To chyba najbardziej odpowiednie słowo opisujące postawę polskiej opozycji wobec wyborów prezydenckich w maju 2020. Rejteradę rozpoczął Donald Tusk oświadczając, iż wbrew nadziejom Antypisu, nie weźmie w nich udziału. Grzegorz Schetyna, szef PO, mianował kandydatką panią Małgorzatę Kidawę-Błońską, chyba najbardziej bezbarwną osobę ze swego otoczenia. Sam nie odważył się wystartować. Ostatnio Schetyna zrezygnował również z przewodzenia PO, oznajmiając, że nie weźmie udziału w wyborach na szefa partii. Zarekomendował zamiast siebie Tomasza Siemoniaka.
Podobna sytuacja zapanowała na lewicy, gdzie nikt nie kwapił się do startu w wyborach. W końcu Włodzimierz Czarzasty namówił na to Roberta Biedronia. Nie sadzę jednak, by ten eurodeputowany z ramienia partii Wiosna przykładał się zbytnio do kampanii prezydenckiej. Na tym tle błyszczy Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL, który już w listopadzie 2019 zgłosil chęć ubiegania się o urząd Prezydenta RP i od tej pory prowadzi energiczną, acz nieoficjalną kampanię, podobnie jak czyni to aktualny prezydent, Andrzej Duda. Ten ostatni ma we wszystkich sondażach ponad 40% poparcia, Kidawa-Błońska ma dwadzieścia parę procent, a pozostali po mniej niż 10 procent. Nie znamy jeszcze kandydata Konfederacji, gdyż w partii tej trwają prawybory. Przoduje w nich Krzysztof Bosak.
Do wyborów prezydenckich jeszcze cztery miesiące i wiele może się przez ten czas wydarzyć. Obecnie wydaje się, iż w drugiej turze zmierzą się Andrzej Duda i Małgorzata Kidawa-Błońska, a wygra Duda.
Duda zmiażdży resztę stawki w pierwszej turze, ale niestety w drugiej wygra Kidawa. A to dlatego, że w wyborach prezydenckich nie ma d’Honta. Negatywny elektorat PiS znacznie przekracza 50% wyborców. Jedyne co może uratować Dudę, to powtórzenie manewru z Komorowskim i wykreowanie kandydatki PO na osobę niespełna rozumu. Nie jest to oczywiście niemożliwe, widząc jak trudno ta pani sobie radzi z przemowami bez prompterów.
Jeśli Kidawa wygra wybory, PiS na pewno nie dotrwa do końca swojej kadencji. A nawet jeśli dotrwa, to będą do 4 lata stracone dla Polski, bo każda ustawa zostanie zawetowana. A po drugie, nawet jeśli dotrwa, to po 4 latach ta władza po prostu się zużyje.
Platforma wtedy nie będzie się cackać, tak jak dzisiaj cacka się PiS, tylko wykorzystując ustawy PiS zagarnie całą władzę dla siebie, doprowadzając nasz kraj do ostatecznego upadku.