Odkąd klasztorny doktor światowej sławy walnął za sobą z łoskotem bramą klasztorną, zdrowie braci klasztornej wyraźnie się polepszyło. Co prawda lica Braciszków lekko porumieniały, lecz duchowa choroba dawała się dalej we znaki. A wszystko przez zupełnie nieznany dalszy los Klasztoru, który niepewny codziennie się ważył…Nastał jednak ten dzień , kiedy jutrzenka nad Klasztorem mocniej zaświeciła. Ojciec Markus, znowu w worze pokutnym, przepasany sznurem sporządzonym z liści czosnkowych wkleił do klasztornej gabloty ogłoszenie, że jakoby na powrót klucze Klasztoru Ojcu Czarnemu Bentleyowi przekazuje…
I to już całkiem, ale to całkiem na poważnie, a on sam jak stwierdził, lewitować już nie zamierza, a i klasztorne gabloty mijał będzie z daleka i zajmie się bardziej potrzebnymi zajęciami jak rąbanie drew do klasztornego kominka.
Radość nastała na tą okoliczność, że Klasztor znów stał się Opactwem Czarnobentleyowskim. Sam Opat elekt natychmiast kazał wszystkie sztuczne kwiaty z gablot klasztornych wyrzucić w ogień…a, nie wróć….do żółtych worków spakować, aby Matki Ziemi okrutnie nie ranić, a i do smogu światowego się absolutnie nie przyczyniać. Od teraz i na wieki kwiaty miały być prawdziwe, autentyczne i najprawdziwsze z prawdziwych.
Jeśli o kwiatach wspominać, to jakże by o kwiecie klasztornym płci przeciwnej nie napomknąć. Trzy Siostrzyczki w Klasztorze się jeno ostały i twardo stąpając po zimnej, klasztornej posadzce, pomimo wichrów czasu ani myślały opuszczać klasztornych murów.
Co prawda Siostra Eligia, oraz Siostra Izabela śluby milczenia lekkomyślnie złożyły, lecz Siostra Joanna od Aniołów Serafinów skutecznie za obydwie nadrabiała. Co złośliwsi Braciszkowie spekulowali, że Siostra Joanna od Serafinów pretenduje na miejsce Mateczki Najprzewielebniejszej Sankte Kategorii de Circostance, a jeszcze złośliwsi sugerowali, że posiada klucz do gabloty, gdzie zdeponowany był pejcz obosieczny Najprzewielebniejszej Mateczki, którym to plecy i gołe pośladki heretyków były z pasją smagane.
Skoro już jesteśmy przy pośladkach, to nowe standardy w Klasztorze nastały. A to za sprawą Siostry Joanny od Serafinów, którą to nawet by wartało przez szacunek wielki Mateczką Joanną od Serafinów od teraz zwać, a która zabroniła, aby miejsca, gdzie plecy nazwę swą szlachetną tracą dupą nazywać dosadnie.
Kary okrutne na tą okoliczność przewidziane zostały, przy których smaganie pejczem gołych pośladków niewinnym klapsem by się zdać mogły.
Porządki wielkie także w klasztornej kuchni nastały, a i klasztorne refectorium, zostało odnowione i ekologicznym wapnem wybielone, coby gadzinę wszelaką precz przepędzić. Zielska wszelakie, niewiadomego kwaterunku zweryfikowane zostały. Dostawy czosnku, które przez dziwnego kupca z haczykowatym nosem codziennie rano przed furtą klasztorną były podrzucane, zostały wstrzymane, a w kuchni klasztornej był zakaz bezwzględny jego używania. Tymianek i podbiał, oraz ziele skrzypu od teraz miały być stosowane, aby walory roślin tubylczych mocno podkreślić.
Sielanka trwała i trwała…aż do czasu, kiedy niepokojące odgłosy z drewutni Ojca Markusa większości Braciszkom słyszeć się zdało. Przez dziurę po sęku zajrzeć nie omieszkali…i na tą chwilę blady strach ze zgrozą padł na Braciszków widząc Ojca Markusa, jak siekierą 95 tez Lutra do odrzwi drewutni z impetem przybijał…CDN
Zabawne :)
Oh, nie tylko ! Także miłe. Czasami należy pośmiać się sami z siebie. Widać, że Trybeus jest już nasz. Pewnie zawsze był, ale tego nie udawało mu się wyrazić na poważnie, więc robi to zabawnie.
Dobrej nocy i takiegoż następnego dnia.
Proszę zauważyć, że tego Kurnika n° 9 jeszcze nie umieścił na NEonie24.pl
…nie umieścił, bo tylko w Klasztorze wykupiono prawa autorskie, z małym rozszerzeniem na Kurnik Polityczny…:)))…pozdrowienia dla Braciszka Prokopa:))
Joanna od Serafinów jeżeli jest rezydentką, to przez zasiedzenie się w najstarszym zakątku klasztornej biblioteki, a jej podobieństwo do innych osób wydaje się być zwykłą marą powstałą przez tańczące na ścianie cienie.
Kiedy ja tu tylko na kuchni od święta pomagam (to jak sądzę wyjaśnia czemu najczęściej widuje się mnie między wódką a zakąską). Mam umowę, niepisaną, z Opatem Czarnym Bentley’em. W zamian za pomoc przy kuchni mogę czasem zaglądać do klasztornej biblioteki i studiować manuskrypty.Podczas jednej z moich wizyt w bibliotece natknęłam się na księgi rachunkowe, z których wynikało, że faktury kosztowe jakie wystawiał dotychczasowy dostawca czosnku były mocno zawyżone. Przy bliższym zbadaniu sprawy okazało się też, że czosnek był chiński, a nie jak zarzekał się haczykowaty: “Polski, prosto z mojego ogródka”. A ten habit, co go teraz mam na sobie, to żem od Opata Elekta dostała, coby Braciszków i Siostry nie zawstydzać i nie gorszyć nieodpowiednim, świeckim strojem. Tak wiec noszę go, gdy zmuszona jestem nie raz i nie dwa pomykać po klasztornych korytarzach, mimo iż ślubów żadnych nie składałam.
PS Pejczyk jest mój prywatny.Używam go do przeganiania gryzoni ze spiżarni, Czasem przydaje się też w sytuacji, gdy jakiś kogut zwieje z klatki by sobie pohasać i zapaskudzi przy tym dormitorium.
Pamiętam, że w latach 80-tych będąc w Cannes zrobiliśmy wycieczkę na wyspę św. Małgorzaty i potem na mniejszą (ok. półtora kilometra długości) św. Honoratego. Byłem oczarowany tą wyspą : gościniec, otaczający całą wyspę, przyciemniony sosnami parasolowymi wprost zapraszał do perypatetyckich dysput filozoficznych. Na cyplu wieża obronna, a przy niej klasztor. Wokół małe winnice, fioletowe poletka lawendy, ule z uwijającymi się dookoła pszczołami, szare jaszczurki wygrzewające się w słońcu, zapach sosny i polnych kwiatów, lekki powiew wiatru od morza. Rozmarzyłem się. W kościele zauważyłem obraz czy duży afisz przedstawiający Matkę Boską Częstochowską. Zapytany przeze mnie braciszek powiedział, że przeor był w Watykanie i Jan Paweł II podarował mu ten obraz. Braciszkowie organizują rekolekcje dla wierzących i niewierzących. Pomyślałem, że z przyjemnością mógłbym spędzić tu moje ostatnie lata. Po powrocie do Paryża będąc na kolacji u zaprzyjaźnionego architekta Sławka zauważyłem na ścianie fotografię klasztoru na Saint Honorat. Opowiedziałem mu o moim zauroczeniu tą wyspą. Pokazał mi plany klasztoru, dzwonnicę i dachy, które jakiś czas temu restaurował. Też miał ciepłe wspomnienia z pobytu w klasztorze. Często wracałem myślami do tego przepięknego zakątka we Francji. A dziś, jestem w klasztorze św. Ekspedyta. Też mi miło.
Pozdrowienia braciszku Trybeusie.