Józef W. przed krakowskimi sądami – zdj. Elżbieta Serafin
♥
♥
Kasacja niewygodnego dziennikarza czyli proces Józefa W.
Skazywanie niewinnych przez polskie sądy III RP, nawet na 25 lat pozbawienia wolności, jest faktem. Uniewinnianie przestępców, i to groźnych, jest tak częste, że nie zawsze bulwersuje opinię publiczną. Większe zainteresowanie budzi uniewinnianie sędziów, którzy kradną z „roztargnienia”. Nie bez przyczyny naprawa sądownictwa jest jednym z kluczowych problemów do zrealizowania przez rząd „dobrej zmiany”.
„Grillowanie” sądowe za działalność pro publico bono
Od 4 lat jestem „grillowany” w krakowskich sądach za ujawnienie na platformie YouTube nagrania z rozprawy, która podobno miała być niejawna, ale ja o tym nie zostałem skutecznie poinformowany, a niejawny status rozprawy budził zdecydowany sprzeciw oskarżonego w trakcie kampanii wyborczej Adama Słomki, jako naruszający Konstytucję RP. Rozprawa przed Sądem Okręgowym w Krakowie sprzed 4 lat wpisywała się w kampanię wyborczą, ale doprowadziła do uniewinnienia Adama Słomki od absurdalnych zarzutów. To chyba miało pozostać tajemnicą, podczas gdy absurdalne oskarżenia były jawne!
Mimo, że nagranie przebiegu rozprawy odbyło się za wiedzą i zgodą sądu (po protestach!), prokuratura prowadziła dochodzenie, kto tego dokonał i kto film rozpowszechnia. Film od początku za wiedzą i przyzwoleniem prokuratury i kolejnych sądów był i jest dostępny w sieci, a ja jestem sądzony za ten „przestępczy” czyn. Co więcej, podczas jednej z rozpraw film był emitowany dla zainteresowanych na korytarzu sądowym, za wiedza i zgodą sądu!
Co prawda prokuratur na rozprawie – dokumentowanej społecznie – oświadczył, że film nie ujawnił żadnej tajemnicy, nikomu nie zaszkodził, ja na nim nic nie zarobiłem (działam bowiem pro publico bono), ale skazać trzeba. Sąd podzielił ten pogląd i w pierwszej instancji zostałem skazany. Przestroga przed obywatelską działalnością dla dobra publicznego – oczywista! Nadmieniam, że z moich filmów sądy niejednokrotnie korzystały jako z materiałów dowodowych, nieraz ze skutkiem uniewinnienia niesłusznie oskarżanych. Zresztą bezpłatnie, czasem bez mojej wiedzy i zgody. Nieraz zabezpieczałem prawidłowy przebieg procesu sądowego, rejestrując go w ramach kontroli społecznej. Niejako w podziękowaniu, sądy rozpoczęły „grillowanie” niewygodnego dla nich dziennikarza. Tak się złożyło, że nie zgodzono się na przełożenie terminu „grillowania” ze względu na mój udział w pogrzebie Żołnierzy Wyklętych – Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka” w Gdańsku, tak że na pierwszą rozprawę musiałem wracać nocą, bezpośrednio na salę sądową. Później z rozmaitych powodów przesuwano terminy kolejnych rozpraw, bo sąd – z jakichś przyczyn – nie miał mocy, aby je prowadzić.
Uniewinnienie niewinnego
Moja apelacja od wyroku skazującego mnie, jak podkreślałem, za działalność pro publico bono, była 3-krotnie odraczana, a i czwarty termin został przesunięty, co prawda tylko o jeden dzień – ze względu na zbyt duże zainteresowanie opinii publicznej. Mimo rozbudowy krakowskich gmachów sądowych w ostatnich latach, sąd na rozprawie 26 kwietnia 2018 r. nie był w stanie znaleźć większej sali, zdolnej pomieścić weteranów opozycji antykomunistycznej i media społecznościowe. Ostatecznie rozprawa odbyła się w godzinach rannych dnia następnego (27 kwietnia), co nieco zmniejszyło frekwencję zainteresowanych, ale przeniesienie rozprawy chyba dla jej wyniku było korzystne. Sąd miał dodatkowy czas na przemyślenie sprawy i ostatecznie podjął decyzję o uniewinnieniu niewinnego, co nie jest częstym zwyczajem polskich sądów.
Wydawało się, że wyrok uniewinniający winien ostudzić zapał skazywania opozycjonistów za niewinność, a szczególnie niezależnych dziennikarzy działających na rzecz dobra publicznego, w tym i samych sądów. Warto zauważyć, że „Sąd Okręgowy zważył, iż przedmiotowa sprawa nie była ani obszerna, ani skomplikowana pod względem faktycznym czy prawnym, dlatego też wyliczył należny prawomocnie uniewinnionemu zwrot kosztów obrony z wyboru według stawek minimalnych”.
A jednak kasacja
Prokuratura jednak wystąpiła o kasację wyroku uniewinniającego. Argumentowałem we wniosku o oddalenie skargi kasacyjnej: „Podnoszę też niestosowność argumentacji, która ma przemawiać za uwzględnieniem tej kasacji jako mającej szczególne znaczenie dla ochrony wymiaru sprawiedliwości przed naruszeniami ze strony chcących w sposób negatywny wpłynąć na społeczny odbiór sądów, nie mam bowiem wątpliwości, że przyjęcie kasacji wpłynie negatywnie na społeczny odbiór sądów, gdy ja jako obywatel społecznie działam na rzecz prawidłowego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Taka argumentacja wskazuje na chęć całkowitego wyeliminowania kontroli społecznej działalności sądów, która to działalność przez niemałą część społeczeństwa nie jest odbierana pozytywnie i trudno się temu dziwić”.
Podnosiłem ponadto: „należy zwrócić uwagę, że informacja w piśmie kasacyjnym (s. 6): Wbrew stanowisku Sądu Odwoławczego, nie powinna zostać pominięta tak eksponowana przez samego oskarżonego okoliczność, a to »wykonywany przez niego zawód dziennikarza« nie jest zgodna z prawdą i wprowadza w błąd. Ja natomiast nie wprowadzałem w błąd Sądu Okręgowego podczas rozprawy eksponowaniem wykonywania przeze mnie zawodu dziennikarza, bo takiego zawodu nie wykonuję. Sąd informowałem i niniejszym potwierdzam, że jestem dziennikarzem obywatelskim, społecznym, wykonującym swoje czynności pro publico bono i nie jest to źródło mojego utrzymania. Z tej działalności korzystają nieraz sądy (bez gratyfikacji), jako materiału dowodowego. Nieraz zabezpieczam (za zgodą sądu) prawidłowe funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości przez dokumentowanie rozpraw w sytuacji, gdy te toczą się bez rejestracji audio/wideo. Podnoszę zarazem, że w państwie prawa nie można jednak karać nawet zawodowego dziennikarza za skutki wynikające z nieprofesjonalnego, nieporadnego prowadzenia rozpraw przez zawodowych sędziów”.
Nic z tego. Skarga kasacyjna nie została oddalona, a termin rozprawy w Warszawie w Sądzie Najwyższym wyznaczono na 10 kwietnia 2019 r.; przypadkowo w kolejną rocznicę tragedii smoleńskiej.
W Sądzie Najwyższym pod godłem Rzeczypospolitej Polskiej
Rozprawa kasacyjna odbyła się z udziałem publiczności i co warto zauważyć, w sali, w której wisiało Godło Rzeczypospolitej Polskiej.
Taki stan rzeczy, o czym zapewne nie wiedzą wszyscy obywatele RP, istnieje od niedawna, gdyż przez wiele lat w Sądzie Najwyższym, wbrew Konstytucji RP, która mówi:
Art. 28.
-
Godłem Rzeczypospolitej Polskiej jest wizerunek orła białego w koronie w czerwonym polu.
4 Godło, barwy i hymn Rzeczypospolitej Polskiej podlegają ochronie prawnej,
rozprawy odbywały się w salach z umieszczonymi na ścianach jakimiś zielonymi ptaszyskami (zielone wrony?)
i dopiero po przeprowadzeniu kontroli społecznej funkcjonowania Sądu Najwyższego, dokonanej przez grupę opozycjonistów antykomunistycznych (m.in. Zygmunt Miernik, Adam Słomka, Paweł Zdun), doszło do umieszczenia na salach rozpraw godła polskiego, zgodnie z obowiązującą Konstytucją.
To jest jeden z przykładów, że na straży Konstytucji często stoją obywatele (nieraz w sądach karani!), a nie sędziowie, którzy na takiej straży stać powinni i za to są wynagradzani. To pokazuje, jak ważna jest kontrola społeczna władzy, także sądowniczej, aby Polska stała się państwem prawa.
Sąd Najwyższy przychylił się do mojej prośby o możliwość rejestracji audio i wideo rozprawy kasacyjnej, co należy podkreślić z uznaniem Niestety nagłośnienie sali rozpraw było kiepskie, co jest standardem w wielu sądach, skazujących następnie obywateli za to, że nie słyszeli tego, co sąd mówił! Mój proces, zwany nieraz zasadnie kafkowskim, jest obserwowany w sądach przez publiczność liczącą kilkanaście-kilkadziesiąt osób z opozycji antykomunistycznej, szczególnie z KPN-Niezłomni. Jest też monitorowany przez Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP i Stowarzyszenie Solidarni 2010.
Sąd prawa, a nie faktów
Sąd Najwyższy nie orzeka, czy ktoś był winny, czy niewinny, a jedynie bada zgodność wyroków z obowiązującym prawem. W tym przypadku podzielił opinię prokuratury i dopatrzył się naruszenia prawa w wyroku uniewinniającym – stąd skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia w Sądzie Okręgowym. Na podkreślenie zasługuje fakt przyznania przez SN zasadności kontroli społecznej władzy, w tym władzy Sądu Najwyższego. Sąd Najwyższy bezpośrednio jednak nie odniósł się do opinii prokuratury, określającej mnie jako osobę, która chce „w sposób negatywny wpłynąć na społeczny odbiór sądów”. Opinia prokuratury nie została poparta żadnymi dowodami i stanowi próbę naruszenia mojego dobrego imienia, co winno mieć konsekwencje prawne.
Gdyby sądy potrafiły się oczyścić z patologii, ujawnianych zresztą przez wielu dziennikarzy i działaczy społecznych, żylibyśmy rzeczywiście w państwie prawa. Póki co, takie państwo trzeba konsekwentnie budować, prowadząc społeczną kontrolę władzy sądowniczej, do czego staram się przyczynić, z widocznymi konsekwencjami.
Tekst opublikowany w Kurierze WNET, maj 2019
♥
To nie dziwi, bo POLSKI od 1939 roku nie ma.
Po Magdalence nam tylko wmawiano,
ale od gadania wolności nie przybędzie.
Pozdrawiam
Szczęść Boże
Ten Pan nie “gada”, pozwolę sobie zauważyć, tylko jest ciągany po sądach i obnaża moralną zgniliznę i raka polskiej nauki, który ją toczy, bo nie było dekomunizacji wyższych uczelni. Stare kadry wciąż tam siedzą i jest negatywna selekcja i inne patologie. Pan Józef Wieczorek dostał wilczy bilet za swoją działalność opozycjną, który funkcjonuje do dziś, nigdy nikt go za to nie przeprosił. Potraktowano tak wiele osób. Szacunek dla Pana Józefa. W najgorszym razie dopiero w Niebie, ale wszystko będzie wynagrodzone, a tamci parszywcy dostaną karę, na jaką zasługują.
space
Nie miałem na myśli autora, lecz gadające w mediach i portalach głowy.
Pozdrawiam
Szczęść Boże
Acha, ok :)