W kwietniu 2017 r. na ekrany kin w Wielkiej Brytanii wszedł film fabularny “Another Mother’s Son” (Syn Innej Matki), poświęcony niemieckiej okupacji w latach 1940-45 Wysp Normandzkich (The Channel Islands: m.in. Jersey, Guernsey, Sark, Alderney) – położonych u wybrzeża Normandii na Kanale La Manche i będących terytorium Korony Brytyjskiej. Film ten opowiada o tragicznych losach Brytyjki, Louisy Gould, sprzedawczyni w sklepie warzywnym w miejscowości St. Ouen na wyspie Jersey, oskarżonej w 1944 r. przez władze niemieckie o ukrywanie rosyjskiego jeńca. Louise Goud, utraciwszy w 1941 r. jednego ze swych dwóch synów walczących w Royal Navy, postanowiła zaopiekować się młodym zbiegiem z jednego z obozów pracy niewolniczej utworzonych przez Niemców na opustoszałej wyspie Alderney i przez 18 miesięcy ukrywała w swym domu Rosjanina, Fiodora Burija. Zadenuncjowana w 1944 r. przez swego sąsiada, który doniósł okupantom, że „łamie prawo” zakazujące udzielania pomocy wrogom Trzeciej Rzeszy, została wysłana do obozu w Ravensbrück, gdzie zginęła w komorze gazowej krótko przed zakończeniem wojny.
Film wywołał spore poruszenie, jak również zapomniane już przez Brytyjczyków uczucie wstydu za to, co dzięki ukazanym w filmie faktom z czasu niemieckiej okupacji, której w latach 1940-45 doświadczył ten jedyny skrawek brytyjskiego terytorium, świat ujrzał niezbyt chwalebną prawdę o brytyjskim społeczeństwie, dotąd ukrywaną pod obowiązującą od czasów Churchilla legendą o „niezłomnych pogromcach Hitlera”. Przy okazji pięknej i tragicznej opowieści o Louise i osobistym bohaterstwie tej walczącej o ludzką godność sprzedawczyni warzyw – na ekranach kin wyświetliło się bowiem również inne pytanie: przykre i nie zadawane zbyt często po wojnie, a skierowane do jedynego nie okupowanego przez Niemcy narodu koalicji antyhitlerowskiej: jak zachowaliby się Brytyjczycy, gdyby któregoś dnia hitlerowskie flagi załopotały na Londynem? Tak, jak wcześniej łopotały nad Warszawą, Pragą, Paryżem…? Pytanie, które implikuje następne, jeszcze boleśniejsze: czy – i jak – Brytyjczycy chroniliby przed skutkami Ustaw Norymberskich swoich żydowskich współobywateli…?
Czy tak, jak sąsiad Louisy, pilnie donosiliby „legalnym władzom” o „łamaniu okupacyjnego prawa” przez sąsiadów? Albo byliby, jak ci angielscy policjanci z Guernsey, którzy na pierwsze żądanie Niemców, grzecznie odprowadzili na statek zamieszkujące na wyspie Żydówki, które następnie zamordowano w Auschwitz? Albo, jak rezydująca na sąsiedniej wysepce Sark brytyjska arystokratka, lady Sibyl Collings-Hathaway, powitaliby niemieckich okupantów na molo i zapraszali potem na kolacje z homarami do swych domów?[1] Na pytanie jednego z nich, czy „nie boi się niemieckich oficerów”, Lady Hathaway zaśmiała się i odparła świetną niemczyzną, wskazując na ich buty porządnie wytarte o wycieraczkę: „a czego mogłabym się obawiać od niemieckich oficerów?!”. [2] Lub może zachowaliby się, jak tych kilkaset albo i kilka tysięcy obywatelek Wysp, wskakujących do łóżka przystojnym niebieskookim samcom, po których zostało na Wyspach osiemset nieślubnych i równie niebieskookich dzieci? Głównym objawem sprzeciwu mieszkańców Wysp wobec okupantów ich kraju była, jak sami po wojnie twierdzili, „lodowata uprzejmość”, z jaką ich traktowano, litera V pisana tu i ówdzie na murach domów i „piętnowanie” puszczających się z niemieckimi żołnierzami rodaczek epitetem Jerry Bags („materace”), szeptanym sobie na ucho przez starsze panie podczas zakupów. [3]
Przyjrzyjmy się więc tym faktom, bo tylko z ich pomocą – powtarzając je i powtarzając do znudzenia i pamiętając, że Prawda jest po naszej stronie – można walczyć z trwająca dziś na świecie histeryczną, wykluczającą dialog nagonką na Polskę, jako rzekomą „współsprawczynię Holocaustu”. Wzniecana przez nie mające już nic wspólnego z Holocaustem wnuczęta ofiar, rozlokowane wygodnie w Nowym Jorku, Londynie, Tel Aviwie, jest, jak to dziś już wiadomo, ofensywą niedouczonych, nieoczytanych i rozgrzanych atmosferą polowania środowisk, chcących wymusić na Polsce – zaszczuwanej w oczach świata, jako „sojusznik Hitlera” – wypłatę Żydom ich gigantycznych roszczeń finansowych. Nagonce tej towarzyszą więc niezliczone przemilczenia i przekłamania również tych faktów, o których chcę tu mówić i które odsłaniają wiele nieprzyjemnych prawd, nie pasujących kłamcom do ich oskarżycielskiej krucjaty.
*
Wyspy Normandzkie nie stanowią jednej jednostki politycznej – dzielą się na dwa baliwaty (bailiwicks) Guernsey i Jersey, które podlegają bezpośrednio Koronie brytyjskiej. Oba baliwaty posiadają własne parlamenty.
Dnia 17 czerwca 1940, na lotnisku na wyspie Jersey wylądował samolot lecący z Bordeaux, z dowódcą wojsk francuskich, generałem brygady Charlesem de Gaulle na pokładzie. Po przerwie na kawę i uzupełnienie paliwa, samolot poleciał dalej do Heston pod Londynem, skąd następnego dnia, za pośrednictwem BBC, de Gaulle wygłosił swe słynne przemówienie z 18 czerwca, wzywające Francuzów do niezłomnego oporu wobec hitlerowskiego najeźdźcy. Dwa dni potem, brytyjskie wojska opuściły Wyspy Normandzkie w takim pośpiechu, że na zamku Cornet zostały po nich rozbebeszone łóżka i na pół zjedzone śniadania. Po podpisaniu przez Francję haniebnej kapitulacji, komisja wojenna Churchilla zdecydowała, że Wyspy na Kanale La Manche są po pierwsze nie do obrony, a po drugie – pozbawione strategicznego znaczenia. Zostały one zdemilitaryzowane i zarządzono dobrowolną ewakuację ich ludności.
Wezwania tego usłuchała jedna trzecia z 92 tys. mieszkańców Wysp; pozostali musieli 28 czerwca przeżyć jedyny nalot niemiecki czasu wojny i śmierć 44 cywili na wyspach Jersey i Guernsey, gdyż rząd londyński zapomniał powiadomić Niemców o demilitaryzacji. Dwa dni później, 30 czerwca 1940 r. maszyny Luftwaffe wylądowały na lotnisku Guernsey i dawny stójkowy z Londynu a obecnie komendant policji Wysp, inspektor Sculpher, oznajmił niemieckim oficerom, że wyspa jest nieuzbrojona i gotowa do współpracy z administracją III Rzeszy. W tym momencie rozpoczęła się niemiecka okupacja Wysp. Z masztów znikły flagi Zjednoczonego Królestwa, a zaczęły łopotać te ze swastyką pośrodku. Nie padł odtąd ani jeden strzał i nie było tu żadnych okrucieństw, jakie towarzyszyły marszowi Wehrmachtu i SS przez Europę Wschodnią. Niemcy okazywali, podobnie jak we Francji, chęć współpracy z miejscowymi władzami, aby tryby propagandy goebbelsowskiej mogły wypuszczać w świat obraz „dobrych Niemców”, kontynentalnych „kuzynów” w wielkiej Anglo-Saskiej rodzinie, nosicieli wspólnego posłannictwa „wysokiej kultury” wobec hord podludzi z rasy semickiej i innych „niższych ras” w Europie. Dla wypełniania tych idei, mieli również tu znaleźć legion przyjaciół – jak wcześniej znaleźli ich w Holandii, Norwegii, w krajach bałtyckich czy na Ukrainie, gdzie wielu mężczyzn wstępowało do SS, czy we Francji, gdzie z okupantami ochoczo współpracowały całe grupy społeczne i zawodowe, nie wyłączając elit.
Okupacja Wysp przebiegała gładko, nie dochodziło do żadnych ekscesów, a jednostki Wehrmachtu, stacjonujące w opuszczonych brytyjskich fortecach i koszarach, zachowywały się poprawnie. Oficerowie rekrutowali się spośród niemieckiej inteligencji, doktorów grających na pianinie sonaty Beethovena i dokładnie wycierających buty na angielskich wycieraczkach, którzy zajmowali hotele w największych miastach St. Helier i St. Peter´s Port. Zarządzenia, wkrótce wprowadzone przez komendanturę wojskową – która objęła zwierzchność nad pracującą nadal administracją Wysp – nie były nadmiernie uciążliwe. Ustalono godzinę policyjną na 11 wieczorem, wprowadzono zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych i sprzedaży paliwa cywilom. Zarekwirowano pojazdy mechaniczne, nałożono kontrybucje na plony rolnicze i połowy, wprowadzono karę więzienia lub śmierci za próbę ucieczki do Wielkiej Brytanii. Ruch oporu był śladowy, ograniczał się do nielicznych komórek komunistycznych i garstki zbuntowanej młodzieży, toteż na Wyspach nie było Gestapo, a aparat represji był znikomy. Dla wielu niemieckich żołnierzy pobyt tu mniej kojarzył się z działaniami wojennymi, a bardziej z urlopem. [4]
Nieco inaczej odczuwała to pozostała na Wyspach Normandzkich ludność żydowska, choć większość Żydów na dwa tygodnie przed przybyciem Niemców zdołała ewakuować się do Anglii. Już w trzecim miesiącu okupacji wydano nakaz rejestracji wszystkich osób narodowości żydowskiej, a firmy należące do nich miały być wyraźnie oznakowane. Oba parlamenty potulnie wykonały żądania niemieckiej komendantury, tylko jeden deputowany sir Abraham Lainé, odmówił swego głosu. Inni zasłaniali się po wojnie tłumaczeniem, że głosowali „za” bo byli przekonani, że „wszyscy Żydzi zostali już ewakuowani”.[5] Niektórzy Żydzi wyczuli zagrożenie i postanowili się nie rejestrować, wielu popełniło samobójstwo. Na wyspach było wtedy już zaledwie kilkudziesięciu Żydów, z których zarejestrować zdecydowało się dwanaście osób na Jersey i pięć na Guernsey. Pisarka Madeline Bunting – której książka “The Model Occupation” zagłębia się w tę mroczną historię – wyraziła opinię, iż „zgubiło ich ślepe zaufanie do władz i pragnienie postępowania zgodnie z prawem”.[6] Wkrótce ogłoszono kolejne żądania Niemców: żydowskie przedsiębiorstwa miały zostać całkowicie zlikwidowane albo sprzedane „aryjczykom”. Nie brakło chętnych do przejęcia tych majątków, także należących do właścicieli, którzy przebywali w Anglii. Żydów na Wyspach pozbawiono stanowisk, zakazano im wstępu do budynków publicznych i do sklepów poza jedyną godzina wyznaczoną po południu. Urzędnikiem odpowiedzialnym za egzekwowanie niemieckich rozporządzeń był Clifford Orange, wykazujący w tym wielką gorliwość i mający do dyspozycji sztab podobnych do siebie podwładnych. Wszyscy oni nagminnie przekraczali zakres niemieckich wymagań i z wzorową dokładnością raportowali ich wdrażanie, pragnąc do tego stopnia wykazać się wobec niemieckiej Komendantury, że doszukiwano się korzeni żydowskich również tam, gdzie ich nie było. Przykładem takiego służalstwa był William Sculpher, wcześniej policjant w Londynie, ten sam, który w imieniu mieszkańców witał Niemców na lotnisku Guernsey w dniu rozpoczęcia okupacji. Udało mu się zarejestrować parę osób żydowskiego pochodzenia, których listę dostarczył komendantowi wyspy dr. Richardowi Broschowi – kolejnemu żydożercy z doktoratem – ale widząc jego niezadowolenie, ruszył na dalsze łowy, dopisując do listy kandydatów do deportacji również tych, co do których miał „osobiste podejrzenia”… [7]
Najgłośniejszymi z ich ofiar, o których pamięć przetrwała do dziś, było aresztowanie wiosną 1942 r. trzech Żydówek mieszkających na wyspie Guernsey: pielęgniarki Teresy Steiner z Wiednia i dwóch guwernantek: Augusty Spitz, również uciekinierki z Wiednia i pochodzącej z Polski Marianny Grünfeld. Teresa Steiner „jeszcze w 1940 r. zarejestrowała się w urzędzie, a dwa lata później otrzymała nakaz deportacji do Francji, oznaczający de facto śmierć w Auschwitz. Nakaz wręczył jej sierż. Ernest Plevin z miejscowej administracji. Steiner, cała we łzach przekonywała go, że nigdy już z tej podróży nie wróci, ale nie zmienił zdania. Wiele lat później brat Teresy mieszkający w Kanadzie starał się dowiedzieć o jej losach po deportacji. Spotkał się między innymi z Plevinem, który w trakcie rozmowy wybuchnął płaczem. Przyznał się, że przez te wszystkie lata czuł się winny”.[8] Trzy kobiety zostały wydane Niemcom przez miejscową policję, deportowane do Francji i w przeciągu kilku tygodni zamordowane w Auschwitz.
Wkrótce, w następnym roku, nastąpiła kolejna deportacja pozostałych na Wyspach Żydów. Grzecznie zaaresztowani przez miejscową policję i doprowadzeni do portu, gdzie zgodnie z przepisami wprowadzonymi przez administratorów Wysp przydzielono im kanapki na drogę, również zostali deportowani na kontynent i do obozów koncentracyjnych – w ramach większego transportu „zamówionego” przez Hitlera, w zemście za brytyjski najazd komandosów i internowanie przez Anglików 500 Niemców w Iranie.
– Czy myśli pan, że tak samo zachowałyby się brytyjskie władze, gdyby Niemcy zajęli całą Anglię? – pyta Johna Nettles’a dziennikarka tygodnika „Do Rzeczy” [9]. – Tak. Niemiecka okupacja na całym terenie Wielkiej Brytanii wyglądałaby tak samo – pada odpowiedź autora bestsellera Jewels and Jackboots. Hitler’s British Channel Islands (Klejnoty i oficerki. Wyspy Normandzkie: hitlerowskie czy brytyjskie?)[10].– Wszędzie tak samo, jak na Channel Islands, wprowadzono by antyżydowskie postępowanie. [11]
*
Po wyzwoleniu w 1945 roku, na Wyspach zapadła cisza wokół wielu niewygodnych prawd o okupacji. Przez dziesiątki lat cisza trwała też w Londynie, dopóki w latach 1990. nie otwarto teczek zawierających ponurą prawdę o brytyjskiej kolaboracji z nazistami. Fakty te, jak się okazało, znane były rządowi w Londynie wkrótce po wyzwoleniu. W sierpniu 1945 r. raport brytyjskiego wywiadu stwierdza: “Na wprowadzone przez Niemców przepisy antyżydowskie, nie rozległ się ze strony urzędników brytyjskich ani jeden głos sprzeciwu. Przeciwnie: ludzie ci wychodzili ze skóry, aby nieść Niemcom wszelką możliwą pomoc”. Co interesujące: obojętni na los deportowanych Żydów urzędnicy brytyjscy, zarazem nie szczędzili starań wobec okupantów, aby złagodzili obowiązujący na Wyspach zakaz działalności lóż masońskich.
Channel Islands nie przeszły żadnej lustracji. Nie osądzono przypadków kolaboracji, nie zbadano historii deportacji Żydów. Żadni urzędnicy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Ani szef administracji Carey, który w raportach opisywał brytyjskie wojsko jako “siły wroga” i wyznaczył 25 funtów nagrody za wskazanie osób malujących na ścianach budynków znak V – symbol oporu. Ani John Leale, pastor metodystów, który objąwszy stanowisko przewodniczącego Komitetu Kontroli, będącego łącznikiem między administracją Wysp a Niemcami, sumiennie przekazywał im listy nazwisk Żydów wyłapanych przez policję Carey’a. Wnuk Carey’a opowiadał Nettles’owi, że gdy Brytyjczycy wrócili na Wyspy w 1945 r., nie byli właściwie pewni: czy jego dziadka powiesić, czy może jednak uszlachcić. W końcu Carey otrzymał… tytuł szlachecki. Również burmistrzowie miast otrzymali wysokie brytyjskie odznaczenia za „ochronę ludności cywilnej przed działaniami odwetowymi ze strony Niemców”.
Tak w mowie Szekspira nazwano w Wielkiej Brytanii zdradę i tchórzostwo.
18.03.2018
Pokutujący Łotr
[1] Wspomina o tym brytyjski aktor i historyk John Nettles w wywiadzie opublikowanym w Do Rzeczy https://dorzeczy.pl/historia/43992/Okupacja-Wysp-Normandzkich-Jak-Anglicy-wydawali-Zydow.html
[2] https://www.timesofisrael.com/new-film-on-nazi-occupation-of-channel-islands-prompts-disquieting-questions-for-brits/
[3] por. Paul Sanders: The British Channel Islands under German Occupation 1940–1945. Jersey, 2005
[4] https://opinie.wp.pl/niemiecka-okupacja-wysp-normandzkich-podczas-ii-wojny-swiatowej-6126039969343105a
5 ibidem
6 Madeleine Bunting: The Model Occupation: The Channel Islands Under German Rule 1940-1945, Harper Collins 1995
[7] W swej rozmowie z „Do rzeczy”, John Nettles komentuje tę służalczą postawę urzędników brytyjskich słowami innego ówczesnego dygnitarza brytyjskiego na Wyspach Normandzkich – sir Ambrose Sherwill’a, szefa Komisji Kontrolnej, która stanowiła łącznik pomiędzy zarządem Wysp a Londynem: tłumaczył on, że „lepiej [było] nie przeciwstawiać się okupantom, bo może być jeszcze gorzej”. https://dorzeczy.pl/historia/43992/Okupacja-Wysp-Normandzkich-Jak-Anglicy-wydawali-Zydow.html
[8] ibidem
[9] Anna Gwozdowska
[10] John Nettles: Jewels and Jackboots: Hitler’s British Channel Islands, Jersey 2015
[11] por. przyp.. 7
“zła historia jest matką złej polityki” – nieznajomość historii powoduje błędy w codzienności i brak sensownego planowania przyszłości. Z powodu polskiej ignorancji zamiast codziennej atencji w stosunku do naszego narodu mamy lawinę nieczystości miotanych w kierunku Polski.
Dziękuję za opowiedzenie tej historii jawnego kolaborowania Anglików z Niemcami, również w procederze uśmiercania Żydów. Zupełnie nie byłem świadomy tego, co działo się na tych wyspach.
@ Czarna Limuzyna
Witaj, cieszę się, że możemy znów tu gawędzić, a niekoniecznie przez telefon i już nie w takich niekomfortowych (dla Ciebie) okolicznościach, jak ostatnio:-) Tę wstydliwą historię o Channel Islands znałem wcześniej, gdy ktoś w Londynie, jeszcze w latach 1980. coś mi na ten temat przebąkiwał. Ale zlekceważyłem to wtedy, no i teraz temat okazał się jak znalazł. Do tego, sporo materiałów ujawniono od tamtego czasu. Historia wprawdzie dotyczy “tylko” kilkudziesięciu Żydów, i cóż to znaczy wobec utopienia z zimną krwią prawie 1000 uciekinierów na pokładzie Strumy, czy odesłania drugich tylu od brzegów Wolnego Świata z powrotem, do szwabskich pieców, na pokładzie St. Louis. Ale nie o liczby ofiar tu chodzi, ale o tę kolejny raz ujawnioną nieprzytomną wprost hipokryzję Zachodu. I tupet Angoli, z jakim przez tyledziesiąt lat grają przed światem rolę najważniejszych “obrońców Europy przed Hitlerem” i nawet poważają się ostatnio nas pouczać o praworządności i miłości dla obcoplemienców. Ta historia pokazuje, jaka była ich “praworządność” i “miłość bliźniego”. I bardzo ważna jest wyważona a niemniej bezlitosna opinia znakomitego współczesnego autora, a do tego obywatela właśnie tamtych Wysp – Johna Nettles’a – że okupacja całej Wielkiej Brytanii wyglądałaby dokładnie tak samo, jak na Jersey i Guernsey. Niestety, zgadzam się z Tobą, że te zające rządzące dziś nami to ciemne antki, które pozwalają sobą (a przy okazji naszym Narodem) pomiatać, bo nic nie wiedzą i nic nie czytają. A źródłem odwagi jest wiedza. O tym też pojęcia nie mają. Rozpowszechniajmy więc tę wiedzę jak najszerzej, bo na pyskówki z pejsatymi nie wygramy, ale fakty, do tego dobrze udokumentowane z paru źródeł, to broń, wobec której mogą jedynie pluć, sypać sobie piach na kudły i robić rejwach, jak to było na procesie św. Szczepana męczennika, gdy im wygarnął prawdę o nich samych. Pozdrawiam b.b. ciepło! :-)
@ Poruszyciel
Witaj, niestety, w polskim piśmiennictwie jest bardzo mało danych na ten temat. Stąd ten brak wiedzy wielu z nas, bo trzeba trochę pobobrować w źródłach angielskich. Ku memu zdziwieniu, sporo na ten temat znalazłem, ale raczej w formie chłodnej dokumentacji. Poza Johnem Nettles’em i może ze dwoma jeszcze autorami (Paul Sanders, Madeleine Bunting) nie ma większego publicznego dyskursu na ten temat – kluczowego dla dzisiejszej światowej awantury wokół Holokaustu. Niemiecka okupacja skrawka terytorium Wielkiej Brytanii pokazuje, jak łatwo pryska lakier na tych “cywilizowanych” społeczeństwach, bo pod presją totalną ta praworządność staje się ślepym wykonywaniem nakazów podstawionego uzurpatora, a miłość litery prawa zmienia się w bat, którym posłusznie a nawet z uśmiechem (te kanapki, przydzielane deportowanym!) poganiane są np.tamte trzy Żydówki właśnie w imię tegoż prawa, wprost do pieca. I dyskusja o garstce szmalcowników w Polsce – gdzie za cenę życia uratowano w straszliwych warunkach prawnych, najwięcej Żydów spośród państw okupowanych – jest tematem zastępczym. Bo każdy na Zachodzie woli walić obu pięściami na raz w Polskę, zamiast dyskutować o takich właśnie subtelnych nikczemnościach, jak sprawa Saint Louis, Strumy czy właśnie wysp Normandzkich, gdzie ukazały się o wiele większe łajdactwa,i to pośród elit, niż tych paru wykolejonych przestępców jak polscy szmalcownicy (notabene: taki kryminalny margines istnieje w każdym narodzie; do tego polskie podziemie wykonywało na nich liczne wyroki). Ta sprawa, pośród innych łajdactw Zachodu w czasie wojny, pokazuje, jak stronniczo i podle prowadzona jest przez Żydów obecna “dyskusja” o Holokauście, gdzie naprawdę chodzi tylko o to, żeby właśnie Polskę zagnać do kąta i zadusić, oszczędzając łajdaków w jedwabnych rękawiczkach – jakimi zresztą było podczas wojny również wielu Żydów w policji żydowskiej, w Judenratach czy kolaborujących z Gestapo i wyłapujących współplemieńców na ulicach “aryjskiej” Warszawy. Pozdrawiam!
Uff… jestem pod wrażeniem. Dziś nigdzie w necie, no może poza SN, nie uświadczysz artykułów takiej jakości, tak odkrywczych i napisanych na takim poziomie.
Gratulacje!
@ PG
Dziękuję, też się cieszę, że mogę publikować na portalu, który dba o taki wysoki poziom. Pozdrawiam :-)