd. Tyle wiedział Mackiewicz, gdy ta wiedza pozwoliła mu wyznać – „Nie ja wygrałem. Wygrali ci, którzy organizują “instynkt narodu”.

Dlatego wybór, musi przekraczać granicę dzisiejszej niby-państwowości, a przekraczając je, budować wizję nowej, wolnej Polski.
Wiedza – czego chcemy, do czego zmierzamy, jest odpowiedzią ludzi wolnych i niezależnych, jest antidotum na dzisiejsze zniechęcenie, na poczucie beznadziei i apatii.
Przez trzydzieści lat sukcesji komunistycznej, pseudo-elity tego państwa nie wypracowały żadnej wizji Niepodległej, nie wytyczyły drogi do obalenia magdalenkowego porządku i zerwania więzów łączących nas z komunizmem. Ludzie, którzy nadali sobie nienależne miano „autorytetów” i „przywódców narodu”, okazali się niezdolni do „myślenia po polsku, do wyjścia poza tchórzliwe dogmaty. Oparcie owych „elit” na systemie partyjnym, uzależnienie od profitów i politycznych synekur sprawia, że niezależność i autonomia intelektualna, są atrybutami nieznanymi w III RP. Tu nie pojawi się świeża myśl, nie zaistnieje śmiały „pomysł na Polskę”, nie powstanie projekt burzenia starych fundamentów.
Nie znalazł się żaden polityk, który rozstanie z mitami „demokracji” i „georealizmu”, uznałby za wymóg polskiej racji stanu. Nie ma też – i być nie może, ani jednej partii, która podważałyby przymus ustrojowy, zapisany w konstytucji tego państwa.
Nie znajdziemy tu również środowisk, dla których punktem wyjścia refleksji politycznej, byłby pogląd, że linia dzisiejszych podziałów, nie wynika z urojonej „wojny polsko-polskiej”,lecz jest konsekwencją półwiecza okupacji rosyjskiej, efektem zdrady magdalenkowej i budowania sztucznej wspólnoty My-Oni.
W miejsce odważnych wniosków dominuje zabobon, jakoby Polacy odzyskali pełnię wolność i na jej fundamentach budują dziś państwo prawa i demokracji. Ten irracjonalny pogląd, sprzeczny z elementarnym doświadczeniem i wiedzą o stanie państwa, spycha nas w pułapkę „georealizmu”, wywołuje dysonans poznawczy i przesądza o klęsce.
        Kto poważnie traktuje sprawy polskie, komu nieobca przyszłość naszej Ojczyzny, nie może godzić się z tym ograniczeniem. Nie wolno też poprzestawać na „obserwacji” i „opisywaniu” komunistycznej anomalii.
Droga długiego marszu musi przynieść odpowiedź na pytania podstawowe – jaka Polska i jak ją zbudować?
Do tego wyzwania nie trzeba nam mediów, partyjnych gazet i ekranów telewizji. Nie trzeba polemik z Obcymi i zawierania zabójczych „kompromisów”. Nie trzeba akcesu do pseudo-elity, ani pochwały fałszywych proroków.
Potrzebna jest pewności, że wszystko zależy od nas. Od naszej reakcji na zakłamanie i łajdactwo, od odrzucenia rzeczy łatwych i sprzeciwu wobec zła. Od codziennych, prozaicznych czynności, z których powstaje polska teraźniejszość i od myśli, które zbudują przyszłość.
Niech głupcy uznają to za utopię, tchórze zaś – za szaleństwo. Niech ludzie zaczadzeni partyjną retoryką, wzruszają ramionami.
To bez znaczenia.
Trzeba śnić cierpliwie w nadziei że treść się dopełni że brakujące słowa wejdą w kalekie zdania i pewność na którą czekamy zarzuci kotwicę”.
Nie znajdziemy lepszego czasu dla dokonania wyboru.
Wiele lat temu, mój Mistrz i Przyjaciel, zadał pytanie: „czy wiesz, co znaczy – Bóg się narodził? Czy rozumiesz wagę tych trzech słów?
Bo – jeśli On się narodził, jeśli stał się człowiekiem, nie ma już rzeczy niemożliwych, celów nieosiągalnych. Nie ma granic ani wizji, których nie sposób przekroczyć. W tych słowach jest pełnia wolności”.

Ten tekst, jest życzeniem świątecznym, życzeniem dla Państwa – Czytelników bezdekretu.
Darem jedynym, jaki mogę ofiarować, złożonym ze słów, w które głęboko wierzę.
Życzę Państwu – byście dokonali wyboru, a dokonawszy go, odnaleźli radość i nadzieję.
Życzę zuchwałych marzeń i sięgania po najdalszceleTylko takie godne są walki.
Życzę odwagi – w słowach, myślach i czynach. Odwagi nieposkromionej, bo ona przystoi ludziom wolnym.
Życzę Państwu – byśmy za rok spotkali się w naszej blogowej wspólnocie – w łasce zdrowia i wolności ducha.
Życzę, wreszcie, by pytanie – jaka Polska, stało się najważniejsze. By przekreśliło sprawy tego państwa i „dylematy” teatru cieni.
Mam pewność, że te życzenia mogą się spełnić, że są w zasięgu ręki, w kręgu naszych możliwości. Mam pewność, że nikt i nic nie zagrodzi drogi długiego marszu.
Mam pewność, bo Bóg się narodził.
***
Tym, którzy chcieliby rozwikłać słowa znaczone kursywą, polecam lekturę: JózefMackiewicza- „Na drodze wielkiego ześlizgu” i Zbigniewa Herberta -”Zasypiamy na słowach…”, „Rozważania o problemie narodu”.
__________________________________________________________________________________________________________
Grafika w ikonie Wpisu: okładka książki  Zwycięstwo Prowokacji by Józef Mackiewicz

O autorze: JAM