Wiele (aż przykro pomyśleć, jak wiele) lat temu, moja urocza koleżanka z pracy, utrzymująca znajomość z zagranicznym deweloperem, rozszyfrowała skrótowiec BMW, jako Big Money Works.
Spodobało mi się to rozwinięcie akronimu, podobnie jak szczerość koleżanki, bo ja za szczerością, jak i za swobodą w posługiwaniu się językiem, jestem.
Obserwując rozpierduchę rozpętaną wynagradzaniem przez pisowskiego samca omega (w tym wieku, to już omega, nie ma bata) swych wysoko kwalifikowanych współpracownic, skonstatowałem z pewną taką melancholią (pogoda taka jakaś melancholijna):
i pomyśleć, że cała ta zakonna (no co – zakon PC to najpotężniejszy zakon w PRLbis), finezyjna konstrukcja, operująca pod marką handlową Prawo i Sprawiedliwość wypieprzy się efektownie przez dwie platynowe blandyny?
Ktoś inny spuentował rzecz jeszcze bardziej filozoficznie, a mianowicie, że
nasz naród jest wyjątkowo miłosierny wobec polityków.
Przebaczy to, że zajumano mu z kont emerytalnych miliardy złotych.
Że nie rozliczono złodziei u władzy.
Przebaczy wszelkie afery łóżkowe i niełóżkowe polityków.
Przebaczy to, że wczoraj obiecali jedno, a dzisiaj robią drugie.
Ale nie przebaczy tego, że jakaś d… jakiegoś bonza ze sfery władzy zarabia tyle, że to woła o pomstę do nieba.
I to może być rzeczywiście kamień na grób PiS-u w najbliższych wyborach.
Moim zdaniem troszkę to niesprawiedliwa puenta, bo przypisująca nam narodową cechę pt. zawiść, a ja sądzę, że problem PiSu jest natury poważniejszej:
otóż ludzie głosując na PiS, w znacznej (a z pewnością w tej decydującej) części głosowali tak naprawdę przeciw Platformie i ZSLowi (nie poprawiać – PSL się skończył z ucieczką Mikołajczyka) traktując tę koalicyjną ferajnę jako bezwstydną k… przechadzającą się ostentacyjnie z kolorową parasolką przed udającym ekskluzywny klub burdelem.
I od przynajmniej kilkunastu miesięcy przeżywają dysonans pozakupowy (jest takie określenie, naprawdę) bo zorientowali się, że PiS to wprawdzie nie polityczna k…. ale za to polityczna cichodajka, co dla tych niektórych potrafi być nie mniej irytujące.
No nic, jak mawiają nasi północni sąsiedzi: dożyjemy – zobaczymy, a większość z nas dożyje, bo te wybory już za 10 miesięcy.
Ale póki co, nie to jest istotne:
otóż jedna z tych pań to “szefowa departamentu komunikacji i promocji”, a nawet komunikacyjny debiutant rozumie, że obecna strategia PiSu wobec kryzysu wizerunkowego w NBP jest samobójcza, a to znaczy, że jeśli ta pani zarabia miesięcznie nie 65 tysięcy, a 5 tysięcy złotych, to to i tak jest o 5 tysięcy za dużo.
Polityczna kariera „asystentki” szefa NBP. Była radną, przez 8 lat nie zabrała głosu
„Aniołek” czy „dwórka” prezesa NBP, Martyna Wojciechowska jest ostro atakowana przez media za swoje gigantyczne zarobki w banku centralnym. Nie mniej ciekawie wyglądała jej kariera polityczna. Będąc radną sejmiku mazowieckiego, ani razu nie zabrała publicznie głosu.
https://wiadomosci.wp.pl/polityczna-kariera-asystentki-szefa-nbp-byla-radna-przez-8-lat-nie-zabrala-glosu-6336397152904833a
A Morawiecki zaciera ręce, bo za chwilę wciśnie swojego człowieka na stolec szefa NBP, wiadomo przecież, że marzy o dymisji Glapińskiego. Wtedy lobby z Walk Street będzie mieć całkowitą kontrolę nad naszym bankiem centralnym.
To ja już wolę te dwórki…
Bielan: 6-letnia kadencja Glapińskiego jako prezesa NBP „zabetonowana w konstytucji”
Adam Glapiński został prezesem Narodowego Banku Polskiego na 6 letnią kadencję i nie sposób go odwołać; ta kadencja jest zabetonowana w konstytucji – powiedział w środę wicemarszałek Senatu Adam Bielan.
https://forsal.pl/artykuly/1391202,bielan-6-letnia-kadencja-glapinskiego-jako-prezesa-nbp-zabetonowana-w-konstytucji.html
i tu masz rację, bo to o to chodzi w tym grzaniu kasy, o przejęcie NBP.
Wreszcie polski poseł!
Tadeusz Matuszyk: Główne zagrożenie dla Polski idzie ze strony żydostwa