Wczoraj, w PRL-bis odbyły się para-wybory, po których PKW (Para-Komisja Wyborcza) ogłosiła Polakom para-prezydenta:
Habemus para-prezydentam! – czy jakoś tak.
Para-wybory poprzedzone były para-kampanią wyborczą, w której kluczową rolę odegrały media para-publiczne, które ze sprawnością swoich, komunistycznych pierwowzorów (i mających korzenie – pardon – stopy, tkwiące w brązowych pantoflach, dzisiejszych, lustrzanych odpowiedników), komunikowały para-prawdę krugłyje sutki, co nie znaczy to, co Państwo myślicie, a banalną – całą dobę.
Wszystko inne jest tych para-wyborów konsekwencją:
pisowskie para-elity mają gwarancję kolejnych 5 lat jumy metodą „na rodzinę Szmerowskich” (nie poprawiać – Szmerowskich, bo wielkie pieniądze hałasu, a nawet szumu wokół nich, nie lubią), a Sasin nie odpowie za przepalenie 70 baniek na grandę zwaną głosowaniem kopertowym, zaś cała reszta – to detal.
Grunt, że w PRL-bis mamy w dalszym ciągu para-demokrację, w wyniku której para-patriotyczna władza, może przy pomocy para-grypy, która przez 4 miesiące zabiła tylu Polaków, ilu umiera na raka i choroby serca w ciągu 2 (słownie – DWÓCH) dni, sterroryzować 36 milionowy naród.
Ktoś niezorientowany zapyta: a co ta, tytułowa, PRL-bis?
No jak to co: to taka para-Polska, spłodzona przez Ciocię Magdalenkę, w wyniku profesjonalnie wyreżyserowanych, zbiorowych – bądźmy eleganccy – sesji prokreacyjnych.
PS.
Ja, w pierwszej turze, głosowałem z pełnym przekonaniem na Konfederację (bo do tego się to głosowanie sprowadzało)
A w ustawce nazwanej rundą drugą, nie uległem szantażowi emocjonalnemu ze strony żadnego z obozów i głosu nie oddałem.
Też z pełnym przekonaniem, bo ani Duda – ani para-kandydat Trzaskowski, na mój głos zwyczajnie nie zasługują.
Dodaj komentarz