Różni nienawistnicy (sam znam jednego – imię dziwne takie ma), robią sobie ze Szczerskiego jaja, że kupić chciał 3 żyletkowce, ale trzeci Australijczycy zatopili jako sztuczna rafę i eksperci z biura męża pani Kornhauser wystraszyli się, że te dwa dla nas przeznaczone, to nie żyletkowce, a U-booty – i ich nie kupili.
I smutek mnie na tę nieznajomość realiów prowadzenia wojny na morzu bierze, bo każdy, kto widział któryś tam z kolei film o piratach z Karaibów wie, że zatopiony okręt w naturalny sposób pokrywa się kamuflażem, pod którym żadne wrogie radary go nie rozpoznają!
I gdyby te 2 żyletkowce Szczerski jednak za nasze pieniądze kupił, to mógłby je koło Helu zatopić (bo po co czekać aż ruscy to zrobią), i po obrośnięciu w kamuflaż wyciągnąć, i spod tego kamuflażu, po tym ichnim Bałtijskom Fłotie – salwą – proszę wybaczyć właściwą mi precyzję opisu – jebutnąć!
Zresztą u nas taki kamuflaż to nie nowina: mamy na przykład 1000 śmigłowców zakupionych w amerykańskiej fabryce w Świdniku, który to tysiąc śmigłowców broni nas przed ruskimi czołgami i czym kto jeszcze chce.
Że ich, śmigłowców zakupionych, nie widać?
To przecież normalne: bo te 1000 śmigłowców zakupionych w amerykańskiej fabryce w Świdniku to jest w wersji najnowszej, czyli niewykrywalnej!
Na żadnym radarze ich nie można zobaczyć!
Bo tak, jak są niewidzialne samoloty – tak są i śmigłowce!
***
Ale wracając do naszych żyletkowców:
skąd taka nazwa, ktoś niezorientowany zapyta?
No jak to skąd?
Powszechnie wiadomo, że na widok jednej żyletki najwięksi twardziele wymiękali (i dlatego ich producenci przestawili się na produkcję tzw. nożyków do golenia, przed którymi nie wymięka nawet zarost).
A co dopiero na widok okrętu, z którego można zrobić takich żyletek miliardy!
Skąd wiem, że miliardy?
Bo skoro jedna żyletka waży pół grama, to na każdy kilogram okrętu przypada tych żyletek 2 tysiące, na każdą tonę 2 miliony, na każdy tysiąc – 2 miliardy… –
No to żyletkowiec!
A jak fachowcy z biura męża pani Kornhauser przypomną sobie o starej sztuce strzelania żyletkami z palców, to nawet te (nie wiem, czy już zakupione, czy jeszcze nie) Patrioty nam nie będą potrzebne!
To się – użyjmy ulubionego określenia premiera Mateusza – innowacyjność nazywa!
I tylko nie wiem dlaczego mam ochotę komuś przyp…
Jeden z fachowców z biura męża pani Kornhauser to nie byle kto, bo absolwent, a czego, a marksizmu i leninizmu pochłanianego wieczorową porą. Czy taki fachowiec z PZPR może się mylić w sprawie złomu? Skoro doradza Solochowi w sprawach kulinarnych, to i w sprawach odpowiedniej żyletki również ma zdanie odpowiednie.
To już wiadomo w jakich koszernych interesach poleciał JUDA do ojczyzny dziobaka.
Była taka dość lewacka w wymowie piosenka zespołu Wilki, której tekst musiał był przypaść do gustu obecnej pseudopatriotycznej władzy: “Niech słowa pięści zamienią w szum wody. Niech przyjdą noce szalonej miłości. A Aborygen, Aborygen niech tańczy na niebie, wolny jak ptak”. Tańcujmy dalej jak nam PIS zagra, a skończymy jak Aborygeni – w rezerwatach dla tubylców.