I znowu zarwałam noc [tym razem z 22 na 23 października 2020] aby obejrzeć debatę miedzy dwoma kandydatami na urząd prezydenta USA, Donaldem Trumpem i Joe Bidenem. Pierwsza debata, o której pisałam {TUTAJ} była istną pyskówką. Wszyscy mówili naraz, a prowadzący Chris Wallace z Fox News wyraźnie sobie nie radził. Tym razem było inaczej. Dyskutanci zachowywali się spokojnie, a pani Kristen Welker z NBC stanęła na wysokości zadania jako prowadząca debatę.
Przebieg dyskusji został bardzo dobrze opisany w portalu TVP Info {TUTAJ(link is external)}. Ja zwróciłam uwagę na tzw “mowę ciała” obu kandydatów. Donald Trump był spontaniczny i rozluźniony. Wypowiadał się dowcipnie. Porównał np. rodzinę Bidena do “odkurzacza wysysającego pieniądze skąd się da” [np. z Rosji i Chin], a Nowy Jork, rządzony przez demokratów do “miasta duchów”. W przeciwieństwie do Trumpa, Biden był sztywny jakby kij połknął. Wyraźnie paraliżował go lęk przed popełnieniem jakiejś gafy. Nie udało mu się zresztą uniknąć pewnej wpadki. Podczas debaty spojrzał na zegarek, jakby się zniecierpliwił. W efekcie:
“Wielu komentatorów zwróciło uwagę na wpadkę, doświadczonego przecież polityka. „Joe Biden powinien był się dowiedzieć od George’a H. W. Busha, że podczas debaty nie patrzy się na zegarek” – skomentował republikański gubernator Alabamy Will Ainsworth.” {TUTAJ(link is external)}.
Moim zdaniem, w debatach lepiej wypada Trump. Tym razem zdołał on dwukrotnie skłonić Bidena do przyznania się do błędu. Raz w sprawie nadmiernie represyjnej ustawy antynarkotykowej, a potem w sprawie traktowania imigrantów.
Dodaj komentarz