Profesorowie dziejów bajecznych ?
Zdumiony wypowiedzią jednego z profesorów UJ i jednocześnie wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Historycznego – Andrzeja Chwalby, napisałem ostatnio tekst -‚Jeśli PZPR umarła wcześniej, to Uniwersytet Jagielloński jest skompromitowany’ jednocześnie deklarując: „ Chętnie porozmawiam z każdym [ kontakt jozef.wieczorek@interria.pl] , także z profesorem Chwalbą, w oparciu o fakty. „ Tekst ujawniłem publicznie [ https://blogjw.wordpress.com/2018/02/03/jesli-pzpr-umarla-wczesniej-to-uniwersytet-jagiellonski-jest-skompromitowany/] i rozesłałem także do prof. Chwalby i PTH, ale odpowiedzi do tej pory nie było, co zresztą w oparciu o dotychczasowe doświadczenia mnie nie dziwi.
Takie są standardy nauki polskiej, a historycznej w szczególności. Wyjątki tylko potwierdzają regułę. Z niewygodnymi faktami się nie dyskutuje ! Niewygodnych faktów się nie bada !
Ja nie mam wątpliwości, że nauka musi być oparta na faktach.
Jak nie ma faktów – nie ma nauki i co z tego, że są tytuły zwane naukowymi i katedry o nazwach naukowych ?
Nauka historyczna winna być oparta na faktach, a jeśli nie jest oparta, to opisuje co najwyżej dzieje bajeczne, które do kategorii naukowej nie mogą należeć.
Od lat piszę o dziele istniejącym do dnia dzisiejszego w obiegu naukowym i edukacyjnym zwanym ‚Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego” [ https://blogjw.wordpress.com/2009/03/25/lustracja-dziejow-uniwersytetu-jagiellonskiego/ ], które z faktami najnowszej historii niewiele ma wspólnego. Są to, rzec można, dzieje bajeczne, mimo że bardzo niedawne i znane wielu spośród jeszcze żyjących.
Co z tego skoro utytułowani, etatowi historycy, prawdziwych dziejów opartych na faktach nie chcą za żadne skarby poznać. [https://blogjw.wordpress.com/2009/08/05/list-do-polskiej-akademii-umiejetnosci/]
Widocznie profesorowie dziejów bajecznych są za to wynagradzani/awansowani, gdy poznawanie prawdy mogłoby się wiązać z utratą etatu/możliwości awansowych. Uniwersytet w czasach post-prawdy ma swoje reguły i preferencje.[ https://blogjw.wordpress.com/2018/01/05/uniwersytet-w-czasach-postprawdy/].
I mamy taką naukę historyczną, że jedni utytułowani takie bajki piszą, drudzy – czasem jeszcze bardziej utytułowani – pozytywnie je recenzują, reklamują, do przyswojenia ich przez brać akademicką obligują a inni – też utytułowani/liczący na tytuły i stanowiska- milczą, odważnie chowając głowę w piasek.
Tak funkcjonuje u nas nauka, nie tylko historyczna, nie bez przyczyny niewiele znacząca w nauce światowej, rzecz jasna z marginesem, który od tej reguły odbiega.
Ponosimy z tego powodu straty nie tylko wizerunkowe.
Słuszne są opinie „ Nie powinniśmy czekać, aż ktoś opowie za nas naszą historię. Powinniśmy to robić sami” [ https://wpolityce.pl/polityka/380679-dyrektor-mpw-o-polskiej-polityce-historycznej-nie-powinnismy-czekac-az-ktos-opowie-za-nas-nasza-historie-powinnismy-to-robic-sami].
Ale czemu z tym opowiadaniem naszej historii opartej na faktach/ dokumentacjach jest tak kiepsko ?
Mamy co prawda IPN o ogromnych osiągnięciach, ale i swoich wadach/wpadkach i w ciągu kilkunastu lat nie wszystko co zaniedbano w ciągu dziesiątków lat da się nadrobić.
Na tym tle szczególnie blado wypadają opowieści o historii naszych uczelni, gdzie pracuje wielu historyków, gdzie się formuje nauczycieli historii szkół, nie tylko wyższych, ale przede wszystkim tych niższych – tzw. podstawowych i średnich, przez które przechodzi znakomita większość Polaków. I to jest duża odpowiedzialność za formowanie tych nauczycieli, spoczywająca na profesorach historii, ale czasem są to profesorowie dziejów bajecznych, jeśli chodzi o historię najnowszą.
Czym to jest spowodowane ? Zapewne nie bez znaczenia miał sposób przeprowadzenia transformacji PRLowskiego systemu kłamstwa w PRL-bis, w którym kłamstwo odgrywa nadal wielką rolę, tym bardziej, że uczelnie, nie dając sobie rady z realizacją swoich statutowych obowiązków tj. poszukiwania prawdy, z niej zrezygnowały nawet w statutach i wzięły się za produkcję, niemal przemysłową dyplomów i tytułów, z czego są przez lata rozliczane z wiadomymi skutkami.
Jak pokazują odtajnione stenogramy okresu transformacji [http://wolnosc24.pl/2017/02/06/odtajnione-szyfrogramy-komunistow-z-1989r-z-walesa-sie-dogadalismy-solidarnosc-bedzie-popierac-socjalizm-bedziemy-sterowac-obradami-okraglego-stolu/ ], ta miała się odbywać poprzez poszanowanie socjalistycznego systemu wartości, tak przez stronę komunistyczną, jak i wyselekcjonowane (przez kierownictwo PZPR. MSW), ‚postępowe’ – tzn. spolegliwe wobec dotychczasowego systemu- odłamy Solidarności, po wykluczeniu odłamów/osób radykalnych, niezdolnych do poszanowania ‚wartości’ komunistycznych.
Sojusz PZPR i spolegliwej części „S” na górze jest udokumentowany i opisywany/komentowany, ale co z sojuszami na dole ? Nie było ich ?
Jak by tak było, to taka transformacja chyba by nie miała szans na powodzenie, ale jednak została zrealizowana i skutki jej cierpimy do dnia dzisiejszego.
Dlaczego profesorowie historii nie opisują jak wyglądał taki sojusz na ich podwórkach/w uczelniach ich zatrudniających ?
Przecież tam były komórki PZPR o wszystkim decydujące, ale jakoś tak dziwnie do tej pory nie udokumentowane, stąd np. składy POP PZPR (niekompletne) np. na UJ czy na UAM są znane, ale tylko z mojego lustra nauki [ https://lustronauki.wordpress.com/2009/04/27/poczet-sekretarzy-komitetu-uczelnianego-pzpr-uj/ ; https://lustronauki.wordpress.com/2015/11/24/czlonkowie-wladz-i-aktywisci-kz-pzpr-uam-w-poznaniu-w-latach-1973-1989/] , w którym ludzie nauki jakoś nie chcą się za bardzo przeglądać. Etatowi historycy nawet takiego lustra do tej pory nie zainstalowali w przestrzeni publicznej.
We wspomnianej wypowiedzi prof. Chwalby, ale też z opracowań z nazwy historycznych i to wydawanych nawet przez IPN, można przeczytać o dekompozycji PZPR np. na UJ jeszcze przed ostateczną jej śmiercią.[https://blogjw.wordpress.com/2012/11/07/no-coz-czlonkiem-lozy-to-ja-nie-jestem/ ]
Rzecz w tym, że dokumentacji tej dekompozycji brak.
W dziełach ‚historycznych’ nie ma obrazu struktur partyjnych przed dekompozycją, więc co tej dekompozycji miało ulegać ? I jak ?
Przed transformacją ustrojową na uczelniach, także na UJ [ https://lustronauki.wordpress.com/2009/04/17/list-w-sprawie-weryfikacji-kadr-akademickich/ ], przeprowadzono polityczne weryfikacje kadr i jak można zapoznać się w dokumentach SB, jak i PZPR, były to weryfikacje mające na celu usuwanie z uczelni niewygodnych dla przewodniej siły narodu, aby nadal była ona przewodnia i zdolna do sojuszu ze spolegliwymi wobec niej odłamami Solidarności.
Ten etap historyczny jakoś jest pomijany milczeniem przez etatowych historyków, a najwybitniejsi z nich komisyjnie ustalali [ wbrew faktom], że nikomu się krzywda na uczelni z przyczyn politycznych wówczas nie stała [https://wobjw.wordpress.com/2010/01/01/powracajaca-fala-zaklamywania-historii/ ] czyli tak jak można z tego sądzić PZPR i SB w gruncie rzeczy dbały o należyty poziom uczelni !?
Tacy historycy znakomicie nadawali się do transformacji PRL w PRLbis, co gdzie jak gdzie, ale na uczelniach znakomicie się udało i mimo upływu lat uczelnie ostały się jako skanseny komunizmu, chociaż takiego słowa w dziełach historycy nie używają – patrz. np. Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego ! [https://blogjw.wordpress.com/2009/03/25/lustracja-dziejow-uniwersytetu-jagiellonskiego/ ]
Tak swoje uczelnie zdekomunizowali [!], że minister nauki, nawet nie widzi powodu aby do ustawy wpisać zapis o konieczności dekomunizacji . [https://blogjw.wordpress.com/2018/01/24/o-dezubekizacji-w-telewizji/ ]
Widocznie zapoznając się z takimi dziełami uznał, że skoro nie było komunizmu, to i nie ma czego dekomunizować. Brać akademicka dekomunizacji się zresztą nie domaga, nie protestuje przeciwko takiej postaci reformy, z której niemal – wszyscy [ w szczególności b. partyjniacy i przez nich wyselekcjonowani ] są zadowoleni.
Dziejów uczelni opartych na faktach, nie chcą/nie potrafią napisać. Świadków niewygodnej dla nich historii nie chcą nawet znać !
Piszą dzieje bajeczne, utrzymują się chyba właśnie dzięki temu na etatach i nawet mają swoisty status pokrzywdzonych finansowo, bo przecież winni zarabiać dużo więcej, od tych, którzy się nie wyróżniają ani takimi jak oni tytułami, ani opisywaniem takich dziejów bajecznych. [https://blogjw.wordpress.com/2018/01/25/perelka-rektorska-czyli-rzecz-o-nedzy-akademickiej/ ]
Taka jest obecna rzeczywistość i nie zanosi się, aby ona po reformie systemu akademickiego się zmieniła, bo brać akademicka jest zadowolona z tego, że czego jak czego, ale ruchów kadrowych to się obawiać nie musi .
Profesorowie dziejów bajecznych będą sobie pisali nadal swoje bajki i utrzymają swoje etaty/tytuły/prestiże/ togi/ a czasem nawet gronostaje, byle tylko nie pisali jak było naprawdę.
Ci, którzy pisali/piszą prawdę na dzisiejszych uniwersytetach są i będą traktowani jako – persona non grata.
To w sumie dość straszliwe i zarazem zatrważające jak bardzo mało zmieniło się w latach 90 i później. Sformułowanie PRL-Bis, choć niepopularne jest terminem oddającym wiernie sens tzw. “transformacji ustrojowej” a w zasadzie jej braku. Zmienić jak najwięcej, aby nic się nie zmieniło – To jest dewiza. Te same postaci siedzą na stołkach dziś co i wtedy, a co więcej wielu porobiło kariery i złapało pod pachę to i owo. Trzymają się mocno, co najlepiej widać po sądach, i środowiskach prawniczych, gdzie ostatnio odszczekują się “Dobrej Zmianie” szczególnie mocno. Próba naruszenia ich stanu posiadania jest opisywano jako zamach na rzekome najwyższe świętości państwa demokratycznego. Choć dla nich demokracja polega na tym, że mogą sobie robić co tylko im się podoba, bez niczyjej kontroli.
Najzabawniejsze jest płynące z ust postępowych elit oskarżenie o tzw. “komunizm w drugą stronę”, które skądinąd służy do torpedowania wszelkich prób rozliczenia komunistycznej przeszłości i jej wypaczeń. Opcja wywodząca się z totalitarnego systemu i dążąca obecnie do całkowitej dominacji medialnej i całkowitego wyrugowania innych opcji nie znosi sprzeciwu.