Tytuł miał brzmieć „Zarządzanie strachem – koronawirus, czyli komunikacyjny samograj”, ale że (parafrazując klasyka nad klasykami, czyli Bronisława Komorowskiego) „tytuły powinny być krótkie – a kiełbasy długie!”, jest krócej, ale ładniej.
***
Państwo, jak mówił minister, jest przygotowane na tę sytuację – o godzinie 14.22 27 lutego tak mówił.
No to ja tak spontanicznie: o, takiego łokcia jest przygotowane!
Powiem więcej:
ŻADNE państwo na świecie nie jest przygotowane, bo żadne państwo na świecie nie jest przygotowane na coś nieznanego i groźnego w jednym.
Nawet Chiny, bo tam wprawdzie można zamknąć kilkanaście milionów ludzi w mieście, ale dopóki nie zamkną w całych Chinach granic i internetu, to strach się przez nieszczelności w (dez)informacyjnej kurtynie przesączał będzie.
Zresztą już się wlał, gdzie chciał (nawet na Litwę i Białoruś) i zamykanie granic oraz internetu niewiele da.
***
Sondaż dla Rzepy napawa optymizmem:
pokazuje, że Polacy, to jednak sensowni ludzie i każdy przytomny, czyli aż 61% uważa, że PRLbis przygotowany na epidemię nie jest, a zatem nie wierzy zapewnieniom tego ministra, którego nazwiska nie ma sensu zapamiętywać, bo i tak niedługo będzie następny, a potem kolejny i jeszcze inny.
Tym bardziej zapewnieniom premiera, który nas już do tych obiecanych 4 lata temu samochodzików na elektryczne bateryjki powsadzał, a w wybudowanych 100 tysiącach mieszkań (ktoś jeszcze tę obietnicę pamięta?) zakwaterował.
No dobrze, a te 39 % ufających Władzy, jakiś upierdliwiec zapyta?
Już odpowiadam: to są ci nieprzytomni.
***
Od 10 stycznia – czyli od rozpoczęcia przez policję działań związanych z feriami – do 17 lutego, na polskich drogach zginęło 251 osób, a 2855 osób zostało rannych” (z których część zapewne umrze).
I co?
I pisińco!
Nikogo to nie interesuje, ani (co ważniejsze) nie przeraża.
Przy tym, ten koronawirus to, póki co, mała (jak by to nie zabrzmiało) skala.
I to jest podejście racjonalne, zaś do znacznie ważniejszego komponentu emocjonalnego za chwilę przejdziemy
Życie w Kraju nad Wisłą (póki co – słowa klucze) toczy się normalnie.
Maseczki na ulicach praktycznie niewidoczne, w metrze ludzie jak zwykle kaszlą i kichają bez krępacji, tylko tych dzieciaków, którym wyjazdy do Włoch przepadły żal.
Bo we Włoszech wirus nie tyle atakuje, co się panoszy, w wyniku czego mamy ludzi więzionych wzorem chińskim w północnowłoskich miasteczkach, a w sklepach ze spożywką puste półki, jak za Jaruzelskiego w PRLu bezprzymiotnikowym.
A właśnie: lewacki rząd w Italii ma radochę, bo wirusowo padło na Lombardię, gniazdo prawactwa, i nawalanka polityczna na 24 fajerki idzie.
I to jest oczywisty rozwój sytuacji w kraju, podzielonym politycznie na północ i resztę.
W Kraju nad Wisłą (choć podzielonym na wschód i zachód) będzie taka sama nawalanka, bo ten koronawirus to dla opozycji komunikacyjny samograj, dlatego wszystko, co teraz oglądamy, to tylko przygrywka.
***
Zarządzanie strachem to jest to, z czego (oprócz prostackiej jumy) żyją politycy.
Umiejętne zarządzanie strachem otwiera im w sposób jak najbardziej legalny portfele Ciemnego Ludu/Suwerena (wersja zależna od tego, czy swobodna, nienagrywana rozmowa, czy oficjalny spicz).
Przerażeni ludzie są gotowi zapłacić każdą cenę za kawałek szmaty, zwanej „maską”, nie mówiąc o lekarstwach czy spożywce.
Albo za piec gazowy, w którym palenie będzie ileś tam razy droższe, niż węglem czy drewnem.
Paradoksalnie, strach (nie mylić z paniką) jest zachowaniem jak najbardziej racjonalnym, tym bardziej w sytuacji, gdy o tym, że wszystko jest pod kontrolą zapewniają ludzie, którzy łganie w żywe oczy mają wpisane w zakres obowiązków.
I nie ważne, spod jakiego szyldu i w jakim języku, pod jaką szerokością geograficzną napisanego oni są.
Ale – jak to w życiu – co za dużo, to nie zdrowo.
A i szczęście trzeba mieć we wspomnianym życiu (politycznym też), a tu wygląda na to, że ci będący aktualnie przy nadwiślańskim paśniku mają pecha:
bo akurat (chyba jedyni w Europie) mają za kilkadziesiąt dni wybory, i teraz to oni są odpowiedzialni za WSZYSTKO.
I za ten chiński podarunek z Wuhan też.
Że to niesprawiedliwe?
Akurat sprawiedliwość to jest ostatnia rzecz, na jaką zasługują ci wszyscy z nadzwyczajnej, politycznej kasty.
Fakty (nie te z TVN24 – te zwykłe) są poza zasięgiem telewizorni młodszego Kurskiego i żadne gadki o tym, jak to „jesteśmy przygotowani”, czy inne tego typu polityczne disco polo, ich nie zmienią:
wiele wskazuje na to, że strach przed koronawirusem może wywrócić do góry nogami kampanię przed wyborami 10 maja, z ich ostatecznym wynikiem włącznie.
Dlaczego?
***
Teraz o obiecanych emocjach.
Bo o ile każdy kapral wie, że łatwiej jest się bronić niż atakować, to wie także, że w sytuacji wysyconej paniką, atakować jest łatwiej niż się bronić.
Czy i w którym momencie strach przerodzi się w panikę?
Czy to będzie pierwszych 100 zarażonych, czy pierwsze zmarłe niemowlę albo ciężarna, czy odcięty od reszty kraju, sanitarnym kordonem Żoliborz, Sopot (bez aluzji) albo i Koronia Wólka? – tego nie wie nikt.
Natomiast przeciętny (a tylko taki się liczy) Wyborca wie ze swojego, własnego doświadczenia, że to, co jest cechą charakterystyczą polskiej służby zdrowia/stanem w niej panującym permanentnie, to (proszę wybaczyć właściwą mi precyzję) BAJZEL.
A to oznacza, że żadne „słodkie pierdzenia” (to nie ja – to inż. Czaban) ministra, premiera, prezydenta nie mają innego waloru, niż zapachowy.
Zaś nadzwyczajne posiedzenie sejmu poświęcone koronawirusowi, zwołane na 2 marca przez absolwentkę historii, która się chwali, że o Katyniu uczyła się z przedwojennych podręczników (nie wiem o jaką wojnę jej chodziło? ), to przecież tylko i wyłącznie zaproszenie ponad 400 trutniów do wielogodzinnej nawalanki przed kamerami.
Na dziś, wybuch paniki nie jest ani pewny, ani wykluczony.
Tak czy inaczej, paniki zobaczyć w Kraju nad Wisłą bym nie chciał, bo paniki, z jej skutkami, bez użycia środków najbardziej drastycznych opanować się nie da.
Wystarczy przypomnieć sobie sceny z krajów, w których w pewnym momencie banki zamknęły bankomaty: najpierw wściekłość, demonstracje, a potem bezradność.
Ale i bez wybuchu paniki, wieczorem 10 maja może być ciekawie, bo mąż pani Kornhauser (dalej MPK) najwyraźniej podenerwowany i na kolejnych spotkaniach wyborczych coraz głośniej pokrzykuje.
***
Coś optymistycznego na koniec?
Otóż marszałkowie senatu Grodzki i Karczewski (obaj lekarze, a jakże), kłócą się publicznie o to, jak należy myć ręce na przykładzie obsługi dozownika z detergentem.
Już widzę, jak miliony Polaków próbują w łazienkach utrafić łokciem w przycisk w dozowniku.
Taaa…
A ja sobie na wypadek pustych półek w sklepach uwędziłem sporo świniny, i zabieram się właśnie za konsumpcję.
Jak zawsze – czytanie Pańskich tekstów – sprawia mi również przyjemność. Dziękuję.
Zastanawiałem się, czy wrzucić poniższy tekst w formie komentarza? Mam nadzieję, że opis jednego z antybiotyków przepisanych na przypadłości grypowe, pozwoli , na nieco inną ocenę wciskanych nam farmaceutyków. Tym bardziej, że nie jest to przykład jednostkowy. Kontekst ten sam – ochrona naszego zdrowia, czyli koncerny rządzą.
„CIEMNY LUD WSZYSTKO KUPI”
[Ciekawe ? Czy można założyć, że w jakimś sensie, jesteśmy nie w pełni, a może całkowicie nieprzygotowani do korzystania z daru inteligencji i intelektu. ]
Już sam tytuł wymaga odpowiedniego wprowadzenia. Określenie „Ciemny lud wszystko kupi” , jako hasło widnieje, nie widniejąc , na sztandarach wszystkich partii politycznych, banerach firm maści wszelakiej i jest rozbudowywane do niewyobrażalnych rozmiarów, przez instytucje pijarowo-marketingowe. Można śmiało powiedzieć, że cała gospodarka, ba dzieje ludzkości tworzone były na tym, jakże lotnym i opiniotwórczym haśle. Wszak każdy trochę bardziej rozgarnięty człek ze zdziwieniem konstatuje, że …..”ciemny lud wszystko kupi”. Apeluję w stylu jednego ze znanych blogerów , „proszę mi tu nie wierzgać jak piszę wszystko to wszystko”, nawet …… zawinięte w srebrny papierek, a jak zaczną o tym mówić telewizyjne autorytety, to i bez papierka. Przywołany wyżej Bloger jako specjalista może moje poglądy potwierdzić. Skąd moja pewność ? W jego wpisach nie zauważyłem aby działanie w branży marketingowo-pijarowskiej , odcisnęło się na nim tak jak ma to miejsce w przypadku wielu, a można zaryzykować, że większości polityków, którzy zaczynają wierzyć w PR-owskie hasła lansowane na potrzeby kampanii wyborczych.
Istotna uwaga – dla ubarwienia treści co jakiś czas będę wtrącał krótkie puenty nie mające pozornie nic wspólnego z tematem przewodnim tego tekstu, którego inspiracją była ulotka lekowa do przepisanego przez lekarza i sprzedanego przez farmaceutę, czyli jak to mówią na wsi pana magistra, antybiotyku.
[Wypłukiwanie rozumu przy użyciu mediów. Pierwsza zasada satanizmu.]
Ze względów procesowych nie podam oczywiście jego nazwy. Wszelkie cytowane, a zawarte w ulotce opisy, będę grzecznie brał w cudzysłów. Tak na marginesie podejrzewam, że opisy zwarte w ulotkach do leków kupowanych w „polskich” aptekach, powstawały w oparciu o wytyczne UE. Innymi słowy gdyby nie Unia nie wiedzielibyśmy co łykamy, przełykamy, wciskamy lub namaszczamy. Jedno jest pewne, przed obowiązkiem tak dokładnego opisywania leków byliśmy zdrowsi – oczywiście psychicznie.
[Czasami inteligencja ponosi porażkę w starciu z piastowanym stanowiskiem lub funkcją. Ale w niektórych środowiskach jest to przypadłość tak wielu, że stała się ona obowiązującą normą.]
Przedmiotowa ulotka zawiera na początek zastrzeżenia, zakazy i nakazy typu –„ należy …., w razie…., ściśle określonej osobie…., nie należy….., jeśli wystąpią…., należy opowiedzieć o tym lekarzowi lub farmaceucie” i na koniec „patrz pkt 4.” Następnie mamy spis treści, co to jest – tu nazwa leku- oraz stwierdzenia podstawowe; „działa bakteriobójczo na wrażliwe drobnoustroje” – co jest wręcz stwierdzeniem epokowym. Osobiście brakuje mi podkreślenia, że na niewrażliwe nie działa.( Być może pojechałem zbyt ostro, bo w dalszej części ulotki wyszczególnionych jest pięć głównych zakażeń i zapaleń na które ten lek działa. Podkreślam działa na 5 głównych + rozwinięcia. Muszę przyznać, że spektrum działania, jak na antybiotyk, jest dość szerokie. Tak przynajmniej wynika z zapisu w ulotce.)
No i zaraz po tym zaczynają się schody – opisuję skrótowo.
„Kiedy nie stosować leku” – kiedy pacjent jest uczulony na któryś z 15 jego składników . I ty biedny żuczku masz sam sobie odpowiedzieć czy jesteś uczulony czy nie jesteś, czyli na początek ból głowy. Co ci pozostaje, wejście w rolę królika doświadczalnego, czyli po zażyciu wszystko się wyjaśni. A teraz szybki test, kto jest z Was uczulony na; powidon, kroskarmelozę sodową, sodu laurylosiarczan, hypromelozę, hydroksypropylocelulozę, Makrogol (8000), Opasprey K-1R-4210A, indygotynę. (To ostatnie to chyba na opanowanie dygotania w jakie wpada się po przeczytaniu ulotki). Brawo odpowiedziałeś na pytania testowe , możesz śmiało przystąpić do zażywania leku. Zaraz, zaraz nie zapomnieliście o dalszych ostrzeżeniach ?; 15-tu przeciwwskazaniach które trzeba omówić z lekarzem, a 14 możliwych interakcji z innymi lekami, a w ciąży można stosować tylko gdy korzyść dla matki przewyższa ryzyko dla dziecka, a karmienie piersią, a prowadzenie pojazdów i obsługa maszyn – nie ma danych ale jak wystąpią zawroty głowy lub drgawki to przerwać jazdę lub pracę. Uf ! To jest dopiero jazda – no nie ? Pominę dawkowanie . Chociaż przy zaburzeniach wątroby i nerek trzeba o tym powiedzieć lekarzowi, bo może konieczne będzie zmniejszenie dawek. Innymi słowy jak baranie nie powiesz lekarzowi, że masz do dupy wątrobę lub nerki, to licz się z konsekwencjami.
Na koniec, zostawiłem tę część ulotki którą muszę opisać dokładniej czyli możliwe działania niepożądane (DN).
„Bardzo częste – 1na 10 pacjentów (1/10) – biegunka.”
„Często – 1/10-100 – bole głowy, wymioty, bóle brzucha, zmiana liczby krwinek białych, zmniejszenie stężenia wodorowęglanów we krwi.”
Niezbyt często 1/10-1000 – w sumie 59 DN. Wymienię tylko te „najciekawsze” wg mojej oceny; zakażenia drożdżakowe, zakażenia pochwy, zapalenie płuc, zapalenie gardła, zaburzenia oddechowe, obrzęk naczynioruchowy, zaburzenia widzenia, kołatanie serca, krwotok maciczny, zaburzenia jąder.
Rzadko 1/10-10000 raptem 4DN; pobudzenie, zaburzenia czynności wątroby, żółtaczka z zastojem żółci, nadwrażliwość na światło.
Częstość nieznana 21DN – tylko ”najciekawsze” – uogólniona reakcja alergiczna rzadko prowadząca do zgonu, zaburzenia słuchu w tym głuchota, niewydolność wątroby (rzadko prowadząca do zgonu), piorunujące zapalenie wątroby, martwica wątroby.
W dalszej części to samo tylko w bardziej niezrozumiałej formie dla pacjenta, zacytuję w całości; „Działania niepożądane prawdopodobnie lub przypuszczalnie (DNPLP) związane ze stosowaniem (nazwa leku) w leczeniu zakażeń kompleksem Mycobacterium avium lub zapobieganiu im, na podstawie badań klinicznych i obserwacji po wprowadzeniu leku do obrotu „
Bardzo częste częściej niż 1/10 6 DNPLP . Częste rzadziej niż 1/10 13 DNPLP. Niezbyt częste rzadziej niż 1/100 9DNPLP. Objawy i działania podobne jak przy zwykłych DN-ach.
[Zamiast internistów mamy rezydentów – lobby farmaceutycznego.]
Muszę przyznać, że po przeczytaniu ulotki i przetrawieniu jej treści, co trwało dobra chwilę, zauważyłem u siebie, jeszcze przed zażyciem leku, szeroką gamę działań niepożądanych, zwłaszcza z punktu widzenia rządzących.
[Inteligencja „jednokierunkowa”, lub” kolejarska”, czyli nie wykraczająca po za wyznaczone ramy i normy.]
Po opanowaniu kołatania serca, na zasadzie raz kozie śmierć, rozpocząłem zaleconą przez lekarza pierwszego kontaktu kuracje antybiotykową. Na razie żyję. Trochę głuchy na jedno ucho, z szumami we łbie z obniżoną zdolnością intelektualną, ale piszę. Oby nie było gorzej. Widocznie czas wpisania na listę „ZASŁUŻENI DLA NFZ CZEŚC ICH PAMIĘCI” jeszcze dla mnie nie nadszedł. Mam dla Was kochani jedną radę – kupując jakiekolwiek leki zażywajcie je zgodnie z zaleceniem lekarza, bez czytania załączonych doń ulotek, a będziecie zdrowsi – jak wyżej.
P.S. Zatrważa mnie jak szybko schodzą na psy tzw. zawody zaufania społecznego; prawnicy, lekarze, farmaceuci, nauczyciele maści wszelakiej, policjanci, że o dziennikarzach, politykach czy biznesmenach nie wspomnę. Niektórzy będą oburzeni tego typu uogólnieniem ale wyjątki potwierdzają regułę.
[ „To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać!”. S. Kisielewski]
P.S. Może ktoś mnie oświeci jak jest w świetle obowiązujących przepisów z odpowiedzialnością za skutki uboczne zażywanego leku. Do kogo zgłaszać pretensje; lekarza, farmaceuty, producenta czy wydającego zgodę na wprowadzenie leku do obrotu. Każdy z obwinionych powie; miałeś roszczeniowy chamie w ręku ulotkę w której opisano szczegółowo co cię czeka po zażyciu, więc się odczep. I tak jeden papierek załatwia sprawę jakichkolwiek roszczeń ?
Wiele “leków” niszczy po prostu pacjentom zdrowie, wewnętrzne organy. Niestety, koncerny informując w ulotce o skutkach ubocznych zabezpieczyły się przed ewentualnymi roszczeniami. Degeneratom do głowy nie przyjdzie wyprodukować zestaw testów sprawdzających uczulenie u pacjenta na dany składnik preparatu. To by pomniejszyło im zysk. Lekarze z kolei wydzierają się na pacjentów, gdy ci zgłaszają wątpliwości: Odmawia pan/pani leczenia?. Poza tym nie diagnozują dobrze, lecząc objawy pomijając przyczyny schorzenia. Nie korzystają z ziół, nie mając o nich pojęcia.
Najlepszy lek to: post, pokuta i modlitwa. Skuteczność 100% – skutki uboczne 0.
Polecam.
P.S. Szczególnie polecam Anioł Pański, Różaniec i Pacierz codzienny. Dobrze jest co do szczegółów przeczytać wyśmienitą książkę pt. “Gdy Pan mówi do serca” – autor: ks. Gaston Courtois.
Jaki by nie był rząd, jaki by nie był ustrój, jaki by nie był poziom porządku i dyscypliny społeczeństwa – tzw. “masom” nie wolno mówić niczego- co mogłoby je pchnąć do apatii,autodestrukcji, paniki, załamania nerwowego i nieprzewidywalnych zachowań. Nawet dowódca plutonu wysyłając niezwykle dzielną i dobrze wyszkoloną w walce drużynę na rekonesans (w warunkach wojny) wie,że z misji wielu nie wróci, a może nawet nikt. Jednak dając im rozkaz nie mówi im tego. Bo tylko idiota-dowódca zniszczyłby już na wstępie wiarę żołnierzy w powodzenie misji. I prawdopodobnie zginęliby wszyscy. Zaś jak doświadczenie życiowe ( i wojskowe również) daje częste przykłady – sytuacje na pozór beznadziejne często ( nikt nie wie dlaczego) kończą się niezrozumiałym sukcesem. Oczywiście odbieranie tzw. “masom” – czyli zwykłym zjadaczom chleba odrobiny nadziei i wiary leży w interesie wroga. Przypomnijmy sobie ulotki dowództwa Armii Czerwonej do Polaków – wkraczającej w 1939 roku na tereny wschodnie RP jak to należy bić Panów – ciemiężców lumpen-proletariatu.
Ijakoś nie odniosło to sukcesu poza mniejszościami narodowymi. Szkoda , że ten artykuł (j/w) poza niewątpliwą lotnością pióra, szlachetnej demagogii, “kaganka oświaty”, poprzez niektórych może być odebrany jako “onanizm intelektualny”. Ze względu na “wysycenie” go odniesieniami politycznymi, grepsami czarnego humoru ubranymi w literackie – niemal poetyckie środki wyrazu, które mniej informują a bardziej uczestniczą w rozgrywce przed wyborami.To tak jakby ktoś ostrzegał przed czarną ospą używając co drugie słowo określenie “CZARNA”. Jednoznaczne określenie sympatii autora w artykule pretendującym do “naukowego rozjaśnienia w głowie” czytającym – jednocześnie ustala dystans pomiędzy merytoryką i manipulacją przedwyborczą autora. Czyli traktuję ten artykuł nie jako informację a za kolejny wystrzał wyborczy w kierunku rządzących. Ma on oprócz zupełnie oczywistych stwierdzeń (ŻADNE państwo na świecie nie jest przygotowane, bo żadne państwo na świecie nie jest przygotowane na coś nieznanego i groźnego w jednym).wywołać spodziewaną przez autora refleksję w rodzaju:”Donek i jego ekipa zrobiła by to lepiej i dlatego trzeba za wszelka cenę obalić ten rząd mimo jego sukcesów ekonomicznych. ( Co to jest “wszelka cena”? To cena która płaci się poźniej. Czyli kupą mości panowie – kupy nikt nie ruszy. A poźniej zastanowimy się co robić bo ani na zatrzymanie wirusa ani na utrzymanie chociażby obecnej dobrej koniunktury gospodarczej opozycja nie ma żadnego pomysłu. Najpierw “ROZWALYMY PISIORÓW” a potem pomyślimy. Jak wygladało “myślenie” w wykonaniu ekipy Donka wszyscy przytomni pamiętają. Autor liczy jednak wyraźnie na tych co myślą jak kiedyś Urban (Josek Urbach)czyli co drugi dzień zmieniał swoje argumenty. Na przydatne mocodawcom.
Dwukrotnie wkleił Pan komentarz szkalujący nasz portal i dwukrotnie pytany o to, nie raczył odpowiedzieć. Teraz widzę obraża Pan autora felietonu wzmiankując o Urbanie. Przekroczył Pan granicę. Konsekwencje opisane w regulaminie.
Powiem krótko o „koronawirusie”: sprytki pustynne i tyle.
Zobaczymy kiedy dojdzie do NYC i Tel-Awiwu … i czy w ogóle dojdzie?
Tu chodzi o nowy stan wojenny+ pod przyjęcie żądań 447 a nie o wymyślonego wirusa, jakich miliardy.